W celach Vall na moment skamieniał. Stan w jakim byli więźniowie go przeraził. Sam fakt, że w pierwszej chwili pomyślał, że wszyscy są martwi mówił wiele o ich stanie. Nawet nie wiedział kto go szturchnął, żeby się otrząsnął. Sięgnął po narzędzia złodziejskie i zaczął rozpracowywać zamki.
Nie wiedział po co. Nie mieli jak ich uratować. Na piętrze nadal były gobliny. Do miast była daleka droga, a oni byli wycieńczeni. Nie mieli ze sobą kapłana, ani medyka…
Gardło ściskał mu myśl, że może lepiej ich zabić? Skrócić ich agonię? Czy wysiłki i cierpienie jakie im przysporzy jest warte efektu? Ile z nich pozostanie kalekami? Czy ktokolwiek po torturach poczuje się bezpiecznie?
W końcu twarz elfa się zmieniła. Splunął i ze ściągniętymi w gniewie brwiami zaczął rozbrajać kolejne zamki. Może umrą, ale umrą wolni.
Nie skomentował tego w żaden sposób. Nie chciał. W głowie miał tylko myśli o tym, że równie dobrze, to on mógłby być tu zakuty i torturowany.
***
- Nie da się tego odzobaczyć… uważaj - powiedział do Shalelu, po tym jak powiedziała im z kim mają do czynienia.
- Poczekajmy aż będą w trakcie. Zdejmuje zbroję, odłoży broń. Zawsze lepiej walczyć z kimś, kto ma gacie na kostkach. Nie ma co tracić darmowej przewagi. Przygotujcie się.
Elf odsunął się od drzwi szykując swoje dwa ze swoich trzech sztyletów.