Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2022, 18:22   #26
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Niedziela; przedpołudnie; mieszkanie Domino


Za wszystko się płaciło w ten czy inny sposób. Żyłowanie się pod koniec tygodnia gdy podczas części roboczej raczej niedosypiała przyniosło efekty. Zaczynanie dnia po pierwszej po południu było jednym z nich… prawdziwy upadek moralności. Albo ten jeden dzień pod koniec weekendu kiedy naprawdę Domino się wyspała i mimo pluchy za oknem oraz szarówki czuła się nieźle. Naprawdę nieźle, a nawet lepiej niż nieźle gdy po stoczeniu z łóżka poszła do łazienki i wzięła prysznic, gapiąc się z półprzytomnym uśmiechem na parę wypastowanych, ustawionych równo wojskowych butów suszących się na kaloryferze.
Proste poranne czynności wykonywała w spowolnionym tempie bo była niedziela, nigdzie lekarka nie musiała się spieszyć. Po prysznicu ubrała luźne szorty w czarno-czerwoną kratę i koszulkę ze śmiesznym napisem, na koniec okręcając się szczelnie zielonym kardiganem jakby był to szlafrok. W ramach pielęgnacji włosów przeczesała loki palcami aby nie sterczały w każdą stronę… wyglądało w miarę w porządku jeśli dobrze widziała przez ledwo otwarte oczy. Budziła się powoli, a wraz z nią budziła się potrzeba nadrzędna. Jak po sznurku blondynka poczłapała do kuchni gdzie źródło hałasów oraz kawy. Drugie ważniejsze, dzień nierozpoczęty kubkiem czarnego naparu od razu dało się spisać na straty.

Dopiero kiedy przekroczyła próg kuchni zorientowała się dlaczego jest tak głośno. Oprócz spodziewanej Amy i może Thomasa (którego mundur wciąż się suszył, ale kto powiedział że nie wyleciał w samych spodniach od dresu żeby dokładnie o 9 rano przetrzeć kurz na blatach w składzie na wojskowy sprzęt?) przy jasnobrązowym stole siedziały jeszcze dwie blondyny z dołu. Widząc całą rodzinkę w komplecie, a nawet nadkomplecie.
- Bonjour - przywitała się z towarzystwem i machnęła im na przywitanie ciągnąc pod pozycję Amelie bo ta wypowiedziała magiczne słowo.
- Un café s'il vous plaît - Dominique powtórzyła potulnie, kiwając głową i odwróciła się do zajętego stołu. Tam szybko wyszło obok kogo przyjdzie jej usiąść, więc usiadła przy poruczniku przez chwilę głowiąc się przez rozespanie jak powinna się zachować. Sztywniactwo szczęśliwie jeszcze nie dobudziło się do końca i zanim to zrobiło dziewczyna przytuliła łapsa, patrząc mu w oczy.
-Bonjour chérie… - wymruczała ciepło sięgając po jego twarz dłonią. Przyłożyła dłoń do trochę drapiącego policzka i przekręciła jeszcze odrobinę w swoją stronę całując na przywitanie prosto w uśmiechnięte usta smakujące jak kawa i tosty.
Zaraz stanął przed nią wymarzony kubek kawusi oraz śniadanie, więc następne parę minut słuchała jednym uchem co pozostali przy stole mówią, pochłaniając jedzenie razem z kofeiną. Humor ewidentnie dziewczynie dopisywał i nie dało się nie zauważyć że ma z tym coś wspólnego koleś obok którego siedziała, a na którego praktycznie cały czas się patrzyła. W końcu jednak rozsądek również się obudził, więc zaczęła lepiej trzymać pozory zwracając uwagę na coś więcej. Kończyła powoli śniadanie, a Amy co parę minut dolewała przyjaciółce kawy, aż wreszcie nasyciła głód fizyczny i głód nałogu.
Zagapiła się na paskudną, szarą i deszczową aurę za oknem przyjemnie suchego, ciepłego i przytulnego mieszkania.
- Jasne że możecie zostać - zwróciła się do blondynek i rudzielca, wypowiadając pierwsze logiczne słowa od momentu przebudzenia. Aż z wrażenia przepiła je kawą i podjęła.
- Będzie nam naprawdę miło… i… hm… - potrząsnęła głową bo angielskie słowa jej uciekały a zamiast nich chciały się podstawić francuskie.
- Zjemy z sierżant obiad, pogadamy. Najdzie was ochota pójdziecie do ciebie Gem, to dobry pomysł. Nie będziecie się czuły skrępowane obecnością nadprogramowych świadków w okolicy. A jak z tobą, do której zostajesz? - ostatnie pytanie skierowała do jedynego mężczyzny w ich gronie, prostując odruchowo plecy.

- A to spotkanie z tą sierżant to jakieś tajne przez poufne? Bo jak tak to będę spadał aby wam nie bruździć w planach. Rzeczy zabiorę, najwyżej doschnął u mnie. Przecież to ze dwa bloki dalej. - odpowiedział pytaniem na pytanie. I coś wyglądało jakby bliskość blond gospodyni była mu na rękę. Popatrzył na nią i na pozostałe blond sąsiadki flankujące go z drugiej strony. Gemma poczuła się wywołana do odpowiedzi.

- No obiecała załatwić to skierowanie i druczki. Ja ją chętnie mogę przejąć jakby wam przeszkadzała. Ale no to Domino z nią rozmawiała i się umawiała. - okularnica siedząca w rozciągniętej bluzie i dresowych spodniach wskazała na koleżankę ze szpitala jako tą najlepiej zorientowaną i w planach co do policyjnej sierżant i do tych związanych z tym mieszkaniem.

Jobin siorbnęła kawusi patrząc gdzieś do góry i tam szukając inspiracji. Widać je znalazła szybko, bo wróciła spojrzeniem na towarzystwo przy stole.
- O’Hara wpada tutaj, bo tak wyszło z początku. Obiad i jakiś drink w zamian za pomoc z biurokracją. Zróbmy więc ten obiad, kurtuazyjny i neutralny. Pogadamy z nią, zobaczymy jaka jest prywatnie. Dobrze jakbyś Tom został, wyjdzie bardziej… hm, po prostu będziesz naszym wsparciem. Nie zacznie robić głupot, a kiedy przyjdzie czas na omawianie druczków, przepustek i całej reszty Gem zgarnie ją do siebie i chyba wszyscy będą w miarę zadowoleni, mam nadzieję.

- No dobrze. Możemy tak zrobić. W sumie i jak nas wczoraj wszystkich widziała. Może poza Kitty. I Amy. - pokiwał głową uśmiechając się oszczędnym chociaż ciepłym uśmiechem. Najpierw do swojej blond lewicy a potem do pozostałych sąsiadek okalających kuchenny stół.

- A ja mam zostać? Nie było mnie wczoraj a nie chciałabym wam czegoś popsuć. Zresztą wieczorem znów gramy elfią rodzinę to i tak bym musiała wrócić do siebie i się przygotować. Wiecie, że te czerwone malowanie i resztę makijażu i te taśmy to się z godzinę robi? Reszta to ma łatwiej. Ubiera się w kostiumy, dokleja uszy i są gotowi. - aktorka odezwała się od siebie bo chyba czuła się nieco niepewnie co do tych obiadowych i pozostałych planów u swoich gospodarzy.

- No ja nie wiem jak ta sierżant O’Hara. Ale ja bym bardzo chętnie zjadł obiad w towarzystwie naszej ulubionej blond gwiazdy estrady. No i też bym zobaczył tą sztukę jak tak ją zachwalacie. Brzmi ciekawie. - Tom uśmiechnął się do trochę niepewnej siebie blondynki i widocznie coś wcześniej zdołał się od nich nasłuchać o wczorajszej premierze nowej sztuki i pewnie go to zachęciło aby samemu ją obejrzeć.

- To dzisiaj by był taki większy obiad? To na ile osób? Z pół tuzina? - Amelia za to zainteresowała się bardziej przyziemnymi sprawami. Zwłaszcza jak na nią spadłoby przygotowanie tego obiadu.

- Ja mogę pomóc z tym obiadem. I z tą sierżant też jak trzeba. - Brittany zgłosiła się na ochotnika cichym i szybkim głosem pewnie chcąc być jakoś użyteczna skoro nie stać ją jeszcze było aby sama być gospodynią czy dysponować jakimiś zasobami jakimi by mogła się podzielić i dorzucić do wspólnej puli. Miała tylko własne ręce i dobre chęci.

- Zostań na obiedzie Kitty, będzie nam naprawdę bardzo miło - Dominique dolała sobie kawy, myśląc o tym co miała dziś załatwić. Wpaść do Hectora aby na boku wypłakać jakieś dodatki, złapać Basię i z nią też zamienić parę słów oraz talonów. Zaliczyć Neptuna i bar celem zostawienia informacji… poszukać Rileya. Wypadało też zerknąć czy u Juls wszystko gra, tak jak u wujka na dole. Poza tym optyka sama się nie dokończy…
- Na siedem osób… sporo. Britt i Kitty ci pomogą, dacie radę? Mogę zajrzeć do wujka i mu coś podwędzić, w sensie pożyczyć. I tak idę mu oddać pióro, więc powiedz czego trzeba, chief - poważnie spojrzała na Australijkę, a potem nagle odwróciła uśmiechnietą buźkę w prawo.
- W takim razie zapraszam cię wieczorem na występ Kitty i jej ekipy. - rzuciła pozornie lekkim tonem do łapsa zanim zorientowała się o co pyta. Jednak nie wycofała się, chociaż ludzie patrzyli.
Odchrząknęła.
- Niedzielę chyba wziąłeś sobie wolną, co?

- Po takiej nocce? Pewnie. Komu by się chciało znów gdzieś zasuwać w taką pogodę. - odparł porucznik w stanie spoczynku wskazując wzrokiem na kuchenne okno. Wciąż było zalewane przez kolejne strugi zimnej ulewy. Nadal nie zachęcało to do wyjścia na zewnątrz. Tylko do pozostania w ciepłych, suchych, przyjaznych pieleszach.

- Ale po tym obiedzie będę musiał iść do siebie. Chcę zobaczyć co z resztą i w ogóle jak mamy gdzieś iść to nie będę łaził w mundurze polowym. O której się zaczyna to przedstawienie? Trzeba mieć jakieś bilety? - brunet podzielił się swoimi planami. Mógł zostać póki co na miejscu ale nie do samego wieczoru. Chociaż po obiedzie to już niewiele czasu było do tego wieczoru.

- Wstęp jest wolny. Zaczynamy o 20-tej. Trzeba mieć bilety na strefę VIP-ów ale to się tym nie przejmujcie. Załatwię wam miejsca. A z tą policjantką to mam lepszy pomysł. Po obiedzie zaprośmy ją na ten występ. A potem jakby miała ochotę na jakiś afterek to się z nią umówimy. Jak ona ma przyjść na 18-tą i dopiero na obiad to już tak dużo czasu nie ma do występów. Ja zresztą też będe musiała wyjsć przed 19-tą aby się przygotować a nie chciałabym aby przeze mnie było jakieś opóźnienie. - aktorka zaproponowała swoją alternatywę. O ile wspólne plany kumulowały się o 18-tej w tym mieszkaniu do jakiego miała przyjść młoda policjantka a potem mieli w planach występy w sali gimnastycznej to już niewielkie było to okienko do działania.

- No dobra to jak macie być moimi kuchcikami to jeszcze sjesta ale w końcu będziemy organizować kuchenne manewry. - Amelia popatrzyła na swoją armię kobiecych kuchcików i z zadowoleniem rzuciła żartobliwą uwagą.

- Dobrze że nie ma Dave’a, mógłby czuć się odrobinę… pominięty i to na kolejnej imprezie po imprezie - Dominique parsknęła w kubek, dopijając resztę kawy. Odstawiła naczynie na stół mając wreszcie pewność, co do całkowitej przytomności. Leniwe popołudnie zlatywało przyjemnie, nie trzeba było jeszcze nigdzie iść, ani niczego robić. Upragniony odpoczynek po tygodniu kieratu, ale wszystko co złe miało swoje odbicie w tych dobrych chwilach następujących później. Plan na resztę dnia również wyglądał obiecująco, zwłaszcza gdy blond aktorka zaproponowałą swoją alterantywę niwelującą problemy z naddatkiem osób w mieszkaniu młodszej Jobin.
- Byłoby naprawdę świetnie, tylko pamiętaj o tym aby nie pić i nie brać niczego po czym w poniedziałek rano będę musiała stać się dla ciebie… profesjonalnie uprzejma - uśmiechnęła się krótko do Kitty. Chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak przypomniała sobie o czymś innym, równie istotnym.
Przeniosła wzrok na Gemmę.
- Rozmawiałam wczoraj z Fran Holtz. Zajrzyj do niej w wolnej chwili, ma prośbę odnośnie przyszłej wyprawy do banku nasion. Jako osoba z Glasgow orientujesz się w okolicy przynajmniej centrum. Razem z ojcem szukają książek, konkretnie podręczników pokazujących uproszczone procedury dla cieśli, piwowarów… chałupnicze metody działające bez prądu. Na wszelki wypadek, aby mieć zabezpieczenie i uczyć dzieci przydatnych umiejętności pomagających w przyszłości odbudować cywilizację nawet przy braku wsparcia silników atomowych okrętów podwodnych… ta sama prośba jest do was, Tommy. Gdybyście podczas patroli natknęli się na podobne znaleziska zabierzcie je ze sobą. Odwdzięczymy się, tego możecie być pewni. Poza tym skoro dziś wychodzimy ktoś musi mnie zaszpachlować - parsknęła, wzruszając ramionami - Nie chcę zawracać Theo głowy, wpadnę tylko do niego zostawić wieczne pióro i rozszabrowywać spiżarkę, ale to później. Teraz chyba… możemy jeszcze chwilę odpocząć przed robotą - uśmiechnęła się, a oczy same je jej uciekały w prawo. Mieli pogadać z Wingfieldem rano… co prawdo zbliżało się zaawansowane popołudnie, jednak teoretycznie dziewczyna niedawno wstała, czyli naciągany ranek.

- Ja cię mogę umalować jeśli chcesz. Albo nawet możesz iść ze mną na zaplecze. Tam profesjonaliści się tobą zajmą. Właściwie to wy wszystkie jeśli chcecie pozwiedzać jak to wygląda te przygotowanie do występu przed samym występem. Tylko to byście pewnie musiały wyjść ze mną wcześniej. - aktorka zaproponowała swoją pomoc w tym przygotowaniu doktor Jobin do wieczornego wyjścia do teatru w sali gimnastycznej. Sądząc po serii uśmiechów i ochów oraz achów to jej nowym koleżankom możliwość turystycznej wycieczki na zaplecze teatru i profesjonalna obsługa jaka na co dzień zajmowała się gwiazdami estrady była bardzo atrakcyjna.

- Fran coś potrzebuje z Glasgow? Nasiona? No tak, mamy szklarnie i resztę ogrodów botanicznych. Wciąż tam rosną rośliny z różnych stron świata. A te rzeczy bez prądu to u nas działa grupa rekonstrukcyjna. Znaczy przed impaktem to była grupa rekonstrukcyjna. Ale teraz okazało się, że to jest całkiem przydatne te ręczne tkanie materiałów albo szycie butów. - ginekolog w luźnej bluzie trochę się pokiwała głową gdy już się nacieszyła propozycją ulubionej blond aktorki siedzącej obok. I zmieniła ton na bardziej zamyślony gdy w głowie pewnie przeszukiwała Glasgow pod kątem takich tematów o jakich wspomniała gospodyni.

- Dobra, jak coś nam się trafi za murami to to zgarniemy. - Thomas obiecał pomoc ze swojej strony chociaż chyba nie spodziewał się, że lada chwila coś znaleźliby o takiej bezprądowej działalności o jakiej mówili.

Ledwo padła propozycja wejścia na backstage gospodyni zaświeciły się oczy. Do tej pory nie miała szansy, ani nawet nie widziała jak działa teatr po drugiej stronie kurtyny, a co dopiero usiąść tam na krześle i dać się ogarniać komuś kto to robi na co dzień. Z drugiej strony pokazywanie kolejnym osobom szram ze strupami oraz siniaków które z ciemnego fioletu przechodziły w niezdrową żółć na obrzeżach mogło budzić plotki. Jednak gdzieś w środku liczyła na dyskrecję, przecież chodziło o aktorów którzy niejedno w życiu przeszli i widzieli. Przykład ich spokojnego życia Domino widziała w piątek na izbie przyjęć nagłych przypadków, między innymi.
- Świetnie, czyli po obiedzie wszyscy się ewakuujemy. My z Kitty, Tommy do siebie. Amy idziesz oczywiście z nami? - popatrzyła na przyjaciółkę po drugiej stronie stołu.
- Nie ma co się zastanawiać, przedstawienie jest świetne. Nam również będzie miło jeśli dołączysz, co nie dziewczyny?

- No chyba tak. Fajnie o tym dziewczyny opowiadały. Ale to trzeba się jakoś ubrać? Znaczy wystroić? - krótko ostrzyżona brunetka uśmiechnęła się delikatnie ale jako miłośniczka bluz z kapturem widać niechętnie się z nimi rozstawała.

- Przyjdź w czym ci wygodnie. To nie jakaś oficjalna impreza w korporacji tylko wystep kabaretu. No wczoraj to jeszcze bo premiera była. Ale i tak wiele osób przyszło jak leci. - aktorka machnęła ręką uspokajając jej obawy z miejsca dając znać, że to okazja do wieczornej, swobodnej rozrywki a nie jakiś rygor na konkretny dress code.

- No dobra. To pójdę. A ta policjantka? Ona też by szła z nami? Myślicie, że się zgodzi? - Australijka uśmiechnęła się do niej uspokojona takim zapewnieniem jakie nie ograniczało jej swobody manewru. Ale zapytała jeszcze o O’Harę. Bo jak tylko część z nich ją wczoraj spotkała i to po raz pierwszy to trochę trudno było powiedzieć czego się po niej spodziewać.

- No tak… Właściwie to ona się chyba umówiła wczoraj z Domino… A tu takie rozszerzenie… Mam nadzieję, że to jej nie speszy. - okularnica przygryzła wargę jak się zastanawiała jak ta mundurowa wczoraj może zareagować na te zmiany jakie tutaj teraz omawiali.

- Jeśli to pomoże to chętnie was zaproszę do nas na afterek. Jeśli byście mieli ochotę oczywiście. No i ona też. - aktorka znów wyskoczyła z kolejną propozycją przesuwając się wesołym spojrzeniem po kolei po każdym z nich.

- Spytajmy ją jak przyjdzie o zobaczymy co powie - Jobin popukała palcami w stół, wygrywając prostą melodyjkę. Nie było co gdybać póki nie mieli pani sierżant obok.
- Najważniejsze że mamy dla niej propozycję, plan na alternatywy i to bardzo satysfakcjonujące. Poza tym jest niedziela, myślę że dla niej wyjście na występ najbardziej znanych aktorów w całym naszym aktualnie dostępnym wycinku świata będzie więcej niż atrakcyjne, szczególnie gdy nie będzie szła tam sama - popatrzyła po dziewczynach, a potem popatrzyła krótko na Wingfielda, ruchem oczu wskazując dyskretnie na ścianę za którą znajdował się jej pokój.

- No to mamy ustalone. To my wam już nie będziemy więcej kuchni zawalać. Dzięki za kawę i śniadanie. I towarzystwo. Dobre było. - porucznik wstał dziękując słowem za ten przyjemnie zaczęty dzień i gestem dał znać gospodyni aby też wyszła bo musiała wstać pierwsza. Dziewczyny zaś też im podziękowały i odprowadziły wesołymi uśmiechami. Po chwili dwójka znalazła się sam na sam w sypialni gospodyni.

Harmider został po drugiej stronie drzwi, a ich trzask wybrzmiał w uszach Domino bardzo symbolicznie. Dosłowne odcięcie od tego co poza pokojem, a w nim tylko ona i on.
Ostatnio gdy go tu widziała spał. W jej łóżku dosłownie kilka metrów od drzwi… ale teraz był przytomny, zaledwie krok obok i patrzyli na siebie. Dziewczyna wzięła wdech, bo miała mu trochę do powiedzenia, z tym najważniejszym na czele… i od tego zaczęła.
- Przepraszam Tommy, chyba trochę mnie wczoraj to wszystko przerosło. Nie miałam zamiaru wyjść na niewdzięczną, roszczeniową sucz. Tak naprawdę przez cały wieczór ciągle myślałam co u ciebie, czy wszystko w porządku iiii… może usiądziemy, proszę? - czerwona na twarzy wypuściła powietrze, wskazując na wyro.

- Jasne. - zgodził się z pogodnym spojrzeniem na twarzy. Wcale nie wydawał się skrępowany czy zakłopotany. Podszedł do łóżka, usiadł na nim, podwinął jedną nogę pod siebie a drugą spuścił ku podłodze. Zachęcił kobietę aby usiadła obok jakby to on był tu gospodarzem i zapraszał do siebie swojego gościa.

- Dziękuję - odpowiedziała cicho, a potem krok po kroku podeszła do niego, aż w końcu usiadła sztywno tuż obok bokiem. Ułożyła dłonie na kolanach i chwilę na nie patrzyła, nim nie podniosła wzroku z powrotem na o wiele bardziej interesujące przedmioty. Choćby parę oczu naprzeciwko.
- Naprawdę dziękuję… chyba za cierpliwość. Nie było moim zamiarem jakkolwiek obrazić ciebie, albo Dave’a. Cieszyłam się jak durna gdy zobaczyłam jak idziecie korytarzem, ale potem popsułam wszystko po drodze - westchnęła ciężko, kręcąc głową nad własna głupotą i milczała przez długi moment, skacząc oczami za okno.
- Bardzo się cieszę że tu jesteś i… że w ogóle jesteś. Bardzo… dobrze się z tobą śpi - palnęła, patrząc znowu na niego z nieśmiałym uśmiechem.

- Mhm. Nie mów tego przy Davidzie. Cholery dostanie. - powiedział z rozbawioną nutką chociaż uśmiechnął się samymi kącikami ust. Po czym zbliżył się do siedzącej obok gospodyni, nachylił ku niej i delikatnie pocałował w usta. A potem śmielej. I jeszcze śmielej. Aż do ust dołączyły dłonie jakie zaczęły badać co ona ma tam pod tym szlafrokowym swetrem.

W odpowiedzi blondynka przestała ściskać nerwowo dłonie. Przeniosła je na ramiona łapsa i jego twarz, oddając pocałunki z pasją i zaangażowaniem… łatwiejsza metoda pokazania co siedzi w głowie niż ubieranie tego w słowa jakie nie chcą złośliwie składać się w sensowne zdania. Nie gniewał się, to już coś. Bardzo dobre “coś” na początek.
- Nie… nie mam druczka… powinnam już dawno… spytać… - wymamrotała nagle z ustami przy jego ustach, błądząc nieobecnym spojrzeniem po jego twarzy. Pogładziła ją sennym ruchem ostrożnie wierzchem dłoni.

- Tak, tak… Później się tym zajmiemy… - odparł roztargnionym tonem bo zdecydowanie bardziej interesowało go rozebranie kobiety z jej okryć i cała reszta spadała na mniej ważny plan. Zrobił się pośpieszny i zniecierpliwiony gdy podniecenie rosło i nakręcało go do coraz śmielszych i szybszych poczynań. Z przyjemnością badał i zagłębiał się to gorące, gościnne kobiece ciało sunąc po nim ustami i dłońmi. Zdecydowanie nie był w tej chwili zainteresowany prowadzeniem jakichś negocjacji.

Wiedział, że tym razem nie ma co spodziewać się cudów. Hyper został w fiolce na szafce w kuchni, a bez niego nie miał co liczyć na powtórkę z piątku. Nic nie wyciszało gonitwy myśli ani nie zwalniało hamulców. Nie rozluźniało spiętych jak postronki mięśni, więc z początku musiał się czuć jakby rozbierał manekina z wystawy sklepowej, bo Dominique aż nadto zdawała sobie sprawę że dziś jest po prostu sobą, bez oszukiwania, z całą niepewnością i wciąż posiniaczonym ciałem. Z całym nudziarstwem, toną spraw na karku które nie odpuszczały. Próbowała sobie przypomnieć czy ślady na szyi to jego dzieło, czy Davida… bezskutecznie. Powinna się bać? Przecież nawet naćpany nie zrobił jej trwałej krzywdy, a mógł i ani wtedy ani teraz nie dałaby rady mu w tym przeszkodzić. Wciąż mogli przerwać, wrócić do tego co było wcześniej… trudne, prawie niewykonalne po tym co między nimi zaszło i miało się powtórzyć.
Był jednak uparty tym rodzajem uporu z którym nie dało się dyskutować. Bez miejsc na wątpliwości, albo dyskusje. Nie poddawał się, zdejmując z blondynki najpierw sweter, a potem koszulkę. Dawał inne zajęcie niż mielenie trosk i strachów, aż wreszcie pocałunek po pocałunku i dotyk po dotyku wyciągnął ją z czegoś więcej niż ubranie. Doskonale widział i wiedział co ma przed sobą, znali się nie od wczoraj… i nie przestawał zabierać jej kontroli póki się nie poddała. Ręce dziewczyny przestały niemrawo zaciskać się na jego koszuli. Zamiast tego zaczęły ją zdejmować coraz bardziej niecierpliwie przebierając palcami. Wróciło poczucie ekscytacji i fascynacja osobą naprzeciw, niedogodności kontuzji odeszły na dalszy plan. Razem z nimi odeszły też spodnie i bielizna, a dwa nagie ciała wylądowały w poziomie na materacu, z tym większym na górze. Domino przyciągała je łapczywie do siebie, goszcząc na własnej piersi i między udami. Sprawdzała ustami smak jego ust i szyi, zamglonym wzrokiem szukając jego spojrzenia gdy nadarzała się okazja. Zostali we dwoje, tym razem nikt nie przeszkadzał ani nie rozpraszał więc mieli siebie tylko dla siebie. Cisza, spokój, poczucie bezpieczeństwa i krew coraz prędzej płynąca w żyłach. Coraz bardziej niecierpliwie ruchy i radosne oczekiwanie. Mniejsze, jasno - fioletowe ramię wysunięte między splecione ciała aby tam odnaleźć sztywną męskość i nakierować na właściwy tor, a potem przeciągłe nabranie powietrza przez otwarte usta i krótki jęk ulatujący prosto w drugie wargi.


Na łóżku w sypialni leżały dwa ciała. Nagie chociaż przykryte kołdrą. Jej i jego. Oddechy jeszcze się uspokajały po właśnie zakończonych aktywnościach. Na skórze błyszczał się pot a ciała były rozgrzane po tym przyjemnym, wspólnym wysiłku. Panowało błogie rozleniwienie i świadomość bliskości tej drugiej osoby. A dopiero co było inaczej. Poczynali sobie całkiem śmiało aż łóżko jęczało sprężynami tak samo jak oni swoimi oddechami. Jeszcze przed chwilą zmagali się w tych miłosnych zapasach gdzie jedno próbowało się nacieszyć badaniem ciała i możliwości tego drugiego. Nie zważając na te siniaki i zadrapanie jakie im zostały po piątkowych manewrach. Teraz już było po wszystkim. Oboje leżeli i sycili się tą przyjemną, leniwą błogością jaką współdzielili.

Chyba nie wyszło aż tak źle, mimo że na trzeźwo. Mięśnie znowu pobolewały, ale było to przyjemne odczucie. Jak po dobrze spełnionym obowiązku. Obowiązkiem jednak nie dało się nazwać tego, co zrobili. Bardziej pasowało słowo… Dominique miała je na końcu języka, niestety wciąż otoczony kokonem euforii umysł nie umiał go odnaleźć. Blondynka leżała na boku otoczona kończynami kochanka i patrzyła przez okno, w głowie mając przyjemną pustkę. Dobrze było po prostu istnieć sobie spokojnie obok drugiej osoby gdy wszelkie bariery zostały zburzone, a wszystkie maski zdjęte.
Rozleniwienie spełnieniem nie pozwalało wstać, zegarek łaskawca dawał jeszcze trochę czasu zanim trzeba będzie to zrobić. Za jakiś czas, kwadrans może dwa.
- Dlaczego wcześniej tego nie zrobiliśmy? - spytała prawie szeptem nie mogąc znaleźć sensownej odpowiedzi.

Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przy tym najpierw do sufitu w jaki się wpatrywał a potem do niej. Też nie znalazł na to jakiejś sensownej odpowiedzi.

Powinni znaleźć się w tym miejscu pół roku temu, lecz w końcu się znaleźli i to było chyba najważniejsze w tym momencie.
- Na początku naprawdę myślałam że preferujesz towarzystwo Moore'a - parsknęła krótko, poprawiając się żeby po chwili usiąść mu na brzuchu okrakiem. Patrzyła w dół roziskrzonym wzrokiem czując że zaczynają piec ją policzki. Zdecydowanie sytuacja nie należała do standardu, ale póki rozsądek się nie otrząsnął serce mogło działać.
- Ale to na początku i dużo wspólnego miały z tym te jego tekst. Nie umiałam odróżnić kiedy sobie żartuje, a kiedy jest poważny i nie próbuje nikogo wkręcić… ale to nie o nim chcę pogadać. - pokręciła głową i sapnęła.
- Znamy się trochę, wiesz czego się po mnie spodziewać i vice versa. Szukasz osobistego medyka? - palnęła trochę bezradnie skacząc spojrzeniem to po jego twarzy, to po otoczeniu.

- No… On już taki jest… Zawsze taki był… Zawsze tak smęci o tych gejowskich tekstach… - mężczyzna machnął ręką jakby się do tego przyzwyczaił i radził nie zwracać na to większej uwagi. Potem jego dłonie skierowały się ku sterczącym piersiom kobiety i bez pośpiechu ugniatały je i bawiły się nimi.

- A o medyka pytasz… A jak to by wyglądało? - zapytał nieco unosząc wzrok z piersi na twarz siedzącej mu na brzuchu kobiety.

Jobin pochyliła się raz żeby się nie musiał wysilać z wyciąganiem ramion, a dwa aby lepiej go widzieć z niecodziennej perspektywy.
- Stałe badania lekarskie łącznie z hospitalizacją w tym oto łóżku, wyżywieniem. W sensie tak na stałe, co nam szkodzi spróbować? Nie znalazłam na to druczka odpowiedniego i improwizuję. Związek, ty i ja. Tak, abym mogła cię objąć albo wziąć za rękę w miejscu publicznym i nikt nie miałby nic do gadania za plecami… jeśli nie masz nic przeciwko temu oczywiście. Wiem że bez Hyper nie ma szału, ale… postaram się - zawiesiła się, prostując znowu plecy i dokończyła.
- Byłoby naprawdę miło.

- Tak to widzisz? - zapytał zerkając na nią koso i posyłając psotny uśmieszek. - No chyba mógłbym pójść na taki układ. - odparł uśmiechając się szerzej tym swoim ciepłym, oszczędnym grymasem.

- Chyba? - dziewczyna powtórzyła za nim marszcząc brwi. Zamrugała i przechyliła głowę aby lepiej go widzieć.
- Jeśli masz jakieś uwagi, obiekcje i propozycje to możesz je zgłosić. Czego wymagasz i oczekujesz?

- Nie bądź taka sztywna. Jak na początku. Bo to strach cię dotknąć czy pocałować. - odparł bez większego namysłu i nieco rozbawionym tonem. - A poza tym może być. - dodał uśmiechając się szerzej.

- Sztywna, ja? - Domino zrobiła zdziwioną minę i zaśmiała się wesoło biorąc się pod boki.
- Trzymam pion, ale rozumiem o co chodzi. Dobrze że ty również nie jesteś miękki. Wtedy musiałbyś iść na dodatkową terapię szokową. - odetchnęła zsuwając się niżej i podnosząc na kolanach żeby móc miedzy ich ciała wsunąć rękę.
- Zapowiada się… dobrze i nie chce tego zepsuć tak po prostu… je t'aime tellement, Tommy. - dokończyła nasuwając się na łapsa z powrotem.

Niedziela; południe; mieszkanie majora Jobina


Zanim dwójka kochanków wyszła wreszcie z sypialni gospodyni minęła całkiem długa chwila, bo zanim uśmiechnięci wyłonili się zza progu pokoju musieli się jeszcze po wszystkim umyć i doprowadzić do stanu bazowego, a to zajęło trochę. Niemniej nie wyglądali na zirytowanych lub znudzonych, wręcz przeciwnie. Dominique obejmowała go ramieniem uśmiechając się szeroko i gapiła się na niego wzrokiem młodej jałówki, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu co, u licha, właśnie się działo. Chyba za dużo wypiła, choć nie przypominała sobie aby piła cokolwiek, lecz szło się jej nad wyraz lekko, do tego skupienie na czym innym niż były porucznik przychodziło z trudem. Miała gdzieś co pomyśli reszta, czuła się szczęśliwa i nie zamierzała tego ukrywać. Było jednak coś, co musiała zrobić zanim w ich progu pojawi się O’Hara, dlatego niechętnie, ale zostawiła Thomasa w kuchni razem z dzielną brygadą kulinarną i z wiecznym piórem w garści wyszła z mieszkania, schodząc piętro niżej. Tam na szybko poprawiła włosy, odetchnęła i zapukała do drzwi z mosiężnym numerem 63.

Sądząc po przyjaznych uśmiechach i spojrzeniach jakie przywitały ich w kuchni to raczej żadna z koleżanek ich nie potępiała. Wręcz przeciwnie, miło się z nimi przywitały nawet jeśli domyślały się po co poszli do sypialni. A jak się już do siebie pouśmiechali i pożartowali to można było z czystym sumieniem ruszyć do mieszkania poniżej. Chwilę potem bratanica ordynatora stała razem ze swoim partnerem przed jego drzwiami. Usłyszeli ze dwa zbliżające się kroki, potem chrobot zamka i drzwi stanęły otworem. A w nich właściciel.

- Bonjour, madame et monsieur. - przywitał się łysy gospodarz witając młodszą od siebie parę z niemniej ciepłym uśmiechem niż grupka koleżanek przed chwilą witała ich w kuchni na górze. Był ubrany w biały golf i czarne, dresowe spodnie bez wzorków. Wpuścił ich do środka słowem i gestem.

- Bonjour papa - lekarka odpowiedziała gdy przechodzili przez próg. Uśmiechała się do przybranego ojca, ciągnąc za rękę drugiego mężczyznę. Szybki rzut oka na gospodarza uspokoił ją. Przez trochę obawiała się, że zostanie widok podobny do tego, jaki ujrzała w lustrze sobotniego poranka. Wychodziło jednak, że starszy Jobin ma więcej zdrowego rozsądku niż pozostała część ich rodziny.
- Cieszę się że już nie śpisz, wpadliśmy na chwilę oddać pióro i spytać czy możemy pożyczyć parę puszek, bo jakoś tak wyszło że nam wypada paru gości na obiad, a ze względu na wczorajsze wyjście poza miasto i późniejsze obowiązki, niestety nie zdążyłam pójść do Hectora - nadawała wesoło, śmiejąc się oczami.
- Dobrze wyglądasz, wyspałeś się? Jeszcze raz dzięki za pomoc wieczorem. Nie wiem jakbyśmy się pomieściły gdyby nie ty.

- A tak, dziękuję, miałem całkiem udaną noc. - odparł skromnie ordynator jedynego szpitala w bazie Clyde uśmiechając się przy tym równie oszczędnie. Wpuścił ich do środka i odebrał swoje pióro.

- To nic pilnego. Mogłaś mi to oddać choćby jutro w szpitalu. Ale dziękuję, że się pofatygowałaś. - na chwilę wszedł do swojego gabinetu aby tam zostawić pióro. Po czym ponownie wrócił i przeszli do kuchni.

- Parę puszek mówisz? A to widzę będziesz miała gości. Ile tego potrzebujesz? - zaproponował otwierając jedną z szafek gdzie trzymał suche paczki, głównie ryż i makaron, także cukier, kasze, mąki i podobne produkty. Ładnie i schludnie poukładane na półkach. A także puszki z różną zawartością. Od klasycznego tuńczyka w oleju, przez szprotki w pomidorach aż po różne mięsne mielonki.

- Niezła kolekcja. - przyznał Tom kiwając głową z uznaniem. No faktycznie, w porównaniu do średniej ulicznej to ordynatorowi jako jednemu z najważniejszych osób w bazie dobrze się powodziło więc on i jego bratanica na głód i brak komfortu nie musieli narzekać. Chociaż władzom udało się utrzymać minimum socjalne w mieszkaniu i wyżywieniu na dość znośnym poziomie. Nawet w porównaniu do standardów sprzed Impaktu.

- Nagle zrobiło się nam siedem osób i sama zupa cebulowa już nie starczy - Domino przyznała, stając obok bruneta i wsadziła ręce w kieszenie.
- Mamy w domu ryby i makaron, ukradnę ci jeszcze paczkę tego drugiego i pomidory. Jutro wieczorem przed snem wpadnę i oddam, żebyś nie czuł się wykorzystywany. Za mocno - uśmiechnęła się do łysola ciepło.
- Tommy pracował wczoraj, więc dziś idziemy na spektakl wieczorem to nas nie będzie. Kitty zaproponowała wejście na backstage, tam mnie ogarną to i z tym ci dziś nie będę głowy zawracać. Chyba że potrzebujesz czegoś z miasta.

- O proszę jaka miła, życzliwa dziewczyna. - teraz łysina gospodarza pokiwała się z góry na dół gdy pochwalił zachowanie aktorki. Chyba kojarzyła mu się dość pozytywnie chociaż mimo wszystko zakres tej jej uprzejmości i życzliwości przyjemnie go zaskoczył.

- Tak, aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba co odgrywa te różne role na scenie. Byłem na paru ich występach. Chociaż ta premiera z wczoraj mnie ominęła. Mieliśmy iść no ale ta czerwona mgła nam popsuła szyki no i wczoraj trzeba było zasuwać za mury. No ale jak Kitty sama nas zaprosiła na dzisiaj to dzisiaj obejrzę to przedstawienie. Słyszałem, że całkiem nieźle wyszło. I podobno Kitty ma jakiś specjalny strój. Z taśmy jeśli dobrze zrozumiałem jak mi to z Gemmą dzisiaj opowiadały. - Wingfield zgodził się z tym wnioskiem chociaż sam na pewno najsłabiej miał okazję poznać blondwłosą aktorkę a o tej sztuce z mrocznymi elfami to tylko słyszał. Ale mówił tak jakby chętnie zobaczył to przedstawienie na własne oczy.

- Warto. Naprawdę warto. To zabawa na cały wieczór, dłuższa niż większość ich skeczy ale mnie bardzo przypadła do gustu. - wujek Domino uśmiechnął się i widocznie aprobował taki pomysł na spędzenie niedzielnego wieczoru.

- A siedem osób mówisz? No to spora gromadka. Weź coś jeszcze, lepiej jak zostanie niż miałoby zabraknąć. - zwrócił się do siostrzenicy i zachęcił ją aby wzięła na wszelki wypadek coś jeszcze niż tylko brakujące minimum.

- Masz rację - po chwili milczenia dziewczyna przyznała mu rację i zaczęła wyjmować dodatkowe paczki i puszki, przyglądając im się. Wszystko dawno po terminie przydatności do spożycia, ale pasteryzowane lub hermetycznie zamknięte. Nie było co narzekać, a tylko się cieszyć.
- Ze spektaklem też masz rację, dobrze się bawiłam. Miła odskocznia od tego co mamy na co dzień. Ciekawe czy ktoś z wczoraj również dzisiaj przyjdzie… a ty jakie masz dziś plany, papa? Na wieczór. Chodź z nami, dziewczyny się ucieszą. Są zachwycone tobą, co nie dziwne. Mało teraz dobrze wychowany hej oficerów o nienagannych manierach. Tylko tym razem nie będę, niestety, twoją osobą towarzyszącą. - obróciła w dłoniach puszkę pomidorów i dokończyła neutralnie.
- I dziemy z Tommym, oficjalnie.

- No i dobrze. Bardzo dobrze. Idźcie i bawcie się dobrze. Ja tylko bym wam przeszkadzał, sam trochę pamiętam jakie to wkurzające bawić się ze starymi dyszącymi w kark. Korzystajcie z okazji, zwłaszcza jak was Kitty tak miło potraktowała. - gospodarz machnął ręką i zamknął szafkę po tym jak młodszy z mężczyzn potwierdził słowa jego bratanicy łagodnym uśmiechem i kiwaniem głowy. Łysy widocznie nie miał nic przeciwko. Podobnie jak stadko dziewcząt pozostawione piętro wyżej gdy oznajmiali im swoją decyzję.

- A ja sobie odpocznę w domu. Poczytam coś, obejrzę. Już nie mam 20 lat, że człowiek zamknie oko na pół godziny i wstaje rześki i wypoczęty. - zaśmiał się cicho i znów machnął ręką.

Blondynka patrzyła na niego uważnie, lecz nie wyglądało aby zgrywał spokojnego luzaka, a gdy się tylko siostrzenica odwróci, weźmie się za pucowanie strzelby i pytania amanta o plany wobec niej.
- Daj spokój, nigdy nie przeszkadzasz i nie masz się o co martwić. Pamiętam o czym wczoraj rozmawialiśmy - dołożyła jeszcze dwie puszki na naręcze trzymane przez Toma i podeszła do gospodarza, obejmując go jakby znowu była małą dziewczynką.
- Dobrze jest odpocząć… poniedziałek nie będzie taki miły i sobie nie pójdzie w diabły. Wrócimy po spektaklu, bez włóczenia po mieście. Dzięki za pomoc z jedzeniem… ze wszystkim. Nie będziemy ci głowy zawracać przy niedzieli dłużej. Gdybyś czegoś potrzebował zjawię się w szpitalu przed siódmą jutro.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline