Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2022, 08:51   #20
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Frederika

Twoje słowa na temat jadła i napitku wyraźnie ucieszyły Gustava, dlatego też nie miał problemu, by podzielić się z tobą okolicznymi wieściami. Zresztą, nawet i bez tego by się podzielił, bo gadać to on uwielbiał.

- A było tu ostatnimi czasy trochę gości, tak ze stolicy jak i do stolicy jechali. Różne rzeczy mówili. Dużo się ostatnio dzieje w okolicy. Dajmy na to w Blutboch. Wszyscy się tam pochorowali tak bardzo, że umarli a przed śmiercią na ich skórze pojawiały się czerwone plamy. Nikt nie wie, co się stało. - Gospodarz wzruszył ramionami. - A na drodze do stolicy bandyterka i zwierzoludzie grasują. Nie dalej, jak w zeszłym tygodniu dyliżans tam zniknął. Naprawdę ciężko jest żyć w okolicy i chyba najwyższy czas, by jaśnie panujący nam Cesarz zaczął troszczyć się o zwykłych ludzi. Jak się będziecie wybierać do Altdorfu, to baczcie na okolicę, bo nigdy nie wiadomo, z której strony może się napad zacząć. No i dyliżansem najlepiej, a nie piechotą, bo to kawał drogi stąd.

- A o Teufelfeuer, tej wiosce, to chyba panienka słyszała? Sam znakomity łowca czarownic Fabergus Heinzdork nadzorował spalenie wszystkiego i wszystkich. Do gołej ziemi. Nic się nie ostało. Mieszkańcy ponoć w przymierzu z jakimiś krwiożerczym bogiem byli. Surowe mięso zajadali jak normalny człowiek chleb z rana. Chroń nas, Sigmarze, przed takimi ludźmi. - Przeżegnał się, wykonując znak młota. - W Silberwurt za to jakaś kobieta urodziła dziecko z gadzim ogonem. Tamtejszy kapłan nakazał ją spalić razem ze swoim nowonarodzonym. Złe rzeczy się dzieją, oj złe, a pewnie lepiej już nie będzie.

Po rozmówieniu się z gospodarzem podeszłaś do mężczyzny z kartami. Niemal od razu w nozdrza wbił ci się zapach przyjemnych, męskich perfum. Na twoje słowa uśmiechnął się półgębkiem, patrząc ci prosto w oczy i wciąż tasując karty. Trzeba było przyznać, że palce miał zwinne.
- Oui, z przyjemnością zagram. Właściwie sam miałem to zaproponować waszej grupce, więc dobrze się składa, że wyszłaś z propozycją. - Uśmiechnął się. Miał w sobie coś urzekającego, zwłaszcza, gdy mówił z wyraźnym, bretońskim akcentem.

Zasiedliście do stołu, ustalając, że zagracie w Makao, grę, którą poznałaś jeszcze w dzieciństwie. Phillipe Descartes, jak się przedstawił, ustalił kolejność i rozdał po pięć kart. Tak, jak założyłaś, pozwoliłaś ograć się przy pierwszym podejściu, a propozycja zagrania na pieniądze sprawiła, że Phillipe uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Lejesz miód na moje serce, mon cheri - rzucił, sięgając do sakiewki. Wyłożył tyle samo monet co ty.

W czasie gry opowiadał, że jest byłym sierżantem najemników księcia Parravonu, tylko wojaczka mu się znudziła i zabrał się za zwiedzanie okolicznych krain. Podróżował do Altdorfu, by odwiedzić starego przyjaciela. Przegrał pierwsze dwa rozdania, ale karta odwróciła się przy kolejnych czterech, kiedy zgarnął całą pulę. Choć patrzyłaś mu na ręce, nie byłaś w stanie powiedzieć, czy kantował, czy tylko karta szła mu aż tak dobrze. A oskarżenia, nie mając na coś dowodów, mogły prowadzić tylko do jednego.
- Myślę, że na dzisiaj już wystarczy - powiedział wesoło Descartes, zsuwając z blatu dwadzieścia cztery srebrniki do sakiewki. - Miło było poznać i zagrać, mon cheri. Do zobaczenia jutro przy śniadaniu.

Puścił ci oczko i oddalił się na piętro, uśmiechając zalotnie.

Frederika: - 12ss.



Dagmar, Bardin i Florian

- Hultz, szymaj mie, bo chyba fidze najpikniejszą sikoreczke, jakom żem w szyciu wisiał - rzucił Gunnar, przyglądając się Dagmar. - Myślisz, że może być coś ten-teges…
- Sachowuj sie, stary pijusie. Nie dla kundla kiełbasa.
- Hultz trzepnął kompana otwartą dłonią w tył głowy. Z tej dwójki wyglądał na mniej pijanego. Spojrzał na szermierkę. - W dyliszansie? Sie snajdzie, so ma sie nie snaleść… Swłaszcza, jak czeba pomóc takiej ładnej pani jak pani. Sa przejazd bedzie…

Zaczął liczyć na palcach, co chwilę dokładając jeden. Drapał się przy tym po czole i marszczył brwi - to były zdecydowanie zbyt skomplikowane wyliczenia jak na stan, w którym się znajdował.
- A chuj, niech strace… dwa Karle bendom za całom waszą szóstkę - rzucił w końcu. - Ale zaliczka byś musi. Pani szyniesie dwie butelki wina i interes mamy ubity, jakem Hultz Wagner, woźnica najpa.. najspa… najlepszej firmy przewosowej z Aldorwu! “Zembaaatka”! - Ostatnie słowa wykrzyczał z uczuciem godnym najwierniejszego pracownika.

Po chwili zwrócił się do Bardina.
- Panie krassnolut, no dzie ta flaszka? Bo nam wieczór stygnie. A mosze byś pan, panie krassnolut samówił od Gustava gorzałeczkę na podkładzik pod to winko? Hłe hłe. - Zarechotał i beknął przeciągle a Dagmar aż się skrzywiła, gdy dotarły do niej paskudne, alkoholowe wyziewy z jego ust.

Na słowa Floriana woźnice zaśmiali się głośno.
- Panie blady, my to nie f takich bojach saprawieni - rzucił Gunnar. - Nic nam jutro nie bedzie i szadne specyfiki nie som poczebne.

Wszyscy

I tak płynął ten wieczór. Jedni świetnie się bawili, inni niekoniecznie. W pewnej chwili z zaplecza wleciał do izby czarny jak noc kruk, który przycupnął na jednej z drewnianych belek nad barem i skrzeczał, powtarzając zasłyszane zapewne od gospodarza słowa:
- Tak, witamy, tak szybko nas opuszczacie, jak miło was widzieć, czy może chcecie drogę do pójścia skąd przyszliście? Och oczywiście, że chcecie! A może łyczek kurczaka?

A że robił to niewprawnie, to u jednych śmiech wywoływał a u innych pomruki w stylu: "co za głupie ptaszysko". Czas mijał i główna sala zaczęła się wyludniać. Pierwsza na piętro poszła szlachcianka ze swoją obstawą, za nimi fircyk z Bretonii i nieznajomy wyglądający na uczonego. Wy również udaliście się w końcu na spoczynek, czy to do wynajętych pokoi, czy do stodoły, gdzie Florian zasnął w towarzystwie jakiegoś kota-dachowca, który zmoknięty zwinął się w kłębek przy akolicie i mruczał spokojnie przez sen. W końcu też pijani w sztok woźnice udali się do swojego pokoju na parterze i w karczmie zapanowała cisza, choć kto z lżejszym snem, to słyszeć mógł chrapanie dochodzące z kwatery wozaków.


oc minęła bez żadnych niespodzianek, a kolejny poranek obwieścił kogut gospodarza, piejąc głośno i długo. Zeszliście do głównej sali, gdy pozostali goście już w niej byli. Niedługo później dołączył Florian, zamykając szybko za sobą główne drzwi, coby chłodu po nocy nie wpuszczać do izby. Za oknami, jak okiem sięgnąć malowała się mleczna mgła i czuć było, że jest zimniej, niż choćby jeszcze wczoraj. Gustav na śniadanie przygotował jajecznicę na grzybach, do tego chleb i krowie mleko a kto chciał, to mógł jeszcze wczorajszej, podgrzanej jarzynówki dziabnąć.

Jak można było przypuszczać, woźnice nie pojawili się na śniadaniu, co wywołało oburzenie i zdenerwowanie Lady Izoldy, która chciała jak najszybciej wyjechać, by przed zmrokiem znaleźć się w Altdorfie.
- Rozumiem jaśnie wielmożnej oburzenie, próbował żem ich dobudzić już pięć razy, ale nie daje rady - rzucił służalczym tonem Gustav.
- Jak ty ich szybko nie obudzisz, to ja tam pójdę i zrobię im z dupy jesień imperialną - mruknęła ochroniarka hrabianki.

Gustav pokiwał energicznie głową i zniknął za drzwiami. Po chwili przytachał ze sobą dwa wiadra lodowatej wody i potoczył się w stronę pokoju zajmowanego przez woźniców. Moment później usłyszeliście tylko gromkie, dochodzące zza drzwi:
“KURWAAAA! POJEBAŁO CIĘ, CZŁOWIEKU??!!!”
Gospodarz zjawił się z powrotem w głównej sali z uśmiechem na ustach.
- Udało się ich dobudzić, zaraz będą gotowi do drogi.

Zapewnienie Gustava nie pokrywało się jednak z rzeczywistością. Gunnar i Hultz wyszli w końcu z pokoju, ale wyglądali jak siedem nieszczęść, choć Hultz trochę mniej. Śmierdziało od nich alkoholem na kilometr i szlachcianka wraz ze służką stwierdziła, że woli poczekać na zewnątrz, niż w jednym pomieszczeniu z męskimi świniami. W sumie coś w tym było, bo ledwo wyszła a Gunnar nie wytrzymał i zwrócił zawartość żołądka do pustego talerza zostawionego na blacie szynku przez Phillipe’a Descartes. Wyglądał na całkowicie zmarnowanego.
- Bo pić to trza umić! - Zarechotał Hultz, patrząc na cierpiącego kompana.
- Pierdol się, Hultz - odparł niemrawo Gunnar.

Hultz, który był w lepszej formie (choć również mocno “zmęczony”) spojrzał na Dagmar, potem na Bardina i Floriana. Zastanowił się chwilę.
- Coś mnie świta we łbie, żemy jakiego targu dobili wczorajszego wieczora, nie? - rzucił cicho, łapiąc się za głowę. - Do Altdorfu chcieliśta, jak mnie pamięć nie myli? Na dwa Karle my się umówili, nie? Płaćcie teraz, bo po wczorajszym nam się mała dziura w budżecie zrobiła, że tak powiem.

Zrzuciliście się wszyscy na przejazd a gdy woźnica schował pieniądze do kieszeni, zerknął przez ramię na Gunnara, który stał oparty o szynk i ledwo dychał. Potem przeskoczył wzrokiem na Floriana.
- Panie blady, chyba żeś pan mówił wczoraj, że jakieś ziółka możesz zrobić na kaca- wkurwiacza? Mój kompan to się dzisiaj do tarcia chrzanu nadaje, a nie do prowadzenia wozu. Zrób pan coś, żeby go na nogi postawić. Mi też się w sumie przyda jakieś ziółka wypić, byleby to działało.

Westchnął ciężko, sycząc, gdy głowa dała o sobie znać.
- I tu się problem zaczyna. Bo muszę zaraz wyjechać z tą błękitnokrwistą, a Gunnar się do jazdy nie nadaje. Już raz żem z nim jechał, jak był w takim stanie i ledwo my z życiem uszli. Potrzebuję drugiego na koźle. Panie krasnolud, pan mi wygląda na kogoś, kto z niejednego pieca chleb jadł. Dasz pan radę z końmi? Trzeźwyś pan, dysponowany, dla mnie najlepsze wyjście. Bo i konie trzeba do powozu zaprzęgnąć, a sam nie dam rady.

Frederika

Gdy Dagmar, Bardin i Florian rozmawiali z jednym z woźniców nieopodal, podszedł do ciebie poznany wczoraj Bretończyk, z którym przegrałaś trochę szylingów w karty.
- Czyli będziemy razem do Altdorfu zmierzać? Ciekawie, ciekawie. - Zakręcił wąsa. - Co byś powiedziała, droga Frederiko, byśmy na miejscu poznali się lepiej i spędzili trochę więcej czasu ze sobą? Taka kobieta jak ty i taki mężczyzna jak ja… przyszłość mogłaby wyglądać dużo przyjemniej, oui? - Puścił ci oczko.

Otto i Wolfgang

Siedzieliście przy stoliku, obserwując rozmowę Dagmar, Floriana i Bardina, gdy podszedł do was młodzian, który wczorajszy wieczór w głównej sali spędził nad jakimiś książkami.
- Przepraszam, że panom przeszkadzam, ale mam delikatną sprawę - zaczął spokojnym głosem. - Gospodarz twierdzi, że na szlakach do Altdorfu bandyci i zwierzoczłeki grasują a ja wiozę dla mojego profesora z uniwersytetu altdorfskiego bardzo ważne woluminy, które muszą do niego dotrzeć nienaruszone. Czy byliby panowie tak mili i w czasie podróży do stolicy otoczyli mnie i księgi dodatkową… że tak powiem, opieką? Zapłacę siedem szylingów na głowę, jeśli dostanę się do Altdorfu bez uszczerbku na zdrowiu. Co panowie na to?

 
Quantum jest offline