Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2022, 18:39   #129
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
James ganił się przez chwilę za odrobinę słabości, choć w sumie to nie było dziwne. Ubiegła noc zeszła im na uciekaniu, ubiegły dzień…też na uciekaniu więc rewolwerowiec nie był specjalnie wypoczęty. Adrenalina jednak robiła swoje i James stał już pewnie na nogach. Spokojnie słuchał gadki Oppenheimera i Wesy z Indianami, zerkając raz to na jednych, jak i drugich. Broni oczywiście nie odłożył, i nie zamierzał nigdzie odkładać. Wpierw postanowił jednak rozluźnić się nieco, i zaczął powoli, nie spuszczając jednak wzroku z wodza skręcać sobie fajka.

"Wódz" Czejenów wysłuchał tłumaczonych słów Arthura… a potem kiwnął głową, i wyszczerzył nieco zęby.
- A ile tego złota dla nas? - Spytał po chwili indiański tłumacz.

Gdy Elizabeth i Melody znalazły się już przy koniach miały dogodniejszą pozycję do obrony w razie jatki, a także lekko osłonięte, gorzej z resztą ich towarzyszy, ale Dixon miała nadzieję, że wyjdą cało jeżeli miałoby do czegoś dojść.
- Jakby poszło źle to ja w tych przed nami, ty w tych za nami - Powiedziała do Melody wskazując jej na dynamity ukryte w jukach, po czym zaczęła czesać palcami grzywę wierzchowca.

Oppenhaimer tymczasem kontynuował negocjacje.
- Pięć tysięcy dolarów w sztabkach, prócz dodatkowe osiemset trzydzieści trzy dolary – odpowiedział licząc szybko w pamięci część swoich udziałów po nieświętej pamięci Gato.

Wyglądało na to, że Arthur jest znacznie lepszym negocjatorem niż Wesa, więc John nie zamierzał się wtrącać. Wszak gdyby się udało, zdobyliby garstkę sojuszników. Co prawda takich, którym należałoby patrzeć bez przerwy na ręce, ale i tak wyjście było lepsze, niż natychmiastowa strzelanina.
Ale i tak bacznie obserwował czerwonoskórych.

Na przetłumaczone po chwili słowa Oppenheimer'a, "Wódz" głośno się roześmiał, po czym coś powiedział, a jego towarzysze, podobnie jak on, zeszli z koni. Reszta otaczających zaś śmiałków Czeyenów, jakby… uspokoiła się. Opuścili łuki i karabiny, przestali z nich celować. Ale oni również, nadal się wpatrywali w "białe twarze".

W tym czasie, pojawił się duży koc, który rozłożono na trawie, gdzie zasiadł "Wódz", i dwóch jego ludzi.
- Porozmawiajmy - Padła propozycja, wsparta gestem dłoni, by Arthur i Wesa usiedli przy nich.

W tym czasie, Melody odetchnęła z ulgą, widząc, iż chyba sprawę idzie załatwić dyplomatycznie… a po chwili odetchnęła jeszcze głębiej, gdy z krzaków i traw wokół obozowiska, wychyliło się nagle dodatkowych sześciu(!) Czeyenne, których nikt wcześniej nie widział??

Szubiecznik znał zasady savoir-vivru, ale nie miał pojęcia jak zachowywać się w towarzystwie czerwonoskórych. Jeden niewłaściwie zrozumiany gest mógł zniweczyć ich starania. Dlatego starał się obserwować mowę ciała i gesty Wesy. Gdy wódz zaprosił ich do rozmów Oppenheimer poczekał na to co zrobi młodzieniec. Traktował go jak swojego przewodnika po świecie, którego nie znał ani nie rozumiał. Sytuacja na pewno dla Wesy nie była komfortowa, lecz to Arthur występował w roli diabła, to on wciągał czejenów na drogę zbrodni i występku. Bez względu na to co się wydarzy, uznał, że chłopak wciąż może zasypiać z czystym sumieniem, bez poczucia winy, wstydu czy zdrady.

Rozmowa przeszła na inny poziom, na pozór przynajmniej bardziej pokojowy etap, co nie znaczyło, że należało stracić czujność. Co prawda kolejne indiańce wylazły z krzaków, ale równie dobrze mogła to być kolejna demonstracja siły... tudzież niebagatelny argument w dyskusji. Dlatego też John nie wypuszczał broni z ręki. I stale przyglądał się potencjalnym sojusznikom podobnie jak Elizabeth, która ani na chwilę nie uznała tych dzikusów za możliwych sojuszników, a na pewno nie po tym czego wcześniej żądali. W tym momencie nie wiedziała jak rozwiąże się całą sytuacja, ale w myślach ciągle kleciła różne scenariusze tego co może się stać, szczególnie te najgorsze, tym bardziej że im nie ufała. Przywarła więc plecami do stojącego przy koniach drzewa i na powrót wyciągnęła swoje colty, które oparła o biodra przysłuchując się i obserwując "dyplomatycznemu" spotkaniu.

Wesie nie podobał się kierunek, w jaki Oppenheimer zepchnął negocjacje z Szejenami - już wcześniej był zdecydowanie przeciwny werbowaniu jakichkolwiek Indianów do napadu na pociąg ze złotem. Tak głośny rabunek, bez względu na to czy by się powiódł czy nie, znalazłby się na ustach wszystkich od Wielkich Równin po Wschodnie Wybrzeże i skończyłby się szeroko zakrojoną nagonką oraz, bez wątpienia, ekspedycją karną na Terytorium Indiańskim. Teraz jednak, gdy dalej byli otoczeni przez przeważającą siłę “wroga”, Nahelewesa nie zamierzał wokalizować swoich wątpliwości czy sprzeciwów. Alternatywą do werbunku byłaby krwawa rzeź, a Czirokez cenił sobie swoje zdrowie. Widząc, jak Oppenheimer spogląda ku niemu po przewodnictwo, usiadł ze skrzyżowanymi nogami na kocu, wskazując mu miejsce po swojej lewicy, naprzeciw szejeńskiego wodza - tymże gestem nie pozostawiając wątpliwości, w kim pokładał nadzieję na przeprowadzenie dalszych negocjacji.
Oppenheimer usiadł obok Wesy, podobnie jak on skrzyżował nogi i spojrzał wyczekująco na wodza.
- Wytłumacz dokładniej plan "Jednooki demonie" - Wyjaśnił tłumacz.
Jednooki demon niemal w słowo w słowo powtórzył plan przedstawiony przez McCoya, pomijając jedynie część o Missouri i burdelu „U Lucy”, gdzie mieli się rozliczyć ze swoim pryncypałem. Następnie przeszedł do ustaleń poczynionych przez ich grupę w trakcie podróży.
- Zamierzamy użyć dynamitu, żeby wykoleić pociąg. Tak jak wspominałem złota pilnuje około dwudziestu karabinierów. Zakładam, że część z nich po katastrofie nie będzie zdolna do walki, mimo wszystko mają jednak liczebną przewagę, dlatego jeśli zdecydujecie się do nas dołączyć szanse na powodzenie przedsięwzięcia znacznie wzrosną.
- Gdzie i kiedy? Macie jakąś… mapę? - Padło kolejne pytanie, po wysłuchaniu Arthura.
- Nie mamy map. Ładunek jest przewożony w tajemnicy z Denver w kierunku Kansas City. 12 maja, czyli za trzy dni przed południem pociąg będzie przejeżdżał przez granicę stanów Kansas i Colorado i tam nastąpi atak - wyjaśnił Oppenheimer.
- To skąd mam wiedzieć, gdzie być z wojownikami? - "Wódz" miał nieco niezadowoloną minę.

Wyglądało na to, że Arthur i wódz dzikusów znaleźli wspólny język i jakoś się dogadywali, nawet jeśli robili to za pośrednictwem tłumacza. A John uznał, że szczytem głupoty byłoby wtrącanie się do rozmowy. Pozostawało czekać na to, jak zakończą się negocjacje.
 
Kerm jest offline