Ellis City,
Hotel.
9 maj
Około 16:00
James po pewnym czasie otrzymał swoją gazetę… od tej samej pokojówki, co wcześniej. Tym razem jednak dziewczę, z dziwnie migoczącymi oczkami, ociągało się z wyjściem.
- Czy… czy życzy sobie pan… coś jeszcze? - Powiedziała, oglądając go sobie bezczelnie z góry do dołu, siedzącego w fotelu w samym szlafroku, i aż nawet lekko przygryzła na moment usteczka. Pojawił się również słodki uśmieszek i rumieńce…
***
Gdy woda zrobiła się już dosyć chłodna, a kąpiel zamieniła się po prostu na relaks w wannie… trwający dobre pół godziny, Wesa usłyszał czyjeś kroki w swoim pokoju(!)
Zdziwiony wpatrywał się w drzwi łazienki, jednocześnie szukając w swoim pobliżu jakiejś "broni".
Ktoś zapukał jednak grzecznie, po czym wszedł od razu, nie czekając na zezwolenie.
Elijah.
- Ja… ummm… przepraszam za… najście… ale tak sobie przemyślałem sprawę… no i… - Wzrok młodego czarnoskórego początkowo unikał sylwetki Wesy w wannie, wkrótce jednak na nim spoczął, a nawet zaczął i po nim błądzić - Jakbyś chciał… to… mogę ci umyć plecy…
***
Woda w wannie była już kojąco zimna, co bardzo pasowało Oppenheimerowi, oddawał się więc w niej błogiemu lenistwu… gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju. Początkowo Arthur to zignorował, lekko marszcząc brwi, owy ktoś był jednak uporczywy.
Złorzecząc pod nosem, wyszedł z wanny, i po prostu założył szlafrok, po czym udał się do owych drzwi. Kogo niesie…
Melody.
Panienka Opentimer, a właściwie Gregory, jedynie w szlafroku i pantofelkach, z mokrymi, rozpuszczonymi jeszcze włosami po kąpieli. Bez kapelusza, bez niczego więcej, za to ze słodkim uśmieszkiem na ustach.
- Panie Arthurze… - Zaczęła niewinnym głosikiem, choć zdradzały ją błyski w oczach, no i wyczuwalny alkohol w oddechu - …chciałam spytać, czy wszystko w porządku, no i czy nie jest pan na mnie zły, że ja pana nazwiska użyłam…
Stali metr od siebie. Oboje jedynie w szlafrokach. A pod skąpym materiałem, nagie ciało naznaczone życiem, wyrzeźbione przez nie, przez okrucieństwo jakiego czasem w nim doznawano… wpatrywała się w jego blizny na szyi.
Wilk i owca. Tylko kto był kim?
***
- Oooooch taaaak! Mmmmm… trochę mocniej… ooooojjjj… tak dobrze… mmmm… - Jęki Elizabeth były dosyć głośne, i zdecydowanie nieprzyzwoite. Ale poza jej pokojem, tego raczej nikt nie słyszał?
To jednak było to, czego potrzebowała, a nawet nie zdawała sobie o tym sprawy.
Masaż.
Masaż obolałego ciała, pleców, nóg. A Helen znała się na rzeczy, masując ją z wprawą, od czasu do czasu cichutko chichrając pod nosem na owe jęki Dixon. Wszystko zaś w sumie wyszło przez przypadek… gdy służba kręciła się po pokoju, zbierając rzeczy Elizabeth do prania, i oprowadzając ją, "Ognista" narzekała na obolałe ciało, ktoś zaproponował właśnie owy masaż, w wykonaniu Helen. No i w sumie czemu nie… posłano więc po
Helen, i tyle.
Pyszne jadło, szampany, kąpiel, a teraz wspaniały masaż, żyć nie umierać.
Leżała naga na wielkim łożu, ułożona na brzuchu, na pupie miała jedynie mały ręcznik. Służka zaś ściągnęła butki, usadowiła się obok niej, a sprawne dłonie Helen wędrowały po jej ciele, masując je i wcierając pachnący olejek…
***
Do pokoju wypoczywającego Johna zapukał… fryzjer. Tak, fryzjer, z wizytą w pokoju, ze swoim pomocnikiem, i masą dupereli, potrzebnych do wykonania swoich czynności.
Tak jak przecież Melody zamawiała, no faktycznie… i w sumie strzyżenie i golenie było całkiem niezłym pomysłem, by już całkowicie się doprowadzić do porządku, i w końcu wyglądać naprawdę, naprawdę porządnie po tych wielu dniach podróży w pyle na prerii? No i wszystko opłacone przez panienkę Gregory.
***
Komentarze za chwilę.