Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2022, 00:15   #34
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Obóz? Cóż, jeśli chodzi o rodzaj materiału z którym będziemy pracować, to nie jest źle. Można, przy odrobinie czasu i wysiłku, zrobić z niego wszystko to, czego potrzebujemy. Pytanie tylko, czy przy tych ilościach nam go na to starczy… -

Buck uważał się za profesjonalistę, dlatego nie pozwalał sobie na oznaki rozczarowania ilością „obozowiczów” w obecności Cantano. No, a przynajmniej się starał. Z zaciekawianiem wysłuchał też tego co pułkownik ma do powiedzenia na początek spotkania. Tutaj nie było za wielu konkretów, ale Kazański potraktował to tylko jako wstęp do rozmowy.

- Panie pułkowniku, nie będę ukrywał, że mam wile pytań i spraw do omówienia, które muszą być omówione jak najszybciej, ale jest jedna podstawowa, od której trzeba zacząć. Jak Pan sobie to wszystko wyobraża?
- Nie za bardzo rozumiem, co Pan ma na myśli, Panie Kazinski?

- Na ten moment nie Pan niczego, co choćby przypomina wojsko, ale po to wynajął Pan nas, żeby to zmienić. I my zrobimy, co do nas należy. Ja pytam czy Pan wie, co chce Pan zrobić z tymi siłami, jak już będzie Pan nimi dysponował.

- Nasz cel jest oczywisty i został Panu bardzo dobrze przekazany.

- Cel tak. Środki do tego celu – ich uzyskanie – to nasze zadanie. Ja pytam o metody. Innymi słowy czy ma Pan już jakieś plany operacyjne. Choćby w zarysie. Jak chce Pan walczyć.

- Znów mam wrażenie, że ma Pan coś konkretnego na myśli, Pani Kaziński. Proszę mówić otwarcie.

- Niech będzie. Powiem wprost, widzę tylko dwie możliwości, aby doprowadzić Pana i Pana rodaków do celu. W zależności od tego, na którą się Pan zdecyduje, nasze i Pana działania, w zasadzie już od teraz będą się różnić.

- Słucham.

- Jedna opcja, to można powiedzieć klasyczna wojna partyzancka. Po wyszkoleniu pierwszych sił, albo nawet przed tym, przy większym udziale najemników, można zaczynać pierwsze operacje. Ataki na posterunki, składy wojskowe, patrole, co ważniejszych dowódców i dygnitarzy, służby bezpieczeństwa, nawet terroryzm, jeśli uzna Pan to za konieczne. Nie wiem, czy ma Pan z tym doświadczenia, ale widziałem to już wiele razy. Z obydwu stron. W odpowiedzi na takie akcje, rząd sprawdzi więcej żołnierzy, z czasem zaangażuje lotnictwo, artylerie, sprowadzi marynarkę, która przy niewielkiej wielości wyspy z powodzeniem może ostrzeliwać ją z lądu. Do tego dojadą represje, z czasem i kolejnymi trupami, coraz większe. Nie da się prowadzić partyzantki bez wsparcie lokalnej ludności. Jeśli ludność nie poprze tej walki, jest po wszystkim a jeśli poprze, rząd odpowie większymi represjami, to sprawi co prawda, że ludność będzie jeszcze bardziej wspierać partyzantkę, ale też sprawi, że rząd będzie coraz bardziej bezwzględny. Dzisiaj być może niektórym ciężko byłoby sobie wyobrazić niektóre rzeczy, ale owej ludności nie ma na wyspie na tyle, aby nie dało się jej pozbyć lub spacyfikować. Jest na to wiele sprawdzonych sposobów a władze centralne bez trudy znajdą na rynku specjalistów mających wiedze, umiejętności i napędzane zielonymi chęci przeprowadzenia takich operacji. W końcu jak Pana stać na najemników, to ich też. A nie wszyscy są tak uroczy jak my…

- Nie ma wojny bez ryzyka czy wolności bez ofiar. Jestem gotowy…

- Przegracie. Jeśli walki staną się poważniejsze, turyści uciekną, bez nich uwaga tak zwanego cywilizowanego świata też się odwróci a to rozwiąże ręce rządowym. Wyspa jest zwyczajnie za mała, nie ma na niej aż tak wielu miejsc, gdzie można się ukryć, na dobra sprawę tylko jedno duże miasto, do lądu kontrolowanego przez rząd jest znacznie bliżej niż do najbliższej neutralnej wyspy a na kontynentalnej Wenezueli nikt tej walki nie poprze, co praktycznie uniemożliwi prowadzenie tam czegoś więcej, niż pojedynczych, ograniczonych czasowo i miejscowo operacji. Jakikolwiek zaopatrzenie będzie można sprowadzić tylko morzem a to rząd będzie wstanie zablokować, zwłaszcza jak nie będzie to już turystyczny raj i „rejon operacji antyterrorystycznej”.

- Partyzantka, to zawsze jest walka z silniejszym przeciwnikiem.

- Tak, to prawda. Tylko partyzanci mogą działać tak długo, jak ich wróg nie wie gdzie są a w tej materii jest Pan dość ograniczony.

- Wiem jakie jest położenie mojego kraju Panie Kazinski. Wiem też, że nie przebył Pan całej tej długiej drogi wraz ze swoimi towarzyszami, żeby mi powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu.

- Fakt. Jest jeszcze opcja druga. Zamiast partyzancki zróbcie rewolucje. Błyskawiczną rewolucje, najlepiej.

- Słucham?

- Zamach stanu, jeśli to brzmi dla Pana lepiej. Jedna, duża, skoordynowana operacja przejęcia całkowitej władzy na wyspie. W jeden dzień. Bez żadnego uprzedzenia, bez niepotrzebne eskalowania, bez niczego co wybudziło by wojskowych i władze z samozadowolenia. Ba, nawet z kilka sygnałami, ze plany są zupełnie przeciwne. Tylko po to, żeby Postawić druga stronę przed faktem dokonamy a jednocześnie zrzucić na nią cała odpowiedzialność za ewentualną pełnoskalową wojnę. Ile jest miejsc na wyspach, które trzeba tak naprawdę kontrolować, żeby powiedzieć, że się tu rządzi? Kluczowe budynki administracji, centrala służb bezpieczeństwa, lotnisko, port, telewizja, radio. Może jakieś centrale waszych przeciwników politycznych, tak na wszelki wypadek.

- Wzięte z zaskoczenia wojsko będzie potrzebowało czasu na reakcje, zwłaszcza jak okaże się, że ktoś do nich faktycznie strzela, mimo, że nigdy tego tak naprawdę na poważnie nie robił. Wcale nie trzeba go niszczyć czy nawet pokonywać. Wystarczy, że będzie bierne, niezdolne do działania w kluczowym czasie. Ze swojego nowego Pałacu Prezydenckiego ogłosi Pan się Prezydentem nowego wolnego kraju, jednoczenie oznajmiając, że lud Margarity kontroluje wyspę - porty, lotnisko, radio, telewizje, administracje, wszystko. Lud nowo narodzonego Państwa wyjdzie na ulicę, żeby to potwierdzić. Pan wezwie żołnierzy armii rządowej do złożenia broni, jednoczeni gwarantując im, że są przecież „naszymi braćmi” a zatem będą dobrze traktowani i będą mogli natychmiast wrócić do swoich rodzin na stały ląd. Kto wie, może znajdzie się jeden czy dwóch „rozsądnych” oficerów, którzy dadzą dobry przykład, za którym będą mogli pójść inni. To da się zorganizować.

- Policjantów, urzędników i całą resztę koniecznych do funkcjonowania wyspy ludzi poprosi Pan o kontynuowanie pracy. Jednocześnie zwróci się o ochronę do społeczności międzynawowej, zwłaszcza tej, która mu tu swoich turystów a także zadeklaruje, że kocha wolność, równość i demokracje, że wolne, demokratyczne wybory odbędą się już za raz, prawie, że od razu, no i że ma Pan ropę, którą chętnie się podzieli. To ostatnie już małym druczkiem, między wierszami. Nic tak nie wzbudza chęci niesienia wolności i demokracji w wolnym świecie, jak zapach ropy naftowej.

- Oczywiście to wszystko - na razie - dość ogólna wizja. Bardzo optymistyczna, trudna do wykonania, zakładająca, że faktycznie dysponuje Pan konkretną liczą, chętnych do tego ludzi, ale nie niemożliwa. Ryzykowna, niebezpieczna, skomplikowana, zapewne mocno arogancka w samym swym założeniu, biorąc po uwagę, że na dziś nie ma nawet jednego wyszkolonego poddziału, ale możliwa do wykonania. To co wcześniej było wadą – niewielki rozmiar i odizolowanie Margairy – stanie się atutem. Dysproporcja sił nadal pozostanie, ale podtrzymanie swojej władzy na wyspie a zdobycie jej od zera, to dwie rożne sprawy. Wystarczy jeden amerykański niszczyciel, który zupełnie przypadkowo był w okolicy i musi teraz zadbać o bezpieczeństwo amerykańskich obywateli spędzających urlop w urokliwym i pięknym, choć dopiero co powstałym kraju a wszelki operacje lotniczo-morskie w okolicy staną się co nie bądź ryzykowne. Zwłaszcza, że one dziwny trafem rzadko pływają samotnie… Z drugiej strony zapewnienie czystego nieba czy morza dla US Navy to stosunkowe łatwe, przyjemne, nie pochłaniające dużych zasobów i nie powodując ryzyka dla amerykańskich boys zajęcie. No i jasno pokazuje, że są potrzebni i że to oni powinny dostać największą cześć budżetu na swoje zabawki. Dla tego typu wizji na pewno znajdzie się kilka par uszu, które co najmniej zechcą jej wysłuchać.

- Co innego babranie się w jakieś wojnie domowej. To zadanie co najwyżej dla szczurów z CIA, które stwierdzi, że chętnie by pomogło, ale nie za wiele może, bo sumie to najbardziej im odpowiada, aby ta wojenka trwał jak najdłużej, bo to będzie osłabić nie koniecznie przychylny im rząd w Caracas.

- To, o czy mówię jest możliwe do wykonania, ale przygotowania trzeba zacząć już teraz, już na etapie szkolenia, tworzenia struktur, dobieranie ludzi, zdobywania kontaktów, już z myślą o konkretnych zadaniach. Jest mnóstwo do zrobienie i to nie tyko na samej wyspie.

- Oczywiście jak tu jestem tylko pracownikiem najemnym, który będzie się starał zrealizować Pana wizje i odczekania. Chcę je mieć tylko sprecyzowane od samego początku. Ułatwi to życie nam wszystkim.
 
malahaj jest offline