Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2022, 18:23   #128
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Oppenheimer spodziewał się, że prędzej czy później trafią na czerwonoskórych. Koczowanie na prerii można porównać do chodzenia po rozżarzonych węglach, w końcu i tak się człowiek sparzy. Pocieszające, że barbarzyńcy nie wymordowali ich we śnie. Oznaczało to, że wciąż mieli szansę wyjść z tego w jednym kawałku. Kiedy Wesa poprosił go o pomoc w negocjacjach, szubienicznik spokojnie acz ostentacyjnie zrzucił z piersi pas noży, odpiął rewolwer, odrzucił nóż schowany w rękawie kurty. Rękawy podwinął pod łokcie. Nieuzbrojony ruszył za młodzieńcem. Niechętny był okazywać szacunek zwierzętom, ale nie miał w sobie krztyny jankeskiej pogardy i pewności siebie, nie zadzierał nosa. Odebrał tradycyjne europejskie wychowanie, nienaganne maniery stanowiły część jego osobowości, tego jak postrzegany jest przez innych. Gdy więc nawiązał kontakt wzrokowy z wodzem czejenów, skinął do niego w uprzejmym powitaniu. W milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań i czekał co czerwonoskórzy odpowiedzą na kontrpropozycję Wesy.

Zdaniem Johna propozycja czerwonoskórego była nie do przyjęcia... podobnie jak to, co w zamian zaproponował Wesa. Dozbrajanie indiańców? Po to, by parę mil dalej zrobili kolejny napad, tym razem lepiej uzbrojeni? Chyba lepiej było wystrzelać całą bandę i po kłopocie.
Nie wierzył czerwonoskórym ani za grosz, więc trzymał karabin w dłoniach.

Elizabeth ledwo powstrzymując emocje na wodzy po słowach Wesy ze schowanymi Coltami, a także uniesionymi rękoma szła w kierunku koni (też bliżej Elizabeth), wcześniej szepcząc do Melody.
- Chodź ze mną, mam plan.
- Ok - Powiedziała cicho Melody, z Winchesterem(!) w łapkach.
Oppenheimer kątem oka obserwował co się dzieje w obozie. Langford i Melody byli nieprzewidywalni i obawiał się, że zanim szubienicznik przedstawi zwierzętom swoją ofertę rozpocznie się regularna jatka. Tam gdzie reszta widziała zagrożenie i panikowała na dźwięk tanich gróźb on dostrzegał szansę. Wojen nie wygrywają ci, którzy trzymają w rękach karabiny, lecz ci co piszą listy a słowa to broń równie skuteczna jak ołów.
Tłumacz Czeyenów wyjaśnił słowa Wesy, temu z dużym pióropuszem. "Wódz" słuchał, i słuchał, kiwając lekko głową… a potem coś powiedział.
- Połowa koni, karabiny, i jedna kobieta - Wyjaśnił tłumacz, a "Wódz" wyszczerzył zęby. Najwyraźniej negocjacje Wesy nie do końca szły, jak ten to sobie wymyślił…

John omal nie wybuchnął śmiechem, gdy usłyszał odpowiedź. Takie były skutki, gdy za targowanie brał się jakiś głupiec. Można było tylko mieć nadzieję, że Arthur wyduma jakąś sensowną odpowiedź, zanim Wesa wpakuje ich w coś jeszcze gorszego.
Może zaproponuje indiańcom wspólną wyprawę na pociąg? Wszak to szansa zdobycia wielu skalpów i wielu karabinów.

Oppenheimer pamiętał odmowę Wesy, gdy ten zaproponował by zdobyć własną małą armię złożoną z czerwonoskórych. Chłopak z jakichś powodów nie chciał wciągać swoich pobratymców w przedsięwzięcie McCoya, szubienicznik jednak nie miał żadnych oporów. Był wręcz zadowolony z niezapowiedzianej wizyty tych zwierząt. Mówił powoli, co jakiś czas robiąc pauzy by indianiec dokładnie przetłumaczył jego monolog pozostałym.
- Możecie dostać znacznie więcej niż proponuje mój wspólnik. Ja i wy mamy wspólnego wroga. Wam odebrano ziemię i zamknięto w rezerwatach, mi odebrano miejsce, które uważałem za dom. Jankesi wznoszą świątynie i modlą się do swojego bóstwa, ale ja i wy dobrze wiemy, że jedynym bogiem jakiemu służą jest złoto. Wszystko co was do tej pory spotkało wynika z chorej chciwości i chęci posiadania. Dlatego oferuję wam zemstę. Zemstę, która waszych wrogów naprawdę dotknie i zaboli. Nie oddamy wam kobiet, one prędzej zginą w walce niż pozwolą byście zrobili z nich klacze rozpłodowe. Koni i broni potrzebujemy do przedsięwzięcia, które sprowadziło nas w to miejsce. Za kilka dni dojdzie do napadu. W jankeskim pociągu będzie przewożone złoto. Bardzo dużo złota. – podkreślił - Swoją część zamierzałem wyrzucić, ponieważ nie robię tego dla zysku, równie dobrze mogę swoją część oddać wam. Po martwych karabinierach pilnujących skarbu dostaniecie broń i amunicję, w przedziałach pasażerskich podróżować będą kobiety. Wybierzecie te najbardziej płodne i uległe. Resztę białych twarzy możecie oskalpować lub zrobić z nich swoich niewolników. Będziemy potrzebować jednak waszych najdzielniejszych, najbardziej zapiekłych wojowników, którzy upuszczą krew amerykańskim żołnierzom strzegącym złota barbarzyńców z Waszyngtonu. To dobra i uczciwa propozycja wodzu, znacznie lepsza niż te kilka karabinów, koni i jedna kobieta.
 
Arthur Fleck jest offline