Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2022, 02:18   #143
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Była osłabiona, niebezpiecznie lawirowała na pograniczu rozpaczy, ale wzbierało w niej coś jeszcze. Gorące pragnienie zemsty, którego zapowiedzią było nagłe wciągnięcie powietrze w płuca.
-CO TY ROBISZ?! POSTAW MNIE NA ZIEMI! -ryknęła, na tyle głośno i wściekle, na ile pozwalało jej zbolałe ciało. Próbowała się też wyszarpać z objęć mężczyzny, lecz kiedy i tym nie osiągnęła skutku, to przeniosła gniewne i zdezorientowane spojrzenie na Arissę. W kolejne słowa włożyła cały swój aktorski talent -Kto to jest?! Czemu on mnie dotyka?!

To był prawdziwy popis kunsztu aktorskiego. Szkoda tylko, że publiczność była tak… mierna. Niemniej uwierzyli jej słowom i mimice.

Ruchacz spojrzał na Arissę z podejrzliwością i zakłopotaniem. Nie wiedział co robić w takiej sytuacji, a kapłanka też wydawała się lekko zdezorientowana.
- No… ten… tego… musiała się zatruć dymem z kadzideł i odpłynęła. Może lepiej jak zostanie u mnie na noc. - zawyrokowała w końcu.
-Czy aby na pewno musi? - zapytał niepewnie czarownik, a jego wspólniczka w zbrodni wzruszyła ramionami dodając.- U mnie na pewno dojdzie do siebie.

-A weźcie mnie oboje zostawcie w spokoju!
-warknęła Eshte nie mając zamiaru pozwolić im na podejmowanie kolejnych decyzji, jak gdyby ona była małym dzieckiem pozbawionym własnego zdania. Wspólnymi siłami zrobili już wystarczająco dużo złego! Musiała jak najszybciej uciec od ich dalszej.. „pomocy”
-Nie urwało mi nóg, tylko uderzyłam się w głowę, tak? Więc nie potrzebuję pomocy jakiegoś.. parobka, żeby dostać się do mojego domu -zabłysnęła swoim logicznym myśleniem, po czym groźnie wycelowała palec w Thaaaneeeekryyyysta. Każdemu dźgnięciu w jego tors towarzyszyło słowo wypowiedziane rozkazującym tonem -Postaw. Mnie. Na. Ziemię.

Czaruś przyjrzał się jej podejrzliwie, po czym westchnął ciężko - Jak. Sobie. Życzysz. Księżniczko.
I takoż uczynił. Niestety, ani gniew kuglarki ani jej upór nie zmienił rzeczywistości. Gdy już stanęła na swoich nogach, zachwiała się i odruchowo oparła o swego “męża- łajdaka” gubiąc przy okazji płaszcz którym Arissa ją okryła i prezentując swoją gołą pupę w całym jej majestacie… jak i resztę obszarów, które akurat nie były przyciśnięte do szerokiego torsu czarownika. Nogi elfki drżały nadal i było tylko kwestią czasu zanim zawiodą.

- Może jednak dasz się zanieść do łóż.. do wozu. Do łóżka w wozie. Bo choć z pewnością wielu podziwiało by twój marsz bez ubrania, to chyba nie o taką sławę ci chodzi?- zaproponował uprzejmie Thaanekryyst wzdychając ciężko, podczas gdy Arissa łakomym spojrzeniem wodziła po Esthe uśmiechając lubieżnie.

-Nie dotykaj mnie - syknęła elfka do „obcego” mężczyzny i słabym ruchem ręki spróbowała się odepchnąć od niego. Zaowocowało to tylko kolejnym zachwianiem się na drżącym nogach, a potem uwaleniem się gołym tyłkiem z powrotem na ziemi. Ale to dobrze, bo i tak planowała się schylić po koc. Siedząc na ziemi otuliła się nim ciasno, a następnie podniosła się. To znaczy, próbowała się podnieść. Bardzo próbowała. Mocno zaciskała zęby, kiedy całe swe siły wkładała w obudzenie mięśni w nogach i utrzymanie się na nich.

-Nikomu nie.. groziłoby.. oglądanie mojej.. golizny, gdyby ta.. tutaj - tym razem palec oskarżycielsko wycelowała w Arissę, która jak na jej gust wyglądała na zbyt z siebie zadowoloną -oddała mi.. moje ubranie!

- Ale ja ci go nie zabieram.
- nadąsała się kapłanka.- Ono gdzieś tu… leży. Nie pamiętam tylko gdzie je rzuciłam. Będę musiała poszukać i to trochę mi zajmie. Chcesz poczekać? Albo poszukać sama?

-Twój namiot nie jest jakimś wielkim zamkiem, nie powinno być trudno znaleźć moje ubrania
- odpowiedziała Eshte burknięciem.
Zmęczyły ją te próby samodzielnego stanięcia na nogach, były one w jej wykonaniu bardziej nieporadne niż pierwsze kroki stawiane przez nowo narodzone źrebię. W porównaniu do niej były one ucieleśnieniem gracji.
Jedynym zdobytym przez nią osiągnięciem było kurczowe uczepienie się ręki czarownika i wykorzystanie go do utrzymania się we.. względnie stojącej pozycji. Z takiej wysokości mogła rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu strzępów swojego zapomnianego ubrania, marudząc przy tym -I skoro uderzyłam się w głowę, to w ogóle nie rozumiem jaki był cel rozbierania mnie.
Oh, rozumiała. Rozumiała aż za bardzo. I to zrozumienie sprawiało, że z coraz większą niechęcią spoglądała na Arissę oraz jej partnera zbrodni, Ruchacza. Już ona zadba o to, aby nigdy więcej nie oglądali jej nagiej.

- No nie.. ale zrobiłam bałagan podczas rytuałów. Utraciłaś sporo krwi i to… w połączeniu z nadużywaniem magii wywołało twoje omdlenie. Uderzenie podczas upadku było jego następstwem a rozebranie… częścią rytuałów uzdrawiania.- wyjaśniła Arissa przesuwając spojrzeniem po bajzlu jakim były porozrzucane wszędzie poduszki, zaschnięte plamy wina w kształcie mistycznych znaków, żarniki wypełnione mdlącym kadzidłem. - I ciesz się, że wam nie policzę za cały proces uzdrawiania. Kosztował mnie wiele.

Eshte zdołała jedynie wypatrzeć spodnie i jeden trzewik przez tą mgiełkę zapachów, jedynie odrobinę rozproszoną przez kapłankę.
- Naprawdę chcesz tu czekać, aż znajdziemy każdy twój ciuszek?- zapytał cicho Ruchacz.

Zgromiła go jednym spojrzeniem rozgorzałym ze złości.
-A co Ci do tego? - nadal odgrywała przed nimi to swoje wybiórcze zaciemnienie pamięci. Nie było to trudne, bo i gniewanie się na niego było dość łatwe. Nieważne, czy w jej oczach był czarownikiem traktującym ją jak życiową niedorajdę, czy bezczelnym parobkiem niby-kapłanki.
-Wezmę przynajmniej moje spodnie - łaskawie zgodziła się na taki kompromis, dzięki któremu przynajmniej miała przestać świecić swym gołym tyłkiem. Jeden fatałaszek to zawsze więcej niż.. no, nic.

Pociągnęła Thaaneeekrryyysta w kierunku niedbale porzuconych spodni.. a raczej pociągnęłaby, gdyby miała do tego siły. Jedyne co teraz była w stanie zrobić, to skinąć w ich stronę podbródkiem i liczyć na to, że „parobek” do czegoś się przyda. Sama tylko żachnęła się na zupełnie szaloną sugestię Arissy - I nie przypominam sobie, abym to ja przyszła tutaj być przez Ciebie uzdrawianą. Niech Ci zapłaci ten, kto uznał to za dobry pomysł.

- Ty to umiesz “zdobywać” sobie przyjaciół. Nic dziwnego że tak szybko zyskujesz nowych wrogów.-
westchnął ciężko Ruchacz, przytulił do siebie wczepioną w siebie kuglarkę i wraz z nią ruszył ku spodniom.
A Arissa poprawiając płaszcz na swoich ramionach, dodała - Poświęciłam mój czas i moje zdolności bo jestem miła z natury i uczynna. Nie oczekuję odpłaty.
Czarownik skinął głową w niemym podziękowaniu kapłance, a kuglarka tylko wywróciła ślepiami. Była sama jedna przeciwko ich dwójce, a nie miała w sobie sił na dalsze próby przegadania tych mistrzów manipulacji. Na co właściwie jej byli wrogowie, skoro miała takich „przyjaciół”?

Postanowiła skupić się na ucieczce z tego przeklętego miejsca. Chwilę z wyraźnym zafrapowaniem przyglądała się swoim biednym spodniom, brudnym i zmiętoszonym na ziemi. Potrafiła swoim ciałem i magiem wyczyniać cuda o wiele bardziej zachwycające od.. ubierania się. A mimo to teraz wizja wciągnięcia spodni na tyłek jawiła jej się prawie niewyobrażalnym zadaniem. Była najsmutniejszym rodzajem akrobaty - takim, któremu nogi odmawiały posłuszeństwa.

Eshte stopami pogrzebała w tym żałosnym zawiniątku, aż odnalazła właściwe nogawki. Następnie schylając się próbowała je naciągnąć na nogi. Długo to trwało i wyglądało też bardzo pokracznie, bowiem musiała jeszcze balansować pomiędzy trzymaniem się mężczyzny oraz zasłanianiem kocem swojej golizny. Ale kiedy już pociągnęła za sznureczki wiążące spodnie w pasie, to odetchnęła ciężko, jak gdyby co dopiero zaznała nieludzkiego wysiłku. Po tym osiągnięciu, nadal bez słowa, szturchnęła „parobka”, żeby nadać mu kierunek ku wyjściu z namiotu.

Niestety nie dotarła tam o własnych siłach. Nie tylko nogi miała słabe, ale i całą resztę. Z tego powodu zachwiała się, osunęła i musiała zdać się na ramiona silnego parobka, który uniósł ją owiniętą w koc.
- Doprawdy. Gdy zgodziłem się być twoim mężem to inaczej wyobrażałem sobie ten związek. Czuję się bardziej piastunem niż małżonkiem. - westchnął Ruchacz wynosząc kuglarkę, co niestety Arissa słyszała i co mogło dać jej niewłaściwe wyobrażenie o związku Eshte. Bo Tancrist nieświadomie zasugerował, że to elfka poprosiła go o rękę. Że to ona chciała tego związku!

Jego „żonka” obdarzyła czarownika ostrym spojrzeniem spod przymarszczonych brwi. Czy on naprawdę miał teraz czelność marudzić?! On?! Przecież to przez niego i Arissę nie miała teraz sił utrzymać się na własnych nogach!
Traktowali ją jak życiową niedorajdę, ale też jak.. egzotycznego cudaka, którego mogą sobie bez pytania głaskać, dotykać i ogólnie uważać za swoją własność. Zwykle nie czuła się w ich oczach uwielbianą sztukmistrzynią zasługującą na szacunek, a.. jakąś byle sierotką, ciekawostką dla znudzonego życiem szlachciurka i bezwstydnej niby-kapłanki. I dzisiejsze przebudzenie tylko to potwierdziło.

Była zbyt zmęczona, aby znowu się z nim kłócić. I tak niczego by nie zrozumiał. Nigdy nie rozumiał.
-Nic do mnie nie mów -mruknęła beznamiętnym tonem głosu, po czym uniosła podbródek i zawiesiła wzrok na chmurach przesuwających się wysoko ponad ich głowami. Odetchnęła głębiej powietrzem, o wiele bardziej orzeźwiającym od odoru kadzideł.

Owinięta kocem niczym w kokonie była niesiona przez pół obozowiska niczym jego zdobycz. Czarownik przychylił się do jej prośby i milczał. A gdy zbliżali się do jej wozu dostrzegła starego jednookiego krasnoluda pilnującego jej dobytku przy ognisku i oczywiście… Trixie.
Wróżka podleciała do obojga i fruwając nad nimi trajktotała wyraźnie przestraszona.

- Eshte takżeśmy się bali,jak spadłaśzkonia i leżałaśbezczucia. Tancristprzeraził się że cośzłego się ztobą dzieje i nagwałt szukaliśmykogoś ktomógłby cię poratować,bo niedało się wlać eliksirudotwoichust. Anie mogliśmydo byleuzdrowiciela bo twojakonkurentka mogłaby ich przekupić.Dobrze że onprzypomniał sobie o twojejprzyjaciółce. Tak siębałam że umrzeeeeeszszsz…- na koniec tego monologu, w którym to niemal połykała słowa, wróżka się rozbeczała, a Eshte zrobiło się tak.. przyjemnie i różowo. Czuła się jak księżniczka z bajki w objęciach swojego królewicza. Teraz wszystko mogło się tylko potoczyć dobrze… a potem przypomniała sobie o pyłku, który sypał się z Trixie obficie, gdy ta była podekscytowana lub przerażona.

-Tak, tak. Też za Tobą tęskniłam - powiedziała szybko kuglarka, żeby w porę zapanować nad wybuchem płaczu wróżki. Sama też poczuła coś nowego, jak gdyby.. bardzo silne ukłucie ulgi i radości na widok pierwszej przyjaznej twarzy. No, twarzyczki. Może i bardka była malutka ciałem, i w roztrzepaniu obsypywała elfkę swoim pyłkiem, ale nigdy nie robiła tego ze złośliwymi zamiarami.
Kuglarka spróbowała się osłonić przed kolejnymi drobinkami mogącymi przemienić ją w Słodką Idiotkę, wołając jednocześnie - Ale Trixie, uważaj na pyłek!

- Och… tak…
- odparła zakłopotana wróżka uspokajając się nieco. Tymczasem wtrącił się jednooki krasnolud, wstając i pochodząc. Podał jej nieco sfatygowany kapelusz, ten sam którego straciła w lesie.
- Zgubiłaś go… szukając ciebie natknąłem się na niego. Na następny raz nie uciekaj tak szybko. Nogi mam krótsze od konia. I od ciebie.- mruknął.

-Nigdzie nie uciekałam! To ta szlachciurska chabeta się spłoszyła - żachnęła się Eshte, już nie pierwszy i pewnie też nie ostatni raz tłumacząc komuś tę subtelną różnicę. Z czułością ujęła w dłonie kapelusz, wymęczony życiem mniej więcej tak mocno jak ona sama, po czym przyjrzała się pomiętemu materiałowi i porozdzieranym koronkom. Będzie potrzebował lekkiego.. odświeżenia, ale było to łatwiejsze od szycia całkiem nowego kapelusika.
Ta niespodzianka rozpogodziła nieco chmury ponurego nastroju sztukmistrzyni. Pierwszy raz od przebudzenia jej wargi wykrzywiła się w słabym uśmiechu, kiedy zwróciła się znowu do krasnoluda -Dziękuję, Dziaduniu.

Czarownik wniósł elfkę do wozu, który był… wysprzątany. Wszystko było poukładane i uporządkowane. Niewątpliwie dzieło Ruchacza! Gdzie się podział ten cały artystyczny nieład, w którym tak dobrze się orientowała?!

Tancrist położył elfkę na jej łóżku, okrył dokładnie i rzekł z troską w głosie -Teraz leż i wypoczywaj. Przyniosę ci polewkę do spożycia i piwo. Musisz nabierać sił. Zapewne za dzień lub dwa znowu będziesz hasać jak zwykle.

-Oby
-jednym burknięciem Eshte zakończyła swoją rozmowę z tym.. z tym.. z tym zdrajcą! W myślach ( i nie tylko ) przezywała go już na wiele sposobów, ale to słowo „zdrajca” pierwszy raz pojawiło się w jej bogatym repertuarze.

A zatem ten zdrajca, łajdak, lubieżnik i, co najgorsze, jej fałszywy mąż, wyszedł z wozu zostawiając ją samą. No, nie tak całkiem samą. Skel'kel, ta jedyna istotka w życiu kuglarki, która nie sprowadzała na nią nieszczęścia, wypełzł ze swojej kryjówki i pośpiesznie, tyle ile miał sił w swoim wężowatym ciałku, wpełzł do łóżka. Otulił się wokół szyi elfki, swoim ciepłem i mięciutkim futerkiem poprawiając jej nastrój. Choćby i tylko odrobinę.

I na krótko.
Thaaaneeekryyyyst wrócił z kuflem piwa i glinianą miską, której zawartość pachniała wyjątkowo kusząco. Aż obudziła złowieszcze pomruki w żołądku kuglarki. Czy aby jednak.. to jedzenie nie było zatrute? Czy w zmowie z Arissą nie dorzucił jej ( znowu! ) jakichś odurzających przypraw? Czy mogła mu zaufać na tyle, by zjeść chociaż kawałeczek?

Ona rozmyślała, a tymczasem ten łajdak postawił posiłek koło łóżka, mówiąc -Zjedz wszystko i połóż się spać. Jutro wszystko zobaczysz w jaśniejszych barwach.

Wątpiła. Eshte szczerze wątpiła, że jutrzejszy dzień uczyni wszystko znośniejszym. Nadal obudzi się w Gównowie, nadal w orszaku pełnym szlachciurków, w których oczach była bardziej szpiegiem niż artystką. Nadal będzie zmuszona odgrywać żonę tego ZDRAJCY i odganiać się od natrętnej niby-kapłanki. I zapewne jej ciało nadal będzie zbyt słabe, by mogła samodzielnie ustać na nogach.
Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że jeśli Ruchacz dłużej będzie jej zawracał głowę, to sam w końcu zobaczy gwiazdy przed oczami.

-To zostaw jedzenie i daj mi wreszcie spokój -mruknęła skupiając się na głaskaniu futerka Skel'kela i nawet nie zaszczycając czarownika swoim spojrzeniem. Zresztą, nawet nie musiała. Mężczyzna wykazał się wyczuciem obcym dla większości przedstawicieli jego płci i zadziwiająco.. posłuchał jej. Ponownie wyszedł z wozu, ale tym razem nie zapowiadało się na to, aby miał szybko wrócić. Na szczęście.

Pod wpływem zapachu unoszącego się z miski, pomruki jej żołądka przeobraziły się w istne ryki. Próbowała ignorować swój głód, wmawiać sobie, że to przecież tylko kolejna pułapka mająca na celu ułatwić ściągnięcie z niej ubrań. I przez dłuższą chwilę nawet wygrywała ten bój, jednak nie bez powodu wszelkiego rodzaju wojownicy nażerali się przed swoimi walkami. Biedna, zagłodzona kuglarka zwyczajnie nie miała sił, aby przez resztę dnia opierać się tej straszliwej pokusie.

Posiłek okazał się być smaczny, bardzo tłusty i równie mocno sycący. Może nie wyrafinowany, ale parszywy Thaneekryyst wiedział czego potrzebowało teraz ciało elfki. Dużo, dużo kalorii. Gęsta, pełna kawałków mięsa polewka wypełniła brzuszek przyjemnym ciepełkiem, a ciało siłami. Leniwymi siłami, które zamiast dodać jej chęci do wstania z łóżka, wręcz bardziej uporczywie próbowały ją w nim zatrzymać.

Ziewnęła szeroko, a zawtórował jej w tym Skel'kel błyskający swoimi małymi ząbkami. Również jej gniew gdzieś odpłynął, być może również do pełnego brzucha, i biedna Eshte została przytłoczona straszliwym.. znużeniem. Niby spała, cholera wie ile dni, w leżu Arissy, ale zmęczenie znowu ją dopadło. Czyżby.. czyżby jednak ten łajdak doprawił jej posiłek czymś specjalnym.. ? Próbowała, naprawdę ze wszystkich swoich lichych sił, ale nie była w stanie się dłużej opierać tej ociężałości.

Zakopała się głębiej pod bezpiecznym i miękkim ciężarem koców, głową zatonęła pośród licznych poduszek. Było jej wygodnie, było jej przyjemnie i błogo.. prawie. Każda próba poruszenia nogami kończyła się bólem, który skutecznie burzył poczucie błogości. Nie pozwalał ani na chwilę zapomnieć o tym, co zrobili jej Ruchacz i Arissa. Czy naprawdę jeszcze kiedyś wróci do swej dawnej akrobatycznej sprawności?

Takie ponure myśli towarzyszyły Eshte, kiedy powoli odpływała się do krainy sennych marzeń. Tam nie czuła żadnego bólu. Jej ciało z powrotem było zwinne i po prostu.. cudowne. Z beztroską tryskała swoją magią, tworząc najbardziej zjawiskowe iluzje i sztuczne ognie rozświetlające niebo. W jej snach zrodzonych z pysznego posiłku, nie było miejsca na zdrajców, łajdaków, niby-kapłanki i harpio-hrabianki. Nikt jej nie rozbierał, nikt jej nie macał. Pozbawiony charakteru tłum, będący bardziej jedną masą niż konkretnymi postaciami, krzyczał i klaskał w podziwie dla talentów sztukmistrzyni. Bo była zachwycająca, oczywiście.
A zachwycając była najszczęśliwsza.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem