Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2022, 19:40   #136
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Luksus jakim nasączony był hotel w Ellis City, jaki postanowiła ufundować Melody, momentalnie zbił Nahelewesę z tropu. Czirokez nic nie robił sobie z konwenansu towarzyskiego, ze szczęką w dole przeciągając skrzącym się spojrzeniem po każdym calu budynku, chłonąc bogactwo które w jego myślach rosło do poziomu francuskich pałaców. Zazwyczaj czułby się nieswojo i skóra świerzbiłaby go niemiłosiernie, ale tutaj jego myśli zaprzątała wartość i estetyka hotelu. Nieco czuł się jak na świeczniku, jakżeby nie mógł, ale czuł swego rodzaju satysfakcję gdy dystyngowane panie i eleganccy panowie patrzyli na niego z odrazą. Już brudni kowboje-obdartusi uderzali z całą mocą w delikatne poczucie wyższości, a co dopiero prymitywny Indianiec wpuszczony na salony. Wesa nie przejmował się ich grymasami i szeptanymi komentarzami ociekającymi odrazą w najczystszej formie, pałaszując serwowany im obiad. Nie mógł odmówić sobie delikatesów, nie gdy przyszłość rysowała się w niepewnych i groźnych barwach, a kolacja mogła okazać się ostatnią wieczerzą. Odmówił jedynie szampana, którego powąchał i eksperymentalnie pociągnął łyk, ale prędko splunął musującą ciecz z powrotem do kieliszka.

Najedzony do oporu opuścił jadalnię niedługo po Arthurze, kierując sie ku przydzielonemu mu pokojowi, po drodze urządzając sobie regularne przystanki w ramach podziwiania przeróżnych dekoracji. U szczytu schodów, gdzie zawieszono obraz przedstawiający pierwszy kontakt pielgrzymów z Indianami, przystanął na dłużej z grymasem odrazy wykrzywiającym twarz. Przez chwilę miał ochotę splunąć na olejne kłamstwo czy przejechać parę razy ostrzem noża po płótnie, ale opanował się. Dobry nastrój wyparował. Na krótką chwilę jednak, bo gdy otworzył drzwi do sypialni, fascynacja całym tym przepychem uderzającym po oczach ponownie pobudziła serce Czirokeza. Dobrych parę chwil spędził na przesuwaniu palcami po wystroju wnętrza, dźgając nawet poduchy i pufę w kącie, zafascynowany komfortową miękkością do jakiej nie był przyzwyczajony. Dobytek pochował w strategicznych miejscach wedle swoich przyzwyczajeń, rewolwer chowając pod stertę poduszek, a nóż wciskając między materac i stelaż. Łuk z kolei wylądował w kącie łazienki, zanim Wesa oddał się oględzinom francuskiego kuriozum zwanego "wanną".

Chrząknięcie służącego wyrwało go od analizy wynalazku zza wielkiej wody. Młody czarny służący, kłaniając się lekko, oznajmił że przyszedł wziąć ubranie do prania i Wesa bez większych ceregieli zaczął się rozbierać. Dopiero gdy opuścił spodnie, obnażając ostatnie cale ciemnej skóry, i na dźwięk dziwnego odgłosu z gardła pokojowego, spojrzał w jego stronę. Zaśmiał się pod nosem widząc, jak młody ucieka spojrzeniem i stara się patrzeć wszędzie, tylko nie w jego stronę. Chrześcijanie i ich "wartości".

- Jak ci na imię?

- Elijah, sir - odparł czarnoskóry.

- Elijah - powtórzył Wesa, zbierając ubranie z podłogi. - Nie ma nic zdrożnego w ludzkim ciele, Elijah. Od patrzenia nie uschną oczy.

Służący spojrzał w końcu w stronę gołego Czirokeza, gdy ten zbliżył się do niego i wcisnął ubranie w ręce. Błysk w oczach, które niedyskretnie prześlizgnęły się po nagiej skórze Indianina, Wesa zauważył. Z żywym zainteresowaniem otaksował młodziaka, zastanawiając się czy pierwsza reakcja nie była aby spowodowana zupełnie innym chrześcijańskim tabu. Czirokez sięgnął dłonią w kieszeń bryczesów, wydobywając trzymane tam dolary. Poufałym gestem wcisnął jeden z banknotów w kieszeń uniformu i poklepał chłopaka w pierś.

- Dla ciebie, Elijah.

I odwrócił się, kierując kroki ku parującej wannie, skory zmyć z siebie brudy dnia minionego.
 
Aro jest offline