W głębi podziemi myśliwskiego dworku
Spotęgowany mocą zaklęcia, głos Olivii Hochberg rozbrzmiał w wypełnionych zgrozą ścianach komnaty niczym anielski chór, kojąc skołatane nerwy, niosąc poczucie wybawienia i spełnionego obowiązku. Czterej zbrojni, bez wątpienia lojalni poddani barona, ulegli wezwaniu czarodziejki niczym gromadka przestraszonych dzieciąt słyszących wołanie troskliwej matki.
Wszyscy w jednej chwili zdjęli dłonie z mieczy, ostatni raz posyłając spojrzenie ku tylnym drzwiami, a potem ruszając biegiem w stronę wejścia otwartego uderzeniem Larsa. Olivia pochwyciła jednego z nich za ramię, osadziła w miejscu melodyjnym pomrukiem, który nie miał w sobie zrozumiałych słów, a jednak zabrzmiał niczym charyzmatyczny rozkaz.
- Kto się tam ukrył, człowiecze? - spytała wskazując na drzwi broniące przystępu do pomieszczenia, które wydawało się kipieć skoncentrowaną w niewyobrażalnym stopniu magią - Kogo tam zastanę?
- Barona, wielka pani! - szeroko otwarte oczy żołdaka nie kryły w sobie nawet cienia fałszu, błyszczały w zamian żarliwym pragnieniem przysłużenia się czarodziejce.
Zaiste, Olivia słusznie mogła poczuć się dumna z rezultatu swojego czarostwa.
- Barona i pana Holtmanna! I magistra Voormanna… i ona tam jest, o pani! Wiedźma, co nam wszystkim śmierć wieszczyła! Lepiej wam będzie z nami uchodzić.
Widząc, że kobieta o niezwykłych oczach nie zamierza przyjąć propozycji, uwolniony z jej uścisku żołnierz uciekł czym prędzej w ślad za kompanami, szerokim łukiem omijając przy tym dzierżącego zakrwawiony topór Norsmena.
A panna Hochberg otarła raz jeszcze sączącą się z nosa strużkę krwi i podeszła zdecydowanym krokiem do drzwi otwierając je bez śladu wahania.
- Słodki Sigmarze, zbawco Imperium - jęknął zatrwożonym głosem Franz Mauer - O kurwości! Mlotodzierżco, miej nad nami zmiłowanie!
Olivia nie powiedziała ani słowa, niczym zaklęta wpatrując się w to, co odsłoniły otwarte na oścież drzwi piwnicy.