Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2022, 20:04   #139
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver

Podróż do sektora Magica Icaria zajęła niecałe dwa tygodnie. W tym czasie Silver zdążył usłyszeć od admirał Millie Millionare, a raczej jej sztabu. Była to formalna prośba o spotkanie w cztery oczy oraz możliwość oceny działalności przedsiębiorczej mężczyzny. Admirał pragnęła spotkać się na stacji głównej Auger Industries lub centrali Armstrong Futuristics. Niestety ojciec, jak i reszta rodziny podtrzymywali ciszę radiową. To jest, zakładając, że ojciec zdradził im ostatnie otrzymane informacje.
Teraz miał na głowie jednak inne problemy. Ethelynne zawołała go na mostek z powodu nieprzewidzianych problemów. Jak się okazało, do kapitan zaczął wydzwaniać jeden z okrętów Magica Icaria. - Na radarze mamy ich osiem, a dopiero zbliżamy się do granicy tego sektora. Są uzbrojeni po zęby. Ktoś chce z nami rozmawiać. Połączyć, czy zgrywasz głupa? - spytała.
-Połącz, nie włączaj transmisji video. Większość ich komunikatorów i tak ich nie obsługuje. - Odparł, rozsiadając się w fotelu dowodzenia.
Na ekranie pojawiła się twarz inkwizytora w ciężkim pancerzu wspomaganym. Oddział musiał mieć zmodernizowaną jednostkę. Zapewne tylko jeden z okrętów wspierał więcej niż minimum współczesnej technologi. Jego obecność zdradzała jednak powagę sytuacji.
Nie miał wprawdzie papierów od wojska, ale było coś, czego mógł spróbować.
-Tu Silver Armstrong, dowódca okrętu Balmoral Castle. Przesyłam autoryzację paszportu dyplomatycznego. - Odpowiedział i przekazał odpowiedni plik.

Inkwizytor patrzył na ekran ze skrzywioną twarzą. Po około minucie przeleciał przez nią rozbłysk względnej inteligencji, gdy wreszcie odpowiedział: - Przepraszam, ten plik się na naszych maszynach nie otwiera. Nie zaakceptuję go. - oznajmił. Biorąc pod uwagę technologię Magica Icaria, była to funkcjonalna wymówka, choć szanse, że komputer faktycznie nie mógł przeczytać cyfrowego certyfikatu, była niemalże żadna.
Nie żeby Silver się tego nie spodziewał. Ściema była dość oczywista, nawet jeśli nie bezpodstawna.
-Proszę spróbować jeszcze raz i zatwierdzić. - Odparł inkwizytorowi, nasycając swoje słowa mocą rozkazu. - Zawarłem układ z jednym z waszych biskupów, przybywam go sfinalizować. - Dodał, by wypełnienie polecenia wydało się bardziej naturalne.

Inkwizytor przyjrzał się ekranowi jeszcze raz. Po chwili odparł - Zgadza się. - kiwając głową. Wyglądał na lekko zdziwionego, że to zrobił. - Nie ma problemu, przekażę pana wiadomość. Proszę ją przesłać i zostać z okrętem gdzie jesteście. - zareagował, aby odratować swoją sytuację.
Icaria nie życzyła sobie gości, bardziej niż zazwyczaj. Ciekawe co takiego kombinowali… Młody Armstrong zastanawiał się, czy pójść nieznajomemu inkwizytorowi na rękę, mniej więcej przez jedno uderzenie serca. Nie jego problem, jakie konsekwencje ten typ poniesie.
-Zgodnie z prawem Cesarstwa, po zaakceptowaniu paszportu dyplomatycznego, mam gwarancję swobodnego wstępu do sektora. W związku z tym proszę nie stawać mi na drodze. Nie zamierzam zostawać tu ani minuty dłużej, niż to będzie absolutnie konieczne. - Przemówił spokojnie.

- Rozumiem. Ostrzegam tylko, że nie mogę zagwarantować waszego bezpieczeństwa. - oznajmił inkwizytor, po czym się rozłączył.
Kapitan spojrzała na Dragona, a następnie na Silvera. - Nie podoba mi się to. - ostrzegła. - Może ich okręty są starej ery, ale Barmoral będzie miało problem poradzić sobie z naporem ośmiu. Jeśli nas zdradzą, straty będą katastroficzne.
Dragon drapał się po brodzie, patrząc w skanery. - Nie wygląda na to, aby mieli zamiar się odsunąć. Musielibyśmy przelecieć między nimi.
Silver szybko rozważył różnorakie "za" i "przeciw" podejścia siłowego. Przeważył fakt, że Gerard mógłby odmówić honorowania ich umowy, gdyby Demon bez ostrzeżenia wyrżnął im osiem załóg. A mógł tego dokonać, nie ruszając się z miejsca.
-Spróbuję załatwić to polubownie. - Odparł uspokajająco. Nie dodał głośno, że jeśli nie wypali, nie oni będą musieli się martwić. Wybrał numer do Gerarda i usadził się wygodniej. Oczekiwanie na połączenie mogło długo potrwać, zwłaszcza z ich telefonami na korbkę. Skontaktował się z obsługą kantyny, by przynieśli mu na mostek obiad i duży dzbanek kawy.

Silver musiał czekać godzinami, aby połączenie odebrał nie Gerard, ale jego sekretariat. Biskup był zajęty, ale nie miał umówionych żadnych spotkań. Obiecano więc, że oddzwoni przy pierwszej okazji. Na tę Silver musiał cierpliwie czekać przez trzy dni.
Któregoś dnia demon został wreszcie poinformowany, że czeka na niego połączenie. Przekierowano je do jego pokoju, aby mógł odebrać rozmowę w spokoju.
- Halo? Silver? Coś się stało? - spytał Gerard. Ikaria posiadała komunikatory na poziomie nowoczesnego sprzętu, jednak przez możliwe analogową konstrukcję, wymagały one wiele pracy w obsłudze. Gerard oddzwonił za pomocą prostszego urządzenia: nieposiadającego kamery oraz z jakością głosu zakłócaną przez szum.
Wyglądało na to, że w Icarii nie działo się najlepiej, skoro Gerard potrzebował tyle czasu, by wygospodarować dla niego kilka minut.
-Dzień dobry Gerard. Utknąłem na obrzeżach waszego sektora. - Przywitał się i przeszedł od razu do rzeczy. - Wprawdzie straż graniczna przyjęła autoryzację z mojego paszportu dyplomatycznego, ale zagrozili, że zaczną strzelać, jeśli ruszę dalej. Siedzę tu zatem grzecznie i czekam, aż im ktoś przemówi do rozsądku, bo nie chcę swojej wizyty zaczynać od demolowania wam okrętów. - Ton Silvera nie brzmiał jak groźba, wskazywał raczej na znużenie oczekiwaniem. Ostatnie trzy dni spędził na planowaniu potencjalnego rozwiązania siłowego, na wypadek gdyby zabrakło mu cierpliwości zanim biskup się odezwie, choć szczerze nie miał ochoty przebijać się taranem przez defensywę Icarii. Wystarczyło mu wrogów, po co dorabiać sobie kolejnego?

- Wizyty? Kto cię zapraszał? - zdziwił się Gerard. - Stacja centralna jest obecnie zamknięta.
-Przyleciałem po mój kręgosłup. Jeśli nie ma go w Centrali, to nawet się do niej nie zbliżę. - Odparł, jakby wyjaśniał coś oczywistego. Biskup był chyba dość bystry, by zrozumieć implikacje faktu, iż nie powiedział "Kręgosłup Azazela". Być może Gerard rozważał pomiędzy przekazaniem artefaktu i odmową, ale Silver nie brał pod uwagę opcji, że go nie dostanie. Należał do niego, a oni go tylko przechowywali.
- Miałem okazję przekazać twoją prośbę Zoanowi. Okazuje się, że kręgosłup jest w użyciu, więc na ten moment nie mogę nic dla ciebie zrobić. - odparł Gerard. - Niepotrzebnie leciałeś taki kawał. Będę miał jakieś nowinki, to dam ci znać. - obiecał.
Jeden ze stolików w kwaterze Silvera roztrzaskał się o ścianę z głośnym łupnięcem, które biskup na pewno usłyszał.
-Czy. Ty. Sobie. Ze. Mnie. Kurwa. Jaja. Robisz?! - Demon silił się na spokój, ale wściekłość która w nim wezbrała, wyraźnie przebijała w sposobie, w jaki akcentował słowa. Jak oni śmieli?! - Kręgosłup. Należy. Do. Mnie! Tylko. Do. Mnie! I. Macie. Mi. Go. Zwrócić! Nie. Mieliście. Prawa. Go. Użyć! - Choć Silver nie używał mocy rozkazu, Gerard mógł poczuć ogromną, magiczną presję z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Jego zdolności już wcześniej reagowały na gwałtowne emocje, jakby próbowały utrzymać kontrolę, gdy młody October ją tracił. - Mów! Gdzie. On. Jest?! I. Każ. Tym. Tępakom. Zejść. Mi. Z. Drogi! - Choć nie był tego w pełni świadom, te słowa już stały się rozkazem.

Przez dłuższy czas ze słuchawki dochodziła cisza. Dopiero po trzech, czterech minutach, Gerard odezwał się ponownie. - Nie wiem gdzie on jest. Kilkda dni temu posłałem Eidith, aby zbadać tę sytuację. Nie dostałem jeszcze raportu. Jeżeli zgodzimy się wziąć udział w planie Vyone, to się odezwiemy. Wtedy zgodzimy się pomóc na miarę możliwości. Póki co, muszę wracać do swoich obowiązków. - połączenie zostało przerwane.
W dupę jebany betonowym chujem… Nie dość, że wykorzystywali część jego jestestwa, jakby to była ich własność, to nawet nie wiedzieli, gdzie ją rzucili… Korciło go, żeby odwdzięczyć się i rozwalić im okręt, czy dwa, ale się powstrzymał. Jeszcze na pewno zdążą mu zaleźć za skórę, a wtedy odpłaci im adekwatnie za wszystko, z bardzo wysokimi odsetkami. Silver miał wiele zalet, ale wyrozumiałość do nich nie należała.
Miał nadzieję, że spotkanie z Millią przebiegnie z bardziej pozytywnym skutkiem. Ojciec się nie odzywał, więc musiał poważnie się zastanowić, czy zwalić mu się na głowę i zaryzykować kłótnię przy kimś, kto nie powinien tego widzieć, czy jednak wybrać turystyczny raj. W sumie powinien zadzwonić do biura i dowiedzieć się, czy ma coś w grafiku. Był teraz prezesem największej korporacji w galaktyce, nie mógł lekceważyć obowiązków. Wybrał zatem numer do asystentki, którą dostał "w spadku". Ogarnięcie biznesu powinno pomóc mu nieco oczyścić myśli i zdecydować co dalej.

Połączenie zostało odebrane przez jego firmę, nim podniósł palec z przycisku “call”. Z uśmiechem na twarzy Asystentka pojawiła się na ekranie holoprojektora.
- Tak jest! - zasalutowała.
-Spocznij. Dzień dobry wystarczy. - Przywitał się. - Dzwonię sprawdzić stan zobowiązań. Mam jakieś spotkania do odbycia, plany do zatwierdzenia, albo wnioski do wypełnienia? - Max zszedł dość nagle, co nie przedawniało jego obowiązków. Silver podejrzewał, że jego poprzednik miał terminarz, który teraz on musiał zrealizować.
- Jest jeszcze kilka formalności związanych z przeniesieniem firmy, które mógłbyś dopełnić. Mamy dziesiątki działających projektów wartych sprawdzenia. Nadzoruję je obecnie w twoim imieniu. - Mimo swojej mocy, Maximilian był w dużej mierze biurokratą, spędzając większość czasu w lub dookoła swojej korporacji. Jego zniknięcie musiało wywołać niezły szok w firmie. Skoro jednak Silver nie miał miesięcy na przetrawianie dokumentacji i układów poprzednika, obowiązki te spadły na jego asystentkę, która poprzedniego Octobera nie opuszczała na krok. - Pani Admirał Milia Millionnare prosiła o spotkanie z panem. Preferuje zobaczyć się w jednej z placówek firm, aby móc dokonać inspekcji, jeżeli wyrazi pan zgodę. Przed kilkoma godzinami okręt gwiezdny pana rodziny zawiadomił nas o planie przybycia. Powinni się tu pojawić w ciągu dwóch dni, nie mówili jednak nic o planowanych spotkaniach.
To się nawet dobrze składało. Może ojciec nie chciał go widzieć, ale on musiał zobaczyć czy wszystko u nich w porządku. Odwrócił się na chwilę od holokomunikatora.
-Francis wyznacz kurs na siedzibę korporacyjną Auger. Kapitan Drystone, na czas mojej nieobecności przejmuje Pani dowodzenie. - Wydał dyspozycję, obrócił się z powrotem do swojej rozmówczyni i zniknął. Załoga mogła go zobaczyć po drugiej stronie projekcji, stojącego obok asystentki. - Czekam na was.

Dziewczyna nie wyglądała na przejętą ani nawet zaskoczoną. Jej brak reakcji na sam wygląd Silvera w komunikatorze świadczył, że przeżyła dość niespodzianek w towarzystwie Maxa, aby ze spokojem współpracować z Octoberem. - Od czego zaczniemy? - spytała.
-Zacznę od papierologii. Dokumentację dotyczącą projektów możesz mi wysłać na interfejs neuralny, będę mógł je przeanalizować. - Silver miał nie tylko szybkie ciało, umysł musiał za nim nadążać, a z pomocą oprogramowania analiza nie powinna zająć zbyt długo. Wprawdzie nie był pewien czy nawet na tak wysokich obrotach wyrobi się z tym w dwa dni, ale przynajmniej część trzeba było ogarnąć. - Umów mi też proszę spotkanie z Admirał Millią, jak tylko będzie dostępna.

~~***~~

Silver nie potrzebował wiele czasu na dokumentację. Próba zgrania danych projektowych zwróciła jednak jego uwagę na coś nietypowego: jego mózg uległ zmianie. Demonizacja nie była tylko zewnętrznym procesem, w efekcie czego neuralink przestał działać, jak należy. Szczęśliwie, między swoją wiedzą i dostępem do sztabu Auger, naprawienie interfejsu zajęło ledwie dzień. Przynajmniej na tyle, aby Silver mógł wrócić do prędkiego spełniania swoich podstawowych zadań.

Kolejnego wieczora mężczyzna obserwował dock, do którego wlatywał okręt jego ojca. Jednostkę rozpoznał od razu, choć w wierzy kontrolnej, legitymował się tylko kapitan okrętu. Być może rodzic chciał go zaskoczyć. Okręty zbudowane jak Balmoral można było jednak policzyć na palcach. Wszystkich okrętów w galaktyce było zaledwie kilkaset i żaden nie przypominał prywatnych modeli Armstrong. Pytaniem było jak ojca powitać? Czekać przy śluzie okrętu, siedzieć w biurze? Przewidzenie co chodziło mu w głowie, było obecnie wyjątkowo trudne.
Balmoral nie było tu zadokowane, więc ojciec mógł nawet nie wiedzieć, że Silver jest obecnie na stacji. Równie dobrze mógł być tu z przyczyn czysto biznesowych albo przylecieć z resztą rodziny na wakacje. Młody October, póki co pozostał zatem w biurze, pracując dalej nad projektami, a żeby być na bieżąco, poinstruował obsługę, by informowano go, gdzie Armstrongowie się wybierają.
Minęła ponad godzina, nim Silver otrzymał pierwszy raport z poczynań rodziny. Dokowanie okrętu gwiezdnego było nie lada wyzwaniem, przez co wymagało też sporo czasu. Z raportem zadzwoniła oczywiście asystentka, korzystająca z podręcznego komunikatora. Obraz wykazywał, że zaszyła się w kącie dla odrobiny prywatności.
- Okręt prawie skończył dokowanie. Załoga liczy około dziesięciu milionów osób. - rozmiar standardowy dla okrętu gwiezdnego. - Pośród niej jest pański ojciec oraz dwójka rodzeństwa. Młodsi proszą o oprowadzenie po stacji. Pański ojciec chce udać się do biura celem zbadania firmy. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że nie mogłabym mu na to pozwolić bez pańskiej zgody. - nie byłoby to nawet legalne.
Jego ojciec był prezesem Futuristics, zapewne sądził, że w związku z fuzją, po śmierci Golda zarządzał też Auger. Był to ten jeden z nielicznych błędów w jego życiu. Zgodnie z testamentem Maximiliana, po połączeniu obu megakorporacji w jedną spółkę, pełen autorytet nadzorczy spoczywał w rękach Silvera.
-Wyrażam zgodę, przyprowadź go. - Odparł krótko. Wyciągnął flaszkę whisky z zapasów swojego poprzednika oraz dwie szklanki, które odpowiednio zmroził. Po czym wrócił do pracy. Nie chciał bezczynnie czekać, aż zapukają mu do drzwi.

Przeglądanie papierów nie było fascynującym zajęciem. Wszystkie projekty Auger były dochodowe, żaden jednak nie był szczególnie przydatny samemu Silverowi i jego wojażom. Widział mnóstwo sposobów na usprawnienie pracy firmy, wymagałoby to jednak spotkań z licznymi kontrahentami i dostawcami.
Minęło kilkadziesiąt minut, nim do drzwi zapukała asystentka. Zaproszona weszła do środka, po czym stanęła obok drzwi, wpuszczając Connora do środka.
Rosły, o prostokątnej budowie i krótkim zarostem tworzącym zarys kształtu twarzy. Ojciec nic się nie zmienił, od kiedy widział go ostatnio. O sobie nie mógł tego powiedzieć.
- Okres dojrzewania masz już za sobą, czy właśnie się rozpoczął? - spytał, nie ukrywając zdziwienia w głosie. Nie brzmiał jednak na zdenerwowanego. Westchnął głośno. - Dobrze, że tu jesteś, byłem gotów, że będę musiał na ciebie czekać. Przyszedłem zdjąć korporacje z twoich rąk. - wyjaśnił, zgodnie z przewidywaniami Silvera. - Chcesz szukać śmierci, bawiąc się nadprzyrodzonymi mocami, dobra. Za stary jestem, aby się z tobą kłócić, muszę się z tym pogodzić. Daj mi więc zając się resztą. - z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął zestaw dokumentów. Były to umowy, które zrobiłyby z ojca CEO obu firm.
-Też się cieszę, że Cię widzę. Proszę, siadaj. - Odparł Demon, wskazując ojcu krzesło. Przyjął od niego dokumenty i zaczął je wertować. Była to czysta formalność, nie wierzył by jego własna rodzina próbowała go zrobić na szaro, ale wyniósł z domu nawyk czytania kontraktów od deski do deski. - I chyba mówiłem Ci, żebyś przestał myśleć, że zawiodłeś. Masz poczucie winy wypisane na twarzy. Jestem tu, gdzie jestem, dzięki Tobie, nie przez Ciebie. - Podniósł na chwilę wzrok znad papierów i spojrzał ostro na ojca, by ten poczuł wagę i szczerość jego słów. Powtarzał to już któryś raz, a do staruszka wciąż nie dotarło. Po chwili wrócił do dokumentu. - Hmm… tak… no, wygląda na to, że wszystko się zgadza. - Podpisał we właściwym miejscu. Spółka wciąż należała do niego, ale ojciec był od tej pory dyrektorem wykonawczym. - Nawiasem mówiąc, masz dobre wyczucie chwili. Wuj Adam zgłosił moją kandydaturę na Admirała Floty, co oznacza, że nie miałbym czasu na zarządzanie spółką. Zamknąłem już formalności dotyczące fuzji, sporządziłem też potencjalny plan optymalizacyjny. - Przesłał tacie plik. Już od niego zależało czy go wprowadzi, ale w końcu sam szkolił Silvera z niuansów prowadzenia korporacji. Nalał whisky do szklanek i podał mu jedną, wznosząc toast. - Witam na pokładzie Dyrektorze.
Connor złapał się za czoło, wzdychając mocno. - ’Admirała Floty’. Pewnie nie chcę wiedzieć, o co w tym chodzi, prawda? - Kandydatura Silvera opierała się o osobistą znajomość z większością admirałów: dla wojska był on co najwyżej najemnikiem. Łatwo było domyślić się, że w normalnych warunkach Silver niemiałby po co startować. - Mówisz do mnie, jak gdybym był zadowolony z tego, gdzie jesteś. Całe życie szukasz niebezpieczeństwa, a teraz stałeś się jakimś mutantem, żeby znaleźć go więcej. - wytknął mu ojciec. - Jestem w stanie się zgodzić, że Maximilian był problemem. Ciężko mi jednak uwierzyć, że całe uniwersum potrzebuje, abyś ciągle walczył o przetrwanie. Magia istniała od zawsze, wojny były w tej galaktyce od zawsze. Wszyscy jakoś sobie radzą. Nie tylko nasza rodzina, ale nawet przeciętni ludzie. - Connor nie wierzył, że Silver walczy z przymusu i nie pochwalał walki z wyboru. - Byłem z tobą zbyt pobłażliwy, przez co wyrosłeś na jakiegoś narkomana uzależnionego od wojny. Nie zaznasz w ten sposób spokoju, zawsze będzie coś, z czym można walczyć. Jeżeli chciałeś komuś zaimponować, już dawno to zrobiłeś.
Ojciec jak zwykle był uparty. Chciał dla niego dobrego życia i nie było w tym nic złego, ale tak wielu rzeczy nie wiedział, a przez to jeszcze mniej rozumiał… O ataku Victora na jedną ze stacji korporacji, też już najwidoczniej zapomniał. Demon jedynie westchnął cicho.
-Nigdy Cię nie okłamałem, więc i tym razem powiem prawdę. Nieprawdopodobną i szaloną, więc nie zdziwię się, jeśli nie uwierzysz. - Wychylił whisky ze swojej szklanki. - Nie mam wyboru. Widziałem przyszłość i wiem co się stanie, jeśli nic nie zrobię. A prędzej pozwolę, żeby mnie żywcem rozerwał, kawałek po kawałku niestabilny vortex czasowy, niż zgodzę się na to, co miałoby was wtedy spotkać. - Zapewne oznaczało to, że jego walka nigdy się nie skończy, tak jak mówił ojciec, ale nie wahał się.

Connor zamilkł na chwilę. Z jego twarzy dało się wyczytać, że nad czymś się zastanawia. Po dłuższej chwili wyjął urządzenie w kształcie słuchawki z kieszeni. - Twoja matka to opracowała. Żeby pomóc twojemu rodzeństwu się uczyć. Synchronizuje się z twoim neurochipem, żeby zczytać wspomnienia. Możesz obejrzeć rok z życia poprzedniego użytkownika w kilka minut.
Silver wziął urządzenie w dłoń i zeskanował każdym dostępnym mu spektrum widzenia. Bardzo zmyślna zabawka, nie ma co. Mógłby zrobić jeszcze kilka doktoratów w trakcie podróży, gdyby ojciec udostępnił mu swoje doświadczenie. Szczęśliwie, choć po demonifikacji musiał przekalibrować interfejs, nie stracił wspomnień, ani zapisków, one kryły się w mózgu, chip je tylko przetwarzał.
-To jest bardzo niebezpieczna wiedza tato. Można za nią zabić lub przez nią zginąć. - Powiedział, obracając słuchawkę w palcach. Włożył ją do ucha i pozwolił, by wspomnienia się zgrały. W ciągu ostatnich kilku miesięcy miało miejsce wiele niewytłumaczalnych zdarzeń, nie dało się tego opisać słowami. - Nikt nie może wiedzieć, że Ci to pokazałem. - Wyciągnął dłoń.

- Jeżeli ktoś będzie nas ścigał przez ciebie, nie będzie to przez to, co o tobie wiem, tylko dlatego, że ci na nas zależy. - Connor najprawdopodobniej odnosił się do Maximiliana. Wyciągnął rękę po słuchawkę. Po chwili skupienia zebrał się w sobie i włożył ją do ucha.
- Obraz jest nieco zaszumiony. Twój chip musi inaczej działać. - jak i jego mózg, czego ojciec raczej się nie spodziewał. Modele które miał on i rodzeństwo Silvera pewnie przeszły inne modyfikacje z ręki ich matki, niż ulepszenia które instalował dla siebie sam Silver. Ojciec nie potrzebował więc wyjaśnień, skąd problemy z odbiorem. Usiadł prosto w fotelu, krzyżując ramiona i wzdychając ciężko. Z zamkniętymi oczyma trafił życie Silvera z ostatniego roku. Robił co mógł, aby dbać o wyraz swojej twarzy. Młody Armstrong wiedział, że jego ojciec używał oprogramowania neurochip aby pomóc sobie z kontrolą grymasów, sam miał jednak na tyle wyostrzoną percepcję, że był w stanie wyczytać przebłyski smutku, żalu, czasem nawet złości. Dla Silvera, ostatni czas był pełen osiągnięć, sukcesów i podbojów. Dla spokojnego mężczyzny jak Connor, wiele było w nim tortur.
- Eh, podsumujmy to. - zebrał się wreszcie w sobie. - Przez ostatni rok nie poznałeś nikogo, komu możesz zaufać. Zdradzają cię najlepsi przyjaciele, co drugi człowiek chce cię wykorzystać, a twoim największym zmartwieniem było zgromadzić jak najwięcej siły. Dowiedziałeś się od jakiegoś jasnowidza, że twoja obecność w jakiemś nadciągającym ataku terrorystycznym zakończyła się być może w zły sposób, więc stałeś się demonem, aby wziąć udział w niej inaczej, niż zrobiłeś to w przepowiedni. - jego zrozumienie sytuacji było krytyczne. - Czy w żadnym momencie nie pomyślałeś, że tak nie wypada żyć? W nieufności, w pogoni za siłą i walką? Że w którymś momencie to może za wiele? Jesteś utalentowanym młodym mężczyzną, ale dbanie o bezpieczeństwo cesarstwa to nie twój obowiązek. Możesz, ba, nawet powinieneś zostawić to w rękach Adama, Bastiona czy kimkolwiek był ten Vyone. Po to mamy rząd, po to mamy ich: żebyśmy mogli żyć w spokoju. A jak nas zawiodą, to i tak sobie poradzimy. Zawsze sobie radziliśmy. Naprawdę sądzisz, że jakaś banda terrorystów może wywołać apokalipsę, z której nie podniesie się galaktyczne cesarstwo? Czy to tylko wymówka. - spytał, patrząc Silverowi w oczy. - Twoja wiadomość. To było wołanie o pomoc, czy oznajmienie twojego wyboru? - zastanawiał się.
Silver uśmiechnął się ciepło, choć na jego nowej, demonicznej twarzy mogło wyglądać nieco upiornie.
-Ja nie strzegę Cesarstwa tato. Ja was strzegę. - Tylko tyle i aż tyle. - I tak, podjąłem decyzję, że zrobię absolutnie wszystko, co pomoże mi was ochronić. Choćby to oznaczało podpisanie paktu z samym Diabłem. Jeśli istnieje choć cień szansy, że to co widziałem może się zdarzyć, nie zignoruję ryzyka. - Wiedział, że jego rodzina będzie naprawdę bezpieczna tylko wtedy, gdy nikt nie zdoła mu się przeciwstawić. Nie weźmiesz zakładnika, wiedząc że zginiesz, zanim się nim zasłonisz.

- Powinienem zacząć traktować cię jak dorosłego i pogodzić się, że to jest to na kogo dorosłeś. - stwierdził ze smutkiem. - Rodzic nie powinien być obecny na pogrzebie swoich dzieci. Tylko o tyle cię poproszę. - stwierdził, po czym przetarł twarz dłońmi. - Zostanę na stacji przez najbliższe kilka miesięcy, aby zapoznać się dobrze z Auger. Będzie mi tu potrzebne mieszkanie. - stres spłynął z niego natychmiast, gdy skupił się na pracy. - Oraz biuro.
Silver spojrzał w kąt, gdzie jego asystentka "wtapiała się" w ścianę. Była tak cicha, że łatwo było zapomnieć o jej obecności.
-Zajmij się aranżacją moja droga. I pamiętaj, że od tej pory pracujesz również dla mojego ojca. - Polecił jej.
-Za kilka dni odwiedzi nas Admirał Millia. Zapewne będzie miała pytania w kwestii firmy i kontraktu rządowego. - Przekazał ojcu, gdzie dziewczyna wyszła. - I choćby mi na drodze stanął sam Bóg, nie pozwolę byś musiał mnie grzebać. Przysięgam.

- Zaufam ci. - postanowił ostatecznie Connor, po czym wstał z krzesła i podszedł do asystentki. - Prowadź zatem. - poprosił.
- Tak jest! - zasalutowała dziewczyna.
- To ty masz w końcu imię?
- Zareaguję na każde zawołanie. - obiecała.
Connor spojrzał pytająco na Silvera.
Silver wzruszył ramionami.
-Pytałem o to samo, nawet w dokumentach nie ma jej imienia. - Odparł zgodnie z prawdą. W sumie jednej rzeczy jeszcze nie próbował. Przyjrzał się jej Kodowi, może to pozwoli mu odkryć tożsamość tajemniczej asystentki.

Z uwagi na jej stosunek do Silvera, dziewczyna znajdowała się w jego domenie. To z kolei pozwoliło mu na analizę opisu jej osoby w samym kodzie istnienia. Jej charakterystyka była zaskakująca i niespodziewana. Choć zdawała się tego nieświadoma, była córką Maximiliana oraz kobiety o imieniu Sophie. Maximilian nazwał ją Maxine, na swą cześć, choć nigdy nie zaadresował jej po imieniu. Nie wyglądało na to, aby była magiem, choć jej rodowód sugeruje, że może mieć na to potencjał.
- Możesz mi nadać dowolne imię, Octoberze. - ukłoniła się dziewczyna, słysząc rozmowę Silvera z Connorem.
-Nie nadam Ci imienia, ponieważ wbrew temu co myślisz, już je posiadasz. - Kurwa Max, jak mogłeś coś takiego zrobić swojemu dziecku? Młody Armstrong myślał, że nie może znienawidzić go bardziej, skoro ten był już martwy, a jednak… Coś takiego… Własnej rodzinie… - Masz na imię Maxine. - Oszczędził jej drastycznych szczegółów, takich jak ten, że własny ojciec zrobił jej pranie mózgu.
-Chyba czas się rozejść, Ty masz akomodację do ogarnięcia, a ja muszę złapać te dwa nicponie, zanim zezłomują mi całą stację. - Zaśmiał się.


***

Silver znalazł swoje rodzeństwo zwiedzające laboratorium, w którym Max pracował nad swoją klatką dla biskupa. Nessie i Ainsley byli nieco wyżsi, niż ich pamiętał. Ich ekscytacja względem technologii — oraz przedmiotów magicznych — nie uległa jednak zmianie. Ochroniarz, któremu Maxine kazała ich pilnować, ciągle musiał zwracać uwagę, aby niczego nie dotykać. Szczęśliwie, to laboratorium nie było obecnie w użytku, więc nie mogli napsocić za bardzo.
Gdy Silver wszedł do sali, zauważyli go, jednak… nie rozpoznali. Nessie wróciła do analizy masywnego lasera, którym testowano wytrzymałość klatki. Ainsley wyglądał, jakby chciał o coś zapytać Silvera, błądząc wzrokiem po jego bardziej fantastycznych cechach wyglądu. Aura spokoju zrobiła jednak swoje, przez co chłopak stracił zainteresowanie, podświadomie stwierdzając, że w wyglądzie demona nie ma niczego, co odstawałoby od normy.
Ciekawe, czyli gdy ktoś się go nie spodziewał, nie wiedział, kogo widzi, nawet jeśli jego wygląd nie wzbudzał podejrzeń. Mogło to być całkiem wygodne albo niesamowicie upierdliwe, zależnie od okoliczności.
-Chyba wypadałoby się przywitać, wy małe nicponie. - Tylko Silver tak do nich mówił. Przywilej bycia starszym bratem, zwłaszcza że oboje byli już na studiach i nikomu innemu nie przyszłoby do głowy tak ich określić, no może rodzicom.

- Eh?! Silver? - Ainsley był zszokowany, że nie poznał swojego brata.
- SILVER! - zawtórowała Nessie, przytulając brata bez pytania o pozwolenie.
Ten w odpowiedzi objął młodszą siostrę, poderwał ją do góry i zakręcił kilka piruetów. Nigdy nie był słabowity, ale teraz wydawała mu się lekka jak piórko. Ainsley raczej nie planował dać się tak porwać, więc Silver wyciągnął jedno ze swoich efemerycznych ramion i przybił z nim piątkę, nie wypuszczając Nessie z objęć. W końcu ją odstawił
-Witam na pokładzie. Jak wam się podoba stacja?

- Nawet większa od naszej! - Nessie nie ukrywała fascynacji, choć rozmiar stacji wynikał raczej z manii wyższości Maximiliana, niż faktycznego zapotrzebowania na tego typu przestrzeń. Świadectwem tego było obecnie nieużywane laboratorium, w którym się znajdowali.
- Przyznam, trzeba szanować. Z drugiej strony, na pewno osiągnę tyle i więcej bez żadnego magicznego dopingu. - Ainsley rzucił wyzwanie Silverowi.
- Właśnie! - podjęła temat Nessie. - Przyszliśmy cię opieprzyć. Rodzice nie chcą nas puścić w kosmos, bo napodróżowałeś się za całą generację!
- Ano, przez ciebie nie zostanę recollectorem przynajmniej do 21 lat! - Ainsley nie był zadowolony, że rodzina trzyma go na smyczy, póki jeszcze jest niepełnoletni w oczach Cesarstwa. - Aż tak się boisz konkurencji, że rzucasz nam kłody pod nogi? - zaczepiał brata.
-Bardzo mnie cieszy, że wciąż takie ambitne z was dzieciaki. - Odparł z uśmiechem. Pewne rzeczy się nie zmieniały. - Niemniej, muszę was rozczarować. Program recollectorski został zamknięty, jeszcze zanim powiedziałem ojcu, by was pilnował. Nie wydają już nowych licencji. Poza tym mam talent do pakowania się w kłopoty i wolałbym, żeby was podobne sytuacje ominęły. Nie zniósłbym, gdyby coś się wam stało.
Ainsley zaśmiał się. - Jakby ci rząd powiedział, że nie dadzą ci licencji na szukanie artefaktów, to nie poszedłbyś ich szukać? - spytał, rozbawiony. Silver nigdy nie był wzorcowym obywatelem. Nawet program recollectorski nie był w stanie zdziałać cudów w nadzorze obiegu artefaktów. Jego brak nie zrobiłby wielkiej różnicy osobom faktycznie ambitnym. Ainsley dobrze wiedział, że nigdzie nie rozwinie się tak bardzo, jak przy gwiezdnych podbojach. Silver, chcąc lub nie, udowodnił mu to swoją osobą. Jeszcze na długo za nim został demonem.
- Magii jest coraz więcej, musimy zacząć badać jej efekt na społeczeństwie, aby przygotować się do życia w czasie, gdy artefakty będą ogólnodostępne, lub nadużywane przez osoby rządzące. - Nessie czuła potrzebę wyjaśnić swoje motywacje. - Armstrong Futuristics musi być gotowe na nadchodzące czasy. Sprzedajemy w dużej mierze broń i technologię obronną, gdy ludzie wykopują magiczne różdżki drwiące z naszych wynalazków. - przekonywała starszego brata.
- Nerd. - Ainsley uderzył Nessie w ramię. - To powiedziawszy, nie gadaj nam nic o kłopotach. Tobie się tyle dzieje, że ojciec dostaje zawału, jak się nie odzywasz, jak i wtedy, gdy dostaje od ciebie e-maile. Skąd ty niby taki wyjątkowy, że o ciebie to się wolno martwić?
Pół-materialne ręce złapały oboje za kołnierze, co oznaczało ni mniej, ni więcej, że nadchodzi bura.
-Po pierwsze wy jesteście nieletni. Po drugie, ja tu jestem najstarszy, więc nie próbujcie mnie pouczać. Po trzecie powtarzam ojcu i mamie od dawna, że mają się o mnie nie martwić. Teraz to moja rola, żeby zatroszczyć się o was i o nich - Puścił. - Jestem dorosły, mam za sobą służbę wojskową i nie będąc fałszywie skromnym, jestem jedną z najpotężniejszych jednostek w galaktyce. - Westchnął. Czy miał prawo dyktować im, co mogą, a czego nie? Tak naprawdę, to nie. On nawet ojcu na to nie pozwolił, czemu bliźniaki miałyby pozwolić jemu? - Dobra, koniec licytacji. Posłuchajcie uważnie. Skoro mnie rodzice nie zdołali zatrzymać, was pewnie też nie zdołają, za bardzo jesteśmy podobni. Ale niech mnie wszyscy diabli, jeśli pozwolę wam od razu skoczyć na głęboką wodę, bez przygotowania. Kiedy już osiągnięcie odpowiedni wiek, dam wam rekomendacje do któregoś z Admirałów, żebyście nabrali szlifów. Potem będziecie mogli rozwijać kariery na własną rękę. Pasuje?

Zbierając ochrzan, młodsi wyglądali na nieco zniesmaczonych. Ainsley zwyczajnie nie chciał tego słuchać, przekonany, że wie lepiej. Z twarzy Nessie October wyczytał pewien sposób troski, jak gdyby dopatrywała się w Silverze jakichś kompleksów: czy to niedowartościowania, czy czegoś gorszego. Empatia zawsze była jej mocną stroną, przez co tego typu kłótnie uderzały w nią nieco mocniej. Kompromis, jaki zaoferował Silver, wydawał się jednak dużo bardziej rezonować z rodzeństwem.
- Niech będzie, ale lepiej, żeby to był jakiś faktycznie ogarnięty admirał. Jak Bastion albo Vyone. - domagał się Ainsley.
- Nie wiem, jak służba wojskowa dopasuje się do moich zainteresowań, ale mogę spróbować. - zgodziła się również Nessie. Była świadoma, że nawet krótka służba pomoże jej operować w galaktyce jako wolna dusza.
Vyone? Oj dzieciaku, nie wiesz co mówisz…
-Bastion jest w porządku, to fakt. - Przytaknął młodszemu bratu. - Ale jak będziesz sprawiał rodzicom problemy przed osiągnięciem pełnoletności, to wyślę Cię do Adama na Eden i będziesz się wprawiał w agrokulturze. - Pogroził mu palcem i zaśmiał się.
-A co do Ciebie… Jak wolisz, to możesz po studiach iść najpierw na staż do Gregorego. I bez mojej pomocy przyjmie Cię z otwartymi ramionami, a u nikogo innego się tyle nie nauczysz. - Silver wspomniał Nessie ich “lekarza rodzinnego”.
-Dobra, chodźcie. Oprowadzę was dalej i znajdziemy wam jakieś pokoje. Za kilka dni mamy specjalnego gościa, więc mam nadzieję, że zabraliście stroje wieczorowe. - Gestem odesłał ochroniarza, by spędzić nieco czasu z rodzeństwem i ruszył na “wycieczkę”


[/color]
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline