Miejsce makabrycznej kaźni, 22 sierpnia 2595
Chociaż uwaga zebranych przy wiązie anabaptystów skupiona była przede wszystkim na osobie Rzeźnika z Queribusu oraz rozmawiającego z nim Jehana, czujne podejrzliwe oczy czcicieli Krzyża śledziły każdy ruch podchodzącego do leperoski Polanina.
- Pochwalam słowa rozsądku, Neolibijczyku - Bernamot Gauthier skinął głową w kierunku magnata, po raz pierwszy od początku spotkania przejawiając żywsze zainteresowanie osobą Afrykanina - Krzepiące to odkrycie, że przybysze z Trypolisu wiedzą jak należy traktować siewców plagi. Tutaj nie pomogą już żadne eliksiry Szpitalników, jedynie ogień. To coś nie spłonęło dotąd jedynie dlatego, że czekaliśmy na odpowiedniego posłańca.
- Skrzętnie przekażemy ostrzeżenie waszej wielebności Chwalebnemu Veracqowi - powiedział Jehan Baudelaire chowając do kieszonki koszuli wyciągniętą stamtąd wcześniej chusteczkę - Bez wątpienia Pięść Perpignanu dołoży wszelkich starań, by wraz z sojusznikami wypalić zepsute nasienie Souffrance, jakie mogło spaść w tutejsze strony. W tej walce, wszyscy pozostajemy towarzyszami broni. Czy to wszystko, Wasza Wielebność? W obliczu tego zagrożenia, nasz powrót do Perpignanu jeszcze bardziej nie ścierpi zwłoki.
- Już niemal skończyliśmy, młody człowieku - szkaradny weteran uśmiechnął się kącikiem ust, napinając zrosty blizny i przydając im purpurowej barwy - Twoje poczucie obowiązku przynosi ci chlubę, synu Bordenoir. A jeszcze bardziej raduje mnie twoja ignorancja, bo świadczy ona o czystości duszy. Ta plaga wbrew pozorom nie wzięła swoich korzeni w plugawym źródle Souffrance, dowodzą tego stygmaty na ciele, które my potrafimy odczytywać i rozpoznawać. Przeżera je Pleśń z zachodu, zza Pirenejów. To klątwa Miraru, choć niewątpliwie trudno w to uwierzyć.
Przenosząc spojrzenie z Gauthiera na leżącą w trawie kobietę Jehan skinął powoli głową, w wieloznacznym geście mogącym zarówno podziękowanie za wyjaśnienia Rzeźnika jak przebłysk własnego zrozumienia.
Południowo-zachodnia Franka od dziesięcioleci wiodła zaciekły bój przeciwko Wynaturzonym z Souffrance. Feromanci o monstrualnie opasłych cielskach, naznaczeni wrzodami wypełnionymi wywołującym szaleństwo śluzem, czarne chmury posłusznych im owadów, ogromne kolonie termitów żyjących w upiornej symbiozie z bezwolnymi dronami - wszystko to składało się na zamknięty obraz wojny z Pleśnią trawiącą serce krainy Franków. Mając go na wyciągnięcie ręki, kilka dni jazdy konnej na wschód od Perpignanu albo kilkanaście godzin rejsu motorówką w górę Rhône, mieszkańcy wybrzeża potrafili zapomnieć, że feromanci nie byli jedynymi Wynaturzonymi w Europie.
Krater Miraru leżał daleko na zachodzie, za masywem Pirenejów i dzikimi lasami wschodniej Hybrispanii, ale to nie znaczyło, że nie sączył w świat swej śmiercionośnej trucizny.
- Zauważyliśmy tę bandę za Lézignanem - podjął opowieść Gauthier - Niemal dwa tuziny, idące pod osłoną od strony waszej części gór. Najprawdopodobniej zamierzali dotrzeć do wybrzeża na wschód od Perpignanu, choć Bóg jeden wie, co zamierzali tam robić. Zabraliśmy się za nich, gdy tylko… a ty co robisz?! Cofnij się od niej, głupcze!
Rzeźnik złapał prawą dłonią na wiszący na szyi ciężki metalowy amulet jakby chciał zerwać go w porywie gniewu i roztrzaskać solidnym kawałem żelaza czaszkę polańskiego klanyty. Ten, próbujący szturchnąć półprzytomną apokaliptyczkę drewnianym końcem swojego łuku, obejrzał się w stronę źródła okrzyku napotykając na pełne niedowierzania i poruszenia spojrzenia anabaptystów.
- Co chciałeś uczynić, ty cielebuniu?! Postradałeś zmysły? - Bernamot Gauthier omal się nie zachłysnął śliną na widok poczynań mężczyzny, chociaż ten nawet nie dotknął trawionej Pleśnią ofiary - Chcesz przenieść na własne ciało nasienie diabła? Kim ty właściwie jesteś i czego szukasz w tej okolicy? Rozumiesz w ogóle mowę Franków czy tylko kilka jej słów?!