| 12 sierpnia 2595, Perpignan Tucznik nie odróżniał się od innych lokali w okolicy, przynajmniej w mniemaniu mężczyzny z północy. Południowcy więcej mieli zapału do krzyku i słownych gróźb niż w istocie odwagi do ich spełnienia. Smoliści byli groźniejsi, za to stosowali zasady, które ich ograniczały, powstrzymywały czarny pożar. Yago nauczył się to wykorzystywać, słuchać i uderzać w najsłabsze ogniwo. Łatwo zarabiał, głupcy sami dawali mu weksle i gotówkę za obietnicę spełnienia ich wstydliwych rządz. Zazwyczaj gładkie słowa poparte niezwykłą opowieścią obieżyświata, przyozdobione kobietą i posypane opium wystarczało, choć zdarzało się, że Pollanin musiał sięgać głębiej.
W Tuczniku grał w Smolka, prostą hazardową grę karcianą z dobieraniem kart ze stołu. Stworzoną bardziej do blefu niż oszukiwania, co nie znaczy, że oszustwa nie były możliwe. Swarny wiedział, że oszukuje co najmniej trzech z sześciu graczu, w tym naturalnie i on. Zastawione fanty niespodziewanie opuszczały przestrzeń barbarzyńcy, rozchodząc się między pozostałych graczy. Kalkulując, że przystępował do gry z niczym i nie mógł się wycofać, a żeby wynieść z rozdania cokolwiek, najlepiej w zamieszaniu, które było jego żywiołem, postanowił zablefować grę na wyższym poziomie.
- Malik, co masz w rękawie? Co tam chowasz? - Malik już wstawał, na stole zrobiło się zamieszanie, Iber był zapalczywy, a przy stole na pewno nie oszukiwał, co jeszcze bardziej go wkurzyło. Wtedy ujawnili się inni oszuści, Kambrian, Janikko i Drejfuss, - aż tylu - pomyślał Yago, a mężczyźni przyłączyli się do jego oskarżenia z większym niż on sam zapałem oskarżając Ibera o przerwanie partii. Do kłótni dołączyli pozostali i wybuchła awantura, jak zwykle bardziej na pyskówki. Przełamał Iber i wysadził z dyńki Drejfussowi. Yago chwilę pobawił się bijatyką, ale kiedy tylko odnalazł weksle na paliwo i cysterny bokiem opuścił zajazd i wymknął się na ulicę.
Pod minaretem dostrzegł znajomą postać, podążył za jej wezwaniem.
Chłopak przy Pollaninie wydawał się chudy i mikry, ale tych dwóch już nie raz udowodniło przed sobą lojalność ochraniając się nawzajem. Młodego nazywali Kosa, bo nie wahał się użyć noża. Był szybki i precyzyjny, ale nie zarabiał na chleb zabijaniem. Zbierał i wymieniał informacje, kupował akcje. Ze Swarnym dopełniali się idealnie, tak przynajmniej twierdziły ich wspólne kochanki.
- Ruffus cię szuka, to już nie sprawa długu, chce cię dopaść i przejąć twoje zasoby.
- Zasoby bezpieczne, sam wiesz gdzie. Mam coś nowego, trzeba by wyprać, choć szkoda to puszczać, bo dobra moneta.
- A co to?
- Afrykanowe pisma na ropę i cysterny.
- Trzeba puścić szybko, niedługo przypłynie duża dostawa i cena spadnie, chyba, że chcesz trzymać do zimy.
- Do zimy? Ty myślisz, że ktokolwiek tego dożyje?
Roześmiali się. do maleńkiego, wypełnionego mebelkami, bibelotami pokoiku na poddaszu weszła staruszka niosąc tacę z ziołowym naparem i różanymi bułeczkami, jeszcze ciepłymi. Staruszka nazywała się panną Galsberry i wynajmowała młodemu o nic nie pytając. Kolejna lojalna osoba. Oddałaby sztuczną szczękę, a nie zdradziła żadnego z nich. Co więcej często służyła radą i koneksjami. A miała ich wiele bo niegdyś prowadziła kilka prestiżowych lupanarów.
- Jedzcie chłopcy. Ruffusem się nie przejmujcie, podobno ciężko zachorował i długo nie pociągnie. Możesz się synku tu zatrzymać do jutra. Przydałaby ci się uczciwa praca, bo marnujesz mi się w tych spelunach. Jutro wyrusza karawana do Predastu. Mógłbyś na kilka dni zniknąć, stary chuj powinien wykorkować. Dwa tygodnie wcześniej
- Słuchaj Parzydło, ostatnio towar nie jest tak dobrej jakości. - chudzielec z obwisłą twarzą pluł wprost w twarz Pollanina - uważaj bo skończysz w kanale - wskazał ruchem głowy na dwóch wielkich drabów uzbrojonych w buzdygany i małe tarcze.
-... - Ruffus położył palec na ustach Yago
- I chcę tą małą córkę farbiarza. Zrozumiał?!
- Nie jest jeszcze gotowa - kupiec ruszył głową, a Swarny nawet nie blokował, nie było potrzeby wszczynać awantury. Przyjął na biceps cios od zbira. Zdawał sobie sprawę, że tan moment nasycenia nadejdzie, opium i dojrzałe kobiety przestały interesować kupca zbożowego. Ruffus odsłonił swe prawdziwe oblicze, Pollanin tylko na to czekał.
- Dobra załatwię to. Słuchaj Ruffi, jesteś dobry klientem i bardzo cię szanuję. Obiecuję, że towar będzie lepszy. Mam tu próbkę, tylko jedną, ale jutro będą następne. - podał zawiniątko brytanowi - To jest zajob 12 sierpnia 2595, Perpignan
- Racja, jesteś niezastąpiona mon amour.
- Kwiatek, nazwałabym cię kwiatek i pragnęła zasadzić w swoim ogrodzie, ale jestem już za stara.
- Jesteś młodsza od nas wszystkich - protestował Kosa
- Nieśmiertelną driadą uwięzioną w smolistym grodzie - wtórował Yago
- Ten Kwiatek winien kwitnąć w Ogrodach Czarnego Lwa. Zagraj synu - usiadła na szezlongu i podała mu flet. Takie małe wprowadzenie dla Yago Swarnego. |