Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2022, 15:29   #37
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 17 - 1998.01.31 sb, zmierzch

Czas: 1998.01.31 pt, popołudnie; g 20:30
Miejsce: Morze Karaibskie, Margarita Wschodnia; San Juan; rancho Caribe
Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: ciemno, zachmurzenie, łag.wiatr, ciepło



Wszyscy



Na zewnątrz druga połowa dnia przeszła w styczniowy zmierzch a ten w nocne ciemności. Rozświetlone jednak lampami przy drodze i murze okalającym ranczo. A budynkach paliły się ciepłe prostokąty świateł. Niebo spochmurniało ale wewnątrz jadalni w jakiej od paru godzin toczyły się rozmowy pomiędzy przedstawicielami obu spiskowych stron nie miało to większego znaczenia.

- No widzę, że masz szeroki zakres zainteresowań Buck. - dowódca rebeliantów pokiwał w pewnym momencie głową gdy usłyszał co lider przysłanych AIM ma do powiedzenia. Zakres propozycji był szeroki i głęboki więc nie dało się tego streścić, omówić czy zaplanować w paru słowach. Trzeba to było rozbić na mniejsze elementy aby dało się nad tym zapanować i się nie pogubić w gąszczu danych, miejsc, dat, nazwisk i opcji.

- Tak, myślę, że taką listę najważniejszych osób lub najbardziej wpływowych powinno dać się przygotować. Postaramy się ją dostarczyć jak najszybciej. - Miguel krótko podsumował chwilę rozmowy z Carlosem i innymi doradcami o tych osobach. Ale widać było, że to tylko czubek góry lodowej i muszą to omówić na spokojnie. W sprawie infiltracji też był raczej dobrej myśli. Może nie miał swoich ludzi wszędzie. Ale w wielu miejscach. Sympatyków, informatorów a czasem członków organizacji. Gdyby trzeba było zinfiltrować jakiś konkretny adres możliwe, że już tam kogoś mają a jak nie to w ciągu paru tygodni powinno dać się kogoś umieścić. Zwykle jako personel pomocniczy. W końcu każdy hotel, restauracja, policja, lotnisko czy koszary potrzebowały wywozić śmieci, kogoś do sprzątania, recepcji i tak dalej a ci zwykle rekrutowali się z miejscowej społeczności w jakiej cantanowcy mieli spore wpływy.

- Jednak w sprawie platformy wiertniczej czy zagranicznych firm bym był ostrożny. Nie chciałbym uchodzić za mafioza. A sam chyba wiesz jaki jest odbiór gdy smutni panowie, jeszcze z bronią, przychodzą i mówią, że chcą jakiś charytatywny datek czy inny podatek w zamian za ochronę czy możliwość działania w spokoju. - akurat co do propozycji w sprawie zagranicznych firm jakie działały na wyspie pułkownik odniósł się z dużą rezerwą. Przyznał, że zagranicznych firm jest na wyspie sporo. Głównie duże hotele, kluby i restauracje. No i ta platforma wiertnicza co ją kończą na szelfie wyspy. Prawie wszystkie miały istotny kapitał zagraniczny, należały do jakiejś sieci hoteli czy konsorcjum petrochemicznego. Przychodziły ze swoimi dolarami, funtami i euro aby inwestować tutaj na wyspie stąd między innymi było tu tak bogato w porównaniu do kontynentalnej Wenezueli. Rajska i wolnocłowa wyspa była wdzięcznym obiektem i dla zagranicznych inwestycji i dla zagranicznych turystów. Co się zresztą ze sobą wiązało. Miguel był niechętny aby spłoszyć jednych i drugich. Pośrednio wielu z jego ludzi i sympatyków pracowało w sektorze turystycznym. A z ich portfeli szły składki na organizacje zaś z tego budżetu płacono też na wynajęcie ekspertów z AIM. W jakimś więc stopniu było to wszystko ze sobą powiązane. Szef planowanej rewolucji nie był zbyt chętny mieć metki mafioza a swojej organizacji nie chciał utożsamiać z mafią wymuszającą haracze. A to właśnie tacy wielcy, zagraniczni gracze napędzali koniunkturę na wyspę. Lokalni to zwykle byli na niższym, średnim i małym szczeblu. Mniejsze hotele i motele, restauracje, wypożyczalnie skuterów i łodzi, gospodarstwa agroturystyczne i tak dalej. W swojej liczbie też stanowili spory procent dochodów i rozwoju ale pojedynczy sklepikarz czy właściciel klubu nie mógł się równać z wielopiętrowym, luksusowym hotelem zdolnym obsługiwać setki turystów na raz.

- Poza tym jakby się rozeszło po wyspie, że Miguel Cantano ściąga haracze to by to nawet u naszych źle wyglądało. Do tej pory bardzo starałem się uniknąć takiej metki. I bardzo przestrzegam dyscypliny w podległych oddziałach aby nie byli postrzegani jak jacyś bandyci. - dodał jeszcze na koniec tego wątku. W końcu w pewnym sensie jako organizacja nieformalna i bez odgórnego sponsora byli mocno uzależnieni od dobrowolnych datków zwykle od lokalnej społeczności. A te mocno uzależnione były od tego jak ta społeczność postrzega cantanowców. Póki byli widziany jako obrońcy, jako ci co mieli szansę przynieść wolność i niezależność wyspy, ci którzy walczyli z reżimem z Caracas było dobrze. Datki płynęły i nawet można było się pokusić o wynajęcie najemników z największej, międzynarodowej organizacji tego typu. Ale to mogło się skończyć gdyby się rozniosło, że Cantano bawi się w jakieś mafijne zagrywki albo wystraszy zagranicznych inwestorów. Owszem, przyznał, że gdyby te zagraniczne kompanie wsparły ich ruch mogłyby to być użyteczne no ale ryzyko było spore aby właśnie nie odczytali tego jako wymuszanie haraczu. Gdyby udało się uzyskać niepodległość to te hotele i platforma wiertnicza i tak by wpadły w ich ręce. Bo szelf i złoża pod nim należał do wyspy a ta gdyby się stała niezależnym państwem mogłaby renegocjować pierwotną umowę. I petrodolary mogłyby płynąć do kasy nowego rządu wyspy. O ile by już uruchomili tą platformę bo na razie to dopiero ją kończą. Ponoć w lecie mieli ją otwierać jak nie będzie jakiś przestojów. Podobnie z konsorcjami zarządzającymi dużymi hotelami. Po prostu zmieni się właściciel wyspy to podobnie będą płacić podatki dla nowego, lokalnego rządu a nie do Caracas. Więc w takim strategicznym względzie i tak by ci wielcy, zagraniczni inwestorzy zaczęli pracować dla nowego rządu. Gdyby przewrót i utrzymanie władzy się udało a sytuacja nie byłaby na tyle groźna aby wypłoszyć turystów i inwestorów. W tej chwili więc to była dość odległa i mglista perspektywa.

- A z tymi szpiegami na kontynencie tak, też coś o tym myślałem. - za to jako szef konspiratorów pomysł z rozszerzeniem siatki informatorów bardzo mu się spodobał. Za kluczowe uważał załogi promów pływających na i z wyspy. Od Caracas na zachodzie, przez Barcelonę, Cumana na południu i Carupano na wschodnim wybrzeżu kontynentu pływały bezpośrednie rejsy na wyspę. Oczywiście to były cywilne rejsy więc mogli widzieć tylko to co cywile. I może sytuację ogólną w portach w jakich mieli postoje, zwykle bowiem prom zostawał na noc w danym porcie i wypływał z powrotem następnego ranka. Większą trudność stanowiło przekazanie pilnej wiadomości bo ktoś z takiej załogi mógłby pewnie zameldować czego był świadkiem dopiero jakby wrócił na Margaritę. I o takich świadkach wydarzeń poza wyspą to i Miguel już myślał wcześniej więc tutaj Buck niejako utwierdził go w tym pomyśle. No ale trzeba było się liczyć z tym, że gdyby sytuacja na wyspie się zaogniła to rejsy i loty na wyspę zostaną wstrzymane i ta nitka informacyjna się urwie.

- A gdyby mieli wysłać do nas jakichś pacyfikatorów to prawie na pewno zacznął od marines. To elitarna formacja i szkolona do desantów z morza. Do opanowania wyspy byłaby w sam raz. Poza tym nasza wyspa jak i całe wybrzeże podpada pod resort marynarki, tak samo jak marines. A nawet jeśli wyślą jeszcze jakieś jednostki to pewnie już w drugiej fali. - w sprawie ewentualnego przeciwnika który miałby zostać wysłany do zdławienia rewolucji pułkownik wydawał się być prawie pewny kogo Caracas mogłaby wysłać. Korpus Marines. Który miał siły pełnej dywizji i wydawał się być w sam raz do desantu na zbuntowaną wyspę. Ale nawet gdyby wysłali którąś z dywizji lądowych trudno byłoby rebeliantom przeciwdziałać. Rządowi nie musieli ćwiczyć desantów. Mogli załadować wojsko nawet na te rejsowe promy i wysadzić ich w porcie na Margaricie. I cantanowcy nie mając własnej floty ani sił powietrznych niezbyt mogli temu przeciwdziałać. A jedyna artyleria na wyspie jaką można by użyć do ostrzelania jednostek pływających była w koszarach Porlamar. Tamtejszy zmech miał siłę batalionu przeliczeniowego i miał też odpowiedni komponent artylerii. Na razie jednak to było i tak poza zasięgiem partyzantów. Trudno było o obsługę tych dział nawet gdyby jakieś wpadło w ich ręce. W końcu bycie artylerzystą wymagało odpowiedniego treningu właśnie z obsługą artylerii a cantanowcy mieli jak na razie 0 tej artylerii. Pułkownik był zdania, że rząd miałby kłopot wysłać na wyspę więcej niż jedną, dużą jednostkę na raz. Siły lądowe Wenezueli składały się z ok 5-6 dywizji lub ich odpowiedników. Do tego Gwardia Narodowa w sile dywizji przeliczeniowej. Ale raz, że byli rozproszeni po całym kraju bo było to coś w stylu rządowej, lokalnej milicji jaką wystawiał każdy region. A dwa byli tak skorumpowani, że Cantano wątpił aby się nadawali do akcji ofensywnej. Chociaż oczywiście sam wolałby aby ich wysłaniu tutaj zamiast prawdziwego wojska bo raczej nie mieli opinii zbyt bitnych a może nawet dałoby się z nimi robić jakieś interesy skoro byli wręcz synonimem korupcji w tym kraju. No i był jeszcze korpus marines. Ci też byli obliczani na kolejną dywizję no ale uchodzili za jednostkę elitarną. Tak czy inaczej pocieszające było to, że rząd w Caracas nie mógł ogołocić interioru dżungli i kolumbijskiej granicy z wojska. Podobnie był tak lubiany i kochany przez własnych obywateli, że nie mógł ogołocić miast. Więc na jakąkolwiek akcję ofensywną, na przykład wysłania na wyspę raczej nie powinien wysłać więcej niż jedną wielką jednostkę na raz. Może jakieś Gwardię Narodową czy Milicję Narodową jako siły okupacyjne ale bojowo ich wartość i morale nie wydawały się zbyt wielkie. Złą stroną było to, że biorąc pod uwagę jak kiepsko stali z uzbrojeniem i wyszkoleniem cantanowcy to nawet jedna taka wielka jednostka byłaby wielkim zagrożeniem dla ich rewolucji nawet gdyby przewrót poszedł całkowicie po ich myśli.

- Najlepiej dla nas by było jakby tutejszy zmech przeszedł na naszą stronę. Wtedy byśmy mieli batalion uzbrojonego i wyszkolonego wojska po naszej stronie. Tylko, że oni są z kontynentu a nie od nas. Musieliby mieć dobry powód aby stanąć z bronią w ręku przeciwko innym wojakom z kontynentu. Albo, żeby chociaż się poddali i oddali nam sprzęt. Wtedy byśmy chociaż z uzbrojeniem dostali solidny zastrzyk. Tylko jak na razie oni są tam w koszarach a my tu na naradzie. - Cantano rozważał myśl co by było gdyby tutejszy garnizon przeszedł na stronę buntowników. Na pewno bardzo by to ich wzmocniło. Tylko kwestia lojalności. Na razie nic nie wskazywało aby chłopcy z kontynentu mieli ochotę umierać za wolność wyspy jaka była im obca walcząc z innymi chłopcami przysłanymi z kontynentu. W tej chwili ten batalion zmechu to była największa siła bojowa na wyspie.

- Tak naprawdę to jak Caracas zdecyduje się wysłać tu jakieś oddziały to wyśle. Raczej nie mamy jak tego powstrzymać. O ile Zachód nie potrząśnie szabelką wysyłając tu swoje lotniskowce i samoloty co da Caracas do myślenia to raczej nie powstrzymamy lądowania nowych oddziałów. - pułkownik oceniał, że nawet przy pomyślnych wiatrach raczej będą mieli ograniczone możliwości przeciwdziałania lądowania rządowych oddziałów na wyspie. Dopiero jakby tu byli można było myśleć co z nimi robić dalej.

- Dlatego jak widzicie, tak czy inaczej będziemy potrzebować własnego wojska i wojskowych specjalistów. I szkolenie ich jest takie ważne. No i muszą mieć się na czym szkolić. Co do miejsca to jak mówiłem, jakieś się znajdzie. Ze strzelnicami w terenie nie będzie problemu. A jak na coś innego to dajcie znać o co chodzi. - wódz planowanej rewolucji wzruszył ramionami. Tak czy inaczej wychodziło mu, że wyspiarze jakąś walkę pewnie będą musieli podjąć. Jak nie podczas przewrotu to potem gdy rząd zorientuje się co się stało i zapewne spróbuje przedsięwziąć jakieś kroki. I pewnie siłowe. O ile więc opinia międzynarodowa jakoś nie zastopuje takiego kroku lub choćby go nie ograniczy to raczej liczebnie i technicznie żołnierze z kontynentu będą górować nad rewolucyjnymi siłami. Nawet gdyby ogłosić pobór to wyszkolenie rekrutów zajmie czas liczony w miesiącach. A reakcja rządu pewnie będzie liczona w dniach. Może uda się coś przeciągnąć ale technicznie zmobilizowanie i wysłanie marines na wyspę to sprawa paru dni, do tygodnia. Opóźnienia mogą być spowodowane decyzjami politycznymi a nie samą mobilizacją i wysłaniem piechoty morskiej lub innych lądowych oddziałów.

- A z Caracas ja bym się bardzo chętnie dogadał. Najchętniej to bym w ogóle uniknął jakiejś rewolucji i rozlewu krwi. I nawet bym zgodził się na jakąś formę autonomii. Jednak Caracas nie jest tym zainteresowane. Mamy być ich złotą kurą co napędza gospodarkę reszty kraju. Ich wizytówką przed Zachodem. Turyści ze Stanów czy Europy przylatują tu i potem myślą, że tak jest w całej Wenezueli. A to nieprawda. My jesteśmy niczym Berlin Zachodni w otaczającej biedzie i szarzyźnie demokracji ludowej. A skoro nie chcą kompromisu musimy postawić ich przed faktem dokonanym. Przejąć władzę i wtedy negocjować. Jeśli staną za naszymi plecami Stany i Europa to wtedy Caracas nas potraktuje poważnie. I może do żadnej wojny nie dojdzie. Po prostu zaakceptują stan faktyczny. Co innego jeśli zostaniemi sami. Wiadomo, że jesteśmy słabsi niż reszta kraju. Więc myślę, że wtedy wyślą tu wojska z kontynentu. No chyba, że Chavez obejmie władzę. A z miesiąca na miesiąc ma coraz większą popularność. W grudniu sa wybory. To populista i fan socjalizmu, przeciwnik zgniłego Zachodu. Wątpię aby zaakceptował, że taka złota kura jak my opuści jego ludowy raj i chce kultywować tradycje zachodu. Dlatego właśnie chcemy załatwić sprawę przed wyborami. Obecny rząd mimo wszystko wydaje mi się bardziej skłonny do rozmów. Choćby pod względem ekonomicznym i obawami przed sankcjami Zachodu. Bo Chavez i tak głosi wszem i wobec, że Ameryka i Zachód są złe i trzeba się przyjaźnicć z Rosją i Chinami. - pułkownik nawiązał do sytuacji politycznej Wenezueli o jakiej mówił Buck. Chociaż obecny rząd uważał za reżimowy to i tak wydawał mu się bardziej partnerem do ewentualnych negocjacji niż lewicowy kandydat na prezydenta. A ten niestety ostatnio piął się w słupkach popularności.

- A w sprawie tych kutrów… - spojrzał na swoich doradców i chwilę z nimi dyskutował o kolejnym elemencie jaki poruszył rosły Amerykanin. - Myślę, że coś powinno dać się zorganizować. Kuter i załogę. No i umówione miejsce tutaj oraz magazyn czy inną skrytkę na sprzęt. Jednak nie mamy kontaktów więc to ktoś od was by musiał być chociaż w roli łącznika.

- Właściwie w sprawie broni to myśleliśmy o tych niedojdach z Gwardii Narodowej. U nas zbyt wielu ich nie ma. Ale my podpadamy pod rejon Barcelony. To na kontynencie. Tam mają główną kwaterę i koszary. Oraz magazyny z bronią. Można by coś zorganizować z tamtej strony ale przyznam, że nie mamy tego zbyt rozpoznane poza luźnym pomysłem. Więc dobrze jakby ktoś od was się tym zajął. Jakby coś się udało to byłoby świetnie, nie to trudno. - Cantano podpowiedział kolejną możliwość zdobycia broni spoza wyspy. Do Barcelony można było dopłynąć zwykłym promem co zajmowało jakieś pół dnia rejsu. A tam była lokalna centrala Gwardii Narodowej więc była to jakaś okazja do zorganizowania broni skoro byli wręcz synonimem korupcji w tym kraju. Tylko trzeba było do tego podejść z głową i pewną dozą finezji. No i pieniędzmi oczywiście. W sprawie szkolenia z bronią strzlecką raczej Miguel nie przewidywał trudności. W Wenezueli najpolularniejszym modelem piechociarzy wszelakich był FN FAL i jego pochodne. Do tego w rezerwie, milicjach, policjach, organizacjach paramilitarnych były starsze Garandy i inny miszmasz sprzętu odzwierciedlającego polityczne i historyczne zawirowania tego kraju. Ale obsługiwało się je dość podobnie. Więc raczej chodziło o to, że spora część separatystów w ogóle nie miała kontaktu z bronią palną lub tylko minimalny podczas służby zasadniczej albo w policji. Trudno było uważać ich za wyszkolonych żołnierzy. Gdyby mieli dostęp do treningu strzeleckiego wówczas pewnie poradziliby sobie z każdym konwencjonalnym karabinem czy pistoletem jaki wpadłby w ich ręce. Teraz to nawet nie bardzo mieli na czym ćwiczyć. Dlatego właśnie Miguel oczekiwał od najemników, że zorganizują większą ilość broni i amunicji oraz treningi z ich używania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline