Krasnolud dopytywał się o wasze imiona, żeby je zapisać, a w tym czasie stojący niedaleko mężczyzna w czarnym płaszczu zniecierpliwiony chrząknął dobitnie i stuknął lekko laską, którą dzierżył w ręku. - Ile to będzie jeszcze trwało?! Przylały tu jakieś nieudaczniki, co nawet znaleźć się nie potrafią i jeszcze sztuczne zamieszanie jakieś robią. – powiedział czarny mężczyzna - Ja też pragnę się zapisać mości krasnoludzie, nazywam się Kristoph Hekerson. Jestem… kimś, kto ma potężną moc i celem mym jest zwyciężyć. – to ostatnie zdanie, z władczym tonem, bez żadnych wątpliwości padło do was. - Chyba nawet domyślam się, co ów Sandriel wymyślił. Pamiętam go jeszcze jako szczyla młodego… gdy razem, nasze matki nas chowały. – dodał z uśmiechem na twarzy. Było to dla was dość zaskakujące, bo z pod ciemnego kaptura mężczyzny wydobywał się raczej głos kogoś, kto miał koło 30 lat. Zdawałoby się, że osoba taka jak Sandriel powinna mieć wiek już dość sędziwy. - A wienc pan Kristoph Hakerson, ta? Eeee… to przez samo „H” siem pisze? – zapytał Krasnolud. - Obra, i jeszcze druga grupa: Albreht von Werestein, Bruno Osterwald, Vintilian sa Linor, Vanessa sa Linor... eeee... – krasnal popatrzył na nich zdziwionym wzrokiem – i jeszcze Aranel Telrunya oraz Kate, hę? – wyrecytował, a raczej wydukał z kartki. - Co do pytań, to panie Albrehcie u nas zgłosiło siem tyle co pan widzi. Wy i jeno ten czarny, co ponoć zna Sandriela – powiedział krasnal kpiącym głosem – W innych miastach, to my nie wiemy, bo coby było sprawiedliwie, razem w kilku miasteczkach żeśmy podjęli nabory. Toć mowa było wcześniej, że dziś przyjedziem. - Jako że chyba to wszyscy... – mówił dalej karzeł – to zostało mi jeszcze jedno. Macie tu pierwsze swe zadanie. – powiedział, po czym wyciągnął z plecaka dwa pudełka. Były to nieduże metalowe pudełka, ładnie ozdobione i dość mocne. - Za wszystko płaci Sandriel, nasz mondry i potężny poczciwiec. Macie w tych pudełkach napisane, co robić dalej i kamyki według osób ile jest w grupie. Radze ich nie gubić. Powodzenia życzę. – gdy kończył mówić wręczył jedno pudełko czarnemu mężczyźnie i jedno wam. Wziął je Albreht. Otwierając ukazała wam się informacja na karteczce i sześć kamyczków… tak jak mówił krasnal (który ze swoimi towarzyszami właśnie udał się do pobliskiej karczmy). Każdy kamień miał inny kolor. Pierwszy kamień był brązowy, drugi ciemno-niebieski, trzeci jasno-zielony, czwarty pomarańczowy, piąty jasno-różowy i szósty, ostatni, krwistoczerwony. Albreht przeczytał karteczkę na głos: - „Każdy niech kamyk weźmie i trzyma, aby dotrzymać obietnicy. Każdy niech trzyma go przy sobie, by nie stracić nagrody i jej tajemnicy. . Macie sześć kamyków, sześć osób i sześć prób do wykonania. Pierwsza wasza próba zaczyna się już teraz. Musicie dotrzeć do mnie i wykonać pięć kolejnych próśb. Każda następna otworzy wam wrota do rąbka tajemnicy. Ostatnia wykonana, pozwoli wam na więcej… Karczmarz w Benger ma wiedzę, którą mu przekazałem. Może warto tam wpaść, i dowiedzieć się więcej? Czas ucieka, a rywali nie brakuję. Powodzenia. Sandriel” – liścik był ładnie ozdobiony i podpisany jakimś fosforyzującym tuszem. - Heh, myślicie, że macie jakieś szanse? – zapytał pogardliwie mężczyzna z czarnym kapturem – Jak mówiłem znam Sandriela od małego. Dobrze wiem czego może chcieć… lepiej nie marnujcie swojego czasu. – dodał po czym powoli odwrócił się i począł się oddalać.
W tym momencie nie wiadomo skąd na ręce Kate wskoczył ładny, i miły czarny kotek w białe ciapki.
__________________ Question everything.
Ostatnio edytowane przez Sumar : 13-09-2007 o 22:32.
|