| & Liao Po kilku minutach Liao przyszedł wręczając Indianinowi kartkę z listą. - Proszę. Nie licząc broni, zabieram te rzeczy. - Hm… - Nakpena przestudiował uważnie spis sporządzony przez Chińczyka - widzę, że masz wszystko uporządkowane. Mi by się nie chciało tego spisywać. Nasze ekwipunki uzupełniają się. To dobrze. Moglibyśmy zrezygnować z jednego namiotu, ale kto wie czy na jakiś czas nie będzie trzeba się rozdzielić. Lepiej nie ryzykować. - Nie wydaje mi się, abyśmy musieli się rozdzielać - Powiedział po chwili ciszy Chińczyk - Więc nie uważam, aby było potrzeba zajmować miejsce, którego i tak mamy mało. Nawet jak taka sytuacja się przytrafi, to zawsze można coś zaimprowizować, poradzę sobie jakoś.
- Nie obraź się przyjacielu, ale ja naprawdę potrzebuję samotności. Nie umiałbym spać w namiocie z inną osobą. Skończy się to tym, że wyjdę spać pod gołym niebem. Po za tym… ja strasznie chrapię. - Rozumiem, też lubię spokój, chociaż odgłosy jak chrapanie są dla mnie niestraszne. Uszanuję jednak twoją decyzję - Liao ponownie uzupełnił filiżanki herbatą z haiwanu, najpierw dla gościa, później sobie i w ten sposób opróżniali dzbanuszek napoju - Myślisz, że cel naszej podróży jest do uchwycenia, czy raczej nie wierzysz w to co usłyszałeś? - Znakomita herbata - skomplementował Indianin. - Czy wierzę w cel wyprawy? Nie wiem… Kilka dni temu miałem wizję. Duchy przodków przepowiedziały mi tę wyprawę. Wierzę, że jest w niej sens. Wiem też, że mam kogoś odnaleźć. Nie wiem kogo ale… - Nakpena zająknął się - ale… coś we mnie mówi mi, że jeden z moich synów żyje. Nie widziałem ich 20 lat, moja wioska była zrównana z ziemią… To chyba płonne nadzieje, jednak nie umiem się od tej myśli uwolnić. - Nigdy nic nie wiadomo. Ja swojej rodziny jestem pewien. Widziałem ciała. Jeżeli ty nie widziałeś ciał swoich najbliższych, zawsze jest nadzieja - Podsumował spokojnie Shuren - Ja mam nadzieję, że ta wyprawa przybliży mnie do celu, który obiecałem sobie 20 lat temu i przez te dekady, nie zrobiłem żadnych postępów. W końcu jest na to nadzieja.
- A jaki to cel, jeśli można wiedzieć?
- Nic nadzwyczajnego, pewnie nie jeden to sobie obiecał, a mianowicie zniszczyć Alexę - Gdy to powiedział nastała krótka cisza - Gdy to się zaczęło poniosłem dużą stratę. Gdyby nie mój Mistrz, pewnie byłoby mi bardzo ciężko, ale on i jego treningi dały mi motywację. Wszystko co robiłem od tamtej pory, to właśnie w tym jednym celu. Teraz mam może ku temu okazję, ale… ciężko mi w to uwierzyć. - Nie chcę odzierać Cię ze złudzeń, ale opracowanie lekarstwa dla zombie to tylko maleńki kroczek w kierunku pokonania Alexy. Szczerze wątpię żeby mogło to nastąpić za życia mojego, Twojego, czy nawet tej młodej Dove. Nie wiem nawet czy to w ogóle możliwe. Przepraszam za ten pesymizm… - Nakpena posmutniał. - Chyba powinienem już iść. Trzeba się wyspać, a jeszcze czeka mnie pakowanie gratów. - Nie odzierasz mnie ze złudzeń. Wiem, że to może być ciężkie, a nawet niemożliwe. Jednak zostałem jakby zaprogramowany życiem, aby dążyć do tego celu. Może nie uda mi się go zrealizować, ale przybliżę do niego i pozwolę innym dokończyć tego dzieła. Nie masz powodu do smutku przyjacielu - Chińczyk klepnął w ramię Indianina. - Dziękuję za wizytę, musimy powtórzyć herbatę jak wrócimy, albo wybiorę się do ciebie na coś twojego.
- Oczywiście, zapraszam. Teraz nie mamy wyboru, musimy wrócić w jednym kawałku - spróbował zażartować Nakpena.
- Do jutra, wyśpij się dobrze - rzucił wychodząc. - Widzimy się jutro - Odparł Liao żegnając mężczyznę, po czym gdy ten wyszedł zaczął pakować swoje rzeczy.
Nakpena szedł do siebie wolnym krokiem. Zniszczyć Alexę? Kto by tego nie pragnął? Indianin był jednak realistą i nie bardzo wierzył, że to możliwe. Jednak marzenia i nadzieja to dobra rzecz. Trzymają ludzi przy życiu, sprawiają że się chce. Czym w ogóle jest ta pieprzona Alexa? Maszyną? Programem komputerowym? Skąd ma wolę? I dlaczego jej wolą jest zagłada ludzkości? Jak walczyć z czymś czego natury się nie rozumie? Pojęcie tego przekraczało możliwości Nakpeny.
Gdy wrócił do siebie zaczął od szybkiego przygotowania kilku odwarów z ziół, które suszyły się do ostatniej chwili. Później spakował swoje rzeczy do sakw w motocyklu. Z tyłu sprytnie przytroczył namiot. Jego Harley wyglądał nienagannie. Nakpena zawsze o niego dbał. - Ciekawe jak będzie wyglądał na koniec tej wyprawy - pomyślał.
Gdy skończył się pakować, ogolił odrastający zarost, naostrzył noże, maczetę i brzytwę, przeliczył amunicję i przygotował się do snu. Wcześniej jednak czekała go rozmowa z duchami przodków. A-koo-chee-moya…
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |