Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2022, 18:38   #31
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kawałek nocy pracował jeszcze nad transparentami. Jakaś tablica, jakieś kawałek materii, gdzie możnaby napisać:
“Z Jeffersonami zwyciężymy!”
“Siła Jeffersonów naszą siłą”
“Jeffersonizm naszą szansą”
“Wola Jeffersonów wolą ludzkości”
“Lepsze lepsze pojutrze od lepszego jutra
”, e chyba niezupełnie
oraz jeszcze parę innych. Skoro mieli podróżować przez ziemie fanatyków, ktorzy stworzyli nowy kult, można było albo pokazywać się, jako jeszcze więksi fanatycy, albo strzelać. Strzelanie może było dla niektórych OK, ale przeciwników zawsze mogło byc więcej. Ryzykowali również Małą, więc warto było wyłgać się, zamiast strzelać. Wreszcie nabazgrał coś takiego:




Uśmiechnął się:
- Ciekawe, co powiedzą inni, jak zobaczą? - rzekł wykonawszy artystyczne arcydzieło społecznej komunikacji.

Jeszcze później się przygotował, spakował co potrzeba i już gotowy był do drogi.

Ranek był jaki był. Wszyscy chyba się krzątali przy swoich rzeczach. Zresztą nie tylko oni. Starszyzna załatwiła paliwo oraz podstawiła pickupa. Fajny samochodzik, czerwony Ford. On niespecjalnie potrafił prowadzić, ale wiedział, ze Evelyn oraz Thomas to inna bajka. Siła ognia także była zapewniona, choć osobiście wolał zawsze najpierw rozmawiać, później strzelać. Lepiej być uprzejmym, coś na zasadzie: “Uprzejmie proszę: WOOOON!”

Solidna beka ztała z tyłu, obok niej wrzucili sprzęt, który można oraz racje. Niby bowiem po co było je trzymać wewnątrz, gdzie i tak nie było zbyt wiele miejsca. Pewne rzeczy, typu leki, wartało trzymać wewnątrz, ale niektóre rzeczy niekoniecznie. Choćby namiot, śpiwór i włąściwie niemal wszystko, poza bronią, lekami, amunicją oraz koktajlami Mołotowa. Gdyby bowiem gdzieś coś, wartało takie rzeczy mieć pod ręką. Później kilka słów na papa.

Solidna grupa. Najpierw motocykliści stanowiący straż przednią. Znał obydwu, choć nie była to znajomość identyczna. Nakpena bowiem raczej stronił od pozostałych członków enklawy, albo przynajmniej się tak Machowi wydawało. Oczywiście był pożytecznym dla innych, mądrym wsparciem, ale przynajmniej Mach nie mógł określić go, jako bliskiej właściwie osoby. Stanowczo inaczej Liao, świetny wojak, z którym lubił trenować. Nie posiadał Mach oczywiście zdolności wręcz, jednak bronią białą potrafił machać, szermierka stanowiła coś, co naprawdę lubił. Chętnie więc trenował walkę tocząc przy tym rozmaite rozmowy oraz szlifując język chiński, który nauczyć się… nieważne, przeszłość, która popłynęła swoim strumieniem.

Siostry znał od niezwykle skutecznej strony. One siedziały w samochodzie. Evelyn jako kierowca oraz Dove jako strzelec. Trzymały się razem, czemu ciężko było się dziwić. Stanowiły rodzinę, ileż zaś osób mogło obecnie powiedzieć, że ma przy sobie krewnych? Ale lubił je, lubił z nimi rozmawiać, zaś szanował za umiejętności. Evelyn wszak szusując po ulicy jakimś sposobem utrzymała auto na asfalcie pomimo wybuchu. Zaś młodziutka Dove mająca jebitny warkocz, cóż, miała oko niczym sokolica, zaś jest wielka spluwa stanowiła konkretny argument. Thomas również był kierowcą. Fajna rzecz prowadzić na zmianę. Wtedy ani się kierowca nie męczy, ani nie zmniejsza się czujność. Poprzez wiele stanów się przemieszczają, więc para świetnych szoferów była wskazana mocno. Jeszcze para świetnych przyjaciół: człowiek oraz jego piesek, czyli Laverne oraz Pepsi. Kumple od kielicha oraz poczochrania ucha. Wreszcie Mała, która pewnikiem wolałaby na pace przytulać Pepsi.

Evelyn uruchomiła gaz, wszyscy wtrynili się na swoje miejsca. Silnik włączył wyższe obroty, sprzęgło zostało opuszczone, samochód ruszył. Nie wiedzieć czemu przypomniał mu się wiersz własnie o takim wyruszaniu, ale skąd, któż wie…

A droga wiedzie w przód i w przód
Choć zaczęła się tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę…
Skorymi stopy za nią w ślad –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę
.”

Zaiste wyruszali, choć na południowy zachód, nie na wschód, oraz póki co ich stopami były opony Good Year.

Szerokopasmowa arteria poprowadziła ich najpierw na zachód. Właśnie ta, która jechali wczoraj, obok oczyszczalni, ale później nie jechali prosto, jak wczoraj, lecz prostu skręcili aby dostać się na M55. Inna kwestia, ze nawet przez ten kwartał było znać, jakie wczorajsze bumcnięcie wywołało zniszczenia. Nawet tutaj było mnóstwo wybitych szyb, zniszczonych kawałków murów, oczywiście jakiś fragment. Później już jechali sprawnie przemieszczając się jak obszył południowy zachód aż do St. Luis, gdzie powinni się przesiąść na M44 ku Oklahoma City. Szczególnie wyjątkowa chwila, uznawał oglądając przemykające za oknem krajobrazy.
 
Kelly jest offline