Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2022, 20:36   #148
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
- Tata?... - wydusił z siebie Bryan, wypuszczając młotek na podłogę. Tak wiele krwi… Tak wiele… - Co się stało? Żyjesz, tato?
Chłopak czym prędzej kucnął przy Franku, zdejmując koszulkę i przykładając zwinięty materiał do rany. Nic lepszego nie miał pod ręką. Nie wiedział co robić.
“Szeryf” - znienawidzone słowo wybrzmiało w głowie nastolatka ze zdwojoną mocą. Dlaczego znów był przez niego prześladowany? Dlaczego tym razem trafiło na ojca? Czy ten cholerny Hale ich osaczał? Co się działo, do kurwy nędzy?! Tak wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi.
- Jak szeryf? Co się stało? Tato, jaki szeryf? Nie zasypiaj! Co z szeryfem?! Co się stało?!

Ojciec nie odpowiadał. Frank przelewał się przez ręce, będąc bezwładnym i nieprzytomnym. Nawet taki bysior jak Bryan miał problemy z podniesieniem go. Dysząc ciężko, w końcu wciągnął mechanika do środka.
- O kurwa… O kurwa… - powtarzał chłopak, widzą wyraźnie w świetle lampy jak dywan łapczywie wchłania krew. - Co ja mam robić… Co robić…
- Co z tatą? - sam nie wiedział kiedy młodszy brat zszedł na dół. Oszołomiony adrenaliną nawet nie zwrócił uwagę na skrzypiące schody.
- Bob! Wszystko gra… Chyba… Albo nie - odparł podniesionym głosem Bryan. - Wiesz jak zadzwonić na policję… ALBO NIE! Nie dzwoń na policję, rozumiesz?!
Wystraszony chłopiec kiwnął głową.
- Zadzwoń na pogotowie, rozumiesz? Wiesz jaki mamy adres, prawda? Wiesz?
Ponowne kiwnięcie głową.
- No to szybko! Numer jest koło telefonu. Gazem, młody, gazem!

***

Bryan siedział na szpitalnym korytarzu. Spoglądał na Boba. Młody spał na sąsiednim krześle. Chłopięca głowa opierała się o ścianę. Nic dziwnego. Był wykończony emocjonalnie i fizycznie. Bryan ledwo pozwolił mu się przebrać z piżamy i zaraz wypruli samochodem za karetką. Nie zamierzał siedzieć w domu i czekać na Hale’a. Nie zamierzał też pozwolić mu na dokończenie roboty w szpitalu. O nie! Nie przyjdzie sobie pod pozorem “przesłuchania”, aby po cichutku wykończyć ojca poduszką. Będzie musiał strzelać tutaj w szpitalu, jeśli naprawdę będzie chciał go uciszyć. Bryan pogładził trzonek schowanego pod kurtką młotka…

Zamierzał pilnować tak długo, aż nie dowie się co się stało. Musiał wiedzieć dlaczego Frank wspomniał o szeryfie. A gdy się dowie…
Bryan wyobraził sobie jak z całym impetem wjeżdża w Hale’a kradzionym samochodem, przygważdżając go do muru. Jak “stróż prawa” pluje krwią i zastanawia się co ujebało mu nogi aż po same jaja.
- Podobno przyjechało FBI - dosłyszał fragment rozmowy dwóch pielęgniarek. FBI… Być może to byłoby rozwiązanie? Nie mógł liczyć na lokalną policję, a tym bardziej deputowanych szeryfa, ale przecież FBI było ponadstanowe! Gdyby udało mu się porozmawiać z jakimś agentem i zgłosić sprawę nadużyć Hale’a, być może zamknąłby skurwiela na dobre? Wtedy przynajmniej nie wylądowałby na krześle elektrycznym za morderstwo szeryfa.

Póki co nie mógł się jednak ruszyć ze szpitala. Nie mógł zostawić brata, ani ojca. Nieraz myślał o odrąbaniu Frankowi łba siekierą, ale w tej chwili docierało do niego, że były to tylko fantazje. Mimo wszystko nie chciał grzebać tego przemocowego, smutnego skurwysyna. A już na pewno nie zanim powie mu co się stało.
 
Bardiel jest offline