Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2022, 19:22   #306
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 68 - 2526.I.12; bct; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)


Wszyscy






http://cdn.differencebetween.net/wp-...nd-Forest-.jpg


- Ładnie tutaj. Malowniczo. To tam jest ta piramida? - kapitan de Rivera otarł elegancką chusteczką pot z czoła. Dzisiaj środek dnia był nawet znośnie ciepły. Ale w miarę jak zbliżał się zmierzch powietrze zamiast się schłodzić gęstniało i zdawało się, że jest coraz duszniej i goręcej. Nie tylko więc naczelny wódz ekspedycji pocił się podczas podróży. Wszyscy czuli się podobnie, zwłaszcza żołnierze jacy gotowali się w tych wszystkich przeszywalnicach, brygantynach, kolczugach i kirysach. Im gorąco dawało się we znaki jeszcze bardziej.

- Zaczynam myśleć, że bieganie w samej przepasce biodrowej po tym lesie to całkiem dobry pomysł. - rzuciła w odpowiedzi Glebowa zerkając wymownie na Karę i Majo jakie szły w ich kierunku. Zoja na ulicy Portu Wyrzutków nie mówiąc o jakimś mieście w Starym Świecie wzbudziła by pewnie nie małą sensację swoim śmiałym strojem. Miała wysokie buty prawie do kolan i spodnie z obciętymi nogawkami, że było widać kolana i początek ud. Podczas gdy damie zwykle nie wypadało pokazywać coś więcej niż kostki. Do tego z powodu gorąca zawiązała sobie koszulę w supeł, że było widać jej nagi brzuch. Co by pewnie na salonach uchodziło za skandaliczne. A i na ulicy nie przeszłoby nie zauważone. Ale tutaj, w dżungli, z dala od cywilizacji, sama przyroda i duszny klimat wymuszały pewne korekty w ubiorze i zachowaniach. Bo okazywało się, że wiele z etyki i zwyczajów z klimatu o wiele bardziej umiarkowanego po prostu się tu nie sprawdza. Jest zbyt niewygodna lub nawet szkodliwa. Poza wysokimi butami, koszulą to Kislevitka miała na sobie tylko pas z bronią a na plecach tarczę. Zaczęła ją nosić po owym mało przyjemnym starciu z tutejszymi orkami które o mało nie przypieczętowało jej losu. Jednak nawet w porównaniu do niej tubylcze wojowniczki miały na sobie jeszcze mniej. Poza skromnym odzieniem na biodrach, z przodu torsu i sandałami to reszta były to egzotyczne ozdoby, pióra, naszyjniki z kłów, złota i pazurów oraz liczne malunki i tatuaże. Po paru tygodniach nie robiło to na podróżnikach już takiego wrażenia jak na początku i do pewnego stopnia ich ciągła obecność w obozie jakoś spowszedniała. Ale nadal wydawały się obce, pociągające i egzotyczne.

- Tak, właśnie tam jest piramida. Ale stąd jej jeszcze nie widać. Do skraju dżungli trzeba iść jeszcze ze trzy, cztery pacierze. - Zoja dokończyła swoją myśl machając w zdawałoby się losową stronę dżungli. Chociaż Carsten co był z nią i Amazonkami parę dni wcześniej w tym miejscu wiedział, że mówi prawdę. Sam to wówczas widział na własne oczy gdy za swoimi barwnymi przewodniczkami przemykali się właśnie gdzieś w tamtym kierunku.

Wtedy przemykali się we czwórkę. On, Zoja, Kara i Majo. Kara szła pierwsza, za nią Majo co znów robiła w razie potrzeby za tłumacza a potem ich dwójka. Chociaż prawie nie rozmawiali. A gesty aby się zatrzymać czy być cicho albo ruszyć dalej były dość uniwersalne. W końcu wojowniczki doprowadziły ich dwójkę do pozornie kolejnego drzewa w dżungli. Ale okazało się, że da się na nie wspiąć a w górnych koronach jest podobne stanowisko obserwacyjne jak wówczas gdy przedarli się przez Nawiedzone Bagna. Z góry widać było całkiem dobrze ten kompleks piramid. Z kilkoma mniejszymi i jedną, wielką jaka zdawała się być jak naturalna góra co przysłania z ziemi widok słońca. Ale już na pierwszy rzut oka widać było małe, gadzie sylwetki co świadczyło, że jaszczury od ostatniej wizyty zwiadowców nie opuściły tego miejsca i są tam nadal.

Z góry widać było też prace o jakich mówiły Amazonki. Wyglądało na to, że jaszczury wznoszą jakieś budowle. Ten kompleks świąntynny właściwie nie miał ulic w takim rozumieniu jak to było w miastach cywilizacji ludzi zza oceanu. Jednak te przerwy między poszczególnymi budowlami takie ulice przypominały w naturalny sposób. Właśnie między nimi widać było jak jaszczurza nacja wznosi coś co się kojarzyło z jakimś płotem, zagrodą czy czymś podobnym. Konstrukcja ziemna wzmocniona drewnianymi palami.

- Też się szykują do bitwy. - skomentowała cicho Zoja gdy już się napatrzyła. Wtedy jednak Majo wskazała dłonią na coś jeszcze. Coś budowanego na środku placu, tuż przy tym dziwnym ogrodzeniu. Wyglądało jak posąg. Wielka figura jakiejś dziwnej, otyłej istoty o wyłupiastych oczach i gadziej sylwetce.

- Prorok. Kapłan. Xapati. Patron krwawej zemsty. Robi krwawą śmierć wrogom jaszczurów. - Majo szeptem wyjaśniła im na co patrzą. I wydawała się obawiać mocy tego posągu. Zaraz potem miedzianoskóra Kara zwróciła ich uwagę kładąc palec na ustach. A potem pokazała tym samym palcem w dół. Przez chwilę nic niezwykłego tam nie było widać. Ale po chwili, gdy tak wpatrywali się wzdłuż linii drogowskazu z palca Amazonki dostrzegli podłużny patyk, którego regularny, prosty kształt rzucał się w oczy na tle naturalnych kształtów. Z kilkudziesięciu metrów wysokości jaszczurze kształty było widać dużo mniej. Jak już było wiadomo czego oczy i umysł mają szukać zorientowali się, że na dole jest jaszczurzy patrol z kilku osobników. Gadzie istoty gdy były nieruchomo to strasznie trudno było je wyłapać na tle tropikalnej zieleni. Dopiero gdy się poruszały stawało się to łatwiejsze. A te były ostrożne. Ruszały, przystawały, rozglądały się, chyba węszyły. Po czym znów ruszały kawałek. Amazonki uznały, że lepiej nie ryzykować i poczekać do zmierzchu. Spędzili więc w tym orlim gnieździe na wysokich koronach drzew z jeden, może dwa dzwony. Nim już częściowo po omacku zeszli na dół i wrócili jakoś do tego miejsca gdzie stali obecnie. Potem odeszli już właściwie po ciemku jeszcze z jeden dzwon już zdając się kompletnie na oko i znajomość terenu swoich przewodniczek. I te pozwoliły rozbić hamaki po ciemku, bez palenia ognisk. Uznały to za zbyt niebezpieczne dla tak małej grupki tak blisko piramidy. A o świcie, jak jeszcze była poranna szarówka obudziły ich i ruszyli dalej. Pierwszego dnia po Festag czyli trzy dni temu, wrócili do głównego obozu i mogli zdać raport kapitanowi de Riverze.

Kapitan wysłuchał go i ogólnie to się ucieszył. Droga do piramid zdawała się być wolna a rozpoznanie znalazło obiecujące miejsce dla całej wyprawy na obóz już w bezpośrednim sąsiedztwie piramid. Skąd można było myśleć aby ruszyć do ataku na nie. Przez te parę tygodni chyba wszyscy już się zdążyli mentalnie przygotować, że do tej bitwy o piramidy dojdzie. Więc wiadomość, że gadzia rasa nadal zajmuje piramidę nie była zaskoczeniem. Sama podróż karawanie zajęła dwa dni. Dziś po południu dotarli do tej polany przy strumieniu i przez okolicę rozeszło się stukanie młotków i szuranie pił gdy wielka, pstrokata czereda rozbijała swój nowy obóz chroniona przez wystawione czujki.

- Raczej sąsiedzi o nas pewnie już wiedzą albo się wkrótce dowiedzą. - powiedział kapitan wpatrzony w ten kierunek gdzie miały stać tajemnicze, trójkątne budowle pełne niezbadanej wiedzy i potężnych skarbów. O ile małą grupkę zwiadowców zachowującą dyskrecję można było przegapić to już nie kilkuset ludzi jacy przybyli i szykowali się na pierwszą noc w pobliżu piramidy. A potem do bitwy o nią. To akurat Bertrand miał okazję odczuć na własnej skórze przez ostatnie dni w obozie. Miał wrażenie, że Panzerkapitan doceniała go jako szermierza i wojownika po tych dwóch pojedynkach i nocnej bitwie z nieumarłymi. Nawet zdawała się pozdrawiać go skinieniem głowy gdy się gdzieś spotkali w obozie obdarzając go przy tym krótkim uśmiechem. Chociaż sama też znała swoją wartość i raczej oceniała siebie i innych przez pryzmat pola bitwy.

- Oh, dziękuję Bertrandzie. To bardzo miłe z twojej strony. - Vivian przed odejściem w mroczną dżunglę przyjęła ofiarowany jej przez Bretończyka kwiat lotosu i zaciągnęła się jego aromatem. W końcu wpiłęła go sobie w swoje czarne i czerwone włosy gdzie odbijał się na tym tle kontrastową, jasną barwą. W podziękowaniu cmoknęła go w policzek pozwalając sobie na taką poufałość. Zaś on przez tą chwilę mógł odczuć ciepło jej ciała i zapach perfum jakie używała. Obiecała wrócić na rozprawę z jaszczurami po czym odwróciła się i odeszła w stronę ściany dżungli. Ta szybko pochłonęła sylwetkę w czarno - czerwonej sukni i od tamtej pory nikt w obozie nic o niej nie słyszał ani nie widział.

- Kapitanie. Nasza królowa z naszymi siostrami przybędzie za dwa dni. Prosi abyś wstrzymał się z atakiem do ich przybycia. - jak się tutaj Amazonki porozumiewały ze swoją królową tego do końca ludzie zza oceanu nie wiedzieli. Jednak sprawiało to wrażenie, że między tymi łączniczkami w obozie i czujkami wokół piramid jest jakaś wymiana informacji. Pewnie przez jakiś posłańców.

- Dwa dni? No dobrze, tyle chyba możemy poczekać. Niech wasza królowa się nie obawia, nie zamierzam zgarnąć chwały zdobywcy tylko dla siebie. - uspokoił ją estalisjki kapitan. Już wcześniej zapowiadało się, że pojedynczo czy to Amazonki czy ekspedycja hrabiny de Limy może mieć zbyt mało sił na otwartą konfrontację z jaszczurami. Dopiero połączenie tych armii zwiększało ich możliwości w tym zakresie.

- No to oby nas nie zaatakowały te jaszczury nim minął te dwa dni. - mruknął pułkownik de Guerra ocierając swoje czoło chusteczką.

- No tak, to by było dość niefortunne. Jakieś propozycje jak przetrwać te dwa dni? - zagaił wódz naczelny zerkając po swoich najbliższych doradcach jacy go otaczali. Za bardzo nie mieli wyboru i bliskość do piramidy przemawiała za rozbiciem obozu właśnie tutaj. Ale skrócony dystans pozwalał też przeciwnikowi na wszelkie wrogie działania względem armii obcych przybyszy.

Pułkownik de Guerra nie był zachwycony lokalizacją obozu. Wolał bardziej otwarty teren, w tej dżungli nic nie było widać czasem na pare kroków. Co sprzyjało zasadzkom i skrytemu podchodzeniu choćby pod obóz. Namawiał aby wybudować palisadę czy coś podobnego tak jak w starym obozie przy Wężowej Rzece. Na razie to było trudne do zrobienia skoro przede wszystkim rozbijano namioty, robiono ogniska i po prostu rozbijano obóz. Pułkownik namawiał aby nadwyrężyć ludzi, zwłaszcza ciżbę obozową i zbudować do rana co się da. Kapitan nie był pewien czy to da się zrobić. Wszyscy byli na nogach od rana i to tropikalne gorąco dało się we znaki wszystkim. A teraz pułkownik nalegał aby zaserwować wszystkim jeszcze całą noc ciężkich robót inżynieryjnych.

Zoja była zdania, że warto zrobić “wycieczkę i abordaż”. Zwłaszcza w nocy jak jaszczury robią się leniwe i ospałe. A to powinno dać im zajęcie. Chociaż nie miała za bardzo pomysłu co by miało być celem takiej wycieczki. No a trudno było oszacować jakby się udało przeniknąć do miasta piramid. W końcu to już nie chodziło aby się zakraść gdzieś na obrzeża i obserwować dyskretnie tylko jakaś aktywna akcja przeciwko jaszczurom na ich terenie jakiego nie znali staroświatowcy.

- Dziś już nie zaatakują. Nie cała armia. Może skinki. Te małe. Taki wypad. Ale nie cała armia. Późno już, mało czasu do zmierzchu. A one leniwe są od zmierzchu do świtu. Jak zaatakują to jutro rano. Będą miały cały dzień na bitwę. - Majo wtrąciła się do rozmowy jako lokalny ekspert i znawca zwyczajów jaszczurzej rasy. Oficerowie popatrzyli na nią kwaśno. Nie były to dobre wieści gdyby musieli jutro rano stawać samotnie przeciwko jaszczurzej armii. Wszyscy po cichu liczyli, że jak już mieliby toczyć bitwę to ramię w ramię z Amazonkami.

- To może się wycofajmy? Cofniemy się i poczekamy na te dzikuski. - zaproponował jeden z oficerów dowodzący pikinierami.

- Dopiero co tu przybyliśmy. - przypomniał mu stary pułkownik. On sam był niechętny wycofaniu się. Uważał, że pozycja z powodu bliskości do piramidy jest w sam raz. Tylko jakoś trzeba by przetrwać jutro i pojutrze nim dotrą do nich siły królowej Aldery. Jednak groźba stoczenia jutro bitwy zawisła nad naradą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline