Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2022, 19:27   #119
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Krugan

W głównej nawie świątyni krasnolud spędził niewiele czasu. Ludzie preferowali adorację świętych symboli poprzez procesje – pojedyncze nabożeństwo stanowiło, jak się zdawało, jedno przejście nawą wzdłuż zewnętrznych murów świątyni. Z niezadowoleniem skonstatował więc, że ludzkość kręci się w kółko, i z taką myślą opuścił przybytek, wzniesiony ku chwale Sigmara.

Krugan kręcił się po ulicach, lecz bóg tylko raczył wiedzieć, dlaczego ludzie zdawali się go unikać. Choć nie dotyczyło to wszystkich, to jednak odwracali głowy i zmieniali kierunek marszu, gdy szedł z naprzeciwka. W końcu zaczepił kogoś przystającego doń klasą – rozgadanego sigmarytę powtarzającego przykazania młodzieży przy rogu, gdzie znajdowała się szkoła.
Według nauczyciela w mieście nie było krasnoludów. Podobno w osadzie górniczej było ich kilku i przybywają na obchody niektórych świąt, ale było to rzadkie zjawisko i zwykle nocowali „Pod Pijanym Kozłem”.

W tawernie krasnolud wciąż nie miał szczęścia – karawana z kopalni dopiero miała przybyć. Choć zapowiedzeni byli na wczoraj, jeszcze się nie zdarzyło, by przybyli w umówiony dzień.


Zygfryd

Gospoda „U Marthy” gościła tego dnia wielu. Porcje prostej i przygotowanej oszczędnie strawy były wydawane w przystępnej cenie, a właścicielka strofowała pomagiera, jak ma wyposażyć wózek, z którego miała ruszyć sprzedaż pod polem turniejowym.

Czarodziej, już z pełnym brzuchem, co było z dawna wyczekiwanym odczuciem, przeszedł na błonia nad rzeką, niby mimochodem skręcając do niedawno odwiedzonego obozowiska. A było tam doprawdy jak w ulu.
Dla mieszkającego niemal od zawsze z dala od miasta Zygfryda ilość ludzi, odgłosów i zapachów była przytłaczająca. Choć starał się nikomu nie zawadzać, co chwila ktoś go potrącał, ryczał „przepraszam” z odległości kilku metrów lub mijał cykając ze zniecierpliwienia ustami za zdziwionym czarodziejem.
W końcu przysiadł na czyimś zydelku przy małym ognisku, pilnując, by nie wygasło. Gwar gdzieś się przetoczył, a do uszu Zygfryda dobiegła rozmowa.

- Nie godzi się, tak na ostatnią chwilę przyjeżdżać.
- Myślę, że wybaczysz, jak zobaczysz moją zdobycz.
- Polowaliście? Tu, pod miastem? Co tu niby mogło być? Łoś?
- Lepiej, lepiej. Jak wrócę do domu, każę sobie oprawić.

Coś zaszemrało, jak płócienny worek.
- Niemożliwe!
- Opadła troszkę szczęka, co? He he, wiedziałem.
- Skąd masz łeb elfa?
- Uciąłem –
obwieścił głos z dumą.

- Co tu robisz? Nie jesteś z nami – stwierdził jakiś posługacz nieuprzejmym tonem, zaczepiając zaskoczonego Zygfryda.
- Odejdź, bo jak mój pan cię przyłapie, to zakuje cię w dyby – ponaglił sługa nieco życzliwiej.


Orgof

Zakapturzony elf domyślał się, gdzie należało szukać kogoś poparzonego – mógł to być zarówno szpital, przytułek jak i cmentarz. Dwóch pierwszych przybytków w mieście jednak nie było, a na trzecim z nich nikt nie pisał na nagrobku, w jakim stanie pochowano ciało. Była jeszcze co najmniej jedna możliwość, poza szwendaniem się po najbardziej zakazanych zaułkach miasteczka. Elf żuł więc słodką bułkę, zastanawiając się, czy zdoła znaleźć miejsce, w którym nieciekawa aparycja mogła być atutem.

- Ten brzydal? Już się u nas nie bije – oznajmił elfowi gość, który przyjmował zakłady przy niedużej arenie, służącej za miejsce bijatyk.

Inny mężczyzna z bliznami od ognia podróżował przez okolicę z grupą najemników późną zimą. Udał się na północ.

Plotki na ulicy mówiły jeszcze o kimś – o przegnanym z osady, żebrzącym mutancie, co miał mieć twarz wyglądającą jak moszna.
 
Avitto jest offline