Torowisko elektrowni pod Blairsville
Hector Garcia uważał się za człowieka, przed którym ludzka natura nie miała tajemnic. Potrafił bezbłędnie rozgryzać ludzkie charaktery i bardzo rzadko mylił się co do pierwszego wrażenia, jakie wywierali na nim nowo poznani kompani. A jednak w przypadku Johna pomylił się sromotnie.
Pierwsze godziny znajomości z lekarzem utrwaliły Hectora w przekonaniu, że Davis jest dobrodusznym i uczciwym specjalistą w fachu, który z definicji miał nieść pomoc innym. Aż do zionącej grozą chwili na torowisku nic w zachowaniu krajana nie sugerowało, że mógłby on mieć drugie, starannie ukryte pod maską oblicze. Zrozumienie uderzyło Garcię niczym kowalski młot w chwili, kiedy Davis odłożył swoje narzędzia, a potem jednym szybkim ruchem wyciągnął z pochwy na biodrze nóż.
Jeśli w chaszczach czaiło się stworzenie mogące być zagrożeniem dla najmitów, o losie ekspedycji miał przesądzić ołów, toteż żaden zwyczajny poczciwy lekarz nie wyciągałby w takiej sytuacji noża, już prędzej tkwiłby schowany za plecami kompanów albo wspiąłby się na najbliższy z wagonów w poszukiwaniu schronienia - lecz John Davis zrobił coś zupełnie przeczącego stereotypom, które uśpiły czujność Hectora. Wyciągnął nóż niczym człowiek, który z radosną ochotą dąży do walki wręcz i który nie żywi żadnych oporów przed walką narzędziem dużo mniej czystym w użyciu od broni palnej, a nią samą wręcz gardzi.
Latynos uświadomił sobie, że ani razu nie zapytał medyka, z której części Nowego Jorku ten pochodził, ale w tej ważkiej chwili gotów był założyć, że z rumowiska Harlemu, gdzie egzystowały gangi lubujące się w walkach na noże. Ci ludzie wyciągali swoje ostrza przeciwko każdemu przeciwnikowi kultywując specyficzny etos wojowników i budząc słuszny respekt wśród reszty mieszkańców Jabłka.
Zerkając z ukosa na Davisa Hector gotów był wręcz uwierzyć, że ten człowiek markował do tej pory zmęczenie, aby mieć pretekst do wykonywania lżejszej pracy i zachować dzięki temu dość energii na wypadek nagłej potrzeby - wszak walka nożem wymagała jej znacznie więcej od pociągania za spust!
Powracając spojrzeniem ku chaszczom Latynos podziękował w myślach Matce Boskiej za olśnienie, które pozwoliło mu odkryć jedną z tajemnic Johna. Taka wiedza mogła być w pewnych okolicznościach wręcz bezcenna, a w tym konkretnym momencie była też dla Hectora ogromnie krzepiąca na duchu.