Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2022, 20:06   #140
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
***

Za nim Millia i jej okręt gwiezdny Gerald R. Ford dotarli do stacji, minęło niemal półtora tygodnia. W tym czasie Silver spędził mnóstwo czasu z rodzeństwem, obserwując, jak się rozwinęli w ostatnim czasie, jak i starając się upodobać ojcu. Connor nigdy nie będzie zadowolony z ryzykownego życia, jakie wybrał dla siebie Silver, jednak był w stanie się z nim przynajmniej pogodzić. Chyba najbardziej nietypowym elementem postoju w bazie Augur była Maxine, która wykorzystywała każdą wymówkę, aby być w pobliżu kilku metrów od Silvera oraz wykonywać każdy jego rozkaz, z których większość nie była rozkazem przykazanym jej, a zwykłym komentarzem napomnianym w jakiejś rozmowie. Jeżeli Silver nie chciał swojej asystentki przy sobie, ta męczyła jego ojca. Choć zadowolony z jej pomocy i zaradności, Connor nie mógł przyzwyczaić się do jej osobowości.

Okręt Millie Millionnare zadokował do stacji Auger niespełna kilka dni po przybyciu Balmoral Castle, przez co warunki nie były idealne. Na czas wizyty postanowiono wstrzymać się z pracami, które nie były niezbędne, żeby nie wywoływać zbędnego hałasu i tłumu. Niektóre zadania konserwacyjne nie mogły jednak czekać. Od przeciętnej osoby można było oczekiwać wyrozumiałości w takiej sprawie, jednak admirał z długiej linii szlachciców mogła mieć nieprzewidywalną osobowość.

Gerald R. Ford był drugim najmniejszym okrętem spośród statków wykorzystywanych przez admirałów, większym wyłącznie od Nautilusa. Ponadto okręt Millie był w dużym stopniu bezużyteczny. Wypełniały go sale zabaw, kina, muzea, a nawet park wodny. Na zewnątrz z kolei znajdowała się błyszcząca stal z pozaziemskiego materiału podobnego do złota swoim kolorem, choć naturalnie znacznie wytrzymalszego. Okręt ten nie służył typowej pracy admiralskiej, zamiast tego był symbolem jej lekceważenia Millie została admirałem, ponieważ jest bogata. Od tamtej pory pomnażała tylko swoje pieniądze i swoje wpływy. Wiedziała, że nie musi brać udziału w wojnach i że bez niej pozostali admirałowie będą mieli problemy w finansowaniu swoich operacji. Zależnie od tego, czy Cesarzowej przypisze się prawo własności do wszystkiego, co znajduje się w Cesarstwie, Millie można było uznać za najbogatszą osobę w galaktyce.

Pokaz bogactwa kobiety nie kończył się na samym pojeździe. Gdy otworzyły się drzwi do okrętu, z wnętrza wyszła obstawa żołnierzy w pozłacanych pancerzach wspomaganych z wieloma zbędnymi dekoracjami i grawerowanymi symbolami, w niektórych przypadkach całymi obrazami. Wyszli oni szeregiem na stację, ustawiając się następnie po dwóch stronach trasy wejściowej do okrętu. Kolejno wybiegł z niego szereg bardziej tradycyjnie uzbrojonych, choć wciąż bogato wyglądających żołnierzy. Ci położyli się wzdłuż na podłodze, jeden obok drugiego, aby Admirał mogła wreszcie opuścić okręt, stąpając obcasami po swoich sługach. Powolnym tempem zbliżyła się do Silvera, przerzucając balans ciała z każdym krokiem, nadając jej ruchom ponętnego charakteru. Schodząc z ostatniego żołnierza, odrzuciła swoje bogate, dosłownie złote włosy na bok. - Admirał Millia Millionnare. Dziękuję za zaproszenie. - uśmiechnęła się, wyciągając ugiętą dłoń do pocałowania.

Skoro Millia przyleciała przyjrzeć się temu, co Armstrongowie mogli zaoferować, Silver postanowił wykorzystać wszystko, co tylko dało się wyciągnąć z arsenału, oraz wyprodukować w imponujących faktoriach wewnątrz okrętów. Oprócz wystawienia własnych sił pożyczył zbrojnych z załogi ojca, wziął też obstawę stacji. W tym momencie większość z nich miała na sobie sprzęt wart więcej, niż dane im będzie zarobić przez całe życie.
Od lekkich nanotechnologicznych pancerzy wspomaganych, zajmujących niewiele więcej miejsca niż zwykłe ubranie, przez średniej klasy modele szturmowe, do ciężkich z uzbrojeniem przeciwlotniczym i anty artyleryjskim. Sentinele, łaziki, drony, wyrzutnie, czego dusza zapragnie. Brakowało tylko czołgów, ale te były zdecydowanie zbyt niepraktyczne, gdy nie chodziło o przemarsz triumfalny, a powitanie wojskowego dygnitarza, na dodatek w hangarze. I choć wyroby Futuristics oraz Auger były przede wszystkim praktyczne, nie dało im się odmówić elegancji wykonania.
Wszystko to tworzyło dwie idealne formacje po obu stronach niemożliwie długiego czerwonego dywanu, wzdłuż którego dodatkowo ustawiono proporce herbowe, oraz upamiętniające co bardziej zasłużonych Armstrongów i witało Panią Admirał salwami honorowymi, oczywiście z użyciem ślepej amunicji. Patrząc na jej zamiłowanie do przerostu formy nad treścią, Silver wierzył, że całkiem dobrze wszystko zaplanował. Brakowało tylko kiczowatych ozdobników, ale to się kłóciło z jego etyką zawodową.
Sam stał dokładnie na końcu kobierca, ubrany jak zawsze w srebro i biel, choć jego tradycyjny galowy garnitur został zastąpiony takim, którego krój podkreślał nową sylwetkę. Jak na jego gust nieco zbyt efekciarski, ale krawcowa rodziców uparła się, że tak wspaniałych atrybutów nie można maskować. Kilka kroków za nim stał ojciec, z bliźniętami po obu stronach, cała trójka wystrojona nie mniej imponująco niż najstarszy syn, choć bardziej tradycyjnie. Tuż za tą trójką stały kolejne dwie imponujące postaci. Jack w najnowocześniejszej wersji swojego cyber-pancerza oraz sam Hajikata Isshin, we wspaniałym szermierczym mundurze, obaj z przypasanymi niesamowicie kunsztownymi, choć niemniej zabójczymi mieczami, które October wybrał z własnej kolekcji. Stanowili oni “ochronę” rodziny Silvera, choć chodziło tu oczywiście jedynie o symbol.
Młodzieniec ujął delikatnie dłoń Millii, lecz zamiast skłonić się, uniósł ją płynnym ruchem i wtedy ucałował. Na tyle mógł sobie pozwolić jako gospodarz, by nie postawić się od razu w uległej pozycji. -Silver Armstrong, October. Cała przyjemność po mojej stronie. - Przywitał się, również z uśmiechem. Może młoda Pani Admirał lubiła szpanować, ale była niezaprzeczalnie atrakcyjna, a wręcz seksowna i robiła wrażenie sympatycznej. Zdecydowanie nie miałby nic przeciwko temu, by ich relacja nie pozostała jedynie biznesowa.

Ruch ze strony Silvera wydawał się efektywny. Przyjemny wyraz twarzy kobiety nie zmienił się. Po przywitaniu Silvera podeszła ona do jego rodziny.
- Państwo Armstrong, rozumiem?
- Zgadza się. - przywitał się Connor, który ucałował admirał w dłoń dużo bardziej tradycyjnie i ulegle, niż Silver. Z twarzy kobiety dało się wyczytać, że zaszufladkowała ojca Silvera jako osobę gorszą od siebie. Młodsze rodzeństwo nie wiedziało, jak ma się zachować, tak więc ukłonili się tylko przed kobietą. Mając formalności za sobą, Millia zwróciła się ponownie do Silvera.
- Jeżeli to możliwe, chciałabym zacząć od spaceru po stacji. Możemy zamienić nieco słów w trakcie. - standardowym zachowaniem był posiłek, najwidoczniej jednak admirał była już najedzona, lub chciała oszczędzić czas.
Złota gwardia Millii bardzo aktywnie za nią podążała. Jeden z bardziej ozdobnych pilotów podszedł na pięć kroków od kobiety. Prawdopodobnie był dowódcą jej obstawy. Silver wiedział, że admirał jest kompletnie spokojna. Jej żołnierze z kolei, nawet ci schowani pod hełmami, wyrażali swoją mową ciała niepokój. Na tyle subtelny, że tylko Silver mógłby go wyłapać. Wystawienie równowartości nowoczesnej armii przed ich admirał musiało wzbudzić w jej poddanych niepewność.
Dobry początek, teraz trzeba było podsycić płomień, Demon uaktywnił więc moc swojego autorytetu. Efekt był subtelny, w końcu jeszcze nie wywołał silnych emocji u przybyłych, ale powinno wystarczyć by Millia uśmiechała się do niego cieplej, a jej strażnicy trzymali dodatkowy krok czy dwa dystansu.
-Oczywiście, transport już czeka. Pani pozwoli. - Odpowiedział i po gentlemańsku zaproponował jej swoje ramię, by osobiście poprowadzić ją po czerwonym dywanie. W końcu oboje byli ze starych rodów arystokratycznych.

Millia przyjęła zaproszenie i ruszyła wraz z Silverem. Jej ochroniarz szedł za nimi, choć reszta orszaku postanowiła pozostać przy okręcie.
- Może zacznijmy od czegoś prostego. Jaka jest twoja opinia o obecnym stanie Cesarstwa? - zapytała.
Szybka była, już przeszła z nim na "Ty". W sumie, w porównaniu ze stu- i więcej letnimi "zgredami" w Admiralicji, przy kimś zbliżonym jej wiekiem na pewno czuła się swobodniej. Jeśli miałby odpowiedzieć na jej pytanie jednym słowem, użyłby określenia "burdel", ale zdecydowanie nie tego od niego oczekiwała.
-W skrócie, panuje chaos. Nie znam tajników rozgrywek politycznych, więc nie wiem, czy to wynik kumulacji błędów, czy część jakiegoś planu długofalowego. - Była to prawda, w trakcie spotkania na Nautilusie opierali się na spekulacjach.

- ’Chaos’? Jakieś szczegóły? Co jest twoim zdaniem w chaosie? Byłbyś w stanie to naprawić? - dopytywała Millia.
Wbrew budowanemu image'owi, młoda Pani Admirał dysponowała szerszą perspektywą niż zarabianie i trwonienie pieniędzy.
-Skupmy się zatem na tym, co jak określiłaś, byłbym w stanie naprawić - Nie znał jej i nie chciał wciągać zbyt głęboko w tę ryzykowną rozgrywkę. Poza tym całego Cesarstwa nie zdołałby naprawić sam. - Gwarant wyłącznego kontraktu na dostawę uzbrojenia dla armii nie żyje. Jako specjalistce od intratnych interesów, z pewnością nie muszę Ci tłumaczyć komplikacji, jakie się z tym wiążą. - Wyłożył suche fakty. Nic czego jego rozmówczyni już prawdopodobnie nie wiedziała, w końcu odpowiadała za finansowanie projektów wojskowych. Chodziło przede wszystkim o to, by pokazać, że wie, o czym mówi. - Tak się jednak szczęśliwie składa, że ów gwarant zostawił spadkobiercę, w postaci mojej skromnej osoby. A ja jestem otwarty na możliwość podpisania nowej umowy. - Powiedział to uspokajającym tonem. Nie chciałby Millia pomyślała, że będzie próbował na niej żerować.

- Za to jeżeli zostaniesz admirałem, nowa umowa nie będzie potrzebna. Zaopatrywanie wojska z wykorzystania twoich zasobów, będzie częścią twoich obowiązków. - spostrzegła. - To zdecydowanie benefit dla biznesu armii. - Millia zachichotała - Bastion będzie się czuł przewspaniale, mając do obsługi koszty operacji dwóch admirałów, z którymi nie może dyskutować. Oczywiście, jeżeli nie dostąpisz zaszczytu admiralskiego, chętnie przedyskutuję z tobą zasady współpracy. Choć to nie tak, że masz duży wybór, przy zmianach w regulacjach. - demilitaryzacja oznaczała, że jeżeli Silver nie dostanie umowy z wojskiem, jego korporacje musiałby zrezygnować z produkcji broni na rzecz innej gałęzi rynku. - Skoro sądzisz, że panuje chaos, kto twoim zdaniem do niego doprowadził? - naciskała dalej na jego pierwszą wypowiedź.
Na wspominkę o niewielkim wyborze Silver jedynie się uśmiechnął. Ciekawe, kto pokryłby zapotrzebowanie armii, gdyby Armstrong Industries - jak planował nazwać spółkę po pełnej fuzji, nie podpisało nowego kontraktu. Był taki jeden, nazywał się bodajże "Nikt". Millia też o tym wiedziała, ale nie zostaje się najbogatszą osobą w galaktyce, nie potrafiąc blefować.
-Jeśli miałbym wskazać jednego winnego, byłby to Victor Corvus. Nie muszę chyba wdawać się w szczegóły jego ekscesów z ostatnich kilku miesięcy. - Odparł spokojnie. Wiedział od Adama, że Millii bardzo nie podobał się wybór Victora na Admirała.

- Victor to świr, nie zrobił jednak niczego, co wpłynęłoby na stan gospodarki w Cesarstwie. - zaprotestowała Millia. - Na czym polega rzekomy ‘chaos’ w Cesarstwie i kto go wywołał? - kobieta chciała od Silvera konkretów.
-O gospodarczych implikacjach jego ekscesów rozmawialiśmy przed chwilą, to on zamordował Maximiliana. Dostawy uzbrojenia dla wojska stoją, poziom bezpieczeństwa spada. - Silver wzruszył wolnym ramieniem - A sam Victor hasa sobie radośnie po galaktyce i nie zdziwi mnie, jeśli zdoła spalić jeszcze kilka planet, zanim go złapią, bo jedynym kto ruszył tyłek, by go dopaść, jest Bastion, który nie ma najlepszej siatki wywiadowczej. W tym czasie zaufanie do Admiralicji spada, bo atak wojskowy na wielką stację korporacyjną, prywatną przypomnę, na pewno jakoś wypłynął, podobnie jak to, co się tam wydarzyło. - Wystarczyło, że ktoś zapytał Bastiona, ten raczej nie silił się na układanie historyjek, by ukryć prawdę. Ojciec Silvera też nie całował rządu po tyłku. - Być może bezpośrednio nie spowodował wielkich szkód, jednakże echo tych wydarzeń oraz ich możliwe następstwa, to już co innego.
- Masz bardzo niską wiarę w Cesarstwo i brak uznania dla patriotyzmu obywateli. - oceniła Millia. Najwidoczniej w jej mniemaniu atak na jedną megakorporację to za mało, aby rozjuszyć populację, nawet jeżeli stanowi poważną gafę. Nie widziała też Viktora jako poważnego zagrożenia dla porządku. - Albo starasz się wyolbrzymić problem jakim jest Viktor, bo oferujesz się jako jego rozwiązanie. - obie tezy brzmiały negatywnie. - Wiara w admiralicję i cesarzową ma się świetnie. Ludzie z chęcią i dumą nas słuchają. Na razie nie oceniam czy słuchaliby cię ani dlaczego. Tym zajmiemy się przed komisją. Ciekawi mnie po prostu jaką jesteś osobą. - wyjawiła, puszczając ramię Silvera i odstępując, aby pooglądać przez szybę jedną z aktywnych sali badawczych. - Na razie stwarzasz wrażenie polityka. - oceniła. - Skoro tak się zakochałeś w Viktorze, to kogo winisz za jego porażkę? Jaką odpowiedzialność za to ponosi twoim zdaniem Cesarzowa? - zapytała, przejeżdżając palcem po szybie. Nie znalazła na niej kurzu.
Silver stanął obok Millii, choć nie podjął na nowo jej ramienia, jeśli będzie chciała sama to zrobi.
-Widać za mało śledzę media. Z mojego punktu widzenia otwarte wystąpienie Admirała przeciw Cesarstwu, nawet jeśli to "tylko atak na koroporację" wystarczyłby do wywołania chaosu. Nie doceniłem waszych możliwości w kwestii filtrowania informacji. - Odparł spokojnie, wpatrując się w halę, ten widok działał uspokajająco. Nie wiedział tylko, czemu pytała go o politykę. - Skoro chcesz wiedzieć jaką jestem osobą, to zadajesz niewłaściwe pytania. Najwyższą wartością w moim życiu jest rodzina. Dla nich przejdę przez piekło, albo sprowadzę je na tych, którzy im zagrażają. - Dotknął szyby, a ta rozleciała się na miliony kawałków. Chmura odłamków nie rozprysnęła się jednak, a wisiała spokojnie - Spokój mojego świata został strzaskany jak to szkło. Teraz robię co mogę, by go naprawić. - Postukał palcem w jeden z zawieszonych w powietrzu fragmentów, a tafla powoli zrosła się z powrotem, w jednolitą całość. Oczywiście, daleko jeszcze było do naprawienia tego, co się wydarzyło, ale myślał, że Millia zrozumie metaforę.

Admirał spojrzała powoli na Silvera. - Celowo zignorowałeś moje pytania? - zabrzmiała na nieco zniecierpliwioną.
Armstrong też powoli tracił cierpliwość. Millia nie była tak bystra, jak się spodziewał po geniuszu biznesowym. Ich spojrzenia się zetknęły, a on pozostał niewzruszony.
-Mówisz, że ciekawi Cię jaką jestem osobą, opowiedziałem zatem o tym, co mnie definiuje. - Odparł. - Bez tego, odpowiedzi na pozostałe pytania, byłyby po pierwsze pozbawione kontekstu, po drugie nieistotne.
-Mówisz, że Victor to nie wasz problem? W porządku, sam go znajdę, a potem zabiję i to z przyjemnością. Próbował zamordować mi rodzinę, nie wywinie się. - Millia mogła poczuć jego nienawiść, choć nie była skierowana w nią. Nie miała też powodu, by odmówić racji jego słowom, Victor był teraz poszukiwanym przestępcą. - Ale odpowiedzi na kolejne pytania musisz udzielić sobie sama. Kto polecił słynącego z nienawiści do arystokracji człowieka, który wcześniej z własnej woli porzucił służbę wojskową, na stopień Admirała? I kto zadbał o to, by jego awans przebiegł błyskawicznie i jak podejrzewam bez gruntownego prześwietlenia kandydata? - Oficjalnie Silver nie miał prawa znać odpowiedzi na te pytania. Jak więc miał wskazać winnego, o którego pytała go Millia bez wciągania ja w rozgrywkę przeciw April? Ona jednak wiedziała, kto był kim w tym kabarecie. Wystarczyło, żeby połączyła kropki. Nie ośmielił się głośno wspomnieć, że Cesarzowa najwidoczniej na to wszystko pozwoliła, to mogłoby zahaczyć o działalność wywrotową.

Millia odwróciła wzrok od Silvera. Wyglądała na niesamowicie skonfundowaną, zdziwioną wręcz. Potrzebowała dłuższej chwili, aby poukładać sobie, co się dzieje. - Nie chcesz kłamać. - stwierdziła. - Jednocześnie wiesz, że nie możesz powiedzieć prawdy. Ostatecznie jednak nienawidzisz Cesarstwa? - wywnioskowała w końcu. - Zadawałam banalne pytania. Każdy na twoim miejscu podlizałby się Cesarzowej trzy razy, pochwalił Cesarstwo i stwierdził, jak to on idealnie utrzyma je na miejscu. Zamiast tego zawiesiłeś się na nienawiści do Viktora i nie jesteś w stanie zmienić tematu, bo musiałbyś zwyzywać admiralicję? - zarzuciła - Skoro tak sobie zdajesz sprawę, że Viktor był problemem, jak chcesz zostać admirałem, będąc mniej lojalnym od niego? - Millia nie mogła do końca pojąć, dlaczego Silver prowadził dyskusję w ten sposób. Zobaczył, jak mimowolnie bierze krok w tył, w stronę swojego złotego strażnika.
Ona chyba jednak była po prostu głupia. Jedyne co wywnioskowała, to że nie mógł mówić jej wszystkiego, ale zamiast iść po okruszkach, które jej wysypał skręciła w dokładnie przeciwną stronę.
-Nienawidzę? Nie, to już o wiele za daleko posunięte stwierdzenie. Po prostu wiem, że Cesarstwo nie jest doskonałe, bo ludzie nie są doskonali. Na własnej skórze przekonałem się, jakimi metodami posługuje się rząd i nie zawsze są mi one w smak, bo gdzie władza tam i nadużycia. Nie zamierzam nikogo przekonywać fałszywymi komplementami i zapewniać o tym, jak nieskazitelnie mi się tu żyje. - Ton Silvera był spokojny, choć niósł ze sobą spory ciężar. Millia wcześniej zastanawiała się, czy ludzie będą chcieli go słuchać. Teraz mogła na własnej skórze poczuć, że nawet jeśli nie będą chcieli, to i tak posłuchają. October miał aurę prawdziwego władcy. - Powiedz mi teraz, kto jest bardziej lojalny? Ten kto na co dzień chwali władcę pod niebiosa, a gdy nadarzy się okazja, wbija mu nóż w plecy? Czy ten kto jest świadom niedoskonałości swego suwerena i choć zapewne nie raz go pod nosem zeklnie, to dzień po dniu sumiennie dla niego pracuje? - On nie podlizywał się nawet Goldowi, gdy ten trzymał mu nóż na gardle, miałby to robić względem Cesarzowej której nigdy nawet nie spotkał?

Millia odmówiła przeczącym ruchem głowy. - Nie mam interesu w promowaniu ani jednego, ani drugiego typu admirała. Nie jestem pewna jakie wrażenie chciałeś na mnie wywołać, wydajesz się poniekąd absurdalny. To nie była trudna rozmowa. Zdecydowałeś, że nie zależy ci na moim zaufaniu, to twój wybór. - Przylatując na stację, Millia najpewniej spodziewała się zwykłej formalności. Tym bardziej że Silver już miał wsparcie ze strony Adama. Jego niezłomność i chęć do przekształcenia statusu quo ją odrzuciła. - Gdyby chodziło o układy biznesowe, nawet nie musiałabym z tobą rozmawiać. Wiem, że albo znasz się na handlu, albo masz od tego ludzi. - bardziej to drugie. Silver nigdy nie był zainteresowany prowadzeniem korporacji. - Interesowało mnie jakim jesteś liderem. Biorąc jednak pod uwagę twój charakter i motywację, nie jest to w moim biznesie, abyś rządził. Będziesz musiał ponownie spróbować mnie przekonać przed komisją. Jeżeli zależy ci na tej kandydaturze, przygotuj bardziej klarowny plan działania i staraj się nie krytykować Cesarstwa. Nikomu to nie na rękę. - a na pewno nie jej. Millia sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyjęła z niego niewielki tablet, wyciągając go do Silvera. - Przykro mi, że aż tak nie byliśmy w stanie się porozumieć. Jednak biznes to biznes. - mimo tego, jak mocno odrzucił ją Silver, starała się być miła. - Tu znajdziesz informacje co do twojego spotkania z komisją. Planowałam zostać dłużej, jeżeli jednak mamy siedzieć i się kłócić, oszczędzę nam nerwów. - postanowiła.
Silver schował tablet i spojrzał na Millię jak na idiotkę, nie żeby z jego ograniczonej pancerną skorupą mimiki dało się cokolwiek odczytać. Kiedy jednak przemówił, jego ton nie zdradzał nagany, czy gniewu, a raczej… smutek?
-Rozczarowałaś mnie, bardzo. Udzieliłem ci wszystkich możliwych wskazówek, a Ty na każdym rozwidleniu skręciłaś w przeciwną stronę. Wytłumaczę ci to zatem, jeden ostatni raz, dobitnie. Martwi cię status quo, ale nie dostrzegasz, że wśród Admirałów są już tacy, którzy próbują go nie zmienić, a zburzyć, choć pozują na największych zwolenników Cesarzowej. - Stagnacja nie była możliwa, czekała ich rekonstrukcja, albo destrukcja. - Victor to tylko początek, niczym pierwszy klocek w gigantycznej sekwencji domino i już został popchnięty. Zastanów się, kto wprawił go w ruch, a może skala tego, co się kroi, dotrze do ciebie, zanim będzie za późno. - Odwrócił się i zaczął powoli odchodzić. - Wybacz, że cię nie odprowadzę, ale wolę, jak to określiłaś, oszczędzić ci nerwów. - Miała oczywiście szansę go dogonić, ale wątpiłby jego słowa dotarły do niej, zanim boleśnie zderzy się z rzeczywistością.

Millia nie goniła Silvera. Zawróciła do okrętu. Dzięki swoim ostrym zmysłom mężczyzna był w stanie usłyszeć, jak admirał rozmawia ze swoim strażnikiem na odchodnym.
- Nawet nie został jeszcze admirałem, już próbuje mi sprzedać jakieś teorie spiskowe. Nie wiem, co Adam w nim widzi.
- Może narcyz? Nie myślisz chyba, że Adam coś knuje, jak przed nim Vyone?
- Wolę dmuchać na zimne.

Ostatecznie okręt Milli opuścił stację jeszcze tego samego dnia. Zespół był tym zdziwiony, nie potrzebowali jednak wyjaśnień, że z rozmowy nic nie wyszło. Nie męczyli więc Silvera jego porażką. Na szczęście, decyzja o komisji została podjęta jeszcze przed ich spotkaniem, więc demon nie musiał manipulować kobietą, aby stanąć przed Lazarusem. Tablet który otrzymał, posiadał nagraną wiadomość w której występował sam Lazarus.

Był on wysokim, przystojnym mężczyzną, który tracił urok z uwagi na niedbalstwo. Twarz była pokryta zarostem, długie nieuczesane włosy wiły się w każdym kierunku, a nieco przyduże kimono sprawiało, że nie wyglądał w żaden sposób jak poważny urzędnik. Kocie uszy które zdobył jako kosmetyczną mutację, gdy walczył o równouprawnienie “nieczystych” odłamów ludzkości, tym bardziej wyróżniały go na tle admiralicji.
- Witaj, Silver Armstrong. Nazywam się Lazarus Vauge, jestem admirałem w kontroli Cholula. Z ust admirała Adama została złożona twoja kandydatura na niezajęte stanowisko admirała floty gwiezdnej. Z uwagi na zainteresowanie z mojej strony oraz strony Bastiona, zostałeś zaproszony na spotkanie komisji admiralskiej, która oceni twoje predyspozycje do pełnienia tej roli. Liczę, że spotkanie przebiegnie w sposób prosty, bez niespodziewanych wydarzeń i niespodzianek, a po jego zakończeniu będę mógł spędzić z tobą czas, oprowadzając cię po stacji i prowadząc rozmowę, tak, jak kiedyś z twoim mistrzem, Maximilianem. Do zobaczenia. - data spotkania była ustalona na za dwa tygodnie. Do ziemi łatwo dolecieć, mógł więc w tym czasie zaliczyć jeszcze jeden stop.
Silver obejrzał nagranie jeszcze parokrotnie, próbując wychwycić jak najwięcej ze swojego pierwszego "kontaktu" z Lazarusem. Tiki, zmiany temperatury ciała, potencjalne słabe punkty, wszystko co jego wzmocniona magicznie percepcja mogła znaleźć, a co miało szansę się przydać, jeśli dojdzie do eskalacji. Admirał był jednakże tak nieekspresyjny, jak to tylko możliwe. Wyraźnie chciał dobić jakiegoś targu z Octoberem, co śmierdziało, ale nie udało się znaleźć żadnych wskazówek.
Szczerze, Silver miał nadzieję, że September namierzy Marcha, zanim komisja się zbierze, ale zostało niewiele czasu. Armstrong skierował więc swoje kroki do kwater, które Miesiąc zajmował z jego kronikarzem, by zorientować się w postępach.

Pokój Drake’a zmieniono w salę magiczną z ogromnym kręgiem, w którym siedział September. Miesiąc zbierał informacje od całej populacji galaktyki, które materializowały się w formie świateł unoszących się po pomieszczeniu. Drake stał w pobliżu medytującego maga, sortując wyciągane przez niego informacje w poszukiwaniu poszlak co do lokacji Marcha, lub jednego z innych magów związanych z April. Stężenie czystej informacji w przestrzeni było przytłaczające nawet dla Silvera. Przeciętny człowiek, wchodząc do tego pomieszczenia, prawdopodobnie by zemdlał, kompletnie nieświadomy, jaka anomalia miała w nim miejsce. Widząc swojego dowódcę, Drake na chwilę odstąpił od Septembera.
- Cześć Silver. Wybacz, ale jeszcze nic dla ciebie nie mamy. - poinformował od razu. - Na ten moment bezpiecznie można założyć, że April ukrywa się ze swoją grupą poza przestrzenią Cesarstwa. Kiedyś muszą tu jednak wlecieć, więc staramy się złapać ten moment. - wyjaśnił.
Frustracja tu, złe wieści tam, czy jedna rzecz nie mogła tego pierdolonego dnia pójść dobrze? Armstrong dawno nie był tak wkurwiony. No, w sumie nie tak dawno, ostatnio, gdy dowiedział się, że Gerard dał dupy z ich układem.
-Szlag by to… - Zaklął Recollector. Szczerze mniej obawiał się konfrontacji z Marchem niż rozmów z grupą polityków. A Icaria wciąż milczała w kwestii kręgosłupa, trzeba jednak było rozwalić im kilka okrętów “na zachętę”. Choć może to, co tu się działo, mogło mu jeszcze posłużyć.
-Czy on pobiera całą dostępną w galaktyce wiedzę, czy tylko jakiś typ informacji? - Spytał kronikarza, nie chcąc rozpraszać Iruty.

- Nie mam pewności. - wyznał Drake. - Wydaje mi się, że zaklęcie działa na frazy. Przykładowo. - dotknął palcem błękitnej kulki, unoszącej się delikatnie w powietrzu. - Ta iskra z zaklęcia to myśli kogoś o jego psie, który nazywa się “March”. - wyjaśnił.
Silver westchnął.
-To frustrujące, w ciągu ostatnich dni nic nie idzie jak powinno. Skoro April ukrywa się poza granicami galaktyki, może niech Iruta doda do fraz wyszukiwanych Januarego. - Zasugerował. Chyba, że Lazarus faktycznie nadal nie nadał im statusu terrorystów i spokojnie przelecą sobie bramami gwiezdnymi. Ale skoro Victor nie był już admirałem, chyba coś się w tej kwestii zmieniło

Drake przytaknął skinieniem głowy. - Też o tym myślałem. Inaczej nie zdążyliby tu wrócić spoza galaktyki. Muszą mieć pomoc albo od niego, albo od artefaktu o moc zbliżonej do Eddiego. To pierwsze wydaje mi się bardziej prawdopodobne. Być może magowie wciąż czują się lojalni względem April? - zasugerował. - Chyba, że jej moc zwyczajnie ma Marcha w garści. Ona opętuje jego, on oczarowany napędza ją. Taka samo spełniająca się przepowiednia. - Drake miał mało doświadczenia z magami, nie wiedział więc, czego się po nich spodziewać. Jego była równie prawdopodobna, co niepewna.
[color="sienna"]Szkoda, że w takich okolicznościach znajdowanie odpowiedzi nie było równie proste, jak wysuwanie hipotez.
-Nie będę wam przeszkadzał. Informuj mnie o postępach. - Pożegnał się. I poszedł poszukać bliźniąt. Każde dostało od niego mały prezent, drugą Iskrę. Ainsleyowi przypadła telekineza, rzecz niezastąpiona przy robocie precyzyjnej, takiej jak kalibracja urządzeń, czy pisaniu na kilku klawiaturach jednocześnie. Nessie natomiast otrzymała rozszerzoną percepcję. Chyba nikt nie musiał jej tłumaczyć jak przydatna jest możliwość prześwietleniela pacjenta bez potrzeby sięgania po aparaturę.
Snuł się właśnie bez określonego celu po korytarzach stacji i pozwalał swoim myślom błądzić, w nadziei, że go olśni, gdy zderzył się z czymś przyjemnie miękkim, co odbiło się od niego i za chwilę miało uderzyć w podłogę. Instynktownie wyciągnął rękę i złapał, jednocześnie wracając umysłem do ciała. Miękką materią okazał się być biust Natashy, którą Silver właśnie podtrzymywał w pasie, a jej wzrok był niemal równie rozkojarzony co jego. Co ciekawe na plecach miała dość spory pakunek. Pomógł jej ustać stabilnie na nogach, ale zanim zdołał wydukać coś w rodzaju przeprosin, odezwała się pierwsza.
-O, właśnie Ciebie szukałam! - Wydawała się ucieszona, mimo że przed chwilą dość boleśnie zderzyła się z ważącym ponad 100kg pancernym potworem. Ściągnęła pakunek z pleców i wcisnęła mu go w ręce. - Najnowszy model, dopasowany specjalnie do Ciebie. Wiem, że byłeś dumny z Mk IV, ale niedługo są twoje urodziny i chciałam Ci zrobić wcześniejszy prezent. - Zarumieniła się. Objęła go krótko i cmoknęła w policzek, po przyjacielsku. - Muszę lecieć, mam mnóstwo pracy. Mam nadzieję, że Ci się spodoba! - I już jej nie było, jakby to ona była tu speedsterem. Silver zaciekawiony otworzył przedwczesny prezent. Na krwistoczerwonej poduszce spoczywało ostrze, niemal bliźniaczo podobne do jego Excalibura, ale o gabarytach miecza dwuręcznego i na, o ile mógł ocenić, ponad dziesięć razy cięższe, co wciąż nie było wielką masą, bo Mk IV ważył około pół kilograma. Silver osobiście opracował stop, który był dość mocny na utrzymanie pola energetycznego i jednocześnie tak lekki, że broń zdawała się nic nie ważyć.
Dobył miecza oceniając wymiary, wagę i balans. Nat naprawdę się napracowała, idealnie pasował do jego preferencji, wzięła nawet pod uwagę wzrost siły fizycznej. Choć October nigdy nie był chucherkiem, Excalibur Mk V (jak podejrzewał) wydawał mu się lekki jak piórko. Choć skoro był to model spersonalizowany, może powinien nadać mu jakieś imię…
Zabawne, miał właśnie w ręku prawdopodobnie najlepszy miecz wykonany ludzką ręką, a w jego głowie rozbrzmiewały słowa Nessie, o magicznych różdżkach drwiących sobie z ich wynalazków. Chyba właśnie przyszło jego olśnienie, potrzebował Augusta. Nawet jeśli nie samego miecza, to chociaż pomocy, której Miesiąc mógł mu udzielić. Z neurolinka połączył się z komunikatorem i wysłał do Adama krótką notkę.
"Potrzebny mi kontakt do Zilvy, to pilne.
PS Lazarus coś kombinuje, chce się ze mną spotkać w cztery oczy po komisji. Może trzeba będzie zrewidować plan."

***

Adam odpisał jeszcze tego samego dnia. Decyzję w sprawie jak kwestionować Lazarusa zostawił Silverowi. Obiecał kontakt z Zilvą, zagadnienie nie było to aż tak proste. Zorganizowanie rozmowy zajęło obu stronom dwa dni. Królowa piratów musiała zrobić połączenie z zaufanej stacji, prezentując się jako osoba niepowiązana ze swoim biznesem, czyli jej alterego Avlii. Rozmowa była szyfrowana, nie było więc strachu o jej treść. Chcąc jednak trzymać swoją flotę w ukryciu, kobieta musiała być ostrożna.
- Silver, cześć. - miała dość wyluzowane podejście. - Adam wspominał coś o Lazarusie. To o nim chcesz rozmawiać? - spytała.
-Cześć i nie, Lazarus to było post scriptum skierowane do Adama. Nie będę owijał w bawełnę, chcę prosić o przysługę. - Przywitał się i jednocześnie odpowiedział na jej pytanie. Miał nadzieję, że Zilva doceni prostolinijność. - Szykuję się na Marcha i chciałem skorzystać z pomocy Augusta, jeśli byłby tak miły, żeby mi jej udzielić. A że pieczę nad nim sprawujesz Ty, zwracam się z tą prośbą do Ciebie.
- Co masz na myśli? - dopytała. - Powiedz mi, czego konkretnie oczekujesz i co o tym wiesz, wytłumaczę ci resztę.
-Prościej byłoby o tym porozmawiać w cztery oczy. - Przyznał Silver. - Otwórz kanał video na trzy sekundy i będę u Ciebie.
- Nie potrzebujemy wideo. Co masz na myśli, że będziesz u mnie? - zdziwiła się dziewczyna. - Nie chcę osobistego kontaktu z tobą. - wyznała.
-Dosłownie to co powiedziałem, zaraz znalazłbym się obok. - Odparł spokojnie, choć słowa Zilvy go zaskoczyły. Nie mieli personalnych zaszłości.
-Specjalnością Augusta jest kreacja, zwłaszcza jeśli chodzi o narzędzia zniszczenia. Przynajmniej tyle udało mi się do tej pory dowiedzieć. - Skoro nie chciała się spotykać, musiał zadowolić się chatem głosowym. Choć i tak musieliby się spotkać, jeśli Miesiąc zgodzi się pomóc. - Chciałem się czegoś od niego nauczyć, albo żeby pomógł mi ulepszyć broń którą posiadam. - Albo jedno i drugie, jeśli byłby w pomocnym nastroju, ale tego już Silver na głos nie powiedział, nie chciał wyjść na zbyt zachłannego. Pytanie tylko, co zrobi Zilva, jeśli August się zgodzi, a ona dalej nie będzie chciała się spotkać. Mogła mu po prostu powiedzieć, że odmówił, a choć był w stanie wyczuć mniej więcej czy kłamie, nie mógł jej zmusić. No dobra, mógł ale to by im popsuło relacje personalne.

- Wybacz, ale ciężko mi będzie trzymać się w tajemnicy, gdy ludzie zobaczą, że paraduję z dziedzicem Armstrongów i Maximilliana. - przeprosiła. - Coś czułam, że o to ci chodzi. Z Augustem nie jest tak łatwo. - ostrzegła. - Z tego, co rozumiem, nawet magii bardzo ciężko stworzyć coś z niczego. Dużo łatwiej zmienić istniejący kod, stąd te całe natury i to wszystko. Bronie Augusta są potężne, ale też tak działają. Z tym że on nie edytuje stali. Można powiedzieć, że jego bronie mają dusze. - starała się insynuować, ale zmieniła szybko zdanie i odparła wprost. - August może wykuć broń tylko z żywej osoby. Normalnie jestem przeciwna rozdawaniu artefaktów. Biorąc jednak pod uwagę naszą sytuację, jeżeli znajdziesz kogoś, kto mi udowodni, że dobrowolnie się na to zgadza, to pozwolę Augustowi użyć swojej magii. - obiecała.
-Nie może przekuć istniejącej broni tak by stała się potężniejsza? Albo, bo ja wiem, połączyć istniejącego artefaktu ze zwykłą bronią? - Ton Silvera zdradzał niedowierzanie, głównie z powodu tego, jak nieludzka była taka metoda tworzenia broni. Młody Armstrong wątpił, by pierwsze co przyszło Augustowi do głowy, gdy zdobył moc magiczną, to metaforyczne wrzucanie ludzi do pieca hutniczego. Oczywiście, mógłby rzucić Miesiącowi “na pożarcie” ludzi których nienawidził, ale czemu taki miałby się zgodzić dobrowolnie?
- Jest kilka technik, których można się od niego nauczyć. Nie wiem, ile może z nich wyciągnąć inny mag. Mogę przekazać Adamowi coś, z czego będziesz miał okazję się uczyć. - zaproponowała. - Na ulepszenie istniejącej broni nie masz co się napalać. To trudny mężczyzna. Wielki artysta i takie tam.
-Moja najlepsza przyjaciółka właśnie podarowała mi miecz w prezencie. To jest prawdziwa broń z duszą, cudo po prostu… - Silverowi brakowało słów, był autentycznie przybity. Natasha nie miała talentu magicznego, co oznaczało, że jeśli chciałby skorzystać ze wskazówek Augusta, cała jej praca i dedykacja poszłyby na marne. Choć tak naprawdę do perfekcji, wystarczyłaby odrobina magicznego dotyku, którego zadufany w sobie Miesiąc najwidoczniej nie zamierzał użyczyć. Silver nie zamierzał odrzucać szansy nauczenia się czegoś od Augusta, ale istniała szansa, że nigdy tych umiejętności nie użyje.
Zilva nie odpowiadała przez dłuższą chwilę. - No i? - dopytała wreszcie, brzmiąc na zmieszaną. - Za słaba na Marcha? - zagadywała.
-No i to, że jakkolwiek Natasha nie byłaby utalentowana, nie jest magiem, ani nawet adeptką. - Ton Armstronga wciąż był przybity. - Mam tu okaz technicznej perfekcji, w którym widzę pierwszą okazję na prawdziwą fuzję technologii i magii, ale do tego potrzebny jest największy twórca broni wśród magów. - Westchnął, żeby uspokoić emocje. Połechtał próżność Miesiąca. Nie lubił tego robić, ale wierzył w to, co powiedział, w jego słowach nie było przesady. Gdyby August w przyszłości chciał uczyć Natashę, to by było coś. O ile nie byłoby to przetapianie ludzi, rzecz jasna.
-A co do Marcha, to mag Pierwszej Generacji, mający kilkaset tysięcy lat doświadczenia, nie można lekceważyć żadnej potencjalnej przewagi do zdobycia. - Dodał po chwili. Sam dołączył do Pierwszej Generacji jakieś dwa miesiące temu i choć już był potężny, jego umiejętności nie były szczególnie niszczycielskie. Potrzebował więcej mocy…

- Dlatego jestem gotowa pozwolić ci skorzystać z jego usług, jeżeli ktoś faktycznie zgodzi się poświęcić dla sprawy. - wyjaśniła. - Przemyśl sprawę i porozmawiaj z Adamem na waszej komisji. On puści to dalej do mnie. - poinstruowała.
October już się uspokoił, doszedł do wniosku, że to co mówił mogło brzmieć jak użalanie się. Niemniej, to była dla niego duża rozterka emocjonalna, Nat była jak rodzina.
-Gdy ktoś mówi "Po mojemu, albo wcale" to nie jest kompromis moja droga. - Tym razem głos Silvera był twardy. - Skoro nie chcesz po dobroci, złożę Augustowi propozycję nie do odrzucenia. Zrobi teraz o co go poprosiłem, najlepiej jak potrafi i nie będzie zasłaniał się dumą artysty, a ja, gdy moja moc już się wystarczająco rozwinie, będę w stanie przywrócić mu ludzką postać. - Wyrzucił to z siebie na jednym oddechu, by Zilva nie mogła mu przerwać. Sukinkot utknął w formie miecza na tak długo, że kilka do kilkunastu miesięcy jeszcze by chyba wytrzymał.

- Huh? Mówiliśmy coś o kompromisach? - Zilva była zdezorientowana. - Spytam resztę, co sądzą o uwolnieniu Augusta w zamian za jego pomoc, to zawsze jakaś opcja. - zgodziła się.
Silver sądził, że piratka komunikuje się z Augustem, odnośnie jego planów, ale właśnie zdradziła, że wszystko co powiedziała było jej samowolką.
-Najpierw przekaż moją propozycję Augustowi, bo póki co rozmawiam tylko z Tobą. Chcę znać jego odpowiedź, zaczekam.

- To będzie wszystko, czy coś jeszcze mu podrzucić? Przekażę odpowiedzi Augusta Adamowi, da ci rozeznanie przed tą waszą komisją. Swoją drogą, powodzenia z tym. - Zilva brzmiała szczerze. Nie znała Silvera, znała jednak ludzi, którzy w niego wierzą, więc wydawała się mu ufać.
-Nie, w jego kwestii to wszystko. - Odparł Silver, nieco rozczarowany faktem, że nie da się tego zrobić "na już", ale jego głos tego nie zdradził. - Nie będę dziękował, żeby nie zapędzić. A jeszcze swoją drogą. Jeśli żywot "zwykłej" najemniczki kiedyś Ci się znudzi, na moim pokładzie zawsze znajdzie się dla Ciebie miejsce. - Zilva była bardzo utalentowaną osobą nawet bez Augusta, z pewnością stanowiłaby cenny nabytek. Zwłaszcza z resztą swoich oficerów.
- Dzięki, na razie muszę dbać o swoich chłopaków. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie po bitwie. Trzymajcie się. - ukrywając się pod maską Avlii, Zilva dalej była królową piratów, a jej załoga obecnie przygotowywała się do nadchodzącej bitwy. Być może mogli połączyć swoje siły, teraz nie było jednak czasu na taki logistyczny koszmar. Piratka rozłączyła się, a dwójka liderów wróciła do swoich obowiązków.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline