Melody hojnie sypnęła groszem, a że panie wróciły z wycieczki bez zdobycznych wierzchowców, można było się domyślić, iż pieniądze wyciągnęła nie zza gorsetu, a od jakiegoś handlarza.
John, idąc w ślady Arthura, podziękował fundatorce, a potem, nie wnikając w motywy postępowania Melody, zabrał się za konsumpcję. Z nieukrywaną przyjemnością, jako że nie dało się porównać odgrzewanej przy ognisku fasoli z tym co pojawiło się na stole. Oczywiście na korzyść tego ostatniego.
A potem deser, szampan...
Nim otwarto drugą butelkę John udał się do swego pokoju, po drodze zabierając klucz z recepcji.
Pokój i obsługa były na najwyższym poziomie, a przywołana dzwonkiem pokojowa pojawiła się natychmiast. I zabrała rzeczy do prania.
- Życzy sobie pan coś jeszcze? - spytała.
- Może pomoc przy kąpieli?
Najwyraźniej jednak panienka uznała, iż Johnowi, chociaż był poobijany, pomoc przy myciu pleców nie była potrzebna.
- Przykro mi, ale to nie wchodzi w zakres usług oferowanych przez nasz hotel. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Rzeczy będą rano gotowe - dodała. Dygnęła uprzejmie i zniknęła za drzwiami.
Po kąpieli John rozsiadł się w fotelu - ze szklanką whisky z lodem i cygarem. |