Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2022, 17:03   #133
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
rok 1878
9 maj
Stan Kansas.


Około południa, dotarli do Ellis City. Kolejne miasteczko na ich drodze, tym razem jednak mniejsze nawet niż poprzednie… ale była i stacja, był duży, kilkupiętrowy(!) hotel, wyglądający na nowy, i to z cegły, nie pasujący za cholerę do miasteczka, masa bydła, wielu kowbojów, no ale ogólnie… dziura.

- Dobra! Dajcie nam 5 minut! - Powiedziała nagle Melody - 5 minut! Nie będziemy spać w byle norze na piętrze kolejnego Saloonu, zobaczycie. 5 minut! - Wyszczerzyła ząbki do wszystkich, po czym zgarnęła ze sobą Elizabeth, i rumaki od bandytów z Ellsworth, i odjechały.

~

Wróciły po 10 minutach, bez zdobycznych koni, ale za to obie roześmiane…
- Jedziemy do hotelu! Ja stawiam! - Zakrzyknęła radośnie panienka Gregory - Ja stawiam, jedziemyyyy!


Jeszcze przed hotelem, zjawiło się kilku czarnych sługusów, którzy zabrali konie do stajni. Juki oczywiście towarzystwo wzięło ze sobą. Weszli do hotelu, z Melody zasuwającą na przodzie… wywołując zgorszenie wśród paru gości, jak i hoteliera, za kontuarem.
- Dzień… dobry… - Skrzywił się na widok wchodzących do przybytku, a indianina to już w ogóle.
- Dzień dobry, dzień dobry! - Powiedziała głośno Melody, błyszcząc ząbkami.
- W czym mogę… pomóc?
- To dobry hotel? Porządny, tak?
- No… tak.
- Chcemy pokoje! Sześć pokoi! Takie cacy pokoje, luksusowe…
- Hmm, panienko…
- Chce pan zarobić, czy nie??
- No tak, oczywiście…
- No to sześć pokoi, takich cacy! Do tego ummm… kąpiel! W każdym pokoju, czysta woda, mydełko, ręczniki.
- Tak…
- Konie już w stajni, nie? Zostajemy na noc…
- Tak…
- No i ten, fryzjer! Dla każdego! Ogolić, włoski przyciąć! I ten… porządny obiad?
- Mamy tu jadalnię, oczywiście…
- Dobra! To jeszcze… piwo do pokoi, tak po dwie flaszki, zimne, i whisky flaszka, jak ktoś będzie chciał. I… praczka by się przydała… i… jakieś przekąski w pokojach. Owoce, mogą być i słodycze, tak za pół godziny, co?
- T…tak… może wszystko być…
- To super! To jeszcze… cygara! Dooobre cygara, tak po dwa.
- Jak sobie panienka życzy. Chwileczkę panienko… - Hotelier z czołem zroszonym potem coś liczył, bazgrając ołówkiem po papierach - To będzie tak 30$...(miesięczny zarobek typowego kowboja)
- No i fajnie! - Melody odliczyła ową zapłatę, kładąc ją przed nim. A na gębie gościa wyrósł wielki uśmiech.
- Kogo wpisać do księgi? - Spytał już wielce uprzejmie.
- Hmmm… - Zamyśliła się Melody - Panna… frau… Fran… ciska… Open..timer? - Wypaliła dziewczyna.

A Oppenheimer zamrugał okiem.

Zresztą hotelier również. Parą.
- Eeee…?
- Ja jestem ze starego świata… kon-ty-nen-tu… - Przesylabowała Melody, szczerząc ząbki.
- Oczywiście… a pani świta?
- Świta? - Melody spojrzała na okno. Było południe.
- Pani towarzysze?
- No tak… towarzysze! Tak!
- Dobrze… - Facet wydał w końcu klucze do pokoi - Miłego pobytu!
- Będzie! - Odparła Melody, po czym pochwyciła pod jedno ramię Elizabeth, a pod drugie zaskoczonego Arthura - Idziemy jeść!

No i udali się wszyscy na posiłek.

~

Zasiedli przy dużym, okrągłym stole. Wystrój hotelu był luksusowy, jadalnia była luksusowa, wszędzie zaś obrazy, wypchane zwierzaki, dywany, damy w sukniach i gentlemani w garniturach, krzywiący się na widok zakurzonej bandy kowbojów i indianina… aż Gregory pokazała parce język, i skrzywili się jeszcze bardziej, a ona zachichotała. Po chwili zjawił się zaś równie "skrzywiony" kelner.
- W czym mogę pomóc? - Spytał wielce zadufanym tonem.
- Co na obiad? - Spytała uśmiechnięta Melody.
- Dziś… stek, lub zupa grzybowa… ekhem… znajdzie się jednak i fasolka… - Kelner się wrednie uśmiechnął.

A Melody również, i przywołała go do siebie paluszkiem. Gdy ten zaś się nieco bardziej zbliżył, i przy niej służalczo pochylił…
- Słuchaj no. Palnę cię w kule, to zaśpiewasz inaczej… nie, nie chcemy fasolki, jasne? - Powiedziała szeptem dziewczyna i zatrzepotała rzęskami, błyszcząc przy tym ząbkami.
- O… oczywiście prosze pani, najmocniej przepraszam proszę pani… - Kelner uśmiechnął się nerwowo.

Posiłek był bardzo dobry. Zarówno stek z ziemniakiem nadziewanym masłem i serem, jak i zupa grzybowa ze śmietaną, kto co chciał. Do tego i zimne piwko, woda z bąbelkami, lemoniada, whisky. Czego dusza pragnie.

- Szampana! - Krzyknęła nagle wesoło panienka Gregory, kończąc zupę - Dwie flaszki szampana!
- No co? Nigdy nie piłam… - Zwróciła się ciszej do towarzystwa.

A na deser, było żurawinowo-jabłkowe ciasto z posypką, miodem i orzechami, do tego bita śmietana… i kawa, herbata? Pyyyyszności. Melody aż zjadła dwa kawałki, a potem masowała brzuch i się cichutko śmiała, że zaraz pęknie.
- Raz się żyje… - Uśmiechnęła się do wszystkich przy stole.

~

Pokoje były duże, i równie wystrojone, co cała reszta hotelu. Luksusy pełną gębą, żyć nie umierać.


Każdy pokój miał i własny "pokój kąpielowy" jak to tu nazwano, z dziwacznym, ponoć francuskim wynalazkiem zamiast bali, zwanym "wanną". W której już oczekiwała ciepła, i pachnąca(!) woda.


A wszędzie krzątali się służący, głównie czarni, zarówno panienki, jak i młodzianie, wielce grzeczni, i usłużni.
- Tak Sir, już Sir, tak Ma'am, już Ma'am…

A na niektórych, można było i zawiesić oko?

Zabrano ich rzeczy do pralni, ale nikt nie musiał biegać nago, były bowiem "szlafroki"(kolejne cudo z Francji?), niebieskie dla mężczyzn, a czerwone dla kobiet, i papucie.

Pokoje były łączone parami, oddzielone wewnątrz drzwiami zamykanymi na klucz. "Wychodki" były zaś na każdym piętrze, na obu końcach korytarzy. Po jednej stronie długiego korytarza męski, caaaałkiem po drugiej damski…







***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline