Anja Durmont, czując jak zmęczone, ale czujne oczy Miecza bacznie ją obserwują poczuła się przytłoczona. Weteran bez wątpienia to zauważył, lecz wspomniał w swojej obowiązkowości o ruszeniu przodem nie kryjąc przy tym purytanizmu. Młoda kobieta próbowała rozeznać ile prawdy kryje się w opowieściach o konflikcie adriatyckim. Sam Ruiz nie zdawał się jakimś żądnym krwi potworem, a jego podopieczni, ani razu nie spojrzeli na nią z ukosa, czego nie można było powiedzieć, o niektórych pozostałych podróżnikach.
Ille-Sur-Tét było skupiskiem przejściowych domów dla podróżników, kilka zbitych chat, mała łaźnia i kuchnia jak zawsze opustoszała i nie zapełniona z szczególnym względem na alkohole. Po namyśle uznała, że z chęcią wieczorem napiła by się ciepłego miodu i wzięła kąpiel. Pośladki miała obolałe, a uda oraz łydki od ciągłego uderzania o boki klaczy, lekko poobijane. Z cichym zadowoleniem odkryła, że nieco spowszechniała. Dawniej kąpiel w bali z wody grzanej na podgrzanych kamieniach i picie czegoś co nie było drogim winem wydawało jej się obłędnie dalekie. Teraz mogła rzucić światło na wspomnienia z dzieciństwa, w domku myśliwskim jej ojca.
-Tak zrobimy Panie Ruiz. Pojedziemy w towarzystwie Pana i pańskich podopiecznych i zaznam drogocennego relaksu.- odparła Anja z nad wyraz niezdarnym, ale szczerym uśmiechem.