Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2022, 02:16   #165
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Złotopole
Wczesny wieczór


"Gdzie diabeł nie może"... Tam po Henriettę pośle. Owszem, nadpoczęto studzenie gorących głów kapeluszników, wybijając ich z rytmu i odzierając z egidy świętokradczego kłamstwa, jakim się owinęli i zastraszyli prosty plebs. Wpierw lisia panienka Daenzer nadpoczęła ten proces erozji, później Waldemar dołożył trzy grosze od siebie. Łowcy - czy może bardziej "łowcy" - spojrzeli po sobie, szykując zapewne kolejną łeż w ramach riposty, ale gdy już przemówił Rust, maestro ludzkich dusz który słowami z krowiego placka uczyniłby sztabkę złota, struchleli zupełnie. W międzyczasie jeszcze Leo zniknął gdzieś w całym zamieszaniu, wykorzystując okazję, a Semen zarepetował ciężką kuszę. Nawet Tupik dobył procy.

Na dźwięk imienia Henrietty spojrzano na przybyszy z jeszcze większą dozą nadziei. Miejscami. Gdzieniegdzie w ciżbie błysnęły grymasy mniej i większe, zdradzające że zdania na temat Pani na Serrig były podzielone, w przypadku miejscowych przynajmniej. Kapelusznicy zbledli, a ich kompani, na sygnał łysego zbrojnego który musiał być ich przywódcą, cofnęli się parę kroków. Bysior podciągnął pas, zaciągnął się powietrzem i westchnął w stronę kapeluszników.

- Stawka właśnie wzrosła, panowie - oznajmił.

- C-c-co? - Przebierany łowca na celowniku Rusta ani już myślał machać świętym symbolem Młotodzierżcy.

- Się rozejdą. Niedobrze dla zdrowia stać między młotem, a kowadłem.

Łysy zwrócił się do falującej i szepczącej między sobą ciżby. Strach, jaki jeszcze niedawno zagęszczał wieczorne powietrze, prysnął niby bańka mydlana i wyjęci z transu ludzi prędko rozpierzchli się na wszystkie strony. Drzwi i okiennice zaczęły łupać w chwilę później, gdy barykadowali się w swoich chałupach. Ostało się paru rosłych chłopów, ale i oni ulotnili się pod zwężonymi spojrzeniami zbrojnych.

- Teraz chcecie negocjować? - Wysyczał wściekle ten z krostami. - Jeszcze wam mało?

Bysior przytaknął tylko. Księga poszybowała w jego stronę w gniewnym geście. Kapelusznik warknął coś pod nosem, kryjąc dłonie w połach płaszcza i mrucząc jakąś litanię.

- E, ręce na wido... - Rust zaczął, ale nie dokończył.

Łowca-przebieraniec w jednej chwili rozpłynął się w powietrzu, wywołując powszechną konsternację. Okrzykom zdziwienia i przekleństwom nie było końca, a Tupik z Semenem poczuli nagły chłód na karku. Leo, przemykający dalej między chałupkami, aż przystanął na chwilę gdy Wiatry Magii zakłębiły się, świerzbiąc mu skórę.

- Guślarz!
- Czarownik!
- Na Sigmara!

Krzyki dochodziły i z chałup. Wieśniacy nie mogli sobie odmówić zerkania przez uchylone okiennice, ale gdy wyszło szydło z worka i krostowaty zniknął dzięki guślarskiemu trikowi, prędko odechciało im się wojeryzmu.

- Tam! - Krzyknęła Fiona, wskazując upierścienioną dłonią.

Guślarz zmaterializował się na powrót parę metrów dalej i, nie czekając, wyrwał ku pobliskiej alejce w próbie ucieczki. Semen był szybszy. Cięciwa szczęknęła, zwalniając bełt który pofrunął nad głowami, łukowato i zakończył lot orając łydkę udawanego łowcy. Krostowaty zachwiał się, ale uparcie parł przed siebie, utykając. Kozak na spokojnie zarepetował kuszę, pewien że czarownik daleko im nie ucieknie.

Konfrater kapelusznika szykował chyba własną ucieczkę, licząc na chwilowe rozkojarzenie Rusta, ale srogo się przeliczył. DeGroat, ruch wyłapując kątem oka, instynktownie pociągnął za spust. Pocisk uderzył bliznowatego pod obojczyk, a impet uderzenia zmiótł go z drewnianego pedestału. Kapelusznik rąbnął głową o ziemię i znieruchomiał, odpływając w przymusowej drzemce.

- Będziemy się zbierać - oznajmił jak gdyby nigdy nic łysy, który w krótkim zamieszaniu zdołał wycofać się ze swoimi w alejkę prowadzącą ku rezydencji na niewielkim wzniesieniu. - Z Jej Miłością zwady nie szukamy, ale i nie po drodze nam z Nią. Jedną rybkę macie, druga daleko wam nie odpłynie. My w swoją, wy w swoją. Chyba nie mata nic przeciwko, hm?

Może i mieli, ale ciężkie kusze na ten dystans były argumentem wartym rozważenia. Podobnie jak samostrzały w paru dłoniach. Skąd oni wzięli samostrzały?

Waldemar i Tupik nie byli pewni - nie na taką odległość i nie w wydłużających się cieniach - ale symbol na kuszach i pistoletach, który błysnął im w świetle książkowego ogniska, był łudząco podobny do gildijnych znaków z Wusterburga.

Trzykroć przeklętego Wusterburga.





__________________________________

5k100

Zwiad Leonidasa w plątaninie chałup pozostawiam Tobie. Na nic ciekawego się nie natknie, jedynie dalsze oznaki tego, że kapelusznicy & spółka zdecydowanie przetrząsnęli większość zabudowań.

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 13-08-2022 o 02:19.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem