Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2022, 20:48   #14
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Niespodzianka

Spojrzawszy raz jeszcze pannę Durmont, Pollanin odczuł na równi pożądanie i zmieszanie jakieś, tak już miał, że nie mógł się zdecydować. Wyobrażał sobie, że będzie ją musiał ratować uciekającą nago przez spękaną ziemię, gonioną przez podjudzanych przez Ruiza źrebaczków. Osłaniać jej blade ciało przed ich lubieżnymi biczami smagającymi pośladki. Jednocześnie zadowolony, że nic takiego się nie stało i sam będzie mógł spuścić lanie na jej nieskazitelnie jasną pupę. Sama zaś panna ni spojrzenia w jego kierunku, tylko uprzejme uśmiechy do Afrykańczyka, jakaś efemeryczna, gotowała się wymyć, posłyszał. Co zapewne sprawiłoby, że pachniałaby słabiej, mniej ponętnie. Yago był pewien, że wydobyłby jej prawdziwe perfumy wraz z potem splecionych ciał.

Wrócił do rekrutów i ich sierżanta, który to zamieniwszy z byłymi górnikami kilka zdań podejrzliwe mu się przyglądał.

- Się nie martwi się - zagaił do ciemnoskórego Rezysty - Przypilnuje ich i wyjaśnię co i jak. Lepiej im będzie na służbie niż kopać w ziemi jak krety.

Mathieu spokojnie czyścił rewolwer
- I oni to zrozumieją. - wydął grube jak parówki wargi jakby mu nie chciało się dodatkowo wzruszać ramionami. - Albo i nie. - Po dłuższej pauzie dodał -
By ci też źle nie było.

- Yago uśmiechnął się na propozycje - Proszę mnie zawiadomić, jak będzie potrzeba oficerów.

****

Zjadł lekko, pograł trochę na fujarce. Nie śpiewał. Potrzebował się skupić. poukładać sprawy w mieście, a mogła go tam czekać niespodzianka. Podbił w końcu do niby milkliwego Jehana, choć czuł pod skórą, że gładysz lubi porozmawiać, byle się temat znalazł.
Yago znalazł Jehana podczas gdy ten usadowił się ze skrzyżowanymi nogami na uboczu, z poświęceniem godnym lepszej sprawy zajmując się wydłubywaniem brudu spod paznokci czubkiem cienkiego ostrza sztyletu.

- Dobrze sobie radzisz na trakcie, a wybacz nie wyglądasz na przewodnika. Prędzej bym cię w swaty posłał. - wyczekał, rozluźnił łykiem wody - tam - wskazał gwiazdy - tam jest Lolita ścigana przez Molocha, tam skąd pochodzę jest niżej nad horyzontem. Kierujemy się tymi światełkami w naszych wędrówkach. - odsłonił rękaw koszuli i pokazał tatuaż na lewym przedramieniu. Ludzkie sylwetki ruszały w pochodzie od nadgarstka, posuwając się wzdłuż po falujących liniach atramentu, by na łokciu spotkać pajęczynę. Gęstą sieć realistycznie odtworzoną jak w trzech wymiarach, oszukującą wzrok patrzącego na namalowane dzieło sztuki. - A ty? Lubisz bardziej słuchać, czy mówić?

Drgnął na dźwięk głosu Pollenina, wzięty z zaskoczenia jego nagłym przybyciem, ale na twarzy zaraz wykwitł uprzejmy uśmiech. Równie uprzejmie wzruszył ramionami na pierwsze jego słowa. Zbyt wiele razy słyszał podobne opinie, by silić się na jakąkolwiek reakcję, gdy nie były wypowiadane przez potencjalnego pracodawcę. Na wskazane gwiazdy zerknął z zaciekawieniem, ale to dopiero misterne obrazy uwiecznione na skórze Swarnego zdarły nieco maskę chłodnej uprzejmości. Zielone spojrzenie śledziło tatuaże z nieskrywaną już fascynacją, a puginał - dotąd okręcany bezwiednie w dłoni - odszedł w zapomnianie, odłożony gdzieś na bok. Smukłe palce drgnęły nawet i powędrowały w górę, jakby Jehan miał ochotę przeciągnąć nimi po tatuażach, ale chłopak zmitygował się w porę. Okręcił dłoń, ukazując własną ozdobę na jej wierzchu. Czarny krąg Bordenoirów, nawet w półmroku kontrastujący ostro z alabastrem skóry.

- Blednie przy pańskich - rzucił z oszczędnym śmiechem. Na kolejne pytanie odparł ze szczerym uśmiechem i bez wahania, niemalże figlarnym tonem. - Szczerze powiedziawszy, panie Swarny, nie mam silnych ciągot w tą czy drugą stronę. Zależy od okoliczności, tematu i, nader wszystko, od rozmówcy. Mój zawód, jak zapewne pan doskonale wie, wymusza na mnie wszechstronność i elastyczność, nawet w takich kwestiach. A pan, panie Swarny? Jaka jest pańska preferencja?

Jehan utkwił taksujące spojrzenie w Yago.

****
Poniżej Uskoku Alderasa, popołudnie 22 czerwca 2595

Nazajutrz był już skupiony. Jutro mogło nie nadejść, ale nie należało mu w tym pomagać. Nie grał, nie szkicował, nie układał nowych, mało brakowało, a zapomniałby o szlachetnych łydkach Aniji, koloru polerowanej mamuciej kości. Te na szczęście zdawały same narzucać się oczom Swarnego. Za każdym razem osładzając nieunikniony powrót do Perpignan'u. Przez chwilę nawet planował sabotaż karawany, by dłużej pozostać w dziczy za miastem. Odpuścił, należało stawić pysk kłopotom. Tyle dobrego, że bez piekących ran, których mogli nabawić się jezdni. Yago skrzywił się, ale kiedy przyszła kolej na pannę Durmont, pomyślał, że mógłby obłożyć jej anusika liśćmi szałwii i leczyć. Leczyć

Gdzieś jeszcze głębiej pod pierwotną chucią, umiłowaniem rzeczy pięknych i delikatnych, działał automat instynktów. Zaprogramowany, przez miliony lat ewolucji i pięćset rewolucji. Yago naciągnął na łuk cięciwę, wydobył ze skrzyni miecz. Przypasał. Choć pierś świeciła powalonym mamutem, to założył ciężki skórzany płaszcz i spodnie.

Las szumiał jak zwykle, obłoki w końcu snujące się po okrutnym błękicie ze złotym okiem, raz za razem sprowadzały przyjemny chód i cień. A w podświadomości barbarzyńcy coś wrzało, zbył to na karb spraw z RufFosem.

Zauważył nikczemnych zbójcerzy ledwo wcześniej niż się pojawili.

- Kurwa, jebane krzyżaki - zmiął na ustach trudne, a dające doskonały upust złości, zgłoski, Yago.

Prędko zgonił z wozu rekrutów i kazał wyjąć noże. zadowolony, że Renton nie patrzy i się nie będzie czepiał. - Oczy i macie przeżyć. Oto zadanie.

Kontem oka Pollanin dostrzegł jeszcze kilku, a sam zsunął się z wozu ze strzałą na cięciwie, wyrósł za plecami sierżanta, będąc gwarantem siły argumentu. Bezczelnie nachylił mu się do ucha, a wiedział, że takie zachowanie zawsze niepokoi wrogów

- Jest jeszcze kilku ukrytych, co najmniej drugie tyle. - Rzucił oczami jak wojownik do wojownika, mając nadzieje, że Mathieu zrozumie gdzie. - Nie bój, nie zarżnę sam wszystkich.
-Mmmmmm…” reszty nie skomentował werbalnie, ale wydawało się, że zrozumiał

Dla Pollanina oczywistym zdawało się, że krzyżacy nie zatrzymali karawany dla rabunku, bo inaczej mogłaby się rozegrać przygoda i już smakowałby ich krwi. Nienawiść religijna miedzy wyznawcami pasterza, a krzyżowcami nie była tajemnicą dla nikogo, a towarzyszący im jehammadanie, zamiast być eskortą mogli okazać się kłopotem na czele oczywiście z Ruizem, bo źrebaczki były za młode, żeby zaleźć komuś za skórę. Chyba, że ojczulek któregoś. Tak miarkował Yago, ze strzałą na cięciwie, mieczem dyndającym na pasku i pojemnikiem w kieszeni.

Wyrastał zza pleców sierżanta Rentona jak penis gotowy do gwałtu.

Pozwoliłem się sobie dozbroić, z uwagi na dobry test spostrzegawczości, utkałem to w instynkty. W tekście są też dwie opcje interakcji - mogą , ale nie musza zostać podjęte. wiem znów z retrospekcją, ale to chyba nie przeszkadza.

Jeśli ktoś inny ma ochotę na rozmowę to również zapraszam. Yago jest towarzyski i choć brakuje mu manier to potrafi być czarujący.

Mistrzu liczę na pokojowe rozwiązanie, dlatego Swarny nie będzie napiżdżał z byle powodu. ale w razie starcia łuk i po strzale przezbraja się w miecz.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 05-08-2022 o 19:36. Powód: Kolejna edycja, musiałem nieco zmienić początek
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem