Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2022, 21:54   #132
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Przerzutka z doca

Wesa wzruszył obojętnie ramionami na słowa Elizabeth.
- Gorzej mnie wołano - oznajmił, po czym odezwał się w stronę Arthura. - Szejeni dotrzymają umowy. Ta... ceremonia z fajką, to jak wasze przysięgi...
Urwał, jakby szukając odpowiednich słów.
- Jak to mówicie? Przysięga w twarzy Boga?

Oppenheimer w milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań. Przysiadł przy wygasłym ognisku, sięgnął po bukłak by przepłukać z ust posmak fajkowego ziela.
- Jeśli mam być szczery Elizabeth bardziej się obawiam naszego pryncypała. Imperia białych ludzi zbudowane zostały na zdradach, intrygach i kłamstwie, nie inaczej jest z herr McCoyem. Jesteśmy jedynymi osobami, które mogą powiązać go z napadem, ma zbyt wiele do stracenia by zostawić nas przy życiu. Bardzo cię zdziwię jeśli nie spróbuje nas oszukać. Czejeni to barbarzyńcy, ale jeśli Wesa twierdzi, że dotrzymają umowy gotowy jestem w to uwierzyć.
- Bez wątpienia McCoy jest wielką niewiadomą... a na jego miejscu wnet bym doszedł do wniosku, że lepiej nie dzielić się zdobyczą - stwierdził John.
- Ja nigdy nie powiedziałam, że ufam McCoyowi - Sprostowała "Ognista" - Gdyby sytuacja, aby zarobić mnie nie zmusiła to nie pracowałabym z nim. Nie mogę jednak zrozumieć pewnej sprawy. Z jakiego powodu ty dla niego pracujesz skoro nie zależy ci na zarobku? Z całego napadu będziesz miał całe zero, a nawet mniej, bo musiałeś wydać z własnej kieszeni, aby nasz plan się udał. Co cię pcha do tego zdania? - Elizabeth skierowała swój wzrok na "jednookiego demona".
Po pytaniu Elizabeth jedyne zdrowe oko Oppenheimera wydawało się teraz czarną dziurą, ślepiami rekina w których tli się drapieżna zapiekłość. Szubienicznik zastanawiał się nad odpowiedzią, choć bo ta wydawała się oczywista dla każdego kto przyjrzał się temu ponuremu obliczu.
- Ukatrupiony przez Rzymian Nazarejczyk lubił posługiwać się parabolami to i ja spróbuję. Wyobraź sobie psa, który przez większość swojego życia mieszka na farmie i pilnuje zagrody dla świń. Jest uwiązany do łańcucha, ale mu to nie przeszkadza, dobrze wykonuje swoje obowiązki. Do szczęścia wystarcza mu buda, posłanie, miska z wodą, trochę strawy. Pewnego dnia na farmie pojawia się głupiec, nazwijmy go Abe. Decyduje, że od teraz już nie można hodować świń i wszystkie należy wypuścić. Pies z dnia na dzień staje się niepotrzebny. Stary głupi poczciwy Abe spuszcza go z łańcucha, ale pies okazuje się mieć czarne podniebienie. Dziczeje i zaczyna iść za zapachem każdego, kto cuchnie Abe’em. Bo ten smród przypomina mu o życiu, który stracił. Dlatego gotowy jest rzucić się z zębami na każdego kto przesiąkł fetorem tego głupca. Resztę swojego życia poświeci na to by wszyscy, którzy znali, szanowali i wypełniali wolę Abe’a zrozumieli ważną lekcję. Niektórych psów nie wolno spuszczać z łańcucha, bo wtedy dzieją się bardzo złe rzeczy frau Dixon.

Elizabeth zrobiła głupią minę i tylko jej było wiadomo z jakiego konkretnie to powodu, a każdy mógł wyciągnąć z tego swoje wnioski.
- A więęęc… - Przeciągnęła bardzo długo wyraz - W tej opowieści jesteś tym psem spuszczonym z łańcucha, któremu zabrano życiowy cel, dobrze rozumiem? A więc kim jest Abe? I czym są owce?
- Świnie – poprawił „Ognistą” – Czarne świnie. A Abe? Możesz go znać pod imionami Uczciwy Abe, Stary Abe, Wujek Abe.
Oppenheimer splunął pod nogi.
- Chociaż podobno nie znosił tego przydomku i wolał gdy nazywano go po prostu Lincoln. Złoto, które wy sobie przywłaszczycie a ja oddam czerwonoskórym należy do ludzi, którzy wynieśli go na najwyższy urząd w tym kraju i doprowadzili do trzynastej poprawki.
- Pierdolenie. Nie kupuję tego - Rzucił do Oppenheimera James, który miał pecha do porządnej drzemki tego dnia. I poprzedniego. zwlekł się z posłania. Najwyraźniej nie było mu dane odpocząć, więc słuchał, chcąc nie chcąc rozmowy. - Bez paraleli. Nie mieszajmy do tego boga. Tego czy innego. Po prostu staram się zrozumieć, jak były nadzorca niewolników trafił na smycz bandyty, z której już kolejny raz chce się zerwać - dodał ironicznie rewolwerowiec. Zamiast drzemki odpalił sobie kolejnego fajka, wypuszczając kłąb dymu.
 
Aro jest offline