Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2022, 15:18   #38
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
& Dove, Evelyn, Laverne, Nakpena, Thomas, Mach

Ludzie zaczęli działać, krok po kroku, ostrożnie sprawdzając teren potencjalnego popasu. Na pierwszy ogień poszły bliższe zabudowania, między którymi niczym cienie przemykały przygarbione sylwetki z bronią ściskaną w spracowanych dłoniach. Niebezpieczeństwa jednak nie znaleźli, ani ze strony żywych, ani maszynek. Chodzących trupów również okolicy poskąpiono, co wywołało na twarzy młodszej O’Haley prawdziwe zadowolenie. Nie lubiła Zgniłków jak ich nazywała, wkurzał smród padliny ciągnący się od nich i duszący potężnie kiedy w pobliżu znalazło się więcej niż trzech takich gnijących gagatków.


Na szczęście tym razem walące się budynki okazały się całkiem przyjazne i czyste (jak na powojenne standardy), więc grupka żywych szybko sprawdziła teren, zabezpieczyła go, a potem zabrała do przygotowania miejsca na postój. Sięgnięto po gary oraz zapasy, uzbierano drewna i połamano suche meble aby posłużyły za podpałkę. Kogo cisnął pęcherz miał okazję mu ulżyć, inni zgromadzili się przy ogniu, gdzie Liao rozkładając swoją przenośną kuchenkę oferował chętnym podgrzanie ich porcji jedzenia, a Dove z suszonym kawałkiem mięsa w zębach wymościła sobie na najwyższym dachu grzędę gdzie z karabinem opartym o komin przeglądała okolicę przez oko lornetki. Zanim jednak weszła na dach, Mach podał jej walkie talkie używane w samochodzie.
- Jakby co, daj znać - ostatecznie pozostałe aparaty miała para motocyklistów siedzących na dole. Dove wszak z góry nie powinna wrzeszczeć, iż ktokolwiek się zbliża, lecz poinformować przez niewielką radiostację, choć oczywiście wszyscy chyba liczyli, iż spokojnie wtrynią posiłek.
O'Haley przyjęła niewielkie ustrojstwo i pokiwała głową, przyczepiając je do paska spodni.
-Jasne, dzięki - powiedziała przy tym, zanim zniknęła.


Na dole zaś, tam gdzie bardziej płasko, Evelyn z Amy u boku łapała okazję aby rozprostować nogi. Pomogła jej załatwić się, a potem posadziła przy ogniu wciskając w ręce jedzenie. Tyle dobrego że dzieciak sam umiał jeść, odpadał jeden z problemów które generował.


Sama chodziła wolnym krokiem wokół grupy, co parę minut przystając i nasłuchując. Lub wymieniając nieme znaki z siedzącą na dachu Dove o ile złapały się spojrzeniami.
Było czysto, nie dosłownie, lecz jako jedyni żywi to oni robili najwięcej hałasu w domu zjaw i duchów przeszłości.
- Jeżeli spotkamy fanatyków w drodze do miasta mówimy, że zmierzamy aby skorzystać z mądrości i oświecenia dawanego przez Jeffersona, gdyż słowo jego jest w dzisiejszych czasach kierunkowskazem, a on sam kompasem dla każdego myślącego człowieka o prawdziwie czystym sercu… i inne takie gówna. Możemy być pielgrzymami zanęconymi przez któregoś z ich wędrownych kaznodziejów. Jeśli spotkamy ich po drugiej stronie idźmy w narrację że wracamy z wiecu, zboru czy jak to tam nazwać. Albo sami postanowiliśmy szerzyć święte słowa. Przekonamy ich brzmiąc równie fanatycznie - skrzywiła się, podnosząc lornetkę i wyglądając zza rogu aby sprawdzić, czy z drugiej strony nie podchodzi ich zagrożenie.
- Czyli robimy coś takiego - Mach objawił swój talent teatralny: - “Kiedy Jeffersoni z nami, któż przeciwko nam. Powiadam wam bracia i siostry, że wkopiemy Alexie i wszystkiemu tałatajstwu pod wodzą naszych światłych Przywódców. A teraz, kiedy usłyszeliście naszą wersję, albo się odpierdolcie albo was zabijemy.” Czy generalnie chodzi o coś takiego? - zerknął na Evelyn wyglądajacą za narożnik. Czy coś było nie tak? Chociaż nie, wszak Dove ostrzegłaby, gdyby ktoś się zbliżał. Zresztą podobnie Laverne, który przycupnął z boku oraz pilnował wypoczynku z ziemi ze swoją nieocenioną Pepsi.
- Zastąpię Dove - powiedział równie cicho Thomas, który już zdążył się rozprawić z udającą obiad porcją jedzenia.
Ruszył w stronę dziewczyny.
- Zmiana warty - powiedział, wchodząc na górę.
Rudzielec uśmiechnął się, a potem odpiął krótkofalówkę od paska i po chwili był już na dole, idąc raźno w stronę pozostałych.
Kilkadziesiąt metrów dalej siedział oparty plecami o ścianę Nakpena. Indianin cały czas uważnie lustrował okolicę. Wiedział, że z dachu budynku widok byłby znacznie lepszy, jednak nie rwał się do zajęcia tego punktu obserwacyjnego.Lata już nie te na łażenie po dachach.

- Jeżeli mogę coś poradzić - Powiedział Shuren kończąc jeść swoją porcję żywności - Kiedy spotkamy wyznawców Jeffersonów. W ogóle kogoś w tej okolicy, bo z daleka nie będziemy mieli pojęcia kim oni są. Polecam uciekać jak najprędzej się da. Fanatycy, nie ważne jakiej religii, mają to do siebie, że za wszelką cenę chcą zaciągnąć cię w swoje szeregi. Takie banery i teksty, nie wydają mi się pomocne. W takich sektach zwykle panuje hierarchia i jedyne co będziemy mieli do powiedzenia… to nic. Obstawiam, że zaciągnął nas do prac, jako najniższych w hierarchii, a żeby się wspiąć będziemy musieli się nieźle napracować, o ile w ogóle nam się uda. Ucieczka zapewne też nie będzie wchodziła w rachubę, bo możemy zostać rozdzieleni. Wtedy nasze szanse na ratowanie czegokolwiek spadną do zera.
 

Ostatnio edytowane przez Elenorsar : 29-07-2022 o 22:07. Powód: Dodanie współtwórców
Elenorsar jest offline