Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2022, 20:29   #39
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Nie zawsze da się uciec, niestety. Dlatego potrzebujemy planu bo- Dove kucnęła przy siostrze.
- Unikamy obcych, a jeśli nie będzie wyjścia najpierw spróbujmy im wcisnąć ściemę. To lepsza opcja niż zaczynanie dialogu od strzelania. Kul nie da się cofnąć, tak jak ran przez nie zrobionych. Nasza misja jest zbyt ważna abyśmy głupio ryzykowali i już na samym początku zmuszali Macha aby marnował na nas swoje zapasy medyczne które nie są z gumy.
- Wybacz shīfu - zwrócił się Mach do Chińczyka, określając go wyjątkowym, chińskim słowem oznaczającym mistrza lub nauczyciela, a najczęściej i to i to wspólnie razem. - Wybacz shīfu - powtórzył - ale Dove ma rację - uśmiechnął się do sympatycznej dziewczyny. Lubił ją oraz jej starszą siostrę. Od czasu do czasu też chętnie pogadywał sobie z nimi, jak choćby podczas ich jazdy. Ostatecznie ciężko jest ileś godzin trwać milcząc. Evelyn wprawdzie musiała się skupić na prowadzeniu, ale Dove była obok i po prostu oprócz obserwowania okolic przez okna po prostu rozmawiali na rozmaite tematy. - Wszak nikt nie mówi, żeby - kontynuował - prościutko pakować się w ich łapy i co więcej, wszyscy pewnie chcielibyśmy owego uniknąć, ale jeśli się inaczej nie da, jeśli zaskoczą nas, albo uznamy, iż ryzyko walki czy ucieczki jest zbyt wysokie, warto spróbować się wyłgać jakoś. Niewiele wiem o nich, ale wszyscy słyszeliśmy chyba, że ich szeregi rosną, czyli muszą mieć iluś kolejnych członków, którzy przybywają do nich szukając jakiej takiej cywilizacji oraz wiary, optymizmu jakiejkolwiek, czegokolwiek… - przerwał na chwilę. - Przeto właśnie liczę, iż jeślibyśmy takich spotkali, raczej zamiast poddawać nas rygorowi od razu, skierują nas po prostu dalej, powiedzą gdzie nowicjusze winni się udać, zaś wiecie, my się udamy, gdzie się udamy. Uff, ale to oczywiscie filozofowanie. Zobaczy się.
- Właśnie liczyć na to co się może stać, jest błędnym wyjściem - Liao mówił spokojnie wcześniej dając wypowiedzieć się innym - Nie wiem jak funkcjonowały sekty w byłym USA, bo te kilka dni co w nim żyłem nic mnie o nim nie nauczyły. Za to w Chinach - Shuren zrobił pauzę aby nabrać powietrza w płuca przypominając sobie o swoim rodowym kraju - Jest to kraj wielonarodowościowy. Istnieje wiele religii, z przewaga tych Chińskich. Z tego względu istniało też tam wiele sekt. Wtedy jeszcze trzymało je po części prawo, którego obecnie w ogóle nie ma, ale jak trafiłeś do złej dzielnicy, w której rządziła taka sekta, były trzy wyjścia. Pierwsza: uciekasz jak najszybciej się da, jak trzeba to i ranisz ich. Druga: Wykupujesz się, o ile się na to zgodzą, aby ciebie nie wcielili do swojego grona i unikasz tego miejsca już zawsze. Trzecia: Zostajesz do nich wcielony, czy to z własnej, czy z ich woli. I to nie jest tak, że jak jesteś chętny to powiedzą ci "Proszę bardzo idź tam". Raczej zaprowadzą cię sami. A takie grupy powiększają się właśnie na zasadzie samowolnego dołączenia, bo ktoś jest rzeczywiście przekonany całym sobą do tej ideologii, bądź wcielany siłą jako robol. Tutaj i teraz może działać to inaczej… jednak fanatycy od wieków działali w podobny sposób, nie spodziewałbym się, aby w czasach panowania robotyzacji mogłoby się coś zmienić.
- Jeszcze raz - powtórzył Mach - zauważ Liao, że nie mówisz czegokolwiek innego, niż my. Jeśli się da uciekać, walczyć czy co tam jeszcze. Wtedy OK. Jeśli jednak się nie da, jeśli się na przykład okaże, że jesteśmy otoczeni przez przeważające siły, trzeba spróbować się jakkolwiek porozumieć. Przekupstwo zawsze wchodzi w grę, ale co szkodzi przed tym próbować ich zbajerować? Przy czym, próba przekupstwa, kiedy mają przewagę, prawdopodobnie skończy jakoś się wymianą strzałów. Bowiem czemu mieliby się dać przekupić wrogom Jeffersonów, zamiast utłuc nas oraz wziąć sobie wszystkie rzeczy? Sun Tzu powiedział: “Wojna to sztuka wprowadzania w błąd” oraz “Jeżeli wróg szuka swej korzyści, pokaż mu przynętę, aby go zwabić. Pomieszaj przeciwnika i wtedy uderzaj”. Jeśli zaś mielibyśmy walczyć przy jakiejś niekorzystnej sytuacji taktycznej, czy lepiej od razu się strzelać przy nikłych szansach, czy jednak zasiać wątpliwość, że może jesteśmy po jednej stronie? Jeśli wspominać fanatyków, szczególnie przy wzroście ilości, muszą zakładać, że ktoś właśnie po ich stronie jest. Hm, jeszcze kwestia - zwrócił się do wszystkich - czy jedziemy prosto na St. Louis, czy tak jak mówił Thomas, blisko St. Louis opuszczamy M55 oraz ruszamy bocznymi szlakami. Przy owej pierwszej, nie ma właściwie szansy uniknięcia fanatyków, przy kolejnej, szansa jakaś istnieje. Osobiście wybrałbym opcję Thomasa, ale rzeknijcie, jak oceniacie wspomniana kwestię.
Dove upiła wody z manierki i wzruszyła ramionami.
- Nie ma co się pchać bezpośrednio do miasta, jego okolice też zostały przed wojną zurbanizowane, a Wrota mają parę przejść. Znajdźmy nasze, a jeśli wszystkie mosty i przeprawy po drodze okażą się niewypałem dopiero spróbujemy wjazdu. Albo wzięcia problemu po jego drugiej stronie. Czas aż tak nas nie goni aby głupio ryzykować jeśli ciągle mamy pole manewru.
Traper oraz Pepsi przysłuchiwali się tym rozmowom, nie bardzo miał coś dodać to tej góry różnych argumentów, więc w ciszy karmił siebie i psa. Dla niego cała ta podróż główną drogą była nie po jego myśli, bowiem byli na autostradzie odsłonięci i mogli już dawno zostać wypatrzeni, a wpadnięcie w pułapkę to może być tylko kwestia czasu. Ale nie był człowiekiem konfliktowym, nie miał zamiaru kłócić się z załogą. Miał tylko nadzieję że jak się wszystko skiepści, to on i Pepsi sobie poradzą.
- Myślę… - odezwał się niepewnie. - Myślę że powinniśmy poszukać bocznej drogi. Jeżeli mamy wpaść na jakiś patrol albo grupy powitalne, to na autostradzie wpadniemy na nie na sto procent.
- Dove, przez Wrota rozumiesz Missouri? - upewniał się Mach spoglądając na młodą kobietę. Nie znał bowiem owego określenia zaś ze wspomnianym słowem kojarzył mu się jedynie słynny kalifornijski most. Ale to sprzed Alexy, która obecnie posiadła część zachodniego wybrzeża. - Istnieją opcje: powyżej St. Louis oraz poniżej. Pierwsza: jakąś przeprawę mamy na północ od St. Louis w Alton. Niemal przedmieścia St. Louis. Słusznie Dove ostrzegała, że taki szlak ryzykowny. Właściwie jechalibyśmy M55 oraz zboczyli zaraz przed rzeką na prawo. Wcześniej jeszcze w miejscowości Louisiana. To jakieś niewielkie 60 mil na północ od St. Louis. Wtedy musielibyśmy przecinać gdzieś szlak pomiędzy St. Louis oraz Kansas City - wszak wszyscy wiedzieli, że były to miasta obsadzone fanatykami. - Kolejna możliwość to minąć St. Louis bokiem oraz przekroczyć Missouri w Chester. Tak jak mówi Laverne, bezpieczniej. Jakby nie wypalił most Chester to Cape Girardeu, 50 mil od Chester. Później kolejne mosty przy połączeniu Missouri oraz Ohio. To też proponowałbym rozważyć właśnie tę trasę. Minimalizujemy szansę spotkań fanatyków, sporo potencjalnych mostów oraz jeszcze szansa na przeprawy promowe, łodzie sporej wielkości. Wprawdzie właściwie jest to ryzyko, pewnie bowiem promy stoją nieużywane od sporego czasu, ale też kolejna szansa, jeśli nie mielibyśmy wyjścia. Oczywiście pierwej nastawilibyśmy się na mosty. Zauważcie też, że jest to właściwie idea szlaku na St. Louis, mająca wszak również na uwadze obiekcje osób chcących minąć szerokim łukiem St. Louis. Minęlibyśmy je, aczkolwiek wąskim łukiem.
Nakpena zjadł, załatwił co trzeba i spakował wyjęte rzeczy na motor, cały czas uważnie lustrując okolicę. Upewnił się jeszcze, że Thomas cały czas filuje na dachu i wypatruje ewentualnego niebezpieczeństwa. Podprowadził swój pojazd bliżej rozmawiającej grupki i odezwał się:
- Wszyscy zjedli i załatwili potrzeby naturalne? Proponowałbym ruszać. Lepiej nie siedzieć w jednym miejscu za długo jeśli nie ma takiej konieczności. Wydaje się bezpiecznie, ale kto wie czy jakieś zombie nie siedzą w tych szopach. A nawet jeśli nie siedzą, to żywe trupy albo jakieś zmutowane zwierzęta mogły zwęszyć nasz zapach. Po za tym po prostu szkoda czasu.
- Myślę że powinniśmy teraz się rozglądać za miejscem na nocleg. Jazda w nocy jest niebezpieczna, a jak staniemy na noc wystarczająco szybko, mogę spróbować coś upolować lub rozłożyć sidła, o ile okolica będzie obiecująca. - zwrócił się do Nakpeny Traper, kiedy ten zarządził wyjazd. - Noc nad wodą też może być, może udałoby się coś złowić. To że dostaliśmy parę słoików domowego jedzenia, nie znaczy że mamy wszystko zeżreć w jeden dzień.
- Oczywiście, ale do nocy jeszcze sporo czasu. Myślę, że kilka godzin spokojnie ujedziemy - odparł Indianin.
- Racja - Przytaknął Chińczyk - Pora ruszać, a czasu na podróż mamy dużo. Nie ma jeszcze 15, a słońce zachodzi po 21. To sześć godzin jazdy bez postojów. Powiem jednak szczerze, że wolałbym nie nocować w pobliżu St. Louis. Nie ma potrzeby kusić losu. Trzeba będzie kontrolować trasę i w miarę zbliżania lepiej zatrzymać się trochę wcześniej. Możemy to ustalić już w trasie. Może ktoś coś wypatrzy wcześniej ciekawego.
- Może skołujemy młodej jakiś nocnik, jakby ją przycisło w miejscu w którym NIE - podkreślił tonem Hensley - powinniśmy się zatrzymywać. Wiecie, żeby wam w środku było wygodnie. I z tyłu kawał brezentu by się przydał, jakby zaczęło padać…
"Młoda" krzywo spojrzała na "Trapera", ale nie odezwała się ani słowem.

Gdy całe towarzystwo było gotowe do drogi, Thomas zszedł z posterunku.
Mogli ruszać.
 
Kerm jest offline