Babcia Tupika zawsze powtarzała "jedz gołąbki póki ciepłe". Znane halflińskie powiedzenie, przerobione przez ludzi na coś z kuciem kowadła, sprawdzało się za każdym razem. Co prawda Tupik nigdy swej babci nie poznał, ale był przekonany, że gdyby ją znał to właśnie takie mądrościowe maksymy sypałyby się z jej ust jak z rękawa.
- O la Boga spalona karczma? W mieście ? Jakże to ? – Zapytał wyraźnie przejęty i zatroskany. Tak po prawdzie jedynie ciekawski, bo w głębokim poważaniu miał nawet gdyby całe miasto spłonęło - niemniej rozumiał doskonale, iż punkt widzenia zależał od punktu umiejscowienia zadka, więc z wyraźnym przejęciem próbował wycisnąć nieco więcej informacji z żołnierza, pozwalając też by gra w kości nie szła mu aż tak dobrze … jak by mogła.
Radość z wygrywania skutecznie przesłaniała trzeźwy osąd i rozwiązywała języki często skuteczniej niż wprost dawane łapówki czy inne zabiegi.
Tupik nie mógł czy raczej nie zamierzał przeciągać swojego wyjścia zbyt długo, przy stole zawieszone w powietrzu wciąż tkwiły postawione przez niego wcześniej pytania, jego nieobecność mogła wzbudzić czyjąś czujność, co więcej mógł przegapić coś istotnego ( chociażby desery ! ) – a to co chciał ustalić już ustalił. Niemniej wciąż było kilka kwestii w których przecież przyjechał do Serrige a sam Marco był misją jakby nie patrzeć poboczną. Niemniej zamierzał stawić się rankiem w ogrodach i go wyszukać oficjalnie dla pokazów - by mieć ładnie ułożoną wymówkę i pretekst, nieoficjalnie dla spełnienia prośby Łasiczki.
- Widziałem też te osławione bractwo Rycerzy Serca , czy to zwykły zbieg okoliczności że opuszczali miasto w ten sam dzień w którym spłonęła karczma?
Tupik nie tyle pytał co sugerował, zasiewał , choć po prawdzie to był tylko mały haczyk by próbować dowiedzieć się coś więcej o samym bractwie. Skoro dyplomaci nie mogli lub nie chcieli powiedzieć jak została rozwiązana sprawa z napaścią na rycerzy być może strażnik coś był skłonny?...
- Cholera – znowu czwórka. Z nieco zezłoszczonym spojrzeniem jakim obdarzył kości przesunął ku strażnikowi kolejną srebrna monetę by zaraz wyłożyć następną i znów obstawić jakąś nieracjonalną liczbę dając kolejną możliwość zwycięstwa przeciwnikowi. Znajomość hazardu na pewno ułatwiała wygrywanie, ale o wiele bardziej ułatwiała też sztukę przegrywania gdy tylko się tego chciało.
- Szerokim echem odbiło się że owi rycerze zostali napadnięci, aż dziw bierze że ktoś ośmielił się podnieść rękę na rycerstwo... choć w dzisiejszych czasach - zawyrokował wyraźnie nawiązując do rewolucji... Mam nadzieje że sprawcy już dyndają przykładnie na ryneczku... ? Próbował dowiedzieć się możliwie wielu szczegółów z wizyty bractwa i z napaści, nie zamierzał wracać do Lorda z pustymi rekami.