Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2022, 20:22   #17
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Miejsce zasadzki anabaptystów, okolice Ille-sur-Tét

Wzdłuż karawany poniosły się zduszone okrzyki zdumienia, stek przekleństw i gróźb. Wyrwani z pijackiej drzemki górnicy zaczęli zeskakiwać z wozów łapiąc za swoje narzędzia albo krótkie obosieczne kordy. Przestraszone nagłym zamieszaniem konie rżały i przestępowały z nogi na nogę szarpiąc węzidłami, skrzypiały dyszle zaprzęgów szarpanych przez równie nerwowe muły.

Ruiz stanął w strzemionach swojego siodła, pochylony do przodu ponad głową konia i wpatrzony zwężonymi w szparki oczami w postacie odzianych na ciemno wojowników. Jego podopieczni w jednej chwili wzięli górę nad paraliżującym członki niedowierzaniem, złapali za sejmitary zaczynając dobywać je z pochew pośród nienawistnych sarknięć.

- Spokojnie - rzucił twardym tonem czarnoskóry sierżant Rezysty wstając ze swojego miejsca w koźle pierwszego wozu i prezentując w całej okazałości imponującą sylwetkę. Szwy jego ciemnozielonego uniformu zatrzeszczały niebezpiecznie, ale wytrzymały napór wciśniętych pod materiał mięśni. Obracając nieznacznie w bok swój tors Renton podniósł rękę w geście pozdrowienia dając baczenie, aby zagradzający drogę anabaptyści zauważyli trójkolorową flagę naszytą na rękaw jego munduru oraz sąsiadujące z nią trzy żółte szewrony.

Charakterystyczna czapka z daszkiem oraz pozłacane spinki na rogach kołnierza identyfikowały olbrzyma w sposób absolutnie jednoznaczny jako podoficera Rezysty, ale to nie uniform wywarł na intruzach największe wrażenie.

Mathieu Renton był nadludzko wielkim mężczyzną. Jego towarzysze podróży zdawali się o tym zapominać, kiedy jechał na wozie zgarbiony i z podciągniętymi w górę nogami, gdy jednak stanął w pozie zawodowego żołnierza, skupił na sobie uwagę wszystkich bez wyjątku.

Stojący na drodze ludzie wymienili między sobą jakieś znaczące pomruki, wciąż ściskając palcami rękojeści swoich mieczy, ale nie przejawiając zamiaru dobycia ostrzy.

Przynajmniej jeszcze nie przejawiając, chociaż ich słane w stronę jehammedian spojrzenia wręcz gorzały nienawistną żądzą walki. Ruiz sam oplótł palcami rękojeść sejmitara, a jego zęby sprawiały wrażenie ściśniętych tak silnie, że mogłyby przegryźć kłodę drewna, ale jeden ruch jego uniesionej w powietrze lewej ręki sprawił, że dygoczący z podniecenia młodzi wojownicy zastygli w bezruchu.

Atmosfera na szlaku zgęstniała w ułamku chwili niosąc w sobie zapowiedź krwawej i bezpardonowej konfrontacji pod byle pretekstem którejkolwiek strony.

- Bonjour, mes amis!

Wyprostowany w siodle kudłatego górskiego konika, Jehan Amelien Baudelaire zrównał wierzchowca z drugim wozem w karawanie i pozdrowił intruzów gestem przełożonej do piersi dłoni.

- Podróżujemy pod protekcją Pięści Perpignanu i konsul Elani - oznajmił opanowanym, wręcz przyjacielskim tonem - Sprawy niecierpiące zwłoki wymagają niestety naszego bezzwłocznego powrotu do miasta i chociaż cieszymy się na to spotkanie, bólem serc musimy nalegać na możliwość dalszej jazdy tout suite. Wysłaliśmy naprzód gońca i zapewne oczekują już nas w Ille-sur-Têt, a być może i samym Perpignanie. Tuszę, że nie mają państwo nic przeciwko?

Głos młodego Bordenoir poniósł się leśną drogą jakby przynależał do doświadczonego latami publicznych wystąpień mówcy, odbił się od pni drzew i rozłożystych konarów.

- Jak śmiecie narzucać się posłowi konsulki Elani!

Stojący w koźle wozu sierżant Rezysty i mówiący coś do niego ściszonym głosem rosły Polanin obejrzeli się jak na komendę w kierunku oburzonego wstrzymaniem podróży Neolibijczyka, a potem przenieśli spojrzenia w kierunku anabaptystów.

Ci zaś rozstąpili się nieznacznie przepuszczając do przodu mężczyznę, którego słusznie można było uznać za starca, ale któremu niejeden zawahałby się rzucić takie słowa w twarz widząc jego bidenhandera.

Wciąż rozgniewany obecnością intruzów oraz własną niefrasobliwością, Kuoro Wanadu uderzył obcasami boki konia, podjechał nim z wolna do przodu wbijając badawcze spojrzenie w człowieka, który zapewne mienił się przywódcą leśnych grasantów.

Białoskórzy barbarzyńcy starzeli się w brzydki sposób, wyniszczani znojem życia, złej jakości pożywieniem i licznymi chorobami. Gdyby ktoś poprosił algierskiego magnata o oszacowanie wieku starca, ten dałby anabaptyście szósty, może nawet siódmy krzyżyk. Lecz z drugiej strony, przywódca grasantów mógł mieć ledwie czterdzieści lat i upiorną przeszłość, która odcisnęła się ciężkim piętnem na jego cielesności.

- Podróżni pod egidą Veracqa i Eleni? Zaiste, błogosławieństwo Pneumy z nami! - powiedział podeszły wiekiem mężczyzna wspierając się na wbitym w ściółkę dwuręcznym mieczu i odwzajemniając badawcze spojrzenie Neolibijczyka. Jego twarz sprawiała z bliska jeszcze gorsze wrażenie, bo cała lewa jej połowa była zmasakrowana bliznami po źle zszytych ranach biegnących poprzez jeden z oczodołów starca.

- Waszego gońca jeszcze nie widzieliśmy, a w Ille-sur-Tét na pewno go nie ma - oznajmił beznamiętnym tonem anabaptysta - Lecz wy nadacie sie znacznie lepiej niż jakiś goniec. Mamy wiadomość dla Veracqa i Rady Bordenoir. I ostrzeżenie. Diabeł zagnieździł się pod waszym nosem, lecz ci, którzy hołubią pod swoimi dachami kozojebców, prawdziwie muszą być ślepi na prawdę płynącą z Pneumy.

Jeden z młodych Mieczy wydał z siebie gniewny wizg słysząc obraźliwe słowa starca, ale i tym razem syknięcie Ruiza zatrzymało wyciągane z pochew sejmitary.

- Oficer Rezysty, chociaż… Lew? Szlachcianka z Montpellier. I liczykrupa z Trypolisu. I wszyscy oni na szlaku do Pradesu. Aż strach pomyśleć, co Perpignan knuje w cudzych górach… Ty tutaj dowodzisz, chłopcze?

Tracąc zainteresowanie resztą podróżnych anabaptysta wbił swe jedyne sprawne oko w twarz Jehana Baudelaire.

- Podjedź bliżej, nie wyrządzimy ci krzywdy. Zwę się Bernamot Gauthier i klnę się na honor Kręgu Ośmiu, że nic ci nie grozi.

Kuoro Wanadu nie miał pojęcia, kim był Bernamot Gauthier, ale starzec przedstawił się w sposób taki, jakby wręcz oczekiwał, że zostanie rozpoznany.

I tak się też stało. Poprzez poruszonych tymi słowami górników przebiegł szmer zduszonych komentarzy, a jehammedanie pobledli w ułamku chwili jak śnieg; niektórzy z nich wyglądali wręcz tak jakby zaraz mieli zemdleć.

A Anja Irandula Durmont, do tej pory rozglądająca się wokół siebie z niedowierzaniem, westchnęła głęboko i wbiła wzrok w wiszący na szyi starca ciężki krzyż.

Moi drodzy, oto pierwsza część nowej fabularki, ale nie jest ona jeszcze kompletna. Aby dokończyć ten wpis, potrzebuję reakcji Jehana na zaproszenie do zbliżenia się do starca.

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem