Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2022, 21:31   #245
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Vircan przechył głowę obserwując pijaczynę grzebiącego przy skrytce. Może to był przypadek… nie pierwszy dziś się kręcił w pobliżu i może to tylko przypadek… nie. To był cel! Rozłożył skrzydła, zakraczał pod dziobem. Spod piór zabiło ledwie widoczne fioletowe i zielone światło gdy składał zaklęcie. Czuł moc Natury przepływającą przez niego i ukierunkował ją.

W ciągu krótkich sekund spod ziemi i z płytkich szczelin w murach zaułka wystrzeliły cierniowe pnącza. Wiły się i tańczyły wypełniając go po brzeg i tworząc długie na pół palca, ostre jak igły ciernie. Przez krótki moment były jeszcze zielone i miękkie, ale szybko zbrązowiały “zdrewniając” się. Naprężyły i już samym tym ruchem przebiły ciało i ubrania, grożąc zerwaniem ich z kości jeśli tylko spróbuje na nie naprzeć.
Zaalarmowany krakaniem, Jace zerwał się ze swojego dachu podbiegając do krawędzi dachu. Widząc leżącego i poparzonego mężczyznę oplatywanego przez zaklęcie druida. Pułapka udała się idealnie! Beleren przygotował zaklęcie na wypadek gdyby przeciwnik wyzwolił się z więzów.
Mężczyzna krzyknął z zaskoczenia i bólu, po czym szarpnął się, próbując wyrwać, co przypłacił jedynie kolejnymi ranami.
- Ratunku! Pomocy! - wrzasnął rozpaczliwie.
Jace wypowiedział magicze slowo, a jego rodzinny sygnet rozbłysł magicznym blaskiem momentalnie wyciszając rozpaczliwe wrzaski. Prosta iluzja miała na celu uniemożliwienie innym podsłuchiwania, ale kreatywnie można było wykorzystać ją również do powstrzymania krzyków.
- Nikt Cię nie usłyszy - powiedział lekceważąco. Oczywiście uwięziona istota, jeśli nie rozpoznała zaklęcia, nie zrozumie swojej sytuacji, ba, nawet nie zauważy różnicy. Jace nie martwił się tym zbytnio.
- Co z nim robimy? Chyba trzeba go nieco poturbować? - spytał kruka?
- Moje przewidywania nie przekraczały tego momentu. Mogę zmusić ciernie aby go lały i lały póki nie padnie. Alternatywnie rzucamy mu kajdany i każemy się zakuć, bo jeśli nie to jednak wracamy do cierni obdzierających mu ciało z kości. Co wolimy?
Ściana kolcy była gęsta, a ostrza wielkości ludzkich palców sprawiały, że żaden większy ruch nie był możliwy bez narażenia się na nabicie na któryś z nich. Jace wertował księgę w poszukiwaniu odpowiedniego zaklęcia. Wyciszone krzyki istotny nie przeszkadzały mu w ogóle. Wreszcie zamknął ją i skupił się na magii przywołując robactwo wychodzące ze szczelin bruku i ścian budynku, a przynajmniej tak widział to zmiennokształtny. Nieco bardziej złożona iluzja zaatakowała umysł w tworząc wyimaginowane chmary pająków, szczypawek i innego rodzaju paskudztwa momentalnie oblazło ciało nie przejmując się kompletnie ścianą. Były wystarczająco małe by wspiąć sie po ostrych kolcach, wejść pod ubranie. Mężczyzna wzdrygnął się mimowolnie nabijając barki o kolce. Rozległ się krzyk wyciszony niemal kompletnie przez strefę ciszy. Uczucie było nie do zniesienia, musiał się podrapać, za każdym razem ruszając się nadziewał na kolejne kolece, tak, że w parę chwil ściana w tym miejscu wyglądała jak krwawa chmura.
Jace zamknął oczy kiwając głową na boki. Nie był zadowolony z siebie, ale potrzebowali go unieszkodliwić i musieli zrobić to szybko.
Nie minęło kilka chwil, a mężczyzna zwiotczał i padł bez przytomności, nadziewając się przy tym na kolejne ciernie. W tym czasie Jace i Vircan usłyszeli podniesione głosy dochodzące spoza zaułka.
- Co to jest?!
- Jakieś czary?!
- Wołajcie straż!

Vircan skrzywiłby się gdyby nie brak ust.
- To się ciut spod kontroli wyrwało. Zabiorę go Rufusa. Na przyszłość… spróbujmy z kajdanami. Zajmiesz się cywilami? Ja bym zranił ich uczucia - zadrwił Vircan i wniósł się do lotu, a chwilę potem praktycznie pikował na rannego szpiega, nie przejmując się gąszczem cierni które na jego rozkaz kruszały i rozsypywały się na proch, a potem zupełnie dematerializowały.
Wylądował na padłym na ziemię zmiennokształtnym i wraz z nim wzniósł się w górę. Dopiero te piętnaście metrów w górze wymruczał inwokację zaklęcia i odrobinka mocy leczącej przelała się na jeńca aby go ustabilizować…
Na to było jednak już zbyt późno - już w momencie, w którym Vircan dopadł do leżącego, zmiennokształtny wracał do swojej naturalnej formy, także należącej do tej samej rasy co Emi.
Jace nie odpowiedział. Wciąż patrzył na gałkę oczną wbitą na jeden z kolców. Chyba jednak przesadził. Co prawda nie zabił, ale jego drobna sztuczka doprowadziła zmiennokształtnego do śmierci. Coraz głośniejsze krzyki zaniepokojonych mieszkańców w końcu wyrwały go z letargu. Z mieszaniny obrzydzenia i fascynacji. To już druga śmierć w ciągu jednego dnia do której się przyczynił. Zastanawiał się czy to na pewno on? Czy może w jego głowie też siedzi jakiś Vox, który przejął kontrolę? Zmodyfikował zaklęcie? Subtelnie wpłynął na decyzje?
Dostrzegł ruch kątem oka. Ktoś wchodził ostrożnie do alejki. Jace sfrunął łągodnie z dachu na dół.
- Nic się nie stało, przepraszam za zamieszanie. - powiedział lądując miękko przed mężczyzną. - Już jest w porządku, zajmę się uprzątnięciem tego magicznego… incydentu. -
 
psionik jest offline