12-07-2022, 15:13
|
#169 |
Młot na erpegowców | Porzuciwszy zamkniętą w szafie maginię Sherwynn razem z drużyną ruszyła dokonywać dalszej eksploracji podziemi. W czworokątnej komnacie ozdobionej turpistycznymi wytworami goblińskiej myśli artystycznej szkarłatnowłosa skupiła się dłużej na przedstawieniu przerośniętego pobratymca twórców, osobnika o wężowym spojrzeniu wyłaniającego się z jaskini. Starała się pojąć symbolikę obrazu, bowiem nie wierzyła w istnienie tak wielkich goblinoidów.— Rozmiar niewątpliwie ma ilustrować jego potęgę i znaczącą pozycję. Ale te wężowe oczy... chodzi o jego podstępność, czy może talent czarnoksięski? — zastanowiła się na głos.
W środku ponurej kaplicy bardka wzdrygnęła się, gdy ujrzała na ołtarzu paskudny wizerunek demonicznej bogini. — Obrzydliwa maciora i jej przeklęte potomstwo — zaklęła siarczyście pod nosem. Nieco później wychwyciła wzrokiem jakiś podejrzany ruch. Dziecięta Lamashtu się przebudziły! Sporych rozmiarów żądne krwi upiorne kreatury o kościstych grzebieniach na grzbietach, pofałdowanej, wysuszonej skórze faktury starego rzemienia i błyszczących nienaturalnym chłodem karminowych ślepiach. Ogary Yeth. Na ich widok Sherwynn przegryzła nerwowo wargę i mocniej zacisnęła dłonie na uchwycie broni, po czym z trwogą zdała sobie sprawę z bezcelowości tego zabiegu. Zgodnie z jej wiedzą tych monstrów nie imała się żadna niemagiczna stal. Na szczęście miała wsparcie towarzyszy, sama bowiem wątpiła, że wyszłaby z nadchodzącego starcia cało. A tak, to istniała pewna szansa...
By zwalczyć czystą grozę, bardka uciekła się do jadowitych słów i przerażających szeptów. To w połączeniu z magią zaklinacza i nadnaturalnym orężem strażnika miejskiego zdołało zdumiewająco szybko zamienić chodzące koszmary w gnijące kupy mięcha. Orzechowooka najemniczka złapała się na tym, że z powodu dynamiki ostatnich dni nawet nie zapytała Mharcisa jakim sposobem w tak krótkim czasie zdołał stać się tak wprawnym wojownikiem, nie ujmując w niczym jego wcześniejszym zdolnościom. Oczywiście o ile była to rzecz, którą chciałby się z nią podzielić. Zgodnie z jej wiedzą z reguły za tak znacznym i gwałtownym przyrostem siły o tajemniczej przyczynie stała jakaś zewnętrzna siła. Tylko jaka? I co mogła zażądać odeń w zamian? Mężczyzna w ogóle nie wyglądał na zmienionego. A jednak walczył jak opętany. I operował jeszcze bardziej mrocznymi mocami niż najbardziej ponure zaklęcia bardki. Dziewczyna mimowolnie spojrzała na obrzydliwy wizerunek Metresy Szaleństwa. Miała nadzieję, że jeśli naprawdę strażnik związał się z kimś spoza planu materialnego to nie kimś podobnym...— Nie — odparła po dłuższym milczeniu na pytanie Argaena. — Lepiej zabierajmy się stąd czym prędzej. Od tej świątyni ku czci wynaturzeń zbiera mi się jedynie na mdłości.
|
| |