Siedliszcze Wiktora
Śledzący rozmowę gospodarza ze ślepcem Bhurrek nie rozumiał ni w kieł tego, co na zmianę gadali Wiktor i maskacz. Z ich słów wydawała się wybierać jakaś straszna prawda, jakiś klucz do łamigłówki kryjącej rozwiązanie zagadki klątwy. Myśląc tak intensywnie jak nigdy dotąd, gnol zaczął się utrwalać w przeświadczeniu, że lada moment i on zrozumie, o co tu właściwie chodzi.
I wtedy dotarło do niego coś innego - znaczenie oferty, którą założył barbarzyńcy chwilę wcześniej gospodarz, a która potrzebowała trochę czasu, aby pokonać dystans dzielący szpiczaste uszy Bhurrka od jego rozgrzanego niczym bryłka płonącego węgla mózgu.
Wiktor proponował mu - wysłannikowi całego plemienia Wenszymordów, ulubieńcowi samic wodza i sennemu koszmarowi szamana Rheksa - dołączenie do jego watahy? Bhurrka, który nawracał mieszkańców Ostrego Gara na wiarę w Wielkiego Wyjca! Który stał się niekwestionowanym przywódcą sfory sług Shurelliona?
Ta oferta kryła w sobie zniewagę tak wielką, tak głęboką, że świadomość jej rozmiarów dosłownie odebrała gnolowi mowę. Skamieniały z wrażenia Wenszymorda wbił otwarte szeroko żółte ślepia w oblicze Wiktora, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z ogromu afrontu, który właśnie uczynił.
Z pyska barbarzyńcy pociekła gęsta długa nitka śliny wieszcząca rychły powrót wściekłej furii.