Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2022, 17:42   #155
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Biesiada

Pionki ustawione czy przestawione, ziarna zasiane i fundamenty postawione. Okazja towarzyska, huczna biesiada na powitanie dziedzica Teoffen, została już chyba wykorzystana i wyżęta do cna z każdej możliwej strony. Rozluźnione pasy i języki zrobiły swoje, kiełkujący i tlący się konflikt włodarzy przymarł nieco dzięki cudom dyplomacji i stracił przy bliższym poznaniu stron, udowadniając że *oni* - ci źli, mityczni i demonizowani oni - byli równie ludzcy, co “nasi”. Kimkolwiek “nasi” by nie byli. Ciężko było widzieć “tą drugą stronę” jako wrogów, którzy tylko czają się i wypatrują chwili słabości, gdy stołowało się razem z nimi, jadło tą samą strawę i piło te same trunki. Ludzkie odruchy, ludzkie instynkty, ludzkie cechy i ludzkie ambicje. Konflikt mógł jeszcze przerodzić się w otwartą wojnę, ogarniając niszczycielską pożogą ziemie południowego Wissenlandu, ale ten wyrok zdawał się być chwilowo odroczony. W sali głównej zamku Reuterów może nie panowała zażyła przyjaźń, ale na pewno zapanował kruchy rozejm mogący doń - przy nakładzie starań i działań - prowadzić. Teraz i tutaj, z pełnymi kołdunami i szumiącymi przyjemnymi głowami, intrygi zaczęły odchodzić w dal. A może zwyczajnie przybierały inny charakter? Któż by tam wiedział. Możni i szlachetni nie mieli w zwyczaju zrzucać skór. Lady i Panicz, w kameralnym otoczeniu ogrodów, mogli równie dobrze zacieśniać więzy, jak i rozpościerać swoje własne sieci. Czas, jak zwykle, miał pokazać.

Dexter Schlejer, już teraz na pełnego przerodzony w Morgdena von Werka, spróbował bliżej zapoznać się z dworską osobistością, piastującą zaszczytne miejsce prawej ręki Lady Henrietty. Zapewne gdyby da Capelli był autochtonem nasączonym feudalnymi zwyczajami Imperium, von Werk wymierzyłby za wysoko, ale szczęśliwie Tileańczyk nasączony był - nie licząc wina - egalitarystycznymi tradycjami dalekiego południa. Zawtórował więc Morgdenowi w toaście po tileańsku, jakby rozbawiony wylewnym i poufałym podejściem udawanego szlachcica.

- Morgden... Von Werk, si? Dobrze usłyszałem?

Czy Corrado przejrzał grę Dextera, ciężko było stwierdzić, ale Schlejer przez chwilę pożałował tak bezpośredniego podejścia, gdy opadł na niego pełen ciężar spojrzenia Tileńczyka. Ciemne, uważne, kalkulujące spojrzenie, ledwie co stępione alkoholem. I dziwna nuta w zadanym pytaniu, drgnięcie powiek. Niby nieznaczne i nic nieznaczące detale, a jednak. Dexter wiedział lepiej. Coś było na rzeczy i zainteresował Corrado swoją osobą. Schlejer brnął jednak w grę na wstawionego dalej, nawiązując bliższy kontakt z Tileańczykiem.

Ciężar spojrzenia Kanclerza nie zelżał ani na chwilę.




Tupik

Krużganki, bez zaskoczenia, świeciły pustkami. No, nie do końca, bo tu i tam kręcili się gwardziści Lady Henrietty w jej rodowych barwach, stojąc na straży ładu i porządku. Zaiste zaszczytne zadanie, składające się ze spacerowania po kamiennym wale, zerkaniu na rozciągającą się i rozświetloną latarniami, pochodniami i okiennymi świeczkami panoramę miasta, od czasu do czasu gawędząc z kolegami-gwardzistami czy drapiąc się po tyle. Tupik skorzystał z okazji, gdy już biesiada zaczęła wchodzić w mocno bełkotliwe rozmowy, i wymknął się z zamkowych objęć, zasłaniając się oryginalną wymówką, że musi do wychodka. Halfling wyślizgnął się z uczty bez większych problemów, przy wspinaczce na krużganki czerpiąc świeże powietrze pełną piersią. Nikt go nie niepokoił i nie zatrzymywał, strażnicy ograniczali się jedynie do znudzonych zerknięć w jego kierunku. Von Goldenzungen zatrzymał się dopiero pod jedną ze skromnych baszt, gdzie na zydlu siedział jakiś wąsaty sierżant, skrobiąc nożykiem kawał drewna i mrucząc ludową melodię pod nosem.

- Można? - Tupik zagaił zdawkowo, wskazując drugi stołek.

- A proszę - gwardzista przesunął mebel w kierunku karła, ściągając zeń pudełko z kośćmi.

- Może partyjkę w kości?

- A chętnie, chętnie

Terkotanie kości zaraz zaczęło akompaniować rozmowie niziołka i mężczyzny o wszystkim i niczym jednakowo. Gadka-szmatka, jak Tupik doskonale wiedział, była idealną okazją do rozpoczęcia podchodów, gdy miało się jakiś interes wymagający dyskretnego podejścia. Fortuna uśmiechała się do niziołka jeśli idzie o kości, więc zaryzykował zepchnięcie rozmowy w tematy bliższe jego zamiarom.

- Ale biesiada przednia - napomknął. - Jej Miłość nie pożałowała niczego dziedzicowi i jego świcie.

- Heh, no słyszałem. Dalej słyszę - wąsacz skinął głową w dół, w stronę rozwartych drzwi zamku, zza których dalej wylewały się odgłosy uczty. - Pewnie posmakujemy z chłopakami resztek. BruBru w kuchni obiecała, że nie wszystko rzuci ogarom. Najem się jak nigdy.

Sierżant zarechotał.

- Spodziewałem się jednak... - Tupik potrząsnął kubkiem i rzucił kostkami. Fortuna dalej mu sprzyjała. - ...że może zobaczymy jakąś sztukę czy tileańską komedię. Lady nie patronuje artystom?

- Patronowała, ale przez tą całą rewoltę - gwardzista splunął z grymasem - nie ma komu. Artyści i trupy teraz w Nuln pewnie siedzą, bo gdzie takim pchać się na ziemie, gdzie wojna i podjazdy i insze takie. W Serrig mało artystów. Lord jeden, ale on tylko maluje w tej swojej wieży zbereźne obrazy. Akta jakoweś. Jest i Malwa, gibka tancerka “Pod Rybką”, ale dzisiaj karczma poszła z dymem, to pewnie dziewka tańcować nie będzie przez jakiś czas. Są i bliźniaki, co akrobatykę na szarfach uprawiają. No i nasz Marco...

Tupik zastrzygł uszami, a wąsacz zarechotał.

- ...człowiek-guma. Spielim my go kiedyś kajdanami i skubaniec wyślizgnął się jak węgorz. Wygina się tak, że aż ciarki mnie czasami biorą. To palcami, to rękoma, to nogami. Jakby go demon jaki wyginał od środka.

- A to ciekawe - halfling pokiwał głową. - Nie daje pokazów? Bo takich cudów jeszcze nie widziałem.

- Gdzie tam, panie - wąsacz machnął łapą. - Jeździł kiedyś podobno z jakąś trupą czy innym cyrkiem, ale to dawno za nim. Ale jutro ma poranną wartę w ogrodach. Może zdołacie go przekabacić, panie, i da wam jakiś pokaz. Tylko się nie przestraszcie, hehe.

- Spokojna głowa - Tupik ripostował z uśmiechem.

Kości zaterkotały ponownie. Fortuna trzymała się niziołka dalej.




Waldemar

Potajemne spotkanie Adalberta i Adelspergera w pustym magazynie, podczas gdy reszta zamkowych rezydentów i gości balowała, było co najmniej dziwne. Waldemar, ciągnięty w ich stronę zwykłą ciekawością i zboczeniem zawodowym, przemknął pod ścianą przybudówki, upewniwszy się uprzednio że dziedziniec i krużganki nad głową dalej pozostały puste. Brök przylgnął do winkla budynku, gdzie lekko uchylona okiennica pozwala na strzyżenie uszami, by usłyszeć strzępy szeptanej rozmowy.

- ...niestety, mój panie, ale hrabia Pfeifraucher pozostaje nieugięty - oznajmił Hugo. - Pańscy przyjaciele okazali się być na bakier z imperialnym prawem, wobec czego dostawa pańskiego zamówienia może być... problematyczna.

- Hmph - Adalbert fuknął w odpowiedzi. - Jakby Bruno zależało na przestrzeganiu imperialnych dekretów i sam nie miał nic za uszami. Nie rozmawiasz z moją, pożal się Sigmarze, szlachetną małżonką, Hugo, więc darujmy sobie ten dyplomatyczny teatr. Czego oczekuje Pfeifraucher w zamian za wypuszczenie moich... “przyjaciół” z Kreutzhoffen?

- Cóż - po tonie głosu Hugo szło zrachować, że wszystko szło po jego myśli - obecnie wszystkie oczy zwrócone są na Wusterburg z wiadomych przyczyn. Rewolta zaprząta myśli wszystkich włodarzy, którzy obawiają się buntowniczych nastrojów na własnych ziemiach i nowych ognisk rewolucji, które mogłyby rozpalić inne włości. Hrabia Pfeifraucher śledzi te wydarzenia nader uważnie, równie wiele uwagi poświęcając Teoffen i Serrig. Dwór Jej Miłości pozostaje ważnym punktem tej części Wissenlandu. Może okazać się, że ta ważność tylko wzrośnie w najbliższych tygodniach i miesiącach. Hrabiemu bardzo zależy na soj...

Odgłos ciężkich buciorów na krużganku oderwał Waldemara od podsłuchiwania z zapartym tchem. Zbliżający się patrol, zdradzający swoją pozycję światłem niesionej pochodni, zmusił szpiega do skrycia się w łukowatej wnęce. Choć wśród halabardników Lady jego osoba mogła być uważana za “człowieka Henrietty” i nie zostałby potraktowany jak pierwszy lepszy wścibski służący, to bycie złapanym na gorącym uczynku podczas skradania się w cieniach mogło zostać źle odebrane w zamkowych kręgach.

Jednak gdy gwardziści oddalili się i Waldemar na powrót przylgnął do kamiennej ściany, magazyn okazał się być już w pełni opuszczony.




Zwei Monde

Mroźna kaplica rozświetlona była setką topniejących świec. Eteryczny wiatr targał mdłymi płomieniami, zwijając wokół wstęgi dymu i roztaczając mdły zapach zgnilizny. Ponure twarze majestatycznych posągów spoglądały beznamiętnie w dół, znajome w swych kamiennych rysach. Pani Wojny - nie Myrmidia z południa, a Henrietta z Serrig i Sigmar Protektor w młodym ciele Detlefa. Pomiędzy nimi, pod żelaznymi ostrzami i stalowymi spojrzeniami, Adalbert na olejnym ołtarzu z obdartymi ze skóry palcami. Czerwień krwi i mięśni wymieszana z bielą kości. Szum kruczych skrzydeł wysoko, pod powałą, i skrzek pełen głodu.

Ciężar kamiennych spojrzeń spoczął na mieszańcu. Kamienne dłonie zatoczyły półokrąg w jego kierunku, pańskim gestem siejąc wiatr.

Zimny podmuch rozmył kaplicę.

Leonidas obudził się.

Świtało.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 25-07-2022 o 18:24.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem