Dolina Zelbadu w okolicach Steinwaldu
Greta nie przysłuchiwała się zbytnio rozmowom swoich kompanów, większość uwagi poświęcając obserwacji ukształtowania terenu, roślinności i odgłosom wydawanym przez drobne ptactwo. Nie bywając nigdy wcześniej w tej części Gór Środkowych, łowczyni budowała sobie w głowie trójwymiarową mapę okolicy. Jeśli jej plany miały zostać zwieńczone sukcesem, ten region mógł stać się nowym domem Grety Henschel, z dala od Lenkster i Walbecku. Łuczniczka pozostawała zdeterminowana, aby osiąść w Bastionie, stąd też zależało jej na skrzętnym budowaniu sobie odpowiedniej pozycji - a obeznani z okolicą zwiadowcy i myśliwi zawsze byli w cenie!
Woda w strumieniu okazała się przeraźliwie zimna, biorąc swe źródło najpewniej z czap śniegu zalegającego w wyższych partiach gór. Greta zanurzyła w niej tylko palec, ale wystarczyło to, aby po jej kręgosłupie przebiegł lodowaty dreszcz. Łuczniczka nie miała najmniejszego zamiaru szukać brodu na ochotnika, kosztem przemoczenia ubrania i złapania gorączki. Widziała jak kaszleli i powłóczyli nogami ci towarzysze wyprawy do Bastionu, których już dopadła choroba. W przeciwieństwie do coraz liczniejszych pacjentów pani Blitz Greta wciąż pozostawała zdrowa, co jawnie dowodziło trwającej protekcji Taala - a tylko głupiec chciałby ją stracić na własne życzenie.
Łowczyni zarabiała na swe utrzymanie celnym okiem i pewną rękę, skrytością ruchów i szybkością reakcji. Przeziębienie pozbawiłoby ją w jednej chwili większości z tych atutów, czyniąc w oczach pryncypałów nieoczekiwane obciążenie zamiast przydatnego sługi.
Odsuwając się o kilkanaście kroków od reszty grupy w górę strumienia, Greta wyjęła z pokrowca łuk i założyła czarno upierzoną strzałę na luźną jeszcze cięciwę. Wiedziała, że z chwilą rozpoczęcia przeprawy czujność towarzyszy ulegnie rozproszeniu, a wówczas najłatwiej będzie ich zaskoczyć. Ludzie - albo i krasnolud - skupieni na trzymaniu liny, skakaniu po otoczakach czy nawet jedynie dopingowaniu śmiałka gotowego wejść do wody natychmiast tracili perspektywę, przestawali dostrzegać resztę swojego otoczenia.
Jednym z zadań Grety w służbie wysłanniczek Bastionu było pilnowanie, aby nikt nie wykorzystał tak niebezpiecznych momentów obracając ów brak czujności przeciwko ekspedycji.
Spojrzenie młodej kobiety myszkowało po rozmiękłym gruncie na brzegach potoku, wnikało w gęstwę zieleniejących szybko krzewów, skakało ku konarom większych drzew.
Gdzieś w głębi jej myśli przewijali się niewyraźnie rozbójnicy z okolic Zelbadu, którzy tak nieoczekiwanie rozpłynęli się w powietrzu, a którzy przy odrobinie pecha Petry i Inez mogli szukać brodu w tej samej okolicy.