Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2022, 09:52   #297
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 65 - 2526.I.04; bkt; zmierzch

Czas: 2526.I.04; bkt; zmierzch
Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji
Warunki: namiot narad; jasno, gwar rozmów, gorąco; na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, powiew, zachmurzenie, skwar



Wszyscy



- Co za dziki kraj. Albo leje albo taki upał, że chce nas wszystkich zadusić. - pułkownik de Guerra otarł ozdobną, delikatna chusteczką spocone czoło. Raczej pewnie nie tylko on tak uważał i coś podobnego dało się słyszeć w obozie i dziś i w ciągu ostatnich paru dni. Te dni zeszły na czuwaniu czy ci przeklętnicy z rzeki nie zaatakują ponownie. Na nieumarłych nikt się za bardzo nie znał więc liczono na kobiety. Dokładniej to na dwójkę tubylczych Amazonek jako przewodniczki i znawczynie tej krainy oraz Vivian von Schwarz która była chyba ich jedyną uczoną od takich tajemniczych spraw w obozie. Ale one uważały, że to raczej efekt tej przeklętej nocy w jakiej nachodziły na siebie ten wymiar i czas z innym, gdzie najłatwiej było przeniknąć niespokojnym duszom do tego świata. I raczej więcej nie powinni zaatakować. Czy tubylcze wojowniczki i imperialna uczona miały racje czy nie to jak na razie atak się nie powtórzył. Tą podwyższoną gotowość wczoraj naczelny kapitan odwołał i obóz zaczął wracać do rutynowego trybu. W lazaretach wciąż byli ranni po tej nocnej bitwie z przełomu starego i nowego roku i medykom nie wszystkich udało się uratować. Więc prawie codziennie znoszono jakieś przykryte płachtą ciało do tego improwizowanego cmentarza za obozem aby je pochować. Niemniej ostatecznie straty liczebne nie wyszły aż tak strasznie chociaż większość oddziałów zaangażowanych w walkę bezpośrednią straciło kogoś. Porządnego pochówku i cmentarza nie dało się jednak zorganizować z braku kapłana, zwłaszcza kapłana Morra. W jego zastępstwie ceremonię musiał prowadzić wódz naczelny tej wyprawy chociaż święceń kapłańskich nie miał.

- To jeszcze nie tak źle. Teraz są najsuchsze miesiące w roku. Ten i kolejny. Po wiosennej równonocy już zaczynają się deszcze ale jeszcze w normie. Ale jak w czwartym miesiącu zaczyna się pora deszczowa to wszystko zamienia się w bagno i błoto. Pada właściwie każdego dnia i nocy. Tylko pytanie jak mocno i długo. Teraz mamy okres najlepszej pogody na jakąkolwiek działalność. My zaliczyliśmy końcówkę poprzedniej pory deszczowej w dżungli i naprawdę nie polecam. Nie chciałbym tu spędzać kolejnej. - czarnobrody kapitan chociaż też pochodził zza oceanu to jednak miał chyba największe doświadczenie w bytowaniu w dżungli nie licząc Togo i Amazonek. De Rivera ze swoją załogą też swoje przeszedł ale miał dużo respektów do doświadczeń pobratymca.

- Nie mamy tyle zapasów co by siedzieć tu kolejną porę deszczową. Albo i do jej początku. Zresztą nie ruszyliśmy w dżunglę aby łowić ryby nad rzeką. No i słyszeliście Giacomo i Cesara. Tak czy inaczej trzeba ruszać dalej. - brunet z nieco rozczochraną brodą pokiwał głową dając znać, że zgadza się z czarnobrodym i wskazał dłonią na szefa kwatermistrzostwa jaki odpowiadał za zapasy i szefa służby medycznej gdy codziennie meldował o stanie chorych, pokąsanych i poranionych. Jeden mówił, że to robactwo jest jakieś przeklęte bo dobiera się nawet do mocno zasolonych ryb, suszonego mięsa i mąki. Drugi, że lazarety miały co robić z codziennych chorób, wypadków i rekonwalescentów z noworocznej bitwy. Większość z nich dochodziła do siebie albo już leżała na cmentarzu.

A dzisiaj przez większość dnia panował tropikalny, wilgotny skwar i zaduch. Nawet jak słońce było skryte za chmurami przez większość dnia. A pod jego koniec dla odmiany spadła krótka ale mocna ulewa zmieniając wilgotną, czerwoną glebę w błotniste bajoro. Po niej do tej pory zostały błotniste kałuże i strumyki. Poza tym niezbyt się ochłodziło i w przeciwieństwie do bardziej umiarkowanych klimatów to opad nie przyniósł orzeźwienia. Zrobiło się nawet duszniej gdy ta wilgoć parowała tworząc wieczorne opary rzadkiej mgły. Po tej ulewie wszyscy najważniejsi dowódcy i osobistości przyszli tutaj, do namiotu narad. Kapitan w obiad rozesłał posłańców, że o zmroku odbędzie się ta narada.

- Chciałbym ruszyć po najbliższym Festag. Całymi siłami, ku piramidzie. Z tego co mówią nasze sojuszniczki na piechotę to ze dwa dni drogi. Wiadomo, takiej karawanie jak nasza może zejść nieco dłużej. Ale nie jest to jakoś specjalnie daleko. - dowódca wskazał na obecne w namiocie Amazonki. Mogły one w ten sposób zalepić niedobory kadrowe zwłaszcza konnych zwiadowców. Chociaż odkarmieni górale Olmedo też już zdawali się być w pełni sił na tyle aby wrócić do swoich obowiązków.

- Dlatego jutro wyruszy mniejsza grupa. Aby sprawdzić i jak trzeba znaleźć drogę dla głównych sił. No i zobaczyć jak się sprawy mają przy samej piramidzie. Te gady nadal tam są a jak nawet nasze gospodynie nie mogą się z nimi porozumieć to chyba marne szanse, że ustąpią po negocjacjach. Musimy być gotowi wywalczyć sobie panowanie nad piramidą. - kapitan wyjawił po co zebrał tutaj dowódców oddziałów na tą odprawę. Trzeba było ustalić skład takiej grupy rozpoznawczej. Wiadomo było, że grupka Amazonek na tych culhanach weźmie w niej udział jako przewodniczki. Kapitan szukał oddziału lub dwóch które ruszą razem z nimi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline