Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2022, 20:19   #44
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
& Thomas, Nakpena, Liao


Lewo! Prawo! Zakręt! Gaz! Hamulec, później ponownie gaz! Ufffff, prawie pieprznęli. Wjechali pędem mając na masce jakieś kawałki zombiaków. Kawałki ucha na lusterku bocznym, kobieca, kolorowa tenisówka wraz ze swoją zawartością na grillu, jeszcze coś na górze, na klapie, na… właściwie na całym wozie. Jeszcze oooooch, ciemnoskóry worek mosznowy ze swoim jądrowym wypełnieniem oraz sterczący przy worku fiutem, który rozplasnął się waląc przednią szybę. Chyba owego murzyńskiego szatniarza, który zalazł wręcz na maskę ich pickupa mając na sobie resztę służbowego stroju oraz całkiem nieźle zachowaną plakietkę z fotką oraz nazwiskiem: Mr. Johnson. Przystojny gościu był oraz patrząc na to, co znalazło się na szybie, miał się czym pochwalić. Na szczęście wycieraczki szybko uporały się z tą niespodzianką.

Śmierdziało zombiakami, zaś fruwające kawałki ich ciał oblepiały kawałkami karoserię, pakę oraz szyby. Fatalnie musiał mieć Laverne oraz milutka Pepsi.

Znów gaz!. Silnik zaryczał gromko. Żwir wytrysnął za przyspieszającym obrotem 22-calowych opon firmy Firestone. Wlecieli niczym szaleni, gwałtownie hamując z piskiem opon wewnątrz opustoszałej hali. Fabryczne hale wyglądały właściwie tak samo w całych byłych Stanach Ameryki. Jakieś puste przestrzenie wypełnione smutkiem oraz ponurą groźbą. Stare kawałki maszyn, narzędzi, części akcesoriów, suwnic oraz wszelkich innych walały się po podłodze rdzewiejąc oraz trzeszcząc niebezpiecznie, jeśli jakieś stworzenie postawiło na nich stopę. Wcześniej często panował w nich zaduch oraz woń rozmaitych środków: paliw, olejów, smarów czy jeszcze innego. Upływające setki kolejnych poranków, wieczorów, południ, nocy spowodowały, że co mogło to wywietrzało oraz zostało rozniesione przez wiatry. Nie licząc oczywiście pomieszczeń zamkniętych, które kryły ciągle jeszcze rozmaite niespodzianki. Póki jednak co hala, do której wjechali była potężną, pustą przestrzenią, gdzie można by rozegrać całkiem niezły mecz. Nie była może aż tak rozległa, jak boisko, ale wprost miała pewnie ze setkę metrów, jeśli nie lepiej. Góra była oszklona, co sprawiało, iż popołudniowe promienie żółcią oraz pomarańczem oświetlały wnętrze, kreując niesamowity krajobraz światłocieni. Czasami rozświetlona przestrzeń wręcz błyszczała jasnością, czasami okryta zostawała płaszczem cienistego parawanu. Wprost całą długością hali szły pod sufitem potężne metalowe wręgi, niezwykle grube oraz wspierające się podporami po bokach sali. Przypuszczać było można, iż kiedyś służyły za szyny suwnicowe umożliwiając przenoszenie ciężkich towarów poprzez system lin oraz wysokoprężnych silników. Obecnie wszystko już niewątpliwie nie pracowało. Brak energii stanowiącej pożywienie fabryk sprawiał, że potężne machiny stawały, zaś później niszczały. Oprócz pustawej hali przy bokach widać było jednak jakieś rodzaje pomieszczeń, które pewnie kiedyś stanowiły albo magazyny, albo pokoje pracownicze, dla brygadzistów oraz socjalne, gdzie można było się napić kawy. Oprócz tego stały jakieś ułożone piętrowo palety, czy nawet kontenery. Niewątpliwie również przy hali były jakieś biura, sale montażowe, projektownie czy też inne przestrzenie. Wszystko starością tchnęło wprawdzie niewątpliwie, jednak istniała szansa, iż wśród szpargałów znajdzie się coś pożytecznego. Zombie na placach fabrycznych stanowiły pozytywny znak. Skoro były bowiem one, znaczy zwykli szabrownicy nie mieli szansy niczego podebrać. Trzeba było tylko zamknąć te wielkie wrota towarowe oraz zaprzeć czymś, ażeby zombie nie miały szans wleźć przeszkadzając przy eksploracji hali.

Piszczące hamulce zastopowały pickupa, za którym wjechali do bazy motocykliści grupy. To było dopiero szaleństwo. Wewnątrz zamknietego co by nie było nadwozia, nie odczuwali owego pędu, szaleństwa walki oraz rzucających się pod koła zombiaków. Tak, to była dawka szalonej adrenaliny. Psssss… hamulce zadziałały, pickup niczym rumak spięty gwałtownym ściągnięciem lejców zatrzymał się. Tak, super, ale zaraz za nimi, nooo może nie zaraz, wcale nie tak daleko jednak, mogły się wtoczyć hordy zombiaków. Wielkie wrota, normalnie możnaby je przymknąć, zablokować zasuwami, obecnie rozwalonymi. Kiedyś staranował ktoś ową bramę, której obydwie części rozchyliły się na boki. Rozerwane zasuwy leżały gdzieś obok niepotrzebne już. Wrota otwierały się do środka, gdyby dało się tylko zamknąć je, podeprzeć czymś… jakimś wielkim kawałkiem łomu… Rozglądali się chyba wszyscy nerwowo. Lewo, prawo, co jak kurwa…
- Eve, Mach, zamknijcie wrota! - powiedział Thomas, szykując się do ruszenia, gdyby jakiś zabłąkany zombie pojawiłby się w wejściu.

Mężczyzna wyskoczył z kabiny oraz nieomal przewrócił się zahaczając sznurówką o jakąś wystającą śrubę wielkości długopisu. Uffffff, jakoś utrzymał równowagę, skok, ruch, jeszcze kurwa, rzucił się próbując łapać lewą część wrót fabrycznych wielkich na kilka metrów co najmniej. Spokojnie ciężarówka mogłaby tam wjechać bez jakichkolwiek kłopotów. Jeszcze metalowe, znaczy owe wrota. Pewnie na stalowych wręgach pokrytych blachą, ostro wygiętą na środku, gdzie jakiś wóz wcześniej przyfasolił wyłamując blokady.
- Szlag pieprzony trafił - jęknął usiłując przesunąć swoją część. Pociemniało mu od wysiłku w oczach. - Czy to musi być takie ciężkie? - no raczej ciężar nie robił problemu, ale zardzewiałe zawiasy, pewnie również lekko naruszone po uderzeniu owego czegoś. - Grrrrrrrr… - wychrzęszczał, wyszły mu żyły pod naciskiem, ale chyba się ruszyło, chyba usłyszał zgrzytliwy chrzęst przesuwającego się rdzawego metalu trącego inny metal. Tamte syfy … kilka kroków. Szlag, mocniej! Zgrzyt ponownie przeszył ciszę fabrycznej hali. Zombie 4 kroki. Wrota ponownie przesunięte… trzy kroki.

Ktoś coś krzyczał. Może strzelał, żeby położyć przeciwników,którzy praktycznie już wkraczali na teren hali, ale pociski chyba robiły swoje.
- Łuuuuup!!! - pchający Mach nawet nie wiedział, kto jeszcze bierze w tym udział. Mroczki latały mu, zaś pot się lał niemal strumieniem. Szczerze mówiąc nawet nie wiedział, jak to się stało. Słyszał jedynie owo Luuuup! oraz zaraz później kolejne, znacznie cichsze, kiedy kierowany wprawną ręką Thomasa pickup zatrzymał się na owych wrotach. Samochód ważący pewnie ze trzy tony.
Thomas wyłączył silnik i z karabinem w dłoni wyskoczył z samochodu.
- Tędy nie wlezą, ale trzeba się upewnić, czy nie ma gdzieś drugiego wyjścia.
Zombiaki były głupie i, teoretycznie, powinny się zgromadzić tam, gdzie zniknęły potencjalne ofiary. Ale wszyscy wiedzieli, że od każdej reguły są wyjątki.
- I czy gdzieś nie zaplątał się jeszcze jakiś truposz, prócz tych paru...
- A jeśli ktoś znajdzie wodę, to się przyda - dodał tonem niezbyt wesołym, jako że samochód wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy i wymagał solidnego mycia.
Nakpena ruszył do przodu, objechał halę dookoła, oddał przy tym kilka pojedynczych strzałów i wrócił w okolice pikapa.
- Jest czysto. Nie widziałem żywych trupów ani innego paskudztwa. Jeśli mamy czegoś szukać to proponuję się streszczać, mimo wszystko raczej bym tu nie nocował - powiedział do reszty.
- Liao, idziesz ze mną? - to pytanie skierował już do Chińczyka.
- Dobrze, pójdę - Powiedział Shuren, który nie zdążył poinformować, gdzie się udaje. Z drugiej strony w towarzystwie też może być dobrze, a może i lepiej.
- To chodźmy, z tamtej strony - wskazał na zachodnie skrzydło hali - Widziałem drzwi, które powinny prowadzić do biur. Może znajdą się jakieś mapy tego kompleksu. Może będzie łatwiej się przemieszczać. W biurach mogą być też lodówki. Może ktoś jadał coś puszkowanego i nie zdążył tego skonsumować. Warto sprawdzić.
- Dobry pomysł. Ale broń lepiej mieć na wierzchu. Nie wiadomo czy się tam coś nie czai. Zombie to jedno, ale mogą być tu też jakieś zwierzęta. Na jedzenie bym zbytnio nie liczył. Prędzej jakieś części zapasowe, chociaż pewnie nie w biurach. Gdybyśmy trafili na plan fabryki byłoby świetnie.
Chińczyk i Indianin zostawili swoje pojazdy obok forda i skierowali się ku drzwiom prowadzącym do zachodniej części kombinatu. Nakpena trzymał w dłoniach gotowy do strzału karabin, a Liao swoją nieodzowną szablę.

 
Kelly jest offline