Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2022, 23:29   #131
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Czeyenne wkrótce spakowali swoje graty, i odjechali, zapewniając, że będą gdzie trzeba, za 3 dni.

John przez chwilę jeszcze wpatrywał się w odjeżdżających, po czym odłożył broń
- Ciekawie się skończyło - powiedział.
Indiańcom nie wierzył za grosz, ale słyszał, że umów przypieczętowanych fajką pokoju dotrzymują. Zazwyczaj.
Co oznaczało, że i tak trzeba będzie patrzeć im na ręce.

Ceremoniał, który przypieczętował umowę Oppenheimera z Szejenami dobiegł końca, a Indianie oddalili się w swoją stronę. Obyło się bez rozlewu krwi, bez strat własnych czy uszczuplonego ekwipunku, ale Wesie daleko było do zadowolenia. Czirokez zebrał się z powrotem do pionu, w przypływie nagłej śmiałości nawet posyłając kwaśne spojrzenie w kierunku Upiora, zanim oddalił się prędkim krokiem, by rozpocząć poranne rytuały na które nie było czasu przez nagłą pobudkę.
- Dobrze rozegrane? - Stwierdził pytająco James, przyglądający się całej scenie, wciąż z papierosem w ustach. Patrząc na miny Wesy, Elisabeth, Johna czy Melody, układ też niespecjalnie mu się podobał, co nie znaczyło, że nie docenił tego chwilowego zakrętu losu.
Oddychali, więc mogli kombinować dalej.
- Mam nadzieję, że możesz spłacić te zobowiązanie Oppenheimer - mruknął zwłowieszczym głosem rewolwerowiec i poszedł zdrzemnąć się jeszcze przed wyjazdem.

Oppenheimer z powrotem przywdział pas z nożami, włożył rewolwer do kabury, zaciągnął rękawy kurty, do której schował swoje szczęśliwe ostrze.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczyłem na takie rozstrzygnięcie herr Langford. Sen z powiek spędzało mi dwudziestu wyszkolonych, uzbrojonych żołnierzy. Skoro paru dzikusów i podrzędni bandyci poczynili przez parę dni takie szkody w naszych szeregach, nie chcę nawet myśleć jakby się mogła skończyć konfrontacja z karabinierami. Nie wliczam tu marshalli i uzbrojonych pasażerów. W tak liczebnej przewadze szanse na powodzenie operacji drastycznie wzrosły. Jedynym zmartwieniem pozostaje kwestia tego czy Czejeni dotrzymują umowy. Jeśli chodzi o mnie, ja swoje zobowiązania wobec nich spłacę. Oddam swoją część łupu, bo nie dla złota przyjąłem ofertę herr McCoya.
- Ja tam wzroku z ich łap spuszczać nie będę. Nie wierzę, że dotrzymają słowa. Najpewniej już po akcji i nam się od nich dostanie. Ot tyle z całej ugody - Powiedziała niemrawo Dixon patrząc na mężczyzn - Umowa w ogóle mi się nie podoba, ale wpływu na nią nie miałam żadnego. Jak widać mogłam uchodzić tutaj jedynie za towar przez tych dzikusów, bez urazy Wesa - Spojrzała kątem oka na indianina, który dość mocno wyróżniał się na tle tych co niedawno odjechali.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline