Jin chłonął nowy ląd z oczami pełnymi ciekawości i głodu. Był przygotowany teoretycznie, zapoznał się z miejscową fauną i florą, ale żadna książka nie mogła go przygotować na widok tutejszej rzeczywistości. Jednocześnie surowa, jak i pełna koloru. Pełna dźwięków, choć równie dobrze mogła panować całkowita cisza.
Z rozmyślań wyrwało go coś przyziemnego. Pijak grożący innym. Cóż. Alkohol wszędzie działał tak samo. Przez krótką chwilę obserwował rozwój sytuacji i ewidentny brak gotowości postronnych do działania. Zmrużył oczy i podniósł się, wprawiając łódkę w delikatne kolebanie. Jego ręce sięgnęły ku bandolierowi i wyciągnęły pojemnik rozmiaru butelki, tyle że wykonany z dziwnego, gąbczastego materiału.
Alchemik odwiódł ramię, zmrużył oczy i pewnym rzutem posłał swój pakunek w kierunku pijaka. Opakowanie rozprysło się na jego plecach, uwalniając zielono-żółtą substancję, która w ułamku sekundy rozrosła się i napęczniała, oplatając ściśle pechowego człowieka jak i rozlewając się po ziemi. Po kolejnej sekundzie substancja nagle stwardniała i zmieniła swój kolor na głęboki brąz.
Mężczyzna zaczął bezskutecznie szarpać się, próbując wyrwać z maziowych więzów. - E, co to kurwa jest?! - krzyknął zaskoczony - Puście mnie! - Spokojnie, proszę się nie szarpać, za jakąś minutę powinno się samo rozpuścić. - odparł alchemik - Może ktoś z państwa w tym czasie pana rozbroi? - powiedział głośno do ludzi na nabrzeżu i usiadł spokojnie na swoim miejscu.
Odparła mu litania bluzgów wyraźnie wkurzonego pijaka. |