Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-08-2022, 22:09   #161
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen zsiadł z konia i skryty za końskim bokiem naciągnął kuszę i założył bełt. Coś się kroiło i to wyjątkowo grubo. Ale byli w gościach, więc pierwsi musieli zaczęli gospodarze. Kultura tego wymagała. I dobry obyczaj. To że jego obecny "pan" jak i miejscowi mogli potopić się w łyżce wody nie miało tu znaczenia. Trzeba było zaczekać, zanim wszystkich pozabija!


k100: 23, 58, 41, 23, 55

 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-08-2022, 22:53   #162
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Alkohol, zaiste, cuda i zbrodnie czynił. Stawał u podstaw waśni, które rozwlekały się na latopisy i przyjaźni z dziada pradziada (czy tam z dziada-pradziada na wnuka-prawnuka). Bywało jednak częściej, że szarpiąc emocje, ciągnąc ludzi ku sobie i przeciw sobie, stawiał kruche efemerydy przyjaźni i konfliktów.

Takich przygód, które wychodziły potem z człowieka przez dzień, dni kilka, westchnienie za westchnieniem – westchnieniami różnej intensywności i treści (z przewagą zażenowania w składzie). Jakby jednak różnie nie bywało potem, tak wcześniej z reguły bywało podobnie, czyli dobrze. Dobrze, świetnie, szampańsko. Humory kwitły, czas robił się nienachalny i planować-radzić-dumać-marzyć można było w skali imperialnej.

Rust korzystał zatem, pomny, że nic nie może przecież wiecznie trwać. Że bal niech żyje i w ogóle, piosenka za piosenką, obudowując się w wieczorze. Towarzystwo rozpełzło się od stołu, gdzie startował, więc kroki poprowadziły go do kolejnych, wizytując to jeden, to drugi.

W manierze szerokiej szczerości opowiadał o Serrig jako o miejscu, gdzie wiele go zaskakiwało i nie ze wszystkim się zgadzał, ale tak, by rozmówcy akurat spojrzeli na sprawy ze swojej strony, gdzie zaskoczenia mogło być mniej, a zgoda większa. Czytał kolejnych przybyszów z Teoffen, sprzedając im przez szczerbaty sceptycyzm taką reklamę Henrietty, że sami zaczynali jej bronić i na chłopski rozum tłumaczyć Rustowi słuszność, co bardziej wątpliwych punktów. Rust-otwarta księga, człowiek dobrej woli, mówiący jak jest, do rany przyłóż, ostry, ale szczery suflował gościom slogany, do których w toku rozmowy sami dochodzili, zdroworozsądkowo przekonując do zakupu i samego sprzedawcę. Nie tylko docierali do prawdy wydobywając ją na światło dzienne, ale jeszcze potem oświecali innych. Piramida ambasadorów Serrig rozrastała się organicznie.

Toasty, rozmowy, parkiet, więcej toastów i więcej rozmów. Rust przyspieszał, a za nim przyspieszała biesiada. Tu przysiadł, tam zakręcił panną w tańcu (baczny należytej kurtuazji), gdzie mógł poklepał po ramieniu, a gdzie już głowa pozwalała, wziął się do braterskich misiów. Przypijał, napełniał gościom kielichy, wołał o kolejne dzbany i ruszał dalej.

W tym wszystkich, mimo rumieńców i wesołości, prowodyr trzymał się względnie zdrowo, zasilany porcjami chłodnego, wieczornego powietrza, które łapał w krótkich wyskokach. Dozowany po dziąsłach proszek, który dyskretnie otrzeźwiał w przerwach na siku, pozwalał Rustowi na ogląd sceny, którą sam nakręcał, pchając gości w coraz bardziej frenetyczną balangę.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-08-2022, 07:20   #163
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik z niedowierzaniem przyglądał się pozom jakie Marco odstawiał w ogrodach Henrietty, już sam fakt że niemal wyskoczył z kolczugi bez jej rozpinania robił wrażenie , niczym sławetny elfi Houdini wykręcał się doskonale z więzów, nawet tych które Tupik uważał za nie do wydostania się – a wszak miał w tym nietęgą praktykę. Niestety pokazy okruszone srebrem , służące też prostemu zadowoleniu gości władczyni Serrig, przyciągały uwagę okolicznych strażników którzy tak jak Tupik z szerokim uśmiechem , gwizdami i oklaskami , przyglądali się pokazom Marko. Cóż Tupik postanowił zostawić sprawę specjaliście i zwyczajnie cicho powiedział ( podczas udawanego kaszlu osłanianego rękawem – na wypadek gdyby ktoś miał obserwować ruch jego ust ) że list od Łasiczki ma dla niego w prawej kieszeni.

To wystarczyło Marco zaczął odstawiać takie salta i piruety wokół Tupika iż niemal sam nie wiedział w którym momencie listu już nie miał, a z całą pewnością nikt kto obserwował zajście z większej odległości nie mógł niczego zauważyć, chyba że z pomocą magii…

Obecność Inkwizytora zaniepokoiła Tupika z oczywistych względów. Dwoje z jego towarzyszy parało się magią – w ten czy w inny sposób a żaden z nich nie posługiwał się licencją z kolegium, gdyby do wszystkiego dodać wywoływanie demonów, nawet Tupik mógł poczuć swąd dymu i ból wiążący się z opalaniem własnego ciała. Może nie brał udziału w samym przyzwaniu, ale też go nie powstrzymał ani nie doniósł na kamratów. Tropiciele czarownic i czarowników palili na stosie za mniejsze przewiny.

Przy pierwszej okazji dał znać o obecności inkwizytora zarówno Paczence jak i Theo – musieli uważać bardziej niż zwykle i panować nad sobą, zabawa z mocą stawała się w tym momencie jeszcze bardziej niebezpiecznia – niż była do tej pory, a biorąc pod uwage wszystkie fajerwerki jakie do tej pory Tupik widział przypominało to zjeżdżanie na desce z stromej góry śnieżnej. Nie znając szlaku. Zasadniczo wypadek był tylko kwestią czasu.


***

Na trakcie Tupikowi wrócił nieco humor, przynajmniej do czasu aż wóz zaklinował się na moście a już na pewno do czasu aż natknęli się na kolejnych łowców czarownic. „Więcej was matka nie miała?” Przemknęło przez myśl halflingowi , który do tej pory niemal nie słyszał o łowcach , a w ostatnich dniach nie dośc że miał wiarygodne informacje na temat działalności jednego z nich, to jeszcze kolejnych spotkał wprost na swej ścieżce.

Zerknął na Semena który naciągnął bełta , miał nadzieje, że kozak nie zamierza w panice zastrzelić łowców, przez chwilę zastanawiał się czy dobrze zrobił mówiąc mu o inkwizytorze, czy nie zasiał czasem paniki w głowie Semena, ale ten zdawał się być dośc opanowany i raczej przygotowywał się na wszystko niż wykręcał jakiś numer podobny do niedawnej krwawej łaźni w drodze do Serrige.

Sam również postanowił się przygotować – rozglądając po okolicznych chatach oraz uważniej obserwując zbirów. Przez głowę przemknęło mu myśl , że Theo widząc palone książki pewnie już wszynał by burdę, coś jednak mówiło Tupikowi że burda wybuchnie tak czy siak.

Postanowił trzymać się z tyłu , nie schodząc z konia. Wręcz odjechał – cofnął się kilkanaście metrów – tak by mieć swobodę ostrzału. W ślad za Paczenkiem wyciągnął i załadował procę, wciąż miał świeże blizny po starciu z klanowymi i nie zamierzał znów dać się pokiereszować w starciu z zbirami. Mocniej ścisnał konia udami, gotów do szybkiego odjazdu na jeszcze bezpieczniejszą odległość gdyby zaszła taka potrzeba. Na razie nie zabierał głosu , to nie były ich teren, niemniej musiał przyznać banitom że przykrywkę do napaści mieli niemal doskonałą. W każdym razie w zupełności wystarczająca na opuszczone przez pana latyfundria. Idealną do rabowania wsi. Który z chłopów widząc łowców myślałby choć przez chwilę o podważaniu ich kompetencji? Nie mówiąc już o żądaniu papierów czy tez w ogóle umiejętności ich przeczytania… Tak dziesięć punktów za pomysł , pięć za wykonanie i trzy za przygotowanie… Nie mogli debile opłacić lub przymusić choć jakiegoś żaka by machał podrobionymi papierami i oczywiście potrafił je przeczytać? No cóż, Tupik z pewnością przygotowałby to wszystko lepiej … gdyby jeszcze parał się starym rzemiosłem.


K100: 71, 56, 31, 02, 73

 
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-08-2022, 23:33   #164
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rust otaksował spojrzeniem całą scenkę. Leniwym wzrokiem przeliczył aktorów i oszacował potencjał przedstawienia. Łowcy-przebierańcy. Paru bandziorów na ich usługach, którym do głównej roli zabrakło kapeluszy. Wystraszeni, zbici w trzęsącą się kupę wieśniacy.

- Ale po co gadać, po co ślinę tracić? – De Groat lekko zakręcił koniem stając bokiem do kapeluszników. Ręka poza widokiem zjechała po samorepetującą kuszę. – Przecież to widać od razu o co chodzi!

Łowcy podskoczyli nerwowo, jeden jeszcze wymachem księgi chciał się obronić przed nadchodzącym zarzutem. Sylwetki zbójników w tle skuliły się, zgięły w napięciu.

- Porządnych, charakternych chłopaków pacan jeden z drugim zaciągnął na bajer, że idą za Sigmarem, że będą zło wypalać! – Rust palcem pokazał, o których porządnych chłopaków chodziło. Kaprawe mordy oprychów wydłużyły się w konsternacji. – Sami, niemoty, nawet kraść uczciwie nie potrafią, tylko bawią się w przebieranki, mamią i ludzi na siebie szczują, żeby nabić kabzę.

- T-t… To bzdura! – wydarł się ten na piedestale, wymachując świętym symbolem jak batutą. – Wy… Wyczuliśmy, że tu źle się dzieje… Jesteśmy na świętej misji!

- Świętej! – Przybył w sukurs drugi łowca, wznosząc sigmaryckie insygnia jeszcze wyżej i wymachując jeszcze mocniej.

- Gadaj zdrów. Wyjechaliśmy przodem uszykować nocleg lady Henriettcie, więc ona was osądzi, jak zjedzie z oddziałem… – De Groat podjechał kapkę bliżej, tym razem nastawiony już mechanizm kuszy był gotów do strzału. – Wy dwaj macie przejebane. Ci, którym żeście wcisnęli kit, żeby iść za wami potwierdzą coście za jedni i pójdą wolno.

Zgarbione sylwetki zbirów rozprostowały się nieco, nadal niepewne dalszych ruchów. Jedni jakby cofnęli się, gotowi wtulić się między wystraszone chłopstwo - ot, zwykli przechodnie. Inni wahali się jeszcze - może wierni kompanom, a może niepyszne było im rezygnować z rabunku bogatej wioski, którą mieli już całą wyszykowaną.

- To nie jest tak… – bronił się domorosły inkwizytor, teraz już spoza podium. – To jest nieporozumienie, to tutaj… No przecież te księgi…

- Rzucić broń i siadać na dupach! – Rust nie krył się już z kuszą, otwarcie mierząc do bliznowatego. – Reszta zgasić to ognisko! Koniec zbiegowiska!

Rzuty: 7, 74, 40, 50, 33.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 12-08-2022 o 23:35.
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-08-2022, 02:16   #165
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Złotopole
Wczesny wieczór


"Gdzie diabeł nie może"... Tam po Henriettę pośle. Owszem, nadpoczęto studzenie gorących głów kapeluszników, wybijając ich z rytmu i odzierając z egidy świętokradczego kłamstwa, jakim się owinęli i zastraszyli prosty plebs. Wpierw lisia panienka Daenzer nadpoczęła ten proces erozji, później Waldemar dołożył trzy grosze od siebie. Łowcy - czy może bardziej "łowcy" - spojrzeli po sobie, szykując zapewne kolejną łeż w ramach riposty, ale gdy już przemówił Rust, maestro ludzkich dusz który słowami z krowiego placka uczyniłby sztabkę złota, struchleli zupełnie. W międzyczasie jeszcze Leo zniknął gdzieś w całym zamieszaniu, wykorzystując okazję, a Semen zarepetował ciężką kuszę. Nawet Tupik dobył procy.

Na dźwięk imienia Henrietty spojrzano na przybyszy z jeszcze większą dozą nadziei. Miejscami. Gdzieniegdzie w ciżbie błysnęły grymasy mniej i większe, zdradzające że zdania na temat Pani na Serrig były podzielone, w przypadku miejscowych przynajmniej. Kapelusznicy zbledli, a ich kompani, na sygnał łysego zbrojnego który musiał być ich przywódcą, cofnęli się parę kroków. Bysior podciągnął pas, zaciągnął się powietrzem i westchnął w stronę kapeluszników.

- Stawka właśnie wzrosła, panowie - oznajmił.

- C-c-co? - Przebierany łowca na celowniku Rusta ani już myślał machać świętym symbolem Młotodzierżcy.

- Się rozejdą. Niedobrze dla zdrowia stać między młotem, a kowadłem.

Łysy zwrócił się do falującej i szepczącej między sobą ciżby. Strach, jaki jeszcze niedawno zagęszczał wieczorne powietrze, prysnął niby bańka mydlana i wyjęci z transu ludzi prędko rozpierzchli się na wszystkie strony. Drzwi i okiennice zaczęły łupać w chwilę później, gdy barykadowali się w swoich chałupach. Ostało się paru rosłych chłopów, ale i oni ulotnili się pod zwężonymi spojrzeniami zbrojnych.

- Teraz chcecie negocjować? - Wysyczał wściekle ten z krostami. - Jeszcze wam mało?

Bysior przytaknął tylko. Księga poszybowała w jego stronę w gniewnym geście. Kapelusznik warknął coś pod nosem, kryjąc dłonie w połach płaszcza i mrucząc jakąś litanię.

- E, ręce na wido... - Rust zaczął, ale nie dokończył.

Łowca-przebieraniec w jednej chwili rozpłynął się w powietrzu, wywołując powszechną konsternację. Okrzykom zdziwienia i przekleństwom nie było końca, a Tupik z Semenem poczuli nagły chłód na karku. Leo, przemykający dalej między chałupkami, aż przystanął na chwilę gdy Wiatry Magii zakłębiły się, świerzbiąc mu skórę.

- Guślarz!
- Czarownik!
- Na Sigmara!

Krzyki dochodziły i z chałup. Wieśniacy nie mogli sobie odmówić zerkania przez uchylone okiennice, ale gdy wyszło szydło z worka i krostowaty zniknął dzięki guślarskiemu trikowi, prędko odechciało im się wojeryzmu.

- Tam! - Krzyknęła Fiona, wskazując upierścienioną dłonią.

Guślarz zmaterializował się na powrót parę metrów dalej i, nie czekając, wyrwał ku pobliskiej alejce w próbie ucieczki. Semen był szybszy. Cięciwa szczęknęła, zwalniając bełt który pofrunął nad głowami, łukowato i zakończył lot orając łydkę udawanego łowcy. Krostowaty zachwiał się, ale uparcie parł przed siebie, utykając. Kozak na spokojnie zarepetował kuszę, pewien że czarownik daleko im nie ucieknie.

Konfrater kapelusznika szykował chyba własną ucieczkę, licząc na chwilowe rozkojarzenie Rusta, ale srogo się przeliczył. DeGroat, ruch wyłapując kątem oka, instynktownie pociągnął za spust. Pocisk uderzył bliznowatego pod obojczyk, a impet uderzenia zmiótł go z drewnianego pedestału. Kapelusznik rąbnął głową o ziemię i znieruchomiał, odpływając w przymusowej drzemce.

- Będziemy się zbierać - oznajmił jak gdyby nigdy nic łysy, który w krótkim zamieszaniu zdołał wycofać się ze swoimi w alejkę prowadzącą ku rezydencji na niewielkim wzniesieniu. - Z Jej Miłością zwady nie szukamy, ale i nie po drodze nam z Nią. Jedną rybkę macie, druga daleko wam nie odpłynie. My w swoją, wy w swoją. Chyba nie mata nic przeciwko, hm?

Może i mieli, ale ciężkie kusze na ten dystans były argumentem wartym rozważenia. Podobnie jak samostrzały w paru dłoniach. Skąd oni wzięli samostrzały?

Waldemar i Tupik nie byli pewni - nie na taką odległość i nie w wydłużających się cieniach - ale symbol na kuszach i pistoletach, który błysnął im w świetle książkowego ogniska, był łudząco podobny do gildijnych znaków z Wusterburga.

Trzykroć przeklętego Wusterburga.





__________________________________

5k100

Zwiad Leonidasa w plątaninie chałup pozostawiam Tobie. Na nic ciekawego się nie natknie, jedynie dalsze oznaki tego, że kapelusznicy & spółka zdecydowanie przetrząsnęli większość zabudowań.

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 13-08-2022 o 02:19.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-08-2022, 22:04   #166
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik widząc rozwój wydarzeń przygalopował konia za uciekającym guślarzem. Mógł być źródłem cennych informacji związanych z najętymi zbirami , jeśli dobrze dostrzegł oznaczenia z Wusterburga mógł wiedzieć coś więcej na temat rewolucjonistów – skoro potencjalnie najmował ich lub ludzi którzy od nich broń kupili czy zrabowali. „A może sam był rewolucjonistą i bronią opłacił zbirów?” – przemknęło przez głowę niziołka. Oczywiście najlepiej byłoby złapać samych bandziorów, ale nie mieli na to w tej chwili wystarczającej przewagi by taka akcja mogła zakończyć się bez uszczerbku dla ekspedycji poszukującej stelmacha…

Oczywiście byli kimś więcej – ale właśnie tez ranga osób kórę przybyły do rabowanego Złotopola kazała liczyć się z własnym zdrowiem i życiem. Byli cenni , chociażby ze względu na zasób umiejętności jak i role, pozycję które zajmowali. Nie im wdawać się w porachunki z bandziorami uzbrojonymi w samopały…

Guślarz… ranny guślarz to było co innego. Zwłaszcza że mógł mieć przy sobie coś co go wspomagało , coś co mogło by wspomóc ważniejszych od niego, ot choćby żeby daleko nie szukać jakiegoś niziołka na ten przykład…

Guślarz próbował jeszcze skręcić w boczną alejkę i uciec przed stratowaniem – które niechybnie by go czekało gdyby biegł cały czas prosto, niemniej Tupik był dobrym strzelcem , zwłaszcza gdy korzystał z procy. Niepozorna mała broń miała jedną z tych zalet że zasadniczo w otwartym terenie nie kończyła się jej amunicja. Słyszał nawet legendę o niziołku który procą pokonał olbrzyma gdy ten stanął na czele armii ogrów najeżdżającej spokojne niziołcze wioski. Dawid i Goliat ? Czy jak im tam było…

Trzask uderzenia kamieniem w tył głowy był wyjątkowo nieprzyjemny, choć nie szło go porównywać z odczuciem bólu jaki musiał odczuwać guślarz. Wywinął się wzdłuż alejki i znieruchomiał. Nie tracąc czasu dojechał do ciała i zeskoczył sprawnie z konia, „przypadkiem” zostawiając go tak że tarasował nieco widok i dojście do guślarza każdemu kto chciałby dołączyć do skończonego pościgu. Nie była to przeszkoda dająca mu wiele czasu, ale wystarczyła by szybko przeszukać guślarza ogołacając go z wszelkich podejrzanych drobnych przedmiotów i przedmiocików – oczywiście dla bezpieczeństwa wszystkich. Kto wie jak mogła zadziałać złamana różdżka w rękach guślarza? Poświęcił na to jedynie ułamek sekund – na tyle na ile można było zabrać mu rzeczy nieoficjalnie, chwilkę później praktycznie już przy świadkach nadciągających by pojmać guślarza widać było jedynie jak halfling krepuje nieprzytomnego czarownika…


K100 : 49, 32, 86, 87, 20

 
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-08-2022, 22:11   #167
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kozak ruszył za niziołkiem, było nie było swojak, więc trza było zadbać o niego. A i cichcem przepytać czy czego nie znalazł ciekawego. Wiedział, że kurdupel był przecherą i krętaczem, więc na pewno coś musiał kombinować.
- Dobra robota, daj go. Pogadać z nim trzeba.


k100: 63, 85, 42, 11, 13

 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-08-2022, 22:43   #168
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Złotopole
Wczesny wieczór


Rozgniecione błoto pod stopami mimo usilnych prób Leonidasa nieznacznie człapało. Nie głośniej niż stąpałby dziki kundel. Głosy z dziedzińca przestały go interesować, spolaryzowany na zwiadzie Leo ledwo zauważał splądrowane domostwa. Nieufny drążył zasadzkę, aż do chwili kiedy złote włosie na łbie podniosło się niczym fallus na sukkubią piękność. Impuls, wrażenie zorało mu decyzyjność, zgwałciło logikę myślenia, posłuszny instynktom podążył za lśnieniem.

Oczy chciwe tajemnicy rozbłysły szmaragdem, twarz ścięła w maskę dzikości. Z cienia w cień, przesadzając zawadzające wozy, kurniki i chlewy, wzorem elfich grasantów, wylądował bezgłośnie w kupie gówna wprost za plecami Semena i Tupika. Bezgłośnie i bezwonnie. Widząc, że łuk nie będzie potrzebny, zaczepił za ramię, z pala podjął gruby powróz i siekierkę do szlachtowania świń.

Między palcami niziołka pełzały węże szarości, Ulgu, nienasycony Dhar piął się ku nozdrzom, ku ustom, brąz i złoto odwracały uwagę, napełniając kieszenie. Zawsze bliskie Shyish pospieszało.

Leonidas nie zwlekał

- Semen - zawołał, stojąc w bezpiecznej odległości, żeby ten go rozpoznał nim uderzy - Zwiążcie go dobrze, zakneblujcie usta - rzucił linę wojownikowi jeszcze chwilę wcześniej gotowemu do ataku, a wciąż z podejrzliwością wpatrującemu się w ugnojonego koniuszego. Tym bardziej kiedy w ręku Leo wykwitł topór do szlachtowania - A tym połamcie mu palce, chętnie z nim porozmawiamy, więc niech nie mdleje. - podał siekierkę.

Spojrzenie mieszańca nie dość, że zdawało się nieprzyjemnie świecić to niepokoiło i gdyby ten nie wdrapał się prędko na pobliski dach stodoły, Semen gotów byłby go pacnąć, żeby tylko przestał go denerwować.

Zwei Monde już na dachu strzechowym, nagle odwrócił się tak naturalnie, że cała złość prysła. Przepatrywacz ocenił zasięg, zaskoczenie i szale odniesionych strat, gromadę udającą się do domu na wzgórzu odprowadził zaułkami, kiedy tylko ich broń znalazła się poza zasięgiem jego drużynnkików, rozpoczął sabotaż. Tu strzała, tam druga, tylko żeby stworzyć zagrożenie i zamknąć w oblężeniu, najlepiej w dworku. Tam wszystkich kolejno wybić jak szkodniki w norze, tymczasem uszkadzał, kolejna strzała wyszarpała kilka kropel krwi jednego z rzezimieszków.

****

Kiedy tylko sytuacja potyczkowa pozwoliła Leonidas, poprosił pannę Fionę o asystę w ramach ocieplenia wizerunku i wyszukał kołodzieja, cieślę i woźnicę, na wszelki wypadek.

Można zareagować. Oczy mieszańca kipią szmaragdem, choć zazwyczaj są bladoniebieskie, patrzenie na niego wyraźnie niepokoi.



Wiedźmi wzrok to się odpala w takich sytuacjach z instynktu. Uznałem, że Leo podąża za wskazówkami z eteru i tak znajduje Tupika i Semena. pozwoliłem sobie trochę na opis wrażeń kolegów, ale chyba nie przegiąłem.

Nie wiem, czy reszta ucieka do dworku, czy w ogóle ze wsi. trochę ich podstresuję ukrywając się między zabudowaniami. Wiem może być z tego większa draka.

Jeśli uda mu się wrócić i będzie spokojnie to najważniejsze będzie odszukanie rzemieślników do naprawy wozów i powrót do karawany.

- Bo jak coś z świętymi prochami nie wyjdzie, to nas Lady własnymi zębami wykastruje. Co? Słyszałem , że tak na północy robią hodowcy z renami. Reny to takie małe jelonki - wyjaśnił. - można wkleić do jakiejś fabularki.

Więźnia niech najpierw przesłucha Rust, a później Leo poddając go hipnozie. Mogę to opisać.

Podkreślam pospiech w dostaniu się na powrót do karawany, jeśli tu tylu grasantów, ilu może być przy moście.

Wciąż nie mogę wyczuć momentu, do którego mogę się posunąć w światotworzeniu.

06/61/65/34/39
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-08-2022, 20:54   #169
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Chyba trochę przesadził rozmawiając z Panem Kanclerzem, ale jeśli Morgden ma się tu w Wissenlandzie zadomowić to musi wyrobić sobie pozycje, a trochę przecenienie wartości jego osoby póki co powinno być w tym pomocne. Potem się sprawy naprostuje, ale póki co wszystko idzie po myśli. Tak pogrążony w myślach Dexter szykował się do nowej podróży. Postarał się nawet przygotować odpowiedni podarek do świątyni. Przyda mu się trochę boskiej pomocy w najbliższym czasie, ale był nastawiony optymistycznie na przyszłość.

Los jednak już taki nazbyt, aż nie był. Najpierw ta nieszczęsna przeprawa, a teraz łowco renegaci, czy kij wie kto, a w dodatku jego towarzysze pognali za jednym z tych gagatków. Nie chcąc zostać sam ruszył za Samenem licząc na siłę kozaka w przypadku niebezpieczeństwa. Niech serigańczycy ogarną sytuacje. W końcu to ich bajzel. Schlejer zamierzał trzymać się swych towarzyszy i wypatrywać czyhającego na nich niebezpieczeństwa, a przede wszystkim zamierzał przeżyć.
Rzuty:46,34,60,86,36
 
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-08-2022, 18:10   #170
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dyplomacja na placu

Awangarda wysłana przez Lothara do Złotopola topniała dosyć prędko w obliczu zaszłych zdarzeń. Najpierw gdzieś zniknął Leo, rozpływając się w cieniach między chałupkami, później - gdy guślarz zaczął uciekać - teoffeńczycy jak jeden mąż, gęsiego, pocwałowali w ślad za nim z Tupikiem na czele. Łysy i jego zbójcy odprowadzili ten tercet z uśmiechami, nie czyniąc choćby najmniejszego gestu w ich stronę, ale temu nie było się co dziwić. Siła argumentów zaczęła w obliczu okrojonego składu delegatów leżeć po ich stronie. Rust i Waldemar zdali sobie sprawę, że nie było co tutaj oponować czy negocjować, gdy za wsparcie mieli jedynie szlachciankę i jej ochroniarza, stawiając na inne, mniej szkodliwe dla ich zdrowia, rozwiązanie. DeGroat więc wielkodusznie zgodził się na warunki bandy, a łysy z zadowoleniem machnął na swoich ludzi i wycofali się w stronę dworku, przed którego drzwiami po paru chwilach stanął wóz.

Rust wyminął podium, ostrożnym krokiem podchodząc do nieprzytomnego kapelusznika, trącając go butem. Gdy ten nie zareagował, mężczyzna przykucnął przy nim i przyłożył dwa palce do szyi, z zadowoleniem stwierdzając że jeszcze dychał. Później dłonie śmignęły po ciele bliznowatego, oswabadzając go z dobytku - miecz i sztylet zostały ciśnięte gdzieś w bok, fiolka z solami otrzeźwiającymi przygarnięta, podobnie jak tytoń i naparstek białego narkotycznego proszku. Sakiewkę Rust odczepił od pasa i zważył w dłoni. Ciążyła ładnie. Rozsupłał, wyciągnął jedną z monet i obrócił ją w palcach w ramach inspekcji. Aż gwizdnął z wrażenia. Potrójnych koron naoglądał się już w Nuln, ale uświadczyć taką na prowincji było rzadkością. Przy oględzinach rewersu jednak zrzedła mu mina.

- Powiedz mi, że się mylę i mam braki w numizmatyce - poprosił Waldemara, rzucając mu pieniążek.

- Obawiam się, że nie mogę - Waldemar zręcznie chwycił karla w dłoń i obejrzał uważnie. - Wusterburska. Widać mennicy nie spalili.

Rewers zdobił herb miejski nieoficjalnej stolicy Rewolucji. Księżna wissenlandzka nadała Wusterburgowi przywilej bicia własnych monet względnie niedawno, a mennica nawet nie zdążyła wywietrzeć z zapachu świeżości, gdy plebs chwycił za broń i ruszył na barykady. A teraz, jak duet skonstatował, Czarny Prokurator zaczął poszerzać rewolucyjne horyzonty, korzystając z tegoż awantażu. Jakby najazd na miejskie skarbczyki i szaber na szlachcie nie zaspokajały głodu pieniądza.

- O jasny chuj!

Kolejne znalezisko w fałdach płaszcza wyrwało mocną reakcję z Rusta. Miedziany wisiorek jaki chwycił w palce, zaraz też upuścił rozpoznając symbol nań wybity.

Jednak zamieszanie spod fasady dworka, gdzie zakłębiły się sylwetki zbójów, przyćmiły gwałtowne słowa DeGroata. Świst strzał doszedł uszu kwartetu na placu, Daenzerówna krzyknęła ni to ostrzegająco, ni to w strachu, a Cesco ponownie sięgnął ku rękojeści tileańskiego gladiusa. Z odległego dachu zleciał jakiś ciemny kształt, niknąc za budynkami, banda łysego zakotłowała się, wlewając do środka rezydencji i trzasnęły drzwi. W parę chwil później płonący pocisk poszybował w powietrzu, uderzając w słomianą strzechę budynku.

Buchnął ogień.




Guślarz-jeniec

Trzask kamienia spotykającego się w pełnym pędzie na złączeniu kręgosłupa z czaszką nie był przyjemny ani dla uciekającego guślarza, ani dla strzelca w postaci Tupika, ani dla goniących za karłem Semena i Dextera-Morgdena. Ten pierwszy miał najgorzej, rzecz oczywista - rąbnięty pociskiem w potylicę omal nie fiknął komicznie do przodu, padając w zastałe na uklepanej ścieżce błotniste kałuże i przeszorował po ziemi, by w końcu zalec w miejscu. Tupik dopadł go pierwszy, strategicznie ustawiając i konika, i samego siebie tak, aby towarzysze których słyszał za plecami, nie dostrzegli prędkiego przetrzepania kieszeni. Guślarz nie stawiał oporu, ledwo co kontaktując po uderzeniu kamieniem w potylicę. Grotołaz wyciągnął parę nieznaczących fantów z głębin jego płaszcza - saszetkę z tytoniem, drewnianą fajkę, zdobiony sztylet i suszone zioła do żucia. Nabity trzos przy pasie też ściągnął, a z wewnętrznej kieszeni na piersi wyciągnął miedziany wisiorek z jakimś symbol. Obrócił medalion w palcach, czując mrowienie w opuszkach i próbując rozpoznać wybity nań kształt. Wydawał się znajomy...

Zaraz jednak towarzysze dopadli do niziołka i guślarza, toteż inspekcja musiała zostać chwilowo odroczona. Kozak mało delikatnie pociągnął mało przytomnego mężczyznę za habety, podnosząc go do pozycji siedzącej i opierając o ścianę budynku. Leonidas też tam wyrósł na krótką chwilę, oferując parę słów swej ekspertyzy i rzucając Semenowi linę, a w chwilę później siekierkę, zanim na powrót zniknął między chatami. Gdy kozak brał rozpościerał linę i szykował do krępowania jeńca, karzeł ściagnął nabity trzos z jego pasa i rzucił doń okiem. Zagwizdał z uznaniem, prezentując zawartość. Garść złotych karli zalśniła przyjemnie po oczach.

Zrozumienie nadeszło za późno. Co z początku wzięli jako nic nieznaczące pomruki zamroczonego umysłu (jak to Theo nazywał? Wstrząśnięciem mózgu?), a drgające palce jako tik czy inne spazmy, okazało się być zgoła czym innym. Zrozumieli to dopiero gdy mroźny wiatr godny odległej Norsci wdarł się w wąską alejkę, w jednej chwili przeistaczając letni wieczór w środek zimy. Ale nie to było najgorsze. Smród. Nieziemski smród uderzył w nozdrza, wkręcając się do nosa najgorszą olfaktorią jaką mogli sobie wyobrazić. Siarka, zgniłe jaja, trupi miazmat, latryna po regimencie który nażarł się fasoli, stajnie nieczyszczone przez lata. Mieszanka wdarła się całą mocą do nosów, składając ich wpół, wstrząsając ciałami, wyżymając łzy z oczu i ściskając gardła. Tupik i Dexter, ogarnięci zaklęciem, mogli tylko rzygać.

Guślarz wyraźnie był pewien swego, bo ożył nagle i szarpnął się w próbie ucieczki, ale w rachunku nie wziął pod uwagę Semena. Kozak ostał się smrodowi, przynajmniej na tyle że nie sprowadził go do parteru, i opadł na młodziaka szykującego się do ucieczki. Ledwo zdołał się obrócić, a Paczenko już przyszpilił go do parteru, bez większego polotu czy finezji chwytając go za łeb i raz-drugi przedstawiając facjatę błotnej ścieżce. I choć guślarz odpłynął już zupełnie w nieprzytomność, to co wyczarował, to jego. Smród dalej wisiał w powietrzu.

A Tupik, między jedną i drugą torsją, jak przez mgłę przypomniał już sobie, czym był symbol na medalionie. Nurgle.

Papa Nurgle wyciągnął ku nim swoje łapy.




Strzelec na dachu

Leonidas przemykał wpierw alejkami, a później dachami z wrodzoną i wyrobioną wprawą. Jak duch parł przed siebie, lawirując między jednym cieniem i drugim, pod egidą ciemności pikując w stronę najemnych zbirów, którym jego towarzysze pozwolili na odwrót. Zebrali się przed dworkiem, centrum władzy w Złotympolu, ładując skrzynie i skrzynki na wóz z jakimś kształtem wymalowanym na drewnianym boku. Jakim, tego przyklejony do komina Leo nie był pewien. Obserwował ich uważnie, chłonął krótko krzyczane rozkazy lidera bandy, wzrok jeszcze przenosząc na samą rezydencję. Zbójcza hanza pod batutą łowców-udawańców najwidoczniej nie tylko rozniosła księgozbiór świętej pamięci Brenzingera, ale i dorwała się do skarbczyka i ogołociła dworek ze wszelkich kosztowności, które nie były przybite gwoździami. Obrazy, statuetki, zrulowane dywany. Nawet bretoński szezlong załadowali na pakę wozu.

Gdy już zbóje zaczęli powoli szykować się do wyjazdu, Leo w przypływie czegoś (szaleństwa może?) postanowił zmotywować ich nieco do żwawszego tempa. Strzały, jedna po drugiej, zafurkotały wściekle nad głowami, a jedna nawet przejechała po wystawionej czujce. Reakcja zbirów była natychmiastowa, krzyki odbiły się od drewnianych ścian gdy rzucili się ku osłonom wszelakim z przekleństwami na językach. Leo zjechał z dachu, przemknął nieco dalej. Wspiął się, przylgnął do komina i wystrzelił ponownie, z innej pozycji, by zmylić, skonfundować i rozkojarzyć szabrowników. Mieszaniec ruszył, gotów powtórzyć manewr, ale przeszarżował.

Łysol wychynął zza wozu, wściekle omiatając strzechy spojrzeniem i odnajdując sylwetkę Leonidasa przyczepioną do komina. Wyrwawszy ciężką kuszę z rąk swego kompana, wypalił z pewnością godną podziwu, ledwo co mierząc. Bełt świsnął, lot kończąc w plecach mieszańca szykującego się do skoku w dół. Skoczyć już nie skoczył. Rąbnięty od tyłu zachwiał się na nogach i poleciał w dół, tracąc równowagę. Leo rąbnął w stertę śmieci zalegających w dole, czując ból rozlewający się z rany i krew meandrującą po plecach.

Z daleka dobiegły go kroki, krzyki i trzaśnięcia drzwi, ale to działo się na drugim planie. Wygramolił się ze śmietnika, warcząc pod nosem i ledwo co zrobił dwa kroki, a brzdęk tłuczonego szkła doszedł go od strony dachu. Płomienie rozlały się, parę kropel rozpalonej mazi zleciało w jego stronę. Strzecha, wysuszona przez ostatnie upały, stanęła w ogniu raz-dwa, rozświetlając okolicę i przepędzając cienie.

- Spierdalajcie! - Ryk łysego, nawykłego do krzyczenia komend, doszedł ze strony dworku. - Spalimy tą wiochę, jak nie dacie nam wyjechać!

”Te pożary lubią się z wami,” Leo przypomniał sobie nie tak dawne słowa Henrietty.

Płomienie zatańczyły w górze.




__________________________________

5k100

Tupik oraz Dexter nie zdali testu ODP na gusła, wobec czego zostali wyłączeni z akcji na dwie tury (czyli parę sekund). Dojdą do siebie, ale smród Nurgle'a będzie trzymać się wokół guślarza przez następne minuty.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172