Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2022, 11:24   #127
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Noc na prerii minęła jej jako tako. Nie było najgorzej, ale z ranną nogą, która doskierwała jej cały czas, zdecydowanie wolałaby leżeć w wygodnym miękkim łóżku, a nie na twardej ziemi obok ogniska. Sytuacja jednak zmusiła do tych warunków. Przynajmniej miała opatrzoną nogę i jak wyzdrowieje to będzie mogła dalej jeździć konno bez bólu.

Pobudka była jeszcze gorsza niż cała noc. Nieużywana noga, w dodatku przeleżana, zdrętwiała i bolała jeszcze mocniej. Pierwsze kilkanaście minut to była katorga, ale gdy udało jej się rozchodzić ból, robiło się coraz lepiej. Wyciągnęła kawałek suszonej wołowiny i żuła go do rana raz siedząc, a drugi raz spacerując w koło i rozchodząc nogę ciągle obserwując okolicę.

Gdy słońce wzbiło się ponad krawędź horyzontu, żuty kawałek mięsa zamarł między zaciśniętymi zębami. Indianie! Cholerni Indianie otaczali ich, zapewne aby dokonać rzezi. Udało im się skrycie podejść i to w dodatku tacy, którzy czerpią z cywilizowanych wynalazków. Mieli broń. Dixon już zaczynała wybudzać najbliższe osoby, gdy czerwonoskórzy sami zdradzili się swoimi okrzykami. Tylko w jakim celu? Zauważyli, że kobieta ich widzi, czy mają inne zamiary?

Wesa wyszedł do przodu, aby porozmawiać z ich wodzem. Ot Indiańce. Nawet nie potrafią porozumieć się między sobą i żeby złapać wspólny język muszą sięgnąć po nasz, angielski. Banda dzikusów. Po angielsku to ona sama mogła się z nimi dogadać, nie musiał im w tym pomagać "ich" Indianin.

Łupy. Oczywiście. Bo co innego mogliby chcieć. Gdy usłyszała konie, pomyślała "Łatwo przyszło, łatwo poszło". Mogły nieźle na nich zarobić, ale lepsze życie niż luksusy. Gdy jednak usłyszała, że chcą białej kobiety, zagotowało się w niej. Ani ona, ani Melody nie są przedmiotem. Niby po co im biała kobieta? Żeby chędożyć jak psa, gdy będzie przywiązaną do drzewa? O nie, nie, nie! Elizabeth musiała się nieźle powstrzymywać, aby nie wycelować trzymanym w ręku rewolwerem w stronę łba ich pieprzonego wodza. Słowa Wesy o braku pożytku z kobiet, a problemach jeszcze bardziej ją rozwścieszyły. Gdzieś tam w środku był mały głosik, że powiedział to dla ich dobra, ale obecnie gotujące się nerwy nie pozwalały tej myśli wyjść na powierzchnię i dusiły ją w czeluściach "Ognistej".

Elizabeth postanowił zagrać do przedstawienia, które Wesa opowiedział, ale na swoich warunkach. Gdy powiedział o swojej propozycji dozbrojenia Indiańców, co według samej Dixon było bez sensu, bo nie mieli pewności, że gdy będą mieli więcej sztuk broni, to kolejnym razem ich zwyczajnie wystrzelą bez negocjacji, Elizabeth schowała Colty w kaburach i uniosła puste dłonie w górę na znak pokoju i skierowała się w stronę koni bez większego utkania niesiona adrenaliną.

"Jeszcze zobaczymy kto tu kogo wyrucha" - pomyślała idąc.
 
Elenorsar jest offline