Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2022, 14:54   #19
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 03 - 2025.05.25; nd; świt, 03:30

Miejsce: Francja; Paryż, centrum, nocny klub “Meduse”, pokój dla VIP-ów
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 00:30; 5 h do świtu
Warunki: wnętrze pokoju, jasne światła, wytłumione dźwięki muzyki; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



Wszyscy


Widząc, że młode stażem wampiry raczej nie mają już zbyt wiele pytań ani nic do dodania. A ten najstarszy z nich ruszył czym prędzej na korytarz i dalej, szeryf pokiwała swoją ciemnowłosą głową.

- Dobrze. Cieszy mnie was zapał. Ale na wszelki wypadek zapraszam do pokoju obok. Może będzie tam coś co wam się przyda. - powiedziała i wyszła za Carlem. Tylko, że do sąsiedniego pokoju. Ten był pusty i miał podobny wystrój do przyjemnych, cieszących zmysły występów jak ten w jakim właśnie rozmawiali. Tylko tutaj stół był zawalony sprzętem.




https://cdn-uk0.puzzlegarage.com/img...review.v1.webp


- Pistolety kalibru .45. Wyciszone, ze spiłowanymi numerami. Jej balistyki nie ma w policyjnych kartotekach. Ale lepiej niech was policja nie złapie z tymi gnatami. Bo przyda wam się ten numer do Cormier co wam dałam wcześniej. - rosyjska, bladolica arystokratka nie traciła swojej chłodnej aury jak to mówiła. Poczekała przy drzwiach aż grupka wejdzie do środka, okrąży stół i zacznie oglądać nowe narzędzia. I może z czegoś skorzysta. Okazało się, że wszyscy znaleźli dla siebie coś przydatnego chociaż niekoniecznie to samo co inni. Nawet Carl który zdążył wrócić z powrotem.

- Działajcie z głową. Jeśli będzie jakieś ciało do sprzątnięcia zadzwońcie do cleanerów. I powodzenia. - powiedziała im na do widzenia gdy upychali dodatkowy sprzęt gdzie kto uważał i mijali ją wychodząc na korytarz. Jak zeszli na dół, przeszli przez szalejący w sobotnią noc klub pełen gotowych do skosztowania, gości i zostawili go za sobą to już było z pół godziny po północy. Stopniowo podzielili się na mniejsze grupki wsiadając do swoich wozów, spiesząc do swojego mieszkania czy zamawiając Ubera. Wkrótce przed wejściem do “Meduse” nie było już nikogo z nich.

Mówi się, że miasta nigdy nie śpią. Zwłaszcza te wielkie metropolie. I jak jechali w tą pogodną, bezchmurną noc przez spory kawał tej metropolii to dało się to potwierdzić. Świetlne arterie ulic rozprowadzały drobiny światła samochodów i wtórujących im latarni, oświetlonych okien, wystaw i neonów po najdrobniejszych zakamarkach miejskiego cielska. Zdawało się, że trudno o zacieniony fragment miasta jak się tak patrzyło przez okna. A podobno kiedyś, gdy jeszcze w miejscu Las Vegas stały co najwyżej indiańskie namioty to właśnie na Paryż mówiono “Miasto Świateł”. To właśnie stąd świeciła latarnia nauki, sztuki i mody oświetlając mroki bardziej zacofanej części kontynentu. Tu działali najsłynniejsi pisarze, poeci, kompozytorzy, astronomowie i myśliciele. Do dziś choćby primogen Torreadorów, Angelette, zdawała się żyć duchem tamtej epoki. I trudno jej było przełknąć, że dwie trzecie turystów odwiedzających dzisiaj jej ukochane miasto… Przyjeżdża do tego prostackiego, plastikowego i tandetnego amerykańskiego Disneylandu. O Amerykanach zresztą nie miała dobrego mniemania. Sama była znana jako miłośniczka i mecenas sztuki i artystów. W końcu za główną swoją siedzibę obrała Luwr.

Ale świetlnym miastem nazywano Paryż już później. Jeszcze przed erą elektryczności. Było jednym z pierwszych miast na świecie gdzie mroki nocy rozświetlone były przez gaz. Wreszcie śmiertelnicy mogli widzieć po zmroku gdzie są i co się dookoła dzieje. Co nie wszystkim spokrewnionym się wówczas spodobało. Ale przy obecnym stężeniu sztucznego światła jakie zaciemniało blask gwiazd których prawie nie było widać tamto kwękanie wydawało się teraz śmieszne. Właśnie w tym sztucznym świetle kołowce spokrewnionych mknęły na południe. A w miarę jak się oddalali od centrum robiło się na ulicach puściej, pojazdów i przechodniów było coraz mniej. Aż wreszcie okolica definitywnie zmieniła się w krajobraz niskopiennych budynków jakimi charakteryzowały się pograniczne przedmieścia. Widoczne czasem migające światełka wznoszące się lub opadające z mrocznego nieba mówiły wyraźnie, że zbliżają się do rejonu lotniska czyli są już blisko celu.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, Grande Mosquee d’Orly, ulica
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 02:00; 3,5 h do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew



Wszyscy



Miejsce zbiórki zaproponowane przez byłą policjantkę jakoś się przyjęło. Nikt nie zgłaszał obiekcji więc stało się punktem orientacyjnym do jakiego zmierzali spod “Meduse”. Adres był przy północnym rejonie symbolicznej linii elipsy zaznaczonej na mapie jaką niedawno oglądali w VIP-roomie nocnego klubu. Stąd można było zacząć poszukiwania.

Pierwszy na miejsce przyjechał Carl. Czy raczej dał się przywieźć swojemu o wiele młodszemu kierowcy. Ten nie oszczędzał pedału gazu podczas jazdy biorąc sobie do serca polecenie szefa. I cisnął ile stary Picasso dał radę. Aż z tyłu było słychać trzepot skrzydeł i stukanie klatek. Gdy przybyli na umówione miejsce gołębie były nieźle zestresowane tą szaleńczą jazdą. Ale udało się i przyjechali pierwsi. No i nawet jak jakiś fotoradar cyknął im fotkę to przyjdzie później a przynajmniej żadna policja ich nie zatrzymała.

Na miejscu zastali grupkę która by pewnie świetnie się wpisywała w “trudną młodzież”. No a w każdym razie byli młodzi. O wiele młodsi od Carla. I robili w sobotnią noc to co zwykle robi “trudna młodzież”. Siedzieli na schodach i murku, jarali szlugi, zielsko, popijali coś z puszek i butelek i nawijali coś do siebie. Na tyle głośno aby zwracać na siebie uwagę ale na tyle cicho aby sąsiadom nie chciało dzwonić się na policję. Była ich czwórka czy piątka obu płci. Na chwilę widok parkującego samochodu i wysiadający mężczyzna ich zaciekawił.

- Te! Dziadek! Z którego wieku ten namiot? - zawołał do niego któryś z chłopaków. Wszyscy się roześmiali rubasznie i beztrosko. Ale właściwie równie szybko przestali zwracać na niego uwagę. Ze dwa kwadranse później przyjechała sportowa audica.




https://i.imgur.com/fvPLt7G.jpeg


Dominik też potrafił przycisnąć pedał gazu ale wolał widocznie nie szarżować skoro sprawa nie była gardłowa ani dla niego ani dla jego szefowej. No i jej nowej znajomej jako drugiej pasażerki. Widać było, że Picasso ze swoim pasażerem już stało na miejscu. Obie pasażerki wysiadły. I też naraziły się na komentarze lokalnej młodzieży.

- E! Dziewczyny! Chodźcie do nas! Zabawimy się! - wesoło zawołali w ich stronę. I dwie młode kobiety zdecydowanie wywołały w nich inną reakcję niż niedawno Carl. Zresztą z tego co dało się słychać to Audica też im chyba wpadła w oko bo zerkali ciekawie i rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami pewnie komentując to co widzieli między sobą. Zrobiło się już kwadrans po pierszej. Ale trójka wampirów nie miała za bardzo czasu na coś więcej bo ulica znów rozświetliła się reflektorami samochodów. Tym razem był to czarny suv z przyciemnianymi szybami jaki Alyssa bardzo dobrze znała. Zatrzymał się, zgasił światła i otworzyły się drzwi przez jakie wyszła smukła szatynka. I dwaj o wiele mniej smukli panowie.




https://i.imgur.com/plWCTUf.jpeg


- Cześć szefowo. Przywiozłam coś do przebrania. - Jewel pozdrowiła skinieniem głowy pozostałych ale odezwała się do swojej szefowej wskazując kciukiem na czarnego suva. Gdy z kolejnej lux fury wysiadła kolejna ślicznotka to już w ogóle wśród grupki widzów zrobiło się jakoś cicho. Zupełnie jakby oglądali na żywo jakiś niezapowiedziany nocny show czy inne widowisko. A zwłaszcza jak brunetka i blondynka zniknęły za drzwiami i przyciemnanymi szybami czarnej fury. A grupka ochroniarzy otoczyła furę jakby dbając o ich prywatność i bezpieczeństwo więc nie bardzo było coś widać.

Za to w środku i z bliska Alyssa widziała i czuła wyraźnie to mokre spojrzenie Jewel. Była na głodzie. I ekscytacja pomieszana z niecierpliwością ją zżerała gdy miała nadzieję, że właśnie po to ją wezwała szefowa. Nawet jak nie tylko po to. Ale wskazała na torebkę gdzie była zapakowania suknia o jaką ją prosiła przez telefon.

Zanim obie opuściły czarnego suva na miejsce przyjechała kolejna maszyna. Tym razem Margaux ją rozpoznała. I wiedziała kto siedzi za kierownicą zanim jeszcze ten się zatrzymał, wyłączył światła i wysiadł z wozu.




https://i.imgur.com/TWLqx2G.jpeg


Max stawił się tak jak obiecał i przywiózł to co obiecał. No i był ciekaw więcej detali tak jak z kolei ona mu obiecała co tu robią w środku sobotniej, pogodnej nocy. Zwłaszcza, że trudno było przegapić, że parę osób i fur też tutaj stoi.

W końcu drzwi czarnego suva się otworzyły i wyszła przez nie wystrzałowa blondynka. W wysokich obcasach i długiej ale prześwitującej sukni. Przy niej brunetka jaka wysiadła po niej wydawała się dziwnie blada i mizerna. Ale za to w świetnym humorze. Tego już było dla młodzieży obserwującej to wszystko zbyt wiele. Dwójka podniosła się ze swoich murków i schodów i raźno podeszła w ich stronę. On i ona.

- Hej. Co jest grane? Kręcicie jakiś film? Jakiś program? - zapytał młody mężczyzna w bluzie z kapturem. I strasznie chyba chciał się nie ześlizgiwać wzrokiem na krągłości blondynki i chociaż udawać, że bardziej interesują go jej oczy.

- A jak się nazywasz? Ja jestem Robinette ale wszyscy mi mówią Robi. Dasz mi swój autograf? Albo numer? Ja ci mogę dać swój. I mogę oprowadzić jak chcesz. Pokazać różne ciekawe miejsca. Nie zobaczysz takich w folderach reklamowych. - kobieta z kolei miała jakiś posmak egzotycznej domieszki krwi i bez skrępowania oglądała sobie blondynę z bliska. Trochę rzucając zaciekawione spojrzenie na Jewel chociaż jakby próbowała domyślić się co się działo w samochodzie no ale i tak widać było kto tu jest dla niej gwiazdą.

Nie zdążyli za bardzo nawiązać tej nowej znajomości lub nie bo szybko zbliżał się kolejny pojazd. Tym razem jednoślad. Nie minał ich tylko zwolnił i zatrzymał się dołączając do zaparkowanych wcześniej maszyn. Zsiadł z niego ktoś w skórzanej kurtce. I dopiero jak zdjął kask okazało się, że to Bruno. Musiał się zdążyć przebrać. Brakowało już tylko Johna. A było już prawie w pół do drugiej.

John zaś jechał podobnie jak pozostali - z centrum na Orly - tyle, że zamówionym uberem a nie własnym pojazdem. Chociaż poprosił kierowcę aby go wyrzucił nieco gdzie indziej niż powinna czekać reszta. Czy już tam są to tego jeszcze nie wiedział. Miał inny pomysł. Chciał się dobrać do systemu CCVT. Dzięki niemu mógłby monitorować okolicę z więcej niż jednego miejsca na raz. Tylko najpierw musiał znaleźć jakieś kamery uliczne i się do nich podpiąć. Chociaż mniej więcej orientował się jak to tu powinno wyglądać. To bez detali. Nie był ekspertem od tej okolicy. Tak jak mu się wydawało, przy samym lotnisku to pełno było tych kamer. Ale tutaj to już niezbyt. Tam na krzyżówkach jakaś, jakaś przy Leclerku, jakaś tam, jakaś tu. Jak się przeszedł osobiście po tych ulicach to miał już jakiś obraz sytuacji jak to wygląda. Jednak zeszło mu ze dwa kwadranse na te raźne, nocne spacery. W końcu wybrał sobie miejsce które rokowało, że zagęszczenie CCVT będzie największe. Wypatrzył skrzynkę z “flakami” elektroniki na dachu. Musiał tam podskoczyć ale korzystając ze swoich nadnaturalnych talentów udało mu się tam wskoczyć bezpośrednio z ziemi. Jeszcze tylko trochę majstrowania z pokrywą, potem przydała mu się latarka zabrana z VIP-roomu. Potem trochę pracy na klawiaturze i wreszcie mógł na swoim laptopie widzieć małe prostokąty z kolejnych kamer. I zadzwonić do Margaux aby ktoś podrzucił mu cacko do zdalnego gadania z innymi. Zanim to się stało zrobiła się już właściwie 2-ga w nocy. Do świtu zostało nieco ponad 3 godziny. Ale lepiej było nie ryzykować do ostatniej chwili ze znalezieniem kryjówki.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon północny
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew






https://media.istockphoto.com/photos...s-40wjKPj-dLM=



Carl



Dwóch mężczyzn przechadzało się po podmiejskich ulicach. Obaj wyglądali bardzo kontrastowo. Jeden u progu wieku męskiego drugi już u jego kresu. Szli razem. Jeśli ów napastnik dalej by atakował samotne osoby to mieli szansę, że ich nie póki się nie rozdzielą. W porównaniu do centrum to te ulice tutaj, prawie na granicznych przedmieściach to wydawały się prawie puste. Ale nie całkiem. Czasem widzieli jakąś sylwetkę, duet czy ich grupkę jak nadchodzili z przeciwka albo szli drugą stroną ulicy. Albo przyjeżdżali samochodami pewnie z sobotnich baletów i wracali do domów. Jednak ogólnie to panowała cisza i spokój. Z odległych rejonów miasta słychać było echo pociągu jeśli przejeżdżał, szum ciężarówek z obwodnicy czy jakiś daleki klakson.

Ponad głowami i dachami latało im kilka ptaków. Carlowi co prawda udało się skupić się i przemówić do okolicznych pierzastych mieszkańców ale widocznie nie był zbyt przekonywujący. Albo one nie były zbyt chętne aby ruszyć się z miejsca czy też po prostu nie było ich w pobliżu wystarczająco wiele. W każdym razie tylko ze dwa czy trzy latały pod nocnym niebem. Dzięki nim jednak stary górnik miał pewną świadomość okolicy z ich punktu widzenia a niekoniecznie to co widział i słyszał swoimi własnymi oczami. Głównie jednak prawie puste ulice. Mało kto tędy chodził, jak już to zwykle tyle co z taksówki czy samochodu. No i właściwie nie do końca było wiadomo jak ów krwawy szaleniec ma wyglądać. Więc każda widziana sylwetka, zwłaszcza mężczyzny, mogła by właśnie nim. A gdyby zaatakował to czasu na reakcję byłoby pewnie bardzo mało. To powodowało nerwowe oczekiwanie i niepewność co do mijanych czy widzianych osób.

Poza tym pogoda się popsuła. Jak jechali przez miasto, zjechali się w końcu wszyscy i zaczęli te nocne spacery to była ładna, bezchmurna, letnia noc. Ale stopniowo się chmurzyło, chmurzyło no i wreszcie zaczęło mżyć z tych chmur. Ptaki nie były zadowolone. Nie podobało im się latanie w deszcz i wyczuwał, że wolą sie schować przed deszczem.

Mijali właśnie jakiś dom gdzie była jakaś impreza. Paliły się światła, przez okna widać było tańczących i rozmawiających ludzi, w większości młodych, co trzymali papierowe kubki i często z nich popijali. Wewnątrz domu muzyka musiała być głośna ale jak się szło chodnikiem była na znośnym poziomie. Wreszcie coś zaczęło się dziać. Akurat jak mijali tą imprezę to uwagę krążących, i moczących pióra ptaków przykuły inne światła. Zastanawiały się czy to niebezpieczne i czy to oznaczać może coś do jedzenia. Wszelkie zamieszanie i zgrupowanie ludzi oznaczało często coś do jedzenia. Ktoś rzucił frytkę czy kawałek bułki. Pojazd z migającymi światłami na dachu u pierzastych mieszczuchów nie budził zbyt wielkich obaw. Zwłaszcza jak były w bezpiecznej odległości w powietrzu. Ale coś z góry nie widać było aby ktoś rzucał kawałki chleba czy czegoś podobnego. Dwóch dwunogów weszło z pojazdu szybkim krokiem do mieszkania i tyle. W sąsiednych domach zapaliło się okno czy dwa, pojawiły się w nich kolejne sylwetki. Ale też nikt nie rzucał czegoś dobrego do jedzenia. Ani w ogóle niczego.

- O matko biegnie na mnie! - niespodziewanie Carl usłyszal w otrzymanej od Margaux słuchawce przestraszony głos którejś z dziewczyn. Pewnie którejś z innych grup. Ale w tym zaskoczeniu i tak krótkim okrzyku nie był pewien która to. Za to bez trudu rozpoznał strach w jej głosie.


Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon centralny
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew



Alyssa i Bruno



Jak już John się odezwał i ktoś tam poszedł do niego aby mu przekazać słuchawczekę jaką przywiózł kolega Margaux to można było zaczynać te nocne spacery. No to zaczęli. Chociaż był dylemat jaki właściwie powinien być odstęp między Jewel a nimi? Korciło aby eskorta miała ją na widoku. Tak dla większego bezpieczeństwa. Tylko, że jakby mieli ją na widoku to ona ich też, wystarczyło aby się odwróciła i spojrzała w ich stronę. Tylko wtedy jak ktoś by obserwował klubową dziewczynę to też mógłby ich dostrzec. A brudas zdawał się atakować jak dotąd tylko samotne ofiary. Kobiety, mężczyzn, starych, młodych, białych, kolorowych ale samotnych. Było ryzyko, że gdyby zachowali kontakt wzrokowy z tancerką to mógłby zrezygnować z ataku. Nawet jeśli dziś wyszedł na łowy i był gdzieś w tej okolicy. Co wcale nie było takie pewne.

O tyle było dobrze, że wybrali sobie okolicę gdzie było sporo parków, placów zabaw dla dzieci, jakichś terenów gdzie albo coś zburzyli albo mieli budować. Tutaj było najmniej kamer CCVT z tego co mówił John a i Carl ze swoimi ptasimi kolegami był bardziej na północ. Teren pozwalał na krótsze odległości bo co chwila trafiał się jakiś krzak, drzewo, kawałek płotu czy muru. A jednocześnie powodował utratę kontaktu wzorkowego.

Sama Jewel po wyjściu z czarnego suva wydawała się być w świetnym humorze. Wręcz szampańskim. Wcale nie wydawała się obawiać zadania jakie ją czekało. Co tylko dodawało jej naturalności w zachowaniu. Szła gdzieś tam dalej, po uliczkach i chodnikach parku czy ogrodzeniu placów zabaw. Alyssa, Bruno i Jean Mark czasem ją widzieli gdy było trochę więcej przestrzeni. Szła leniwym krokiem na swoich wysokich obcasach, czasem przystawała, siadała na ławce i przeglądała telefon. Bo takie samotne krążenie bez celu było dość monotonne i szybko sie mogło znużyć. Czasem się odzywała mrucząc pod nosem jak kogoś dojrzała. Ale zwykle z daleka, albo ten ktoś ją mijał i nic się nie działo.

Pozostałej trójce jaka miała przybiec jej na pomoc gdyby coś się zaczęło dziać było o tyle raźniej, że coś się działo. No i mieli siebie nawzajem czy by pogadać czy, skomentować czy nawet dla otuchy. No a blondynka w śmiałej, prześwitującej długiej sukni i stukająca obcasami w chodnik i parkowe alejki nawet na tych nocnych, peryferiach miasta rzucała się w oczy.

- Mogę ci cyknąć parę fotek? - zapytał jakiś amator nocnych fotografii. Zapowiedział go blask flesza. Chyba robił fotki z nocnego życia miasta czy parku bo chyba uwieczniał ten nocny plener. Trochę wcześniej też Jewel dała znać, że ktoś zrobił jej fotkę czy dwie. A teraz uwagę fotografa przykuła blondynka w szpilkach. A może się zdziwił, że tak lekko i śmiało się ubrała bo mżyło. Zaczęło jakiś czas temu chociaż początkowo noc była ładna i bezchmurna. Ale w końcu zachmurzyło się i zaczęło padać. Jednak spokrewnieni jako chodzące trupy udające śmiertelników nie byli tak wrażliwi na chłód i gorąco jak śmiertelnicy. Ale tego ten amator nocnych fotografii pewnie nie wiedział. I był ciekaw tej długonogiej blondynki na tyle aby ją też uwiecznić w swoim obiektywie.

- Szefowa to da sobie zrobić sesję zdjęciową? Mi to cyknął tylko parę. Ale szefową to ja bym też obstrykała z każdej strony. - brunetka zaśmiała się bezwstydnie słysząc pewnie coś z tej rozmowy a może i widząc błysk flesza. Ta wizyta na tylnym siedzeniu suva nadal musiała ją trzymać w dobrym humorze. Chociaż ta mżawka zaczynała ją studzić i mówiła, że wolałaby nie łazić tak za długo. Nic poza kiecką jaką miała na sobie jej nie chroniło przed mżawką to pewnie nie było to dla niej nic przyjemnego. Chociaż z drugiej strony te nocne spacery już powinny się kończyć. Zbliżała się w pół do czwartej a jeszcze trzeba było wrócić przed wczesnym świtem do jakichś bezpiecznych kryjówek.

- O matko biegnie na mnie! - niespodziewanie w słuchawkach rozległ się przestraszony głos Jewel. A potem jeszcze pisk pełen przerażenia. Gdzieś tam z tej strony co powinna być.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon południowy
Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu
Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew



Margaux



Przez chwilę jak jeszcze stali przy samochodach i ustalali co, gdzie i z kim mają się podzielić na te grupy to wydawało się, że była policjantka jak pójdzie na tą przynętę to nie będzie miała swojej eskorty. Bruno miał iść z Alyssą, John gdzieś tam się kitrał przy improwizowanym panelu do podglądania ulic przez kamery a Carl miał łazić ze swoimi ptasimi przyjaciółmi gdzieś w miare na miejscu, nie daleko samochodów. No ale jak przyjechał Max to oczywiście nie zostawił jej samej a potem jeszcze panna de Gast nieco zmieniła plany i dała jej dwóch swoich ochroniarzy jako eskortę. No to brunetka w żonobijce i dżinsowej kurtce miała trzech kawalerów do obstawy co już wyglądało dużo lepiej.

Z początku i tak poza Carlem to ruszyli większa bandą bo wszyscy mieli po drodze. Tylko przy Leclercu Alyssa, Bruno i jej kierowca skręcili w park a ona ze swoją grupą poszli dalej. Dotarli do bardziej oświetlonych i wyasfaltowanych ulic. Tu musieli zwiększyć odległość aby Margaux miała szansę wpisywać się w rysopis samotnej ofiary. Jednak na długich prostych oznaczało to, że od pozostałej trójki dzieliło ją często długość ulicy. Zanim by do niej dobiegli musiałaby sobie radzić z napastnikiem sama. Jak by wyglądał pojedynek z napędzanym Bestią kainitą trudno było zgadnąć. Zależało od zbyt wielu okoliczności.

Na razie szła ulicami mijając czasem kogoś. Zwykle jak wysiadał z taksówki albo własnego samochodu. W końcu to były odległe peryferia miasta a nie centrum gdzie o tej porze klubowe życie tętniło pełną parą. Początkowo ładna pogoda zepsuła się. Pogodna noc spochmurniała i zaczęła padać mżawka. Bo na miano deszczu to to nie zasługiwało. Czasem mogła porozmawiać zdalnie czy z kimś ze swojej eskorty czy z Johenm. Okazało się, że gdzieś tu był. Więc każda kamera jaką mijała dodawała otuchy, że gdzieś tam kolega ją widzi i w razie czego ostrzeże albo powiadomi eskortę, że “zaczęło się”. Ale na razie nic się nie działo. A wcale już tak wiele do świtu nie zostało. Jak spojrzała na zegarek to była 03:31. Czas już było powoli myśleć o tym aby się zbierać. Jeszcze trzeba było wrócić do bezpiecznej kryjówki aby przeczekać dzień. I właśnie wtedy się zaczęło.

Policyjne ucho gładko wyłapało podniesione krzyki w jakimś arabskim narzeczu. Kłótnia. Pewnie rodzinna kłótnia. Ale jak bardzo zaogniona jest tam sytuacja to odkryła przypadkowo. Wyszła za róg i dojrzała otwartą furtkę do niewielkiego ogrodu. A za nim plecy mężczyzny ubranego w tą długą, prawie do kolan koszulę w orientalnym stylu. To on był tym który krzyczał najgłośniej. Krzyczał do grupki innych Arabów jacy stali przy wejściu z domu na ogród. I widocznie chcieli go powstrzymać, uspokoić czy coś takiego. Nie znała ich języka ale w lot to pojęła. Pojęła też, że ten co był do niej plecami trzyma przed sobą jakieś wyrośnięte dziecko, może młodszego nastolatka bo głowę miało gdzieś na wysokosci jego piersi. Trzymał je jednym ramieniem przyciskając do siebie. A drugą ręką przykładał mu do gardła. Nie miała pojęcia czy ma tam nóż czy pistolet czy jeszcze coś innego. Ale groźba była zrozumiała na instynktownym poziomie. Groził temu nastolatkowi a ci z domu chcieli go uspokoić. Ale jej, przypadkowego przechodnia co się znalazł akurat tutaj, akurat teraz jeszcze nikt z nich chyba nie dostrzegł.

- O matko biegnie na mnie! - usłyszała niespodziewanie w słuchawce krzyk którejś z dziewczyn. Dało się słyszeć przerażenie w tym krótkim krzyku a brak kolejnych tylko sugerował, że nie ma tam już czasu na rozmowy. To musiało być gdzieś tam w parkach i placach zabaw u Bruno i Alyssy. Ale tam miała teraz równie daleko jak trójka jej ochroniarzy.



John



Jak Brytyjczyk przeszedł się po rejonie to uznał, że “tutaj” mógłby zdziałać najwięcej. Na południowym obrzarze ataków brudasa było najwięcej CCVT. Znalazł sobie jedną, podpiął sie no i parę chwil później mógł siedziec na pochyłym dachu i wpatrywać się w monitor swojego laptopa. Na nim miał serię małych prostokątów jakie pokazywały co widzą okoliczne kamery. No i nie był sam.

Ledwo wylądował skokiem na dachu a chyba tym obudził jakiegoś ratlerka co mieszkał poniżej. Bo sądząc po odgłosie szczekania to musiało być coś małego. Ale dziamdziolił i dziamdziolił wyczuwając intruza w sąsiedztwie. Tak bardzo, że obudził własciciela. Z dachu widział promień latarki jaki omiata ogród i ulicę z wysokości piętra. Ale pewnie nie przyszło mu do głowy, że może chodzić o własny dach. Wystarczyło zachować dyskrecję. No ale mimo, że właściciel w końcu zgasił latarkę i pewnie wrócił do łóżka mały kundelek nie ustawał w ujadaniu na obcego. Musieli się jakoś znosić nawzajem bo szykowała się dłuższa posiadówa.

I jak się okazało dość monotonna. Co prawda John miał wgląd w kamery no ale to nie były kamery w jakimś nocnym klubie albo chociaż na ulicy w centrum gdzie działoby się coś ciekawego do oglądania. To były senne przedmieścia. Dobrze, że była weekendowa noc to w ogóle cokolwiek się działo. W naturalny sposób uwagę przykuwała kobieta w dżinsowej kurtce narzuconej na podkoszulek. Gdyby nie wiedział kim są ci trzej co zwykle zmierzali jej śladem parę kadrów później to mógłby ją ostrzec, że ktoś za nią lezie i to trzech, rosłych, podejrzanych typów. Ale wiedział, że to jej eskorta. Nie zawsze miał tą czwórkę na namiarze, wcale nie rzadko wychodzili mu poza obręb pola widzenia którejkolwiek kamery. I zostawało wtedy czekać aż w którymś pojawią się ponownie. Póki to się nie stało nie miał pojęcia co się tam u nich dzieje. I miał marne szanse dobiec tam przed jej kolegą i ochroniarzami Alyssy. Chyba, że sytuacja by się przedłużała.

Podobnie nie wiedział kogo właściwie szukają. Ten obraz, też pewnie z kamer CCVT jakie pokazała im w “Medusie” Aurora nie był zbyt wyraźny. Ot, raczej mężczyzna, raczej krótko ostrzyżony, raczej arabskiego typu urody. I tyle. Teraz zaś sam widział na własne oczy, że chociaż te kamery nieźle przekazywały czarno - biały obraz ogólny sytuacji to już z detalami było krucho. Nawet Margaux to raczej rozpoznał po ubraniu bo widział ją wcześniej a niekoniecznie po twarzy. Zaś każda z widzianych przez kamery sylwetek, zwłaszcza tych samotnych, mogła być napastnikiem. Ulice jednak najczęściej były pustawe. O ile gdzieś ktoś akurat nie wracał taksą czy swoim wozem z sobotnich baletów to rzadko kto sie trafiał. Zresztą dokładnie tak to opisywała wcześniej szeryf. Tej weekendowej nocy to pewnie i tak był tu większy ruch niż zazwyczaj przez większość tygodnia. Z ciekawszych rzeczy to dojrzał, że jedna z kamer łapała “kątem oka” obraz z wnętrza sypialni. Pod ostrym kątem i niewiele jej było widać. Ale akurat tam się ulokowała jakaś parka domowników gdzie widział jego plecy jak zapina swoją partnerkę na stojaka przy tej ścianie. A w końcu ona znikła mu z kadru gdy osunęła się po tej ścianie i widział tylko rytmicznie poruszający się czubek jej głowy gdzieś na wysokości jego bioder. I to oglądania z kamer to chyba był jak na razie najciekawszy obrazek. Poza tym wiele się nie działo. Do tego jeszcze zaczęło mżyć więc ekran laptopa i klawiatura pokryły się drobnymi kroplami wilgoci. A na dole amdzik się nieco uspokoił ale dalej co jakiś czas ujadał jakby chciał go odstraszyć od swojego terenu.

Robiło już się późno. Dalej było ciemno jak w nocy ale nawet powroty z imprez w centrum miasta zdarzały się coraz rzadziej. Właściwie już było w pół do czwartej rano i można było zacząć myśleć o powrocie. W końcu trzeba było znów przejechać miasto aby zdążyć przed świtem do siebie. No i jeszcze ta mżawka. Mało przyjemna ani pomocna.

- O matko biegnie na mnie! - nagle w słuchawce usłyszał przerażony głos którejś z dziewczyn. Ale żadnej nie miał ani w zasięgu wzroku ani na kamerach.



---


Mecha T 03



Przywanie ptaków


Carl: CHA + Animalizm; 4k10 (PT 2); rzut: https://orokos.com/roll/952407 > 4d10=8, 5, 7, 2 > 2 z 2 suk > remis > udało się na styk

---



Miejsce ataku: 1-3 północ; 4-6 centrum; 7-9 południe; 10 inne

rzut: https://orokos.com/roll/952408 6 > centrum
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline