Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2022, 16:51   #35
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 16 - 1998.01.31 sb, popołudnie

Czas: 1998.01.31 pt, popołudnie; g 16:30
Miejsce: Morze Karaibskie, Margarita Wschodnia; San Juan; rancho Caribe
Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, gorąco



Wszyscy



- No ciekawe rzeczy opowiadasz Buck… - pułkownik dowodzący ruchem rewolucjonistów miał niezły orzech do zgryzienia. Długo nad tym dyskutowali, najemnicy AIM z jednej strony i lokalni rebelianci co chcieli oderwać swoją wyspę od reżimu jaki panował w kontynentalnej części kraju. Na tyle głów, pomysłów, detali, sprzeczności, punktów widzenia było o czym dyskutować. Na zewnątrz słoneczny blask zalał okolicę przeganiając pochmurne południe i gorąco rozgrzewało beton, asfalt i szyby. Jednak nie sięgało wygodnego, klimatyzowanego wnętrza jadalni i reszty domu dla gości w jakim odbywało się to tajne spotkanie spiskowców.

- Na pewno wolałbym uniknąć ofiar i krwawej wojny domowej. A tego niestety się mocno obawiałem już wcześniej. Co by nie mówić to na kontynencie jest jakieś 30 milionów ludzi. A u nas jakby stosować wesołą księgowość to pół miliona. - pułkownik boleśnie zdawał sobie sprawę z rażącej dysproporcji między zasobami swojej rodowitej wyspy a resztą kraju od jakiego chcieli się oderwać. Dlatego właśnie szukał sposobu jak tu coś ugrać i do tej pory unikał otwartej konfrotnacji z siłami rządowymi. Nawet jeśli wewnątrz ruchu separatystów klimat był rewolucyjny i niezgoda na reżim z Caracas była powszechna. Ale byli za słabi aby stanąć do otwartej walki. W końcu nie chodziło nawet o ten batalion zmechu i różne paramilitatne i partyjne organizacje. Ale o te kontyngenty jakie Wenezuela mogła wysłać z kontynentu. No chyba, że stałoby się “coś” co by sprawiło, że by cię w Caracas wahali przed takim krokiem. W końcu w takich surowych statystykach to taki Wietnam też nie miał startu do USA. A trudno było mówić aby globalne mocarstwo wygrało tamtą wojnę. Podobnie jak sowieci w Afganistanie. To dodawało otuchy Cantano i jego ludziom, że jest szansa na pokonanie o wiele silniejszego przeciwnika który by miał o wiele więcej batalionów.

- Zamach stanu mówisz… - Cantano złożył dłonie na karku, oparł się o krzesło i jak trawił swoje myśli to machinalnie wodził wzrokiem po suficie.

- Gdyby zrobić wolne wybory na naszej wyspie, naprawdę wolne wybory, to jestem pewien, że byśmy wygrali. Zwłaszcza w sprawie oderwania się od Wenezueli. Myślę, że z 50% poparcie to dolny próg. Górny to kto wie? Może nawet 70-80%? To oczywiście moje szacunki bo przecież nie możemy wyjść na ulicę z takimi ankietami. - powiedział jakby zaczął od końca omawiać drugi z pomysłów łysego Amerykanina. Spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. No tak, zasady konspiracji mocno utrudniały takie różne oficjalne środki badań, szacunków, komunikacji jakie miały legalne organizacje czy po prostu przedstawiciele rządu.

- Ale to by trzeba robić takie głosowanie wyłącznie na naszych wyspach. Na to Caracas nigdy się nie zgodzi bo zdaje sobie sprawę jakie by były wyniki. Nie utrzymałby nas przy sobie gdyby pozwolił nam na wolne wybory. Dlatego ich nie przeprowadzi. I dlatego przysyła tu coraz więcej swoich żołnierzy, policjantów, partyjniaków i innych takich. Co więcej nasza secesja, zwłaszcza udana, mogłaby wywołać niepokoje i niewygodne pytania na kontynencie. Wszyscy wiedzą, że u nas w porównaniu do jakichś wioch w interiorze dżungli to jest dobrobyt a nawet luksus. To by mogło wywołać rewolucję nawet na kontynencie. I rząd to wie dlatego zrobi co się da aby nas spacyfikować w zarodku i nie dopuścić do takiej sytuacji. Dopiero jakbyśmy mieli wyspę dla siebie można by zorganizować takie referendum. - Cantano wyjaśnił jak to wygląda w świetle całego kraju i zapewne z perspektywy rządu. Jaki by on nie był. Bo ten populista Chavez zdobywał sobie coraz większe poparcie w ostatnich tygodniach a wyraźnie sympatyzował z lewicą i obiecywał różne nacjonalizacje, zabieranie majtków bogatym i w Rosji upatrywał najważniejszego partnera strategicznego Wenezueli zamiast jak dotychczas trzymać się Stanów. Na wyspie zaś spora część mieszkańców pochodziła z Europy zachodniej i tam kierowała swoje sympatie. A ogólnie ku szeroko pojętemu Zachodowi. Niestety to znów wskazywało, że rząd Wenezueli, będzie dążył do spacyfikowania secesjonistycznych tendencji wyspiarzy. W końcu dla Wenezueli to byłby taki Berlin Zachodni, jak drzazga w boku i jawne zaproszenie do ucieczki z kraju "dobrobytu" firmowanego przez reżim w Caracas do tej oazy zachodniego stylu życia, dobrobytu i swobody.

- Strategicznie nawet jakby taki przewrót poszedł całkowicie po naszej myśli. To nadal Caracas w ciągu paru dni, powiedzmy tygodnia, może tu przysłać kolejne bataliony. A my nie będziemy temu mogli przeciwdziałać póki nie wylądują na naszej wyspie. A z Caracas jest tu bliżej niż z USA czy ONZ. Zanim Jankesi czy Bruksela coś postanowią, nawet jakby postanowili znowy całkowicie nas poprzeć to tu już będziemy mieli czołgi na ulicach. No ale i tak taki pałacowy zamach pozwoliłby nam ogłosić się legalnymi przedstawicielami naszych wysp. I dałby nam spore pole manewru, pozwoliłby działać otwarcie. Można by ogłosić mobilizację ochotników czy co a nie tak pokątnie jak teraz. To jeszcze nie byłby koniec ale pozwoliłoby na mocne otwarcie tych dyskusji z Caracas i resztą świata. - szef rewolucjonistów główkował nad sprawą tego przewrotu. Na razie bez zbędnych detali, tak strategicznie jakie by to niosło możliwości. I oczywiście zakładając, że by się udał bo inaczej mieliby sytuację z nieudanym puczem i kto wie? Może stanem wojennym czy operacją antyterrorystyczną jaką by ogłosiła strona rządowa. O ile uważał, że są przesłanki jakie by świadczyły o tym, że taki przewrót jest do zrobienia. To już mniej klarowne dla niego było postawa państw zachodnich. Bo bez takiego poparcia międzynarodowego nawet w razie powodzenia trudno było aby mała wyspa toczyła zwycięskie boje z krajem i średniej populacji i ogromnym terytorium.

- Samo przeprowadzenie zamachu powinno się udać. Mamy wielu popleczników w różnych organizacjach i punktach miasta. Dlatego trudno ukryć rządowym jak szykują nam coś większego. Wyjątek to koszary. Tam prawie wszyscy są z kontynentu i tutaj czują się obco i na gościnnych występach. To utrudnia infiltracje. No i ten pluton antyterrorystyczny na lotnisku. Samo lotnisko to też główna arteria dla turystów z zachodu. Źle by to wyglądało jakby kręcili się tam ludzie z bronią i odstawiali jakieś strzelaniny. Najlepiej jakby przejąć to lotnisko bez wystrzału, tak aby turyści nic o tym nie wiedzieli. Aby ich nie spłoszyć. No ale tam właśnie są ci antyterroryści. Oni są z kontynentu. Mimo wszystko jakby dobrze wyselekcjonować cele i sprawnie przeprowadzić akcję myślę, że to byłoby do zrobienia. - co do szans samego przeprowadzenia zamachu wódz rewolucjonistów wydawał się być umiarkowanie optymistyczny. Brzmiało jakby miał już teren rozpoznany pod tym wględem. A do samej infiltracji jego organizacja nadawała się wyśmienicie i miała w tym wprawę. Byli miejscowi co mieszkali i pracowali w różnych miejscach wysp co razem tworzyło sieć jaka przenikała przez tkankę społeczną tego miasta. W wielu hotelach, urzędach, posterunkach policji, szkołach, restauracjach byli jacyś sympatycy secesji lub wręcz należeli do organizacji cantanowców. Może nie mieli broni, nowoczesnej łączności, wojskowego przeszkolenia. Ale w tych konspiracyjnych rozgrywkach działali całkiem prężnie.

No ale mocno niepewne było co będzie dalej nawet jakby taki przewrót pałacowy się udał. W razie tak silnej akcji trzeba było się liczyć z równie silną reakcją z Caracas. Zwłaszcza jakby np. nie wszystko poszło zgodnie z planem i jakieś walki np. z żołnierzami w koszarach, się przeciągały. Jako monolit to w tej chwili ten batalion zmechu to był joker jaki w otwartej walce rozbiłby każdą blotkę partyzantów nawet wspartych najemnikami. Nawet gdyby udało się wcześniej zdobyć broń i wyszkolić jakieś pododdziały partyzantów to nadal otwarta walka z regularnym wojskiem zapowiadała się kiepsko. Dlatego Cantano wolał aby jakoś nakłonić tych wojaków z kontynentu aby nie walczyli. Tylko jeszcze nie był pewny jak to osiągnąć. Na pewno gdyby żołnierze nie stawili czynnego oporu to by wszystko bardzo uprościło. A gdyby zaczęli pacyfikować rebelię no to zrobiłoby się grubo a i działałoby na korzyć Caracas i sił jakie mieliby tu przysłać. No i dlatego zapewnienie sobie poparcia Zachodu, chociaż jednej stolicy, najlepiej Waszyngtonu, Londynu, Paryża czy Brukseli czyli tych państw lub ONZ co miały środki aby fizycznie zadziałać w tym rejonie świata. Tylko musiałyby zechcieć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline