Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2022, 20:14   #22
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Miejsce zasadzki anabaptystów, okolice Ille-sur-Tét

Chwila niosła w sobie napięcie jakie lubił. Lubił i sycił nim. Uczucie wybudzało wigor we krwi, usypiało umysł, ostrzyło instynkty. Zbilżającego się z tyłu orszaku Jehana rozpoznał po wadze końskiego stąpania, zmieszanie Aniji po zapachu, gulaszu strachu i wstydu, gniew Nubijczyka po refleksach na skórze przywodzącej na myśl wizerunki bogów. Zrozumienie w oczach Mathieu.

Grom pozostał na uwięzi, wypełniając wszystkie mięśnie Yago. Franki weszły w dyplomację, co pozwoliło mu cofnąć się w cień konfrontacji. Kilka kroków w tył, tak żeby słyszeć, ni słowa nie uronić, każde na wagę antałka, lub nocy z pięknością, kilka kroków bliżej szlachcianki, wierząc, że jego pewność, smród podwęchowy, jaki mają ludzie dzicy, nie skrywający swego zapachu pod pachnidłem, podobny w działaniu do feromancji, choć subtelniejszy, a poparte to wszystko widomą pewną postawą, pozwoli łatwiej wrócić pannie do równowagi. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko z wiatrem, żeby ten poniósł jego opanowanie, raz tylko spojrzał na Franke.

Jak przypuszczał zbrojnych było więcej niż wpierw się pokazało. Wobec czego Pollanin przypuszczał kolejnych w odwodzie. Po cieniach na liściach, niestukaniu dzięcioła, po tym skąd wyszli, a skąd nie, szukał ich w gęstwinie. W powietrzu niemal niewyczuwalny zapach ropy. Przez chmury przebiło się słońce, a w jego promieniach wyszedł przed szereg ohydny nonszalancki staruch. Swarnego przerażała perspektywa zamiany w tak pokraczną istotę. Brzydką i groteskową. Przyglądając się krzyżakom i ich piewcy miał wrażenie, że bierze udział w przedstawieniu w okrutnej farsie, mającej drugie dno.

Staruch wydawał się ważny, bo kmioty mruczały i bladły, ale barbarzyńca wątpił by wielki miecz był czymś więcej niż rekwizytem nadającym dramatyzmu sytuacji. Podobnie zresztą jak wielkie miecze w rękach innych orgiastyków. Taki oręż z pewnością sprawdzał się w polu, ale w ciasnocie między drzewami, poręczniejsza byłaby włócznia, czy topór. Wojownicy, którzy dołączyli do grupy, a już zbrojni w krótszą broń utwierdzali go tylko w domysłach. Złapał się na tym, że wciąż myśli o walce, czy to może żeby nie stać się takim jak Bernamot Gauthier i polec pięknym już owego dnia, czy może żeby mieć możliwość ratowania księżniczki z lubieżnych łap babtystów.

W postawie starucha było coś oślizgłego, Yago uznał, że pewnie dawno zboczył ze ścieżki etosu, który niegdyś mu przyświecał, Bernamot szybko zajął miejsce na liście oblechów Swarnego zaraz za Ruffusem, a długo przed Ruizem, który w swej suchości i posłuchu wśród młodych, był miłą opozycją.

Zaś młody Baudelaire okazał się jak oceniał Pollanin, równie dobrym swatem co wcześniej przewodnikiem. Przyjemnie było słuchać jego frankowego szczebiotu, przypominającego śpiew drozda. Uznał Yago, że uważniej należy przyglądnąć się Jahenowi, a przede wszystkim pójść razem na kielicha, co uzmysłowiło mu, że ma po co żyć.

Postawa sierżanta z początku zadziwiła Swarnego, ale wchodząc w buty Rentona uznał jego decyzję za szlachetną. Wartość unikatową w dodatku w zaniku. To jeszcze bardziej rozgrzało serce.

Milczący, choć pośród pochodu, coraz bardziej niewidoczny, bardziej w cieniu.

Na słowa o polanie i niespodziance, zapewne kolejnej odsłonie farsy, spojrzał na pannę Durmont. Spojrzał i nie oderwał spojrzenia. Chwila, aż nadto dogodna. Uniósł brwi. Strzałę schował do kołczanu, wyciągnął ramię, delikatnie jak kwiat otwierając do szlachcianki pomocną dłoń. Przechylił głowę, trochę, żeby zachęcić kobietę, ośmielić, winna przecież teraz dowieść swego charakteru, a trochę by nadstawić uszy pod innym kontem. Słuchał, czarował.

Swarny jest ciekawy i bardzo chętnie uda się na polanę. Najchętniej z panienką, jako jej obstawa, którą zachęca niemo. W ogóle się nie odzywa, zapytany odpowie tylko szeptem na ucho. Ma się to tez do sytuacji jeśli musiałby coś szepnąć Ruizowi. To w stylu

- Bardziej strzegł będę jej niż źrenicy w swoim oku. Obcy jestem, was nie lubią.

Takie szeptanie zawsze kryje tajemnice i daje do myślenia.

Idąc pozostaje z tyłu, jak bezimienny ochraniarz.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 07-08-2022 o 20:18.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem