Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2022, 11:58   #123
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Towarzystwo opuściło więc Saloon, zgarniając rzeczy z pokonanych bandziorów, oraz ich cztery konie. Wspólnymi siłami wsadzono Elizabeth na konia, po czym jak najszybciej opuszczono Ellsworth… i w sumie to była dobra decyzja. Na ulicach miasta, zaczęło się bowiem pojawiać coraz więcej, i więcej mieszkańców, uzbrojonych we wszelakie karabiny i strzelby, powoli zbierający się do kupy, i idący w stronę budynku, w którym doszło do kanonady…

~

A więc dalej na zachód, do ich celu, kilometr za kilometrem, godzina za godziną… "Doc" z obitą gębą i ciałem, "Ognista" z postrzeloną nogą… opatrzoną jedynie prowizorycznie, znieczulając się co pewien czas wewnętrznie flaszką whisky?

Godzina za godziną… kilometr za kilometrem.

Pościgu nie było. Nikogo, kto by ich śledził, również. A że powoli nadchodził już wieczór, i Elizabeth serio musiała być porządniej opatrzona, a kula wyciągnięta, w końcu się zatrzymano, by po raz kolejny rozłożyć nocny obóz na prerii.

Wesa znalazł rzeczkę(Smoky Hill River), przy brzegu której można było się rozłożyć…



- Nieźle to wygląda - powiedział John, rozglądając się dokoła. Rozkulbaczył wierzchowca, którego przywiązał do niewielkiego drzewka. Wziął koc i rozłożył go na spłachetku bujnej trawy. - Pomóżcie Elizabeth zejść z wysokości, a potem zapraszam..
Otworzył torbę i zaczął się szykować do operacji.
Zgodnie z prośbą doktora Oppenheimer pomógł Elizabeth zejść z wierzchowca a potem poprowadził do herr Taylora, już przygotowującego swoje narzędzia.
- Postaraj się za głośno nie krzyczeć frau. To miejsce jest dość urokliwe i szkoda byłoby je opuszczać w pośpiechu. Dość mam już uciekania.
- Zgoda, o ile będę mogła po fakcie kopnąć cię w cohones i też zachowasz stoicki spokój to obiecuję, że nie pisnę ani razu - Elizabeth powiedziała pół żartem pół serio z uśmiechem między grymasami podczas schodzenia z wierzchowca.
- Na szczęście nie muszę się rozbierać - Powiedziała do Johna - Widać spódnice przydają się w różnych sytuacjach.
- Jak chcesz, możesz mnie potrzymać za rękę… najwyżej obie powrzeszczymy - Powiedziała Melody i parsknęła, a Dixon wiedząc co ją za chwilę czeka, przyjęła dłoń, którą silnie zacisnęła.
John ponownie podał swej pacjentce miękki kawałek skóry, a potem sięgnął po narzędzia, układając obok pacjentki. Następnie ściągnął prowizoryczny opatrunek z jej uda, oblał nieco udo i samą ranę whisky… a Elizabeth syknęła. A potem… potem John po prostu wsadził jej swój (zdezynfekowany) palec prosto w dziurę. Wrzasnęła. Ale to była jedyna, najprostsza metoda, by zlokalizować kulę…

Elizabeth co prawda doktorem nie była, ale nie pierwszy raz wyjmowano jej kulę z nogi. Niejednokrotnie widziała też jak taką kule wyciągają z kogoś innego. I to niekoniecznie lekarze, a ktoś kto najwięcej się tego naoglądał i był "specem" w tej dziedzinie z jej obecnej bandy. Z tego powodu wiedziała, że lokalizowania kuli paluchem to nie jest metoda, która najczęściej się stosuje, a na pewno nie najdelikatniejsza.
- Ja ci kurwa dam nie przejmuj się! - Wrzasnęła "Ognista" uderzając pięścią ramię "Doca" - Ja wiem, że jesteś teraz ogłupiony, ale mogłeś ostrzec, że wbijasz palucha?! - Nie przestając krzyczeć i wrzeszczeć kierowała swoje słowa w stronę Johna.

Następnie zaś, palec zastąpiły w końcu długie szczypce, które wkrótce także zniknęły w ciele Elizabeth… bolało, oj jak bolało… "Doc" musiał aż siedzieć na jej nodze, by nie wierzgała. No i w końcu, jakby po wiecznościach, wyciągnął tą cholerną kulę. A potem było już z górki. Przemywanie rany, dezynfekcja, i w końcu i zszywanie, i znowu ból. Nowy opatrunek, i wreszcie po wszystkim…

Elizabeth ulżyło, że już po wszystkim. Ból był straszny, ale wiedziała czego się spodziewać… no może poza pieprzonym paluchem Johna. Teraz miała ochotę jedynie się odprężyć, najlepiej wykąpać, mimo że niedawno się kapała. Ale ze świeżym opatrunkiem to tak nie bardzo. Chyba że Melody by jej pomogła… ale znając jej to więcej by zamykała oczu niż by przy tym pomagała. Dixon uśmiechnęła się na tę myśl o wstydliwej przyjaciółce. No cóż… teraz zostało jej czekać, aż rana się zagoi, co wcale nie będzie takie szybkie.
- Dzięki John - Rzuciła na koniec "wizyty".
-Polecam się na przyszłość. - W ustach Johna pojawił się cień uśmiechu. - Chociaż nie życzę ci kolejnej kuli… ani niczego w tym stylu - dodał.

Gdy z Elizabeth było już wszystko gotowe, a kula opuściła jej ciało… w sumie przyszedł czas na niego samego? Miał dwie krwawiące rany na głowie, które trzeba było zeszyć? Ale samemu, to chyba nie bardzo?

No i okazało się, że Elizabeth się też na tym trochę znała, jako jedyna z grupy poza nim. A więc… zamiana ról? Wzdychając, że nikt poza Johnem nie zna się na leczeniu lepiej niż ona, w końcu swoje się w życiu napatrzała na łatanie ran, to i było, gdzie się poduczyć, zabrała się do roboty.

W czasie, gdy Taylor ją latał, ktoś już zdążył rozpalić ognisko, to dobrze - pomyślała. Położyła w ogniu swój nóż i czekała aż się nagrzeje, a gdy ostrze zrobiło się czerwone, przyłożyła je do jednej z ran na głowie nieświadomego obitego mężczyzny.
-Szlag by cię… - John nie zamierzał ukrywać swej opinii o rodzaju udzielonej mu pomocy. - Dobrze, że mi oka nie wypaliłaś…
Jakoś nie wyglądał na szczęśliwego.

Po krzykach z pierwszym przypadkiem, stwierdziła że drugiej chyba przypalać nie będzie. Wzięła więc igłę i nić z przyborów Johna i zaczęła go zszywać, wcześniej odkażając rany alkoholem, co też nie obyło się bez syczenia doktorka. Samo szycie nie szło jej źle do momentu, aż poczuła że robi jej się nieco słabo, czego w zasadzie nie poczuła do momentu jak się przewracał… na głowę Johna.

Gdy się podniosła okazało się, że szew został zerwany, a krwotok z głowy się odnowił, więc szycie trzeba było zacząć od nowa, ale dalej szło już bez większych przeszkód. Doktorek został pozszywany. Szwaczki patrząc na dzieło Elizabeth raczej nie zatrudniłyby jej w swoim zawodzie, ale sama Dixon była dumna ze swego dzieła do tego stopnia, że pochwaliła się tym Melody, której zaproponowała, że zszyć ten gorset co chciała oddać Chińczykom. Po krótkiej ciszy powietrze wypełniło się salwą śmiechu obydwu pań.
 
Elenorsar jest offline