Liao i Nakpena udali się razem do lokum Chińczyka, który na miejscu wskazał Indianinowi, gdzie może usiąść. Z początku byli cicho. Pierwsze spotkania na herbacie między tą dwójka takie nie były. Nakpena nie należał wprawdzie do gaduł, niemniej jednak z początku próbował przerywać niezręczną - w swoim mniemaniu - ciszę. Z czasem nauczył się chińskiego zwyczaju, że do czasu poczęstunku nikt nie powinien się odzywać.
Gdy Nakpena usadowił się na swoim miejscu, Shuren w tym czasie zaczął przygotowywać ceremonię. Podgrzał wodę, którą przepłukał filiżanki, a także haiwan, specjalną czarkę z przykrywką, w celu ich ogrzania, a proces ten pozwalał zachować odpowiedni aromat naparu. Zestaw do parzenia herbaty miał oryginalny z Chin, od swojego mistrza sztuk walki, który nigdy nie porzucił tej starej tradycji i zakorzenił ją w swoim uczniu.
W trakcie, gdy woda była wstawiona do zagotowania, Liao powkładał liście herbaty do dzbanuszka, a gdy tylko woda zawrzała zalał haiwan wypełniony liśćmi herbaty, a następnie po kilku sekundach opróżnił go z płynu. Nakpena kiedyś zapewne byłby tym zdziwiony, jednak teraz znając tajemnice chińskiego przyjaciela wiedział, że w ten sposób oczyszcza się liście z kurzu i innych brudów.
Kolejne zalanie czarki, tym razem już z zakryciem i pozostawieniem na nieco dłużej do zaparzenia się. Po około minucie gotowy napar został przelany do innego dzbanuszka, a następnie gdy ten został w nim zamieszany, z niego nalano już gotową herbatę do filiżanek. Naczynia uzupełniono w około ⅓ pojemności. Resztę, jak tłumaczył kiedyś Shuren wypełnia przyjaźń i pozytywne emocje.
Napełnioną filiżankę Liao pochwycił w dwie dłonie i tak przekazał swojemu gościowi, który także przyjął ją w dwie dłonie jak nakazywał zwyczaj, a gdy gospodarz pochwycił i swoje naczynie obydwaj zaczęli degustację, której pierwszym etapem było powąchanie herbaty w celu czerpania przyjemności z jej aromatu w zapachowych filiżankach, a dopiero później skosztowali mały łyk.
- Dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie - Rozpoczął rozmowę Chińczyk - To wiele dla mnie znaczy. Mało kto jeszcze szanuje tradycje.
- Tradycja to święta rzecz. Jeszcze raz dziękuję za zabranie mnie spod wraku - Nakpena skłonił głowę, wyrażając w ten sposób wdzięczność - pozwoliłem sobie wziąć dla Ciebie mały upominek - Indianin położył na stole niewielkie zawiniątko.
- To żaden problem. Zrobiłbyś to samo - Odpowiedział Chińczyk, po czym sięgnął po zawiniątko, wcześniej pochylając głowę w podziękowaniu i zaczął je otwierać.
- Myślę, że tak - odparł Indianin.
W środku paczuszki był proszek.
- Zaparz to tak jak parzysz herbatę, wlej do jakiegoś szczelnego naczynia i zabierz ze sobą. To sproszkowane grzyby. Gdy zrobisz z nich dekokt, powstaje silny środek przeciwbólowy. W trakcie tej wyprawy może się przydać. Tylko nie przesadzaj, wystarczy łyk, w nadmiarze wywołuje halucynacje.
- Zapewne tak, dziękuję ci - Chińczyk ponownie zawinął paczuszkę i odłożył ją na bok - W sprawie wyprawy. Obawiam się, że bezpieczniejsza trasa, która wskazaliśmy, raczej nie przejdzie. Młodzi, którzy nigdy nie widzieli świata poza społecznością, nie wiedzą co może ich tam czekać i nie myślą tymi kategoriami.
- Niestety. Rozdzielenie się nie wchodzi w grę. Z resztą w grupie jesteśmy bezpieczniejsi. Cóż. Będzie trzeba się dostosować. Powiedz, masz wszystkie potrzebne rzeczy do wyprawy? Może czegoś Ci brakuje, jest jeszcze chwila czasu żeby coś załatwić.
- Jeszcze nie zdążyłem sprawdzić co mogę ze sobą zabrać, nie było czasu, ale daj mi chwilę, nie będzie tego dużo - Liao uzupełnił opróżniającą się filiżankę Nakpeny, a następnie wstał i poszedł przygotować kilka rzeczy.