Ach, ląd. Każdy port wyglądał mniej więcej tak samo. Nie ważne, czy to olbrzymie miasto, czy piracka przystań, czy kraniec świata. Zawsze jest zapach ryb, rumu i szczyn. Pijani majtkowie szukający zaczepki i brak miejscowych stróżów porządku. Amos wyszedł z łodzi dość zręcznie jak na swoje rozmiary idąc za pozostałymi. Nie musiał interweniować, więc ograniczył się jedynie do obserwacji, zarówno mimiki obu mężczyzn, jak i otoczenia. To zawsze pokazywało która strona ma realną władzę, a to często decydowało o życiu i śmierci. Ten nowy przyczółek cywilizacji nie był inny. Pod pewnymi względami mógł być gorszy, bowiem różne frakcje prężyły muskuły i testowały siłę. Wpierdalanie się między wódkę a zakąskę nigdy nie było dobrym pomysłem. Sierściuch wyjrzał z zainteresowaniem z kieszeni podróżnego plecaka, jednak nie widząc nic ciekawego, schował się z powrotem wypełniając idealnie środek małego, podróżnego rondelka. |