Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2022, 11:13   #11
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Poniżej Uskoku Alderasa, popołudnie 22 czerwca 2595

Niższe partie pogórza porośnięte były dużo gęściejszą roślinnością, mieszaniną drzew liściastych oraz wiecznie zielonych iglaków, które wystrzeliwały w tym miejscu ku niebu od dobrych kilkuset lat. Lodowate strumienie szemrały cicho wijąc się zakolami strzeżonymi przez omszałe otoczaki. Promienie słońca prażące skaliste zbocza Pirenejów zatrzymywały się na listowiu lasu, rysowały w powietrzu bezlik złocistych włóczni wbijających się pomiędzy gałęzie buków, cisów i świerków.

W znacznie chłodniejszym powietrzu niosło się co chwila ochrypłe krakanie wron, tylko z rzadka uzupełniane dźwięcznymi trelami mniejszych ptaków. Okres Wiecznej Nocy - mgliście wspominane przez Franków czasy po Eshatonie, kiedy to gniew Boga na całe lata pogrążył zniszczoną planetę w ciemnościach - odcisnął straszne piętno na ekosystemie Dawnego Świata. Liczne spekulacje uczonych i badaczy Eshatonu dowodziły istnienia znacznie większej ilości gatunków zwierząt i roślin niż te spotykane obecnie na ziemiach Bordenoir, ale większość z nich wyginęła bezpowrotnie razem z Dawnymi Ludźmi. Przetrwały jedynie najsilniejsze gatunki bądź te, które ocalili uratowani z pożogi grzesznicy: psy, koty, konie. I wrony. Czarne inteligentne ptaki o nieprzyjemnych głosach, niepodzielnie królujące w koronach europejskich drzew, walczące na wybrzeżu z mewami, w głębi zaś lądu nie mające praktycznie żadnej konkurencji.

Nic dziwnego, że pierwsi afrykańscy kolonizatorzy nazwali mieszkańców Europy właśnie Wronami - dla uczczenia istot, które jako pierwsze przywitały Neolibijczyków na europejskiej ziemi.

Ubita leśna droga pozwalała na znacznie bardziej komfortową jazdę niż wcześniejsze skaliste zbocza. Okolica uczęszczana była przez drwali oraz pszczelarzy, którzy zakładali w lasach barcie z użyciem trzmieli sprowadzanych za słoną cenę z Afryki. Dzicy górscy klanyci przestrzegali niepisanej umowy, aby nie napadać na Bordenoir w regionie Ile-sur-Tét, chociaż obszar ten znajdował się na zewnątrz monumentalnego kręgu spopielonej i kompletnie jałowej ziemi wyznaczającej granice Perpignanu. W wyższych partiach Pirenejów zaciekle terytorialni górale nieustannie ścierali się z górnikami klanu Bordenoir, napadając na ich karawany, niszcząc sprzęt i nie cofając się przed zabójstwami. Ruda srebra była źródłem dochodu nie tylko dla Perpignanu, ale i iberyjskiego Hijo de Sol - miasta Hybrispanów położonego po przeciwnej stronie pirenejskiego łańcucha - dlatego rywalizacja ta nigdy nie wygasała, co najwyżej okresowo słabła, kiedy górale trapieni byli zarazą albo sami odpierali zakusy wojujących z wszystkimi wkoło niesławnych Andorian.

Jehan domyślał się, że za niepisanym rozejmem w rejonie Ile-sur-Tét stał jeszcze jeden czynnik, którego publicznie nie nagłaśniano. Harapowie służący w ochronie konsulatu byli z natury wyśmienitymi łowcami, wszak to właśnie życie na afrykańskich równinach kształtowało ich dzikie i nieustraszone charaktery. Żądni krwawej rozrywki bardziej niż czegokolwiek innego i pamiętni faktu, że setki kilometrów dalej na zachód ich bracia walczą w niekończącej się wojnie z hybrispańskimi partyzantami, z lubością wyruszali w lesiste pogórze na każde skinienie dłoni konsul Eleni. Spuszczani z kagańca w ramach braterskiej pomocy ze strony Banku Kupieckiego, zapuszczali się w leśne ostępy na swoich ryczących silnikami komach tropiąc górali dość zuchwałych, by zapuszczać się tak daleko w stronę wybrzeża.

O tym, co spotykało tych pojmanych żywcem, w Perpignanie krążyły jedynie mrożące krew w żyłach opowieści opierane na tym, co leśni pszczelarze znajdowali czasami w zagajnikach pogórza.

Świadomi faktu, że granica Bordenoir jest na wyciągnięcie ręki, furmani przyśpieszyli nieco tempa, bo i same muły ożywiły się w półmroku zacienionego szlaku. Napojone wodą zaczerpniętą z chłodnego strumienia, szybko odzyskały siły wyssane wcześniej żarem słońca, choć w zamian przyszło im zmagać się z tnącymi bezlitośnie i zwierzęta i ludzi końskimi gzami.

Perpignan był już niedaleko.

Tamci również to wiedzieli. Wybrali sobie miejsce w zwężeniu szlaku, za bryłami wyzierającego spod mchu piaskowca tworzącego naturalną bramę w pasie łagodnie pofałdowanego terenu. Musieli czekać od pewnego czasu na przybycie karawany i wtopieni w poszycie lasu, do ostatniej chwili skrzętnie ukrywali swoją obecność. Wychynęli niczym na komendę, obudzeni przenikliwym świstem płynącym z metalowego gwizdka.

Ciemne stroje, szorstka tkanina i barwiona na czarno zwierzęca skóra, narzucone na górę bure kapoty. Twarze pociągnięte pasami zaschniętego błota, skryte w rękawicach dłonie zaciśnięte kurczowo na rękojeściach. Ostrzegawcze okrzyki, twarde i nieprzyjazne.

Ruiz i jego buńczuczni wychowankowie pierwsi musieli zrozumieć, kim są ludzie zagradzający trakt, ale i reszta podróżnych w mig pojęła ich naturę.

Perpignańczycy lubowali się w biżuterii, ale nie zwykli nosić pierścieni w nosach; nie tatuowali też na swoich czołach trójkątnych czarnych znaków. I koniec końców, nikt wśród Bordenoir nie posługiwał się dwuręcznymi mieczami, tak nieporęcznymi i trudnymi w użyciu na chybotliwych pokładach łodzi czy w ciasnych kopalnianych sztolniach.

Pierścienie w nosach, trójkątne tatuaże, jednolicie ciemne stroje i dwuręczne bidenhandery.

Żołnierze Złamanego Krzyża! Orgiastycy anabaptystów!

Drodzy gracze, zanim zaczniecie przygotowywać swoje odpisy, zapoznajcie się bardzo proszę z dodatkowymi informacjami w wątku komentarzy!


 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem